niedziela, 28 czerwca 2015

#seis.


  Dni w Bełchatowie mijały dość szybko. Sama byłaś w szoku, gdy z początku miesiąca robił się koniec, a upływ czas najbardziej dostrzegalny był w zmieniającej się za oknem pogodzie. Za oknami zrobiło się szaro, wszelkie kolorowe liście zdobiące dotychczas drzewa, leżały na ziemi w ogromnych ilościach. Temperatury były co raz to niższe, a miasto jak gdyby straciło kolor. Czy to spacerując czy biegnąc po ulicach miasta można było wpaść w dziwne zamyślenie, być może spóźnione efekty jesiennej chandry. Dlatego ostatnimi dniami ograniczałaś te czynności do absolutnego minimum. Dlaczego? Po prostu nie lubiłaś zbyt dużo myśleć, bo zazwyczaj sprowadzało się do rozpamiętywania przeszłości. A tej chciałaś się definitywnie pozbyć ze swojego umysły, zostawić ją daleko za sobą. W każdym bądź razie swoją energię spożytkowałaś w zgoła odmienny sposób. Można powiedzieć, że pomysły i rady Joanny wprowadziły w twoim życiu niemałą rewolucję. Chcąc, nie chcąc chodziłaś wciąż na kravmagę, która co rusz przyprawiała cię o liczne siniaki. Do tego w pozostałych dniach można było spotkać cię na siłowni czy sali fitness. A jeśli tam cię nie było, to znak, iż twój czas zajmował nie kto inny jak Conte. A ten wciąż był dla ciebie całkiem sporym ewenementem. Otóż łamał wszelkie wyznaczone przez ciebie granice. Nie wiedziałaś czy robił to celowo, czy zupełnie nieświadomie. Po prostu nie sprawdzały się przy nim absolutnie żadne założenia jakie zazwyczaj stosowałaś w tego typu znajomościach. A już na pewno tą najważniejszą. Nie spotykać się z nikim więcej, niż dwa razy. Nie to, że nagle zapragnęłaś więcej, bo to raczej się nie stanie. Po prostu bez jakichś większych oporów pozwalałaś mu na bycie całkiem niedaleko siebie. 
 -Liiiiiiil!-dochodzi cię głos przyjaciela
 -Och, niech zgadnę. Potrzebujesz albo wolnego mieszkania albo mojego błogosławieństwa bo cię przez następne trzy dni nie zobaczę?
 -Jak ty mnie dobrze znasz.-uśmiecha się nieśmiało- To drugie.
 -Matko, Mikołaj, jesteś dorosłym facetem, nie musisz mnie pytać o zgodę.-przewracasz oczami
 -Po prostu chcę się upewnić, że będziesz mieć co robić.-szczerzy się
 -Poradzę sobie amancie.-odpowiadasz przyjacielowi- Mam nadzieję, że ona jest warta tego obłędu w twoich oczach i tych wszystkich starań.
 -Może nie jesteśmy ze sobą jakoś długo, ale czuję, że to będzie coś fajnego.
 -W takim razie baw się dobrze, ale nie za dobrze. Nie planuję jeszcze zostać ciocią, czy coś.
 -Mógłbym w zasadzie powiedzieć to samo.-uśmiecha się szeroko- Nie tęsknij za bardzo.
 -Chciałbyś.-pokazujesz mu język, po czym zbierasz się do wyjścia. Godziny pracy choć w piątki nie należą do najprzyjemniejszych po całym tygodniu, aczkolwiek mijają nadspodziewanie szybko. Bez zbędnego pośpiechu wracasz do pustego mieszkania, po drodze robiąc drobne zakupy spożywcze. Gdy docierasz do domu zmieniasz swoją garderobę na coś wygodniejszego, gdyż za niecałą godzinę, po uprzednim przygotowaniu sobie obiadu, udajesz się w kierunku fitness klubu. Tam witasz się z niezmordowaną Joanną, która jak zwykle na wstępie zadaje ci pytania o to jak minął dzień i co sądzisz na temat jakichś nowych kosmetyków czy przecen w sklepach. Tradycyjnie po kilku minutach pogawędki rozchodzicie się w różne strony. Joanna zmierza ku siłowni, na której masz potem do niej dołączyć, natomiast ty sama po raz trzeci w tym tygodniu lądujesz na macie przeczuwając kolejne ogromne siniak na całym ciele. Po godzinie niezłego wycisku odnajdujesz swoją towarzyszkę na bieżni i dołączasz do niej.
