Wydawać się mogło, iż dopiero był początek września, a ty dość niechętnie pełną przepychu Warszawę, zamieniłaś na nieco spokojniejszy Bełchatów. Czas pędził jak szalony. Za oknami momentalnie zamiast pięknej jesieni i kolorowych liści na każdym kroku, dało się zauważyć białą, puchową pokrywę okalającą wszystko wokoło. Wszyscy ludzie wpadli w szał przedświątecznej gorączki, którą dało się dostrzec niemal na każdym możliwym kroku. Dla wielu ludzi święta te, były niepodważalnie magicznym okresem. A jak było z tobą? Jeśli miałabyś być szczera to nie skakałaś z radości na samą myśl o nich. Prawdopodobnie dlatego, że nie wiązały się z nimi piękne wspomnienia, jakie posiadała z całą pewnością większość ludzi. Zawsze zazdrościłaś swoim koleżankom tego, iż wraz z matkami wspólnie piekły pierniczki, całymi rodzinami dekorowały zieloną choinkę śpiewając przy tym kolędy. Ty nigdy tego nie doświadczyłaś. Matka była zawsze zbyt zajęta by skupiać swoją uwagę na byle pieczeniu, więc zrzucała to na służbę. Podobnie było z dekorowaniem świątecznego drzewka, przecież taka dama jak ona nie zajmowała się tak pospolitymi zajęciami. Dlatego też ty, jako mała dziewczynka, pragnęłaś choć w małym stopniu zaznać tej atmosfery i wraz ze swoją ulubioną nianią Niną i kucharką Marią czułaś się choć przez chwilę jak w prawdziwej rodzinie. Może i co roku dostawałaś najlepsze prezenty, których wszyscy ci zazdrościli, jednak nigdy ci na nich nie zależało. Co roku miałaś jedno, niezmienne życzenie. Mieć przy sobie mamę i tatę. Poczuć się kochaną, a nie odtrąconą od matczynej piersi i wyizolowaną od ojca, mieszkającego w drugiej części kraju. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież minęły już lata, może nawet, iż powinnaś dorosnąć. Jednak pewne doświadczenia z dzieciństwa potrafią i dość brutalnie rzutują na dorosłe życie. Ty dość boleśnie się o tym przekonałaś, niestety. Dlatego teraz wzdrygałaś się na samą myśl o świętach, o tyle na samą atmosferę, co spędzenie ich z matką i jej kolejnym mężem. Nie wyobrażałaś sobie tego. Nie chciałaś jej widzieć. Nie mogłaś pojechać do Warszawy. Po prostu.
-To kiedy wyruszamy na Warszawę?-pyta cię Mikołaj jednego z grudniowych poranków
-Nie wiem jak ty, ale ja nie planuję.-mówisz niepewnie
-Chcesz zostać w Bełchatowie?-dopytuje
-Chcę... pojechać do ojca.-odpowiadasz mu nieco ściszonym głosem
-Jesteś tego absolutnie pewna?
-Nie chcę spędzać z nią kolejnych świąt, to dla mnie żadna przyjemność Mikołaj, zrozum.
-Jeśli naprawdę tak uważasz.-wzrusza obojętnie ramionami po czym znika w swoim królestwie zostawiając cię samą. Długo jeszcze siedzisz przy kuchennym barze wpatrując się w kubek z czarną, parującą cieczą. Z nostalgii wyrywa cię dźwięk zamykanych drzwi. Ostatnimi dniami kompletnie nie potrafiliście z Mikołajem znaleźć wspólnego języka. Nie było już między wami jak dawniej. Może i ty byś wskoczyła za nim bez wahania w ogień, tak on z całą pewnością rozważałby wszelkie opcje. Nie mogłaś ukryć faktu, iż naprawdę bolała cię jego obojętność, ale co mogłaś zrobić? Zgodnie z radą Joanny, po prostu udawałaś, iż wszystko jest w porządku. Starałaś się żyć własnym życiem, nie skupiając się nad żalem jaki czułaś. Musiałaś przyjąć do wiadomości, iż taka była naturalna kolej rzeczy. Prędzej czy później musiał się zakochać i zepchnąć cię na boczny tor. Początkowo to była dość dotkliwa degradacji, aczkolwiek z czasem chyba po prostu do tego przywykłaś. Już nawet nie zwracałaś uwagi na jego nieobecność. Bardziej dziwił cię fakt, gdy chciał porozmawiać, czy spędzić z tobą trochę czasu, co stało się w ostatnich tygodniach wydarzeniem unikatowym.
