-To kiedy przyjeżdżasz słoneczko?-słyszysz głos matki
-Lada moment wyjeżdżam.-rzucasz chłodno
-Fenomenalnie!-mówi wyraźnie uradowana- Będzie Klara, skończyła prawo na Sorbonie, do tego przywiezie ze sobą tego swojego Francuza, Anna pęknie z dumy.-prycha
-Super.-mówisz bez entuzjazmu
-Nie musisz się przejmować prezentami dla tych głupich pind, którym się wydaję, że są nie wiadomo kim, już się tym zajęłam.
-Raczej nie będą mi potrzebne.-odpowiadasz kobiecie
-Słucham?-podnosi ton głosu
-Bo nie będę musiała obejrzeć ich fałszywych twarzy. Już nigdy.
-Ty sobie chyba żartujesz słoneczko.-początkowo nie wierzy- To o której będziesz, pytam poważnie.
-Jeśli nie będzie korków na Zakopiance to popołudniem.
-Nie bądź śmieszna.-prycha- Twoja rodzina jest w Warszawie, do kogo niby się tam wybierasz?
-To faceta dla którego naprawdę jestem ważna i który jest dla mnie niemal najważniejszą osobą w moim życiu i którym ma dla mnie czas zawsze, a nie tylko wtedy jak ma ochotę.-odgryzasz się- Do mężczyzny na którego zdecydowanie nie zasługujesz bo jesteś pieprzoną egoistką i materialistką bo nie potrafiłaś go docenić. Osobie, której utrudniałaś do maksimum kontakty z dzieckiem, a mimo to jechał na drugi koniec kraju i spotykał się z nim. Z rodzicem, z którym mam o wiele lepszy kontakt pomimo dzielących nas kilometrów aniżeli z tobą.-kończysz swój wywód- Masz jeszcze jakieś pytania?
-Dobrze, jedź sobie!-rzuca podenerwowana po chwili ciszy- Tylko nie dzwoń za parę godzin, gdy będziesz musiała spać na kozim futrze i szukać wychodka na zewnątrz.-fuka po czym się rozłącza.
Zupełnie usatysfakcjonowana kierujesz się w spokoju w kierunku rodzinnego miasta twojego ojca. Nie wiesz w zasadzie czego się spodziewać, bo niewiele pamiętasz z okresu w którym spędzałaś wakacje w górach wraz z ojcem i jego rodziną. Jedna rzecz utkwiła ci jednak w pamięci. Miłość i szczęście jakie dostawałaś tam bezwarunkowo. I właśnie z tą myślą przebyłaś kilku godzinną podróż do zimowej stolicy kraju. Wbrew swoim obawom, trafiłaś do rodzinnego domu swojego ojca bez większego problemu. Był dokładnie taki sam, jakim go zapamiętałaś. Piękny, piętrowy dom w stylu góralskim z olbrzymimi sosnami wokół.
-Tato!-rzucasz niczym mała dziewczynka po czym przytulasz ojca na powitanie.
-Jak się jechało słoneczko?
-Całkiem nieźle.-kiwasz głową by po chwili z mroźnego podwórka znaleźć się wewnątrz domu. Tu również niewiele się zmieniło. Wciąż było czuć lawendę już od wejścia, a cały korytarz jak i resztę domu zdobiły piękne, drewniane meble. Uśmiechnęłaś się widząc pośród masy rodzinnych fotografii wiszących na ścianie także i siebie, gdy byłaś małą dziewczynką.
-Nigdy nie wątpiłam, że jeszcze zobaczę moją piękną wnusię, przenigdy.-uśmiecha się starsza kobieta na twój widok- Święta to jednak niezwykły czas.
-Och, babciu.-nie wiesz kompletnie co powiedzieć, jednak kobieta rozkłada ręce, aby po chwili tulić cię niczym małą dziewczynkę.-Tak długo się nie widziałyśmy.
-Kwiatuszku, przecież to nie twoja wina.-gładzi cię delikatnie po głowie- Czasem tak w życiu bywa, ważne jednak, że jesteś tutaj z nami.-uśmiecha się
-O dwanaście lat za późno.-wzdychasz
-Lepiej późno, niż wcale, prawda?-wtrąca twój ojciec- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale jutro mamy do wykarmienia całą masę głodnych górali i miastowych.-śmieje się mężczyzna mając na myśli swoją rodzinę- Także bierzmy się do roboty, a ty skarbie jeśli chcesz to odpocznij. Pierwsze drzwi na lewo.-kiwa głową mężczyzna.