 -Jeszcze niedawno trzeba było zeskrobywać twoje zwłoki za maty.-zauważa trafnie Joanna
 -Nie przypominaj mi.-śmiejesz się
 -Nie dość, że dzięki mniej masz jeszcze chudsze dupsko to i kondycję sobie wyrobiłaś. Idziemy w dobrym kierunku.
 -To zależy czy przygotowujesz mnie na kulturystkę czy normalnego człowieka.-odpowiadasz nieco rozbawiona jej słowami
 -Głównie to to drugie, ale pierwsza opcja wydaje się być również całkiem interesująca.-mówi z uśmiechem po czym poświęcacie się dalszym ćwiczeniom. Po czterdziestu pięciu minutach wędrujecie ku szatni, którą opuszczacie dopiero po kilkunastu minutach w czasie, których doprowadzacie się do ładu. Jak to macie w zwyczaju, po odbytych zajęciach udajecie się ku kafejce.
 -Co tam u Mikołaja?-zaczyna rozmowę
 -Ostatnio jakoś rzadko go widuję.-chichoczesz
 -No co się śmiejesz, wygląda na to, że się chłopak zakochał i niedługo będziesz dzielić mieszkanie albo z kotem albo z nim i jego ukochaną.-śmieje się
 -Dla mnie to nie jest akurat takie zabawne.-wzdychasz
 -Wiesz, że to naturalna kolej rzeczy. Nie będziecie wiecznie bujać w obłokach i mieszkać razem.
 -Jestem tego absolutnie świadoma, ale jakoś trudno mi jest przywyknąć do tego, że teraz prawie ze sobą nie rozmawiamy i niemal się nie widujemy mieszkając w jednym mieszkaniu.
 -No niestety, ale tak będzie. Jego centrum wszechświata uległo zmianie, być może bezpowrotnie, a tobie pozostaje jedynie krążenie blisko jego orbity, a może znalezienie własnej.
 -Więc co sugerujesz?-pytasz jej
 -Jedyne co możesz zrobić w tej sytuacji to przywyknąć do obecnego stanu rzeczy, cieszyć się jego szczęściem i być gdyby tylko cię potrzebował. To wszystko.-wzrusza ramionami
 -Nie sądziłam, że to będzie takie dotkliwe.
 -Na początku ci się tak wydaje, ale z czasem stwierdzisz, że to nie taki koniec świata, wręcz przeciwnie.
 -Co masz na myśli?-marszczysz brwi
 -Wiesz, może, gdy stracisz u swojego boku faceta, któremu kompletnie ufasz, z przyzwyczajenia coś będzie ci kazało znaleźć jakieś zastępstwo.
 -Czy wy wszyscy dokoła wyznaczyliście sobie za swój życiowy cel wyswatanie mnie za wszelką cenę?-pytasz nieco zirytowana
 -W porządku, nie denerwuj się Lil.-studzi cię- Po prostu chcę cię uświadomić, nie nawrócić.
 -A może jestem kobietą, która nie marzy o rycerzu na białym koniu, bajkowym ślubie czy zostaniu matką?
 -Teraz tak sądzisz.-odpowiada ze stoickim spokojem- Ale kiedyś przyjdzie taki okres w twoim życiu, że zarówno Mikołaj jak i inne bliższe ci osoby, które pojawią się w twoim życiu będą miały rodziny, one będą ich światem i nie będą mieli dla ciebie tyle czasu ile mieli niegdyś. I wtedy obudzisz się z ręką w nocniku. Nie zaprzeczaj, bo tak będzie.