-Cześć tato.
-Kto to do mnie zadzwonił!-rzuca uradowany mężczyzna- Co tam u mojej księżniczki?
-Co planujesz w święta?-pytasz go
-Och nie, nie dam się zaciągnąć do stolicy, wybij to sobie z głowy.-mówi niemal natychmiast
-Nie wybieram się tam.
-Jak to?-dziwi się
-Po prostu, mam dość tego wszystkiego.-wzdychasz- Nie masz przypadkiem ochoty przygarnąć jednej przybłędy na kilka dni?
-Słoneczko, ależ z ogromną przyjemnością!-mówi wielce uradowany- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię zobaczę.
-Ja też tatku.-mówisz z uśmiechem wymalowanym na twarzy- Okropnie się za tobą stęskniłam.
-Ja za tobą też królewno.-wtóruje ci- A poza tym, wszystko w porządku? Wydajesz się być jakaś przybita.
-Poza tym, że Mikołaj dalej mnie olewa, to wszystko w porządku.
-Zakochał się chłopina, nie ma co się dziwić.-stwierdza mężczyzna-W takim razie do zobaczenia skarbie.
Chwilę po rozmowie z ojcem nakładasz puchową kurtkę i udajesz się na spacer. Chłód szczypie cię w policzki, a pod nogami skrzypi biała pierzyna, ale mimo to dzielnie kroczysz ulicami Bełchatowa. Niewielu było takich śmiałków jak ty, w zasadzie żadnego. Wszyscy w wielkim pośpiechu przemierzali miasto, chcąc jak najszybciej dotrzeć do ciepłego mieszkania czy domu i napić się herbaty z cytryną. Tobie jednak nie było śpieszno. W spokoju spacerowałaś zastanawiając się nad wszelkimi wydarzeniami, które miałaś za sobą oraz snując nieśpieszne plany na niedaleką przyszłość.
-Nie za zimno na spacerki?-słyszysz za sobą znajomy kobiecy głos
-Nie dla mnie.-kręcisz głową
-Dobra, dobra królowo lodu, idziemy na herbatkę i pogadankę.-rzuca Joanna po czym ochoczo bierze cię pod ramie i ciągnie za sobą ku kawiarni. Pod przymusem pani psychoterapeutki zamawiasz gorącą herbatę i kawałek ciasta. W lokalu panuje niesamowity gwar, ledwo słyszysz własne myśli. Standardowo w okresie przedświątecznym ludzie w trakcie pogoni za okazjonalnymi prezentami czy produktami spożywczymi robili przystanek w kafejce. W inny dzień doprowadziłoby cię to pewnie do szewskiej pasji, jednak dzisiaj miałaś to dalej gdzieś.
-Wybywasz, zostajesz, wakacje?-pyta Joanna
-Góry.-odpowiadasz
-Kobieta z gór?-chichocze
-Ja nie.-kręcisz głową- Mój ojciec i matka stamtąd pochodzą, z tym, że ta druga nie widziała tam dla siebie przyszłości.
-Więc zrobiłaś mały strajk.-uśmiecha się
-Mam jej dość.-wzdychasz- Ostatnimi czasy całkiem nieźle sobie radzę z ogarnięciem własnego życia dlatego, że kompletnie ją z niego wyeliminowałam. Nie chcę tego psuć.
-Cieszę się, że potrafisz wyciągnąć z mojej paplaniny jakieś należyte wnioski.-uśmiecha się upijając łyk zamówionego ówcześnie napoju- A co z Sylwestrem?