Nie planowałaś większego odpoczynku, jednak nie mogłaś sobie odpuścić zajrzenia do tego pokoju. Kiedy usiadłaś na wygodnym tapczanie i przymknęłaś oczy to znów miałaś dziesięć lat, warkocze na głowie i byłaś naprawdę szczęśliwa. Z tym domem wiązały się niemal wszystkie twoje radosne wspomnienia z dzieciństwa. To wszystko wróciło w jednej chwili, choć od twojego ostatniego pobytu tutaj minęły całe wieki. Może powinnaś już dawno tutaj przyjechać? Może tutaj udałoby ci się zacząć wreszcie naprawdę żyć? Bo dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że od chwili przyjazdu ani przez chwilę nie myślałaś o tym, co od dawna ciąży ci na sumieniu. Co nocami nie daje spokojnie spać. Czyżby to było jakieś rozwiązanie?
-Może się na coś przydam?-wchodzisz do kuchni w której trwają przygotowania do jutrzejszej Wigilii
-Ależ oczywiście.-uśmiecha się kobieta- Jesteś w połowie góralką, więc pora nauczyć się wyrobu paru regionalnych przysmaków.
-Mamo, dajże spokój, Lili nigdy tu nie mieszkała, więc nie musi tego robić.-wtrąca twój ojciec
-To żaden problem, zawsze to coś nowego do repertuaru kuchennego.-uśmiechasz się po czym przystępujesz do pracy. Pomimo faktu, iż spędziłaś w kuchni dobrych kilka, jak nie kilkanaście godzin, byłaś naprawdę szczęśliwa. Nie chodziło już o to, że nauczyłaś się wykonywać kilka tradycyjnych potraw, ale mogłaś spędzić czas z bliskimi ci osobami. Ani przez chwilę nie odczułaś tego, że jesteś tu zbędna, jak to bywało w czasie świąt spędzanych z matką i jej rodziną.
-Wiesz skarbie, mimo, że straciłyśmy kontakt to wiem co się u ciebie działo. Twój tata mi w tym pomagał.-uśmiecha się ściskając twoją rękę- Wyrosłaś na piękną i mądrą kobietę.
-Duży w tym udział taty.-spoglądasz w kierunku mężczyzny pogrążonego w lekturze gazety
-A on jest z ciebie naprawdę dumny.-kiwa głową- Z resztą ja też.
-Nie ma z czego, jeszcze nie.-wzdychasz
-Skarbie, najważniejsze żebyś ty była szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. Byś postępowała zgodnie z samą sobą.
-Chciałabym by kiedyś tak właśnie było.-uśmiechasz się niemrawo
-Jesteś młoda, masz przed sobą całe życie, nie tkwij więc w rzeczach, które nie przynoszą ci satysfakcji.-uśmiecha się pokrzepiająco- A co najważniejsze, nie marnuj życia na ludzi, którzy nie chcą w nim pozostać na dłużej. Kochaj i bądź kochana.
-Apropos miłości.-wtrąca się twój ojciec- Co tam u twojego chłopaka?-unosi wzrok sponad gazety
-Dobrze gdyby był.-kiwasz głową
-Z tego co mówił ostatnio Mikołaj to chyba jednak jest.-szczerzy się- Wiesz, chciałbym kiedyś spełnić swoje małe marzenie i poprowadzić moją małą dziewczynkę do ołtarza.
-Nie zapędzaj się tato, okej?-śmiejesz się- Co ci powiedział Mikołaj?
-Kiedy zadzwoniłem do ciebie mniej więcej miesiąc temu odebrał i powiedział, że cię nie ma bo jesteś na randce. No i dodał, że wygląda to całkiem poważnie, mimo, że się do tego nie przyznajesz.
-Jak wrócę to porządnie dostanie w łeb.-kręcisz głową z niedowierzaniem
-To kim on jest?-dopytuje ojciec, a ty spoglądasz na niego jedynie wymownie
-Kim by nie był.-wtrąca starsza kobieta- Jeśli naprawdę go lubisz to nie broń się przed tym. A nawet jeśli będziesz to robić, to raczej długo ci się to nie uda. W końcu nie wytrzymasz.-gładzi twój policzek- Daj temu się rozwinąć.
-Chyba właśnie to robię, wbrew sobie.-wzdychasz po raz pierwszy wyznając to na głos
-I bardzo dobrze!-raduje się kobieta- A teraz, spróbujesz kolejnego lokalnego specjału.-uśmiecha się po czym wyciąga z barku butelkę z nalewką. Ten wieczór mija w naprawdę miłej atmosferze, nawet nie wiesz kiedy wybija północ, a za oknem nastała ciemna noc.
Nie mogłaś wylegiwać się do dziesiątej, od rana na dole słychać było gwarne rozmowy i dźwięk wszelakiej pracy. Kiedy pojawiłaś się w kuchni było tam co najmniej dziesięć osób, każda z osobna zajęta inną czynnością. Dopiero po chwili twoja obecność została dostrzeżona i powtórnie zapanował gwar. Większości z tych osób nawet nie pamiętałaś, jednak zostałaś przywitana niemal jak byście widywali się co dzień. Po wszelakich powitaniach i pytaniach o różnorakie sprawy życia codziennego oddelegowałaś się do salonu, w którym kręcił się twój ojciec, usiłując przygotować stół. Wspólnymi siłami dość sprawnie udało się wam z tym problemem uporać, przygotowania w kuchni również dobiegły końca, więc mogliście przygotować się do wieczerzy. Kilka minut po godzinie osiemnastej ponad dwadzieścia osób, stłoczonych w niewielkim salonie rodzinnego domu rozpoczęło Wigilię od odczytania fragmentu z Biblii. Może nigdy nie byłaś przesadnie religijna to jednak w tym momencie mogłaś przyznać, że święta te miały w sobie niesamowitą moc i chyba dzięki obrazkowi jaki miałaś przed oczami, powoli zaczynałaś pojmować tą magię.
-Jeśli za nim tęsknisz to zadzwoń, to nie koniec świata.-zaskakuje cię głos ojca, kiedy stoisz wpatrując się w gwiazdy
-Tato, błagam cię.-przewracasz oczami
-Posłuchaj rady starego ojca.-kładzie rękę na twoim ramieniu- Jeżeli naprawdę jest dla ciebie ważny, to musisz to najpierw przyznać przed sobą samą.
-Sądzisz, że..-wypuszczasz głośno powietrze z ust-… że byłabym zdolna do takich.. uczuć?
-Robisz to nieprzerwanie od dwudziestu sześciu lat skarbie.-uśmiecha się mężczyzna
-To co innego.-kręcisz głową
-Też jestem facetem, tyle, że my jesteśmy rodziną i to jest w zasadzie odgórny przydział, a on jest tylko i wyłącznie twoim wyborem.
Kto by pomyślał, że niewinny wyjazd na święta może tyle zdziałać? Przede wszystkim uporządkować po części ten natłok myśli jaki miałaś w swojej głowie, a ten ostatnimi dniami zdecydowanie przybierał na sile.
-Skarbie, wszystko w porządku?-zagaja babcia, kiedy w dzień Bożego Narodzenia siedzisz na parapecie i spoglądasz z nostalgią w rozgwieżdżone niebo.
-Tak tylko sobie siedzę i myślę.-odwracasz wzrok w kierunku kobiety, która jak za dawnych czasów podaje ci kubek kakao i przysiada się do ciebie
-O pewnych sprawach nie można za wiele myśleć, bo wiele rzeczy w życiu nie jest wcale tak skomplikowanych jakby się mogło wydawać.-mówi
-Dobrze powiedziane.-kiwasz głową i upijasz odrobinę parującego napoju
-Powiem ci coś, być może ku przestrodze tego myślenia.-dodaje po chwili- Gdyby twoja mama tak usilnie nie rozmyślała, nie szukałaby wciąż desperacko szczęścia wśród bogatych facetów i nie oszukiwałby siebie samej tak długo.