-Nie wiem, zawsze spędzałam go w Warszawie.-wzruszasz ramionami
-W takim razie przyjdź do Hiltona.-uśmiecha się
-To nie jest przypadkiem jakaś wielka impreza dla zaproszonych gości?
-Owszem, jest.-kiwa głową, a po chwili macha przed twoimi oczami zaproszeniem- Jeśli chcesz, weź też Mikołaja. Może to w jakiś sposób trochę poprawi nastroje między wami.
-Następnego Sylwestra też mi zaplanowałaś?-pytasz rozbawiona
-Tak, będziesz główną atrakcją na balu dla dzieci w KinderGarden.-chichocze- A tak poważnie Lil, masz przyjść.
-Rozumiem, że też tam będziesz?
-To dość oczywiste kochana.-uśmiecha się- No i jak chcesz to możesz..
-Idę sama.-przerywasz jej doskonale wiedząc co miała na myśli
-Jak sobie chcesz.-uśmiecha się tajemniczo
-Dziś bez pogadanki wychowawczej?
-Jesteś już całkiem dużą dziewczynką, wiesz jak przetrwać te święta.-wzrusza ramionami
-Normalnie byś rzuciła jakąś puentę, poczułaś magię świąt?
-Nie widzę potrzeby puentowania, bo robisz stale postępy Liliano i nie potrzebujesz na każdym kroku wskazówek.-odpowiada ci niezwykle trafnie- Wiesz jak dowodzić swoim życiem, potrzebujesz tylko od czasu do czasu kogoś kto pomoże ci wybrać drogę, jeśli staniesz na ich rozstaju. A dzisiaj sama ją wybrałaś, co mogę powiedzieć?-pyta kobieta- Mam nadzieję, że spędzisz po raz pierwszy święta naprawdę cudownie.-uśmiecha się- Wesołych świąt Lil.-mówi z uśmiechem
-Wesołych świat Joanno.-odwzajemniasz jej uśmiech by po paru minutach udać się w drogę powrotną do domu. Tak jak zawsze to bywało, po spotkaniu z nią wstępowały w ciebie zupełnie nowe siły. Tym razem wzięłaś się za przygotowanie jakichś świątecznych wypieków. Ku twemu zdziwieniu w proces wytwórczy smakowitości włączył się także Mikołaj, który dość dzielnie ci pomagał do czasu, aż otrzymał wezwanie od swojej ukochanej. Nie długo jednak dane było ci pracować w samotności, bo u twych drzwi pojawił się Argentyńczyk.
-Gdzie spędzasz święta?-pyta
-U ojca.-odpowiadasz- Białka Tatrzańska.-wyjaśniasz
-Góralka?-pyta rozbawiony
-A wyglądam?-mierzysz go wzrokiem
-Niekoniecznie.-kiwa głową ze śmiechem
-No a ty, gdzie się będziesz podziewał, bo zakładam, że nie wracasz do domu?
-Rodzice i siostra wpadają.-wyjaśnia- Dobre.-mówi po chwili uszczuplając twoją zacną kolekcję pierniczków
-Jak masz tak nieodpartą ochotę podjadać to przydaj się na coś i mi pomóż.-mówisz
-Z przyjemnością.-szczerzy się, a już po chwili dekorujecie we dwoje ciastka w najróżniejsze konfiguracje. Oczywiście Conte nie byłby sobą, gdyby zupełnym przypadkiem co raz cię nie szturchnął czy o ciebie otarł. Nie pozostawałaś mu absolutnie dłużna i również z dziką rozkoszą doprowadzałaś go do szaleństwa. Wedle oczekiwań, nie trwało to zbyt długo. Dość szybko zostałaś obezwładniona i przyparta do ściany.
-Lubisz mnie doprowadzać do szaleństwa, prawda?-pyta trącając cię nosem
-Ostatnio to moje ulubione zajęcie.-odpowiadasz mu z przekąsem
-I muszę ci przyznać, wychodzi ci doskonale.-zniża nieco ton swojego głosu zostawiając mokre pocałunki wzdłuż twojej szyi. Już tą czynnością niesamowicie rozbudza w tobie pożądanie i sprawia, że tracisz nad sobą kontrolę. Nie znaliście się od wczoraj by wodzić się na pokuszenie zbyt długo. Sprawnie przeszliście do konkretów jakimi było zdecydowanie pozbawienie się wszelkiego okrycia wierzchniego. A po tym oddaliście się wzajemnej rozkoszy, by po osiągnięciu jej apogeum leżeć obok siebie i wsłuchiwać się w swoje przyśpieszone oddechy.
-Długo cię nie będzie?-pyta przewracając się na bok
-Nie wiem, może z tydzień.
-Tydzień?-krzyw się
-A co, nie wytrzymasz tyle w celibacie?-chichoczesz
-Po prostu za bardzo mnie rozpieszczasz.-szczerzy się po czym przelotnie kosztuje twoich ust, czym kompletnie cię zaskakuje.-A teraz poważnie, kiedy wrócisz?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.-wzruszasz ramionami- Na pewno dzień czy dwa przed Sylwestrem.
-Którego spędzasz..?-ciągnął
-Moja psychoterapeutka dała mi zaproszenie, a raczej wymusiła na mnie przyjście na masową imprezę, na której mam dziwne wrażenie, że też będziesz.-mówisz wprost- I tak, mam psychoterapeutkę bo jestem porąbana i niezrównoważona emocjonalnie, na twoim miejscu już bym była przy wyjściu.
-Właśnie obmyślam plan ucieczki.-mówi z powagą, lecz po chwili się śmieje- A tak na poważnie, wyglądam jakbym miał ochotę uciec?-pyta spoglądając w twoim kierunku
-Na pewno wyglądasz na spragnionego wyjaśnień.
-No i może czegoś innego poza tym, ale nie planuję naciskać.-uśmiecha się- Jeśli powiesz to okej, fajnie, ale jeśli nie, nie będę z tego powodu zarywał nocy.
-Po prostu czasem potrzebuję pogadać z kimś kompetentnym na temat własnego życia, rozważyć wszelkie aspekty i przeanalizować to, co było.
-Wciąż nie widzę powodu by uciec.
-Mówię teraz serio, możesz mnie każdą, absolutnie każdą kobietę, która ma o wiele normalniejsze życie, która nie ma problemów egzystencjalnych. Zrozumiem jeśli..
-Ale ja nie pragnę każdej innej.-przerywa ci- Chcę ciebie.-mówi zupełnie szczerze- To jakiś problem?
-Żaden.-kręcisz głową nie do końca wierząc w to, co przed chwilą usłyszałaś
-A skoro już sobie to wyjaśniliśmy.-mówi uwodzicielskim tonem głosu- To mam teraz ochotę by ci to udowodnić.
-Och, nie mogę się wręcz doczekać.-przygryzasz wargę by po chwili po raz kolejny poczuć smak jego ust i powtórnie oddać się rozkoszy.
Oczywiście twoją małą fantazją byłoby by ów stan rzeczy trwał jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak jak to w życiu bywało, wszystko ma swój koniec. Po wypełnieniu tygodniowego grafiku wszelakich przyjemności i rozkoszy fizycznych przyszła pora na zajęcie się rzeczami bardziej przyziemnymi, jak pakowanie się na wyjazd.
-W takim razie wesołych świąt maleńka no i do zobaczenia niebawem.-rzuca na wyjściu
-Wesołych świąt amancie.-uśmiechasz się- Zniewalającej brunetki w prezencie.
-Planujesz wpaść?-pyta rozbawiony, a ty przewracasz jedynie oczami- Baw się dobrze, tylko pamiętaj w myśl naszej zasady, nie dzielimy się łupami.-przyciąga cię do siebie i w jednej chwili namiętnie całuje, a już po chwili znika z zasięgu twojego wzroku.