-Jak to?-dziwisz się
-Bo widzisz, twoja matka pochodziła z dobrze sytuowanej, nieco snobistycznej rodziny. Miała wszystko czego chciała, zaplanowaną całą przyszłość włącznie ze studiami zagranicą. Aczkolwiek jej wspaniała rodzinka nie zaplanowała jednej rzeczy. Miłości, która przyszła, gdy była w siódmej klasie podstawówki. Żaden spadkobierca wielkiej fortuny. Żaden syn biznesmena mający przejąć rodzinne biznesy. Zwykły, prosty chłopak, syn miejscowego stolarza i nauczycielki angielskiego.-wzdycha- Długo się broniła, ale po roku zaczęli się spotykać. Szaleli za sobą. Oczywiście rodzina Ewy kompletnie nie akceptowała jej wyboru. Ba, grozili jej na wszelakie możliwe sposoby, a ona nie słuchała. Doszło do tego, że wraz z Czarkiem zamieszkali u nas, na poddaszu. Pisząc maturę, była w piątym miesiącu ciąży.-uśmiecha się- Pomagaliśmy im jak tylko potrafiliśmy. Przez miesiące poznałam ją na tyle, by dostrzec, że pomimo uśmiechu, w jej oczach widać było żal. Zostawiła cały znany sobie świat, wymarzone studia dla mężczyzny. Nigdy nie podważałam tego, że kochała twoja ojca. Jednak nie mógł jej zapewnić życia, do jakiego przywykła i do jakiego ją przygotowywano. Po twoim urodzeniu jej wewnętrzna rozpacz przybierała tylko na sile. Aż w końcu, gdy miałaś cztery miesiące, ze łzami w oczach powiedziała, że nie potrafi tak dłużej. To nie było życie dla niej, wszyscy to widzieliśmy, włącznie z twoim ojcem. Choć pękało mu serce, to pozwolił jej odejść.
-Wciąż ją kocha, prawda?-dopiero po chwili zbierasz wszelkie słowa- Dlatego jest sam. Teraz to ma sens.
-On ci tego nie powie, ale pomimo upływu lat, wciąż czasem przyłapuję go jak wpatruję się w fotografię sprzed dwudziestu sześciu lat. Jedyne zdjęcie na którym znajduje się cały jego świat.
-Nigdy nie mówił mi o historii jego i mamy.-kręcisz głową z niedowierzaniem- Jedyną wersją jaką znałam była ta, że po prostu byłam owocem zauroczenia, które wygasło jeszcze przed moimi narodzinami.
-Wiesz, myślę, że ich oboje do tej pory ta historia bardzo boli.-uśmiecha się pokrzepiająco- Twoja matka stara się zapomnieć angażując się w kolejne małżeństwa, a twój ojciec.. cóż, on nie chce zapomnieć.-wzdycha kobieta- Więc nie powielaj błędów swoich rodziców. Jeśli jakiś mężczyzna będzie dla ciebie naprawdę ważny, to nie uciekaj. Bo nawet jeśli jak twoja matka spełnisz się zawodowo, to do końca życia będziesz nieszczęśliwa. Zranione serce będzie boleć już zawsze, nie ważne czy minie dziesięć czy trzydzieści lat.
Nie miałaś najmniejszego pojęcia. Przez całe życie żyłaś w przekonaniu, iż twoi rodzice nie byli nigdy tak naprawdę razem. W jednej chwili kompletnie zmieniłaś postrzeganie na to wszystko, a już zwłaszcza na twoich rodziców. Nie powiesz byś zrozumiała swoją matkę, bo tej kobiety chyba nigdy nie będzie ci dane rozgryźć, jednak po części rozumiałaś niektóre jej zachowania. Wszystko to co powiedziała ci babcia, zaczynało wiele tłumaczyć. Niechęć twojego ojca do wszelakich randek czy spotkań z twoją matką i odwrotnie. Nawet posiadanie w życiorysie trzech mężów, po części. Jednak dzięki tej opowieści, doszłaś do jednej ważnej rzeczy. Nie chciałaś tak żyć. Być nieszczęśliwą we własnym żywocie. Przysięgłaś sobie, że tego nie zrobisz. Nawet jeśli chodziło o miłość, która wbrew wszelkim założeniom, wydawała się nie być już tak odległym tematem.
~*~
Na
wstępie przepraszam za opóźnienia, ale weekend spędziłam praktycznie poza
domem, musicie wybaczyć.
Rozdział
teoretycznie bez udziału Facu, jednak wokół jego osoby troszkę się dzieje,
jeśli mogę to tak ująć. Przede wszystkim w głowie Lili, choć po rozmowie z
niezawodną babcią, na pewno jest odrobinkę jaśniej. No i poznajecie jedną z
kilku życiowych historii Lili, choć może nie dokładnie jej samej, jednak dość
ważną dla bohaterki.
Na
końcu dodam, iż rozdział powstawał w Italii, więc jeśli czcionka będzie płatać
figle, przepraszam!
Miłego
tygodnia,
wingspiker.