Dopiero po chwili przytomniejesz i zabierasz się za pakowanie. Kiedy kończysz do mieszkania wpada twój współlokator, który o dziwo jest w nastroju do wszelakich rozmów i właśnie na tej czynności upływa wam ten wieczór. Następnego dnia o poranku obieracie różne kierunku. Mikołaj wyruszał ku Warszawie, w której mieszkała jego starsza siostra, natomiast ty udałaś się ku południowej części kraju. Po kilku godzinach nużącej podróży dotarłaś na miejsce. Wróciły wszelkie wspomnienia z dzieciństwa. Wszelkie szczęśliwe chwile spędzone na łonie natury z ukochanym ojcem. Chwile w których naprawdę czułaś, że żyjesz, pomimo tego, że byłaś dzieckiem. Czasy w których po cichu marzyłaś by mama o tobie zapomniała, byś mogła zostać tutaj na zawsze. Bo tu czułaś się jak we własnym niebie. Kochałaś i czułaś się kochana. Po raz pierwszy w życiu czułaś się częścią rodziny. A nie jej niepasującym elementem.
-Normalnie byś rzuciła jakąś puentę, poczułaś magię świąt?
-Nie widzę potrzeby puentowania, bo robisz stale postępy Liliano i nie potrzebujesz na każdym kroku wskazówek.-odpowiada ci niezwykle trafnie- Wiesz jak dowodzić swoim życiem, potrzebujesz tylko od czasu do czasu kogoś kto pomoże ci wybrać drogę, jeśli staniesz na ich rozstaju. A dzisiaj sama ją wybrałaś, co mogę powiedzieć?-pyta kobieta- Mam nadzieję, że spędzisz po raz pierwszy święta naprawdę cudownie.-uśmiecha się- Wesołych świąt Lil.-mówi z uśmiechem
-Wesołych świat Joanno.-odwzajemniasz jej uśmiech by po paru minutach udać się w drogę powrotną do domu. Tak jak zawsze to bywało, po spotkaniu z nią wstępowały w ciebie zupełnie nowe siły. Tym razem wzięłaś się za przygotowanie jakichś świątecznych wypieków. Ku twemu zdziwieniu w proces wytwórczy smakowitości włączył się także Mikołaj, który dość dzielnie ci pomagał do czasu, aż otrzymał wezwanie od swojej ukochanej. Nie długo jednak dane było ci pracować w samotności, bo u twych drzwi pojawił się Argentyńczyk.
-Gdzie spędzasz święta?-pyta
-U ojca.-odpowiadasz- Białka Tatrzańska.-wyjaśniasz
-Góralka?-pyta rozbawiony
-A wyglądam?-mierzysz go wzrokiem
-Niekoniecznie.-kiwa głową ze śmiechem
-No a ty, gdzie się będziesz podziewał, bo zakładam, że nie wracasz do domu?
-Rodzice i siostra wpadają.-wyjaśnia- Dobre.-mówi po chwili uszczuplając twoją zacną kolekcję pierniczków
-Jak masz tak nieodpartą ochotę podjadać to przydaj się na coś i mi pomóż.-mówisz
-Z przyjemnością.-szczerzy się, a już po chwili dekorujecie we dwoje ciastka w najróżniejsze konfiguracje. Oczywiście Conte nie byłby sobą, gdyby zupełnym przypadkiem co raz cię nie szturchnął czy o ciebie otarł. Nie pozostawałaś mu absolutnie dłużna i również z dziką rozkoszą doprowadzałaś go do szaleństwa. Wedle oczekiwań, nie trwało to zbyt długo. Dość szybko zostałaś obezwładniona i przyparta do ściany.
-Lubisz mnie doprowadzać do szaleństwa, prawda?-pyta trącając cię nosem
-Ostatnio to moje ulubione zajęcie.-odpowiadasz mu z przekąsem
-I muszę ci przyznać, wychodzi ci doskonale.-zniża nieco ton swojego głosu zostawiając mokre pocałunki wzdłuż twojej szyi. Już tą czynnością niesamowicie rozbudza w tobie pożądanie i sprawia, że tracisz nad sobą kontrolę. Nie znaliście się od wczoraj by wodzić się na pokuszenie zbyt długo. Sprawnie przeszliście do konkretów jakimi było zdecydowanie pozbawienie się wszelkiego okrycia wierzchniego. A po tym oddaliście się wzajemnej rozkoszy, by po osiągnięciu jej apogeum leżeć obok siebie i wsłuchiwać się w swoje przyśpieszone oddechy.
-Długo cię nie będzie?-pyta przewracając się na bok
-Nie wiem, może z tydzień.
-Tydzień?-krzyw się
-A co, nie wytrzymasz tyle w celibacie?-chichoczesz
-Po prostu za bardzo mnie rozpieszczasz.-szczerzy się po czym przelotnie kosztuje twoich ust, czym kompletnie cię zaskakuje.-A teraz poważnie, kiedy wrócisz?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.-wzruszasz ramionami- Na pewno dzień czy dwa przed Sylwestrem.
-Którego spędzasz..?-ciągnął
-Moja psychoterapeutka dała mi zaproszenie, a raczej wymusiła na mnie przyjście na masową imprezę, na której mam dziwne wrażenie, że też będziesz.-mówisz wprost- I tak, mam psychoterapeutkę bo jestem porąbana i niezrównoważona emocjonalnie, na twoim miejscu już bym była przy wyjściu.
-Właśnie obmyślam plan ucieczki.-mówi z powagą, lecz po chwili się śmieje- A tak na poważnie, wyglądam jakbym miał ochotę uciec?-pyta spoglądając w twoim kierunku
-Na pewno wyglądasz na spragnionego wyjaśnień.
-No i może czegoś innego poza tym, ale nie planuję naciskać.-uśmiecha się- Jeśli powiesz to okej, fajnie, ale jeśli nie, nie będę z tego powodu zarywał nocy.
-Po prostu czasem potrzebuję pogadać z kimś kompetentnym na temat własnego życia, rozważyć wszelkie aspekty i przeanalizować to, co było.
-Wciąż nie widzę powodu by uciec.
-Mówię teraz serio, możesz mnie każdą, absolutnie każdą kobietę, która ma o wiele normalniejsze życie, która nie ma problemów egzystencjalnych. Zrozumiem jeśli..
-Ale ja nie pragnę każdej innej.-przerywa ci- Chcę ciebie.-mówi zupełnie szczerze- To jakiś problem?
-Żaden.-kręcisz głową nie do końca wierząc w to, co przed chwilą usłyszałaś
-A skoro już sobie to wyjaśniliśmy.-mówi uwodzicielskim tonem głosu- To mam teraz ochotę by ci to udowodnić.
-Och, nie mogę się wręcz doczekać.-przygryzasz wargę by po chwili po raz kolejny poczuć smak jego ust i powtórnie oddać się rozkoszy.
Oczywiście twoją małą fantazją byłoby by ów stan rzeczy trwał jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak jak to w życiu bywało, wszystko ma swój koniec. Po wypełnieniu tygodniowego grafiku wszelakich przyjemności i rozkoszy fizycznych przyszła pora na zajęcie się rzeczami bardziej przyziemnymi, jak pakowanie się na wyjazd.
-W takim razie wesołych świąt maleńka no i do zobaczenia niebawem.-rzuca na wyjściu
-Wesołych świąt amancie.-uśmiechasz się- Zniewalającej brunetki w prezencie.
-Planujesz wpaść?-pyta rozbawiony, a ty przewracasz jedynie oczami- Baw się dobrze, tylko pamiętaj w myśl naszej zasady, nie dzielimy się łupami.-przyciąga cię do siebie i w jednej chwili namiętnie całuje, a już po chwili znika z zasięgu twojego wzroku.
Dopiero po chwili przytomniejesz i zabierasz się za pakowanie. Kiedy kończysz do mieszkania wpada twój współlokator, który o dziwo jest w nastroju do wszelakich rozmów i właśnie na tej czynności upływa wam ten wieczór. Następnego dnia o poranku obieracie różne kierunku. Mikołaj wyruszał ku Warszawie, w której mieszkała jego starsza siostra, natomiast ty udałaś się ku południowej części kraju. Po kilku godzinach nużącej podróży dotarłaś na miejsce. Wróciły wszelkie wspomnienia z dzieciństwa. Wszelkie szczęśliwe chwile spędzone na łonie natury z ukochanym ojcem. Chwile w których naprawdę czułaś, że żyjesz, pomimo tego, że byłaś dzieckiem. Czasy w których po cichu marzyłaś by mama o tobie zapomniała, byś mogła zostać tutaj na zawsze. Bo tu czułaś się jak we własnym niebie. Kochałaś i czułaś się kochana. Po raz pierwszy w życiu czułaś się częścią rodziny. A nie jej niepasującym elementem.
~*~
Po nieco dłuższej przerwie jest coś nowego. Powracam do Was po dwutygodniowej przewie wakacyjnej, wypoczęta, zesmażona i gotowa do pracy :D A za publikację poprzedniego epizodu dziękuję mojej niezawodnej Joan!
Co do samego rozdziału, jeden z tych przejściowych, nic wielkiego się w zasadzie w nim nie dzieje. Także nie przedłużając, życzę miłego lenistwa i widzimy się tu niebawem :)
Ściskam,
wingspiker.
Po nieco dłuższej przerwie jest coś nowego. Powracam do Was po dwutygodniowej przewie wakacyjnej, wypoczęta, zesmażona i gotowa do pracy :D A za publikację poprzedniego epizodu dziękuję mojej niezawodnej Joan!
Co do samego rozdziału, jeden z tych przejściowych, nic wielkiego się w zasadzie w nim nie dzieje. Także nie przedłużając, życzę miłego lenistwa i widzimy się tu niebawem :)
Ściskam,
wingspiker.
Śliczne <3 Stęskniłam się. Cieszę się bardzo, że wróciłaś i masz zapał do pisania, bo ja (jak to ja) jestem nienasycona i już chcę 'nueve' :D
OdpowiedzUsuńBrawo dla Lil za postęp w dążeniu do obrania właściwej drogi w życiu! Jestem z niej dumna. Odcięcie się od pępowiny nadopiekuńczej matki jest nie lada wyzwaniem, a jej coraz lepiej się to udaje. Brawo! No i co ja mogę więcej... Kocham Conte. Kocham Conte, kocham Conte i jeszcze raz, kocham Conte :P Pozdrawiam ;*
http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/07/rozdzia-10.html
UsuńJa też się cieszę, że wróciłam, jeśli mam być szczera, stęskniłam się za nimi :P
Usuńświetny
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńPodejrzewam, że pisanie w środku lata o nadchodzącym Bożym Narodzeniu mogło stanowić nie lada wyzwanie, ale wywiązałaś się z zadania bardzo dobrze ;)
OdpowiedzUsuńPewnie się powtórzę, ale Lil jest namacalnym dowodem potwierdzającym prawdziwość stwierdzenia "pieniądze szczęścia nie dają". Cóż jej po tych wszystkich drogich prezentach i luksusach, skoro od dziecka brakowało jej rodzinnej atmosfery i ciepła? Szkoda, że główna bohaterka nie walczyła o większy kontakt z ojcem (chociaż właściwie nie wiemy, czy tak nie było, w końcu nie odkryłaś przed nami jeszcze wszystkich kart związanych z jej przeszłością), bo mogłaby uniknąć wielu rozczarowań.
Uwielbiam Joannę. Jak zawsze na posterunku :>
Pozdrawiam :*
To fakt, łatwo nie było, ale wyszło nieźle ;)
UsuńBardzo pozytywny i sielankowy ;) Czekam na więcej z niecierpliwością :* Pozdrawiam, Kina :*
OdpowiedzUsuńI takie klimaty czasem być muszą ;)
UsuńCudny! Joanna- najlepsza psychoterapeutka na świecie! Jeśli chodzi o Conte to myślę, że nie wystraszy go nawet najdziwniejsza i najstraszniejsza historia z życia Lil, bo się w niej po prostu zakochał. Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńBaaaardzo prawdopodobne :)
Usuńahhh ten Conte, czy można gdzieś takiego kupić? Do tego kochającego tak, jak on kocha Lilkę?
OdpowiedzUsuńNie wiem, nie wiem, to chyba unikat :D
Usuń