 -Jesteś wróżką czy psychoterapeutką bo już się gubię?-odgryzasz się jej
 -Czasem sobie dorabiam z moją kryształową kulą z salonu.-odpowiada z uśmiechem, a ty przewracasz jedynie oczami. Tak właśnie wyglądały wasze spotkania. W pierwszej części ty niemal gotowałaś się ze złości, bo Joanna dość trafnie i dosadnie przedstawiała twoją niedaleką przyszłość jeśli nie podejmiesz wszelakich działań, a także sugerowała ci dalsze zmiany, w drugiej połowie tych spotkań kiedy już zdołałaś okiełznać swoje nerwy rozmawiałyście jakbyście znały się od lat. Nie wiedziałaś czy to przez jej profesję, ale czułaś, że pani psycholog była osobą zdecydowanie wartą twojego zaufania. Powoli dostrzegałaś w niej kogoś więcej, niż tylko lekarza. Miałaś wręcz momentami nieodparte wrażenie, że to jest osoba, na którą czekałaś. Osoba, która wreszcie popchnie cię do działania we właściwą stronę i uwolnisz się od demonów przeszłości. I to wcale nie był facet, jak wróżył ci chociażby Mikołaj. Ktoś mógłby zapytać, skąd takie wnioski? Otóż już w tej chwili dostrzegałaś zmiany jakie zaszły w twoim życiu. A co najważniejsze, nocne koszmary nie miały już takiej częstotliwości jak kiedyś. Potrafiłaś przespać spokojnie kilka nocy, śniąc o zgoła odmiennych rzeczach. A to było dla ciebie niebagatelnie wielkim krokiem. Dlatego tak wytrwale znosiłaś wszelakie wariacje ekscentrycznej Joanny. Wiedziałaś, że w tym szaleństwie była metoda. Więc jeśli coś polecała ci robić, po początkowym wyklinaniu i narzekaniach, po prostu to robiłaś. Czekałaś z utęsknieniem na dzień, w którym wreszcie ci się uda. Zostawisz za sobą wszystko to, co złego było w twoim życiu. Na dzień w którym poczujesz, że naprawdę żyjesz.
 -Co tu robisz?-pytasz widząc dobrze ci znanego bruneta
 -Czekam.-odpowiada nie odrywając od ciebie wzroku- Musisz mi pomóc.
 -Narzeczona przyjeżdża?
 -Tak, potrzebuję powalić ją na kolana.-odpowiada ze śmiertelną powagą- A tak na poważnie. Masz dzisiaj godzinkę?
 -To zależy do czego ci będę potrzebna.
 -Przyjemności potem.-uśmiecha się zawadiacko- Siostra planuje odwiedzić wspaniały Bełchatów, a do tego ma niedługo urodziny i sama rozumiesz.
 -I niby jakbym miała ci pomóc, nie znam jej, nie wiem co ona lubi.-wzruszasz ramionami
 -Jest typową babą, co spodoba się tobie, jej też przypadnie do gustu.-mówi- Odwdzięczę się. Solidnie.-mówi zbliżając się do ciebie
 -Kuszącą propozycja.-spoglądasz na niego- Grzechem byłoby odmówić.-uśmiechasz się
 -Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia w tej sprawie.-dodaje po czym przelotnie zagłębia się w twoich ustach i po umówieniu się na konkretną godzinę, znika z twojego pola widzenia. Mając całe dwie godziny na dotarcie do domu, faktycznie ci się nie śpieszyło. I przez to, że wlokłaś się do granic możliwości, do umówionej godziny pozostało ci niewiele ponad kilka minut. Tak, więc w ekspresowym tempie doprowadziłaś się do ładu idealnie wyrabiając się w czasie, gdyż kilka sekund po opuszczeniu łazienki, w twoich drzwiach stanął Conte. Tak jak się spodziewałaś nie planował ograniczać się do Bełchatowa i tym sposobem spacerowałaś po sklepach łódzkiej Manufaktury z facetem, z którym teoretycznie rzecz biorąc, łączyły cię jedynie łóżkowe relacje. Nie mogłaś powiedzieć byś czułaś się zbyt komfortowo, aczkolwiek z czasem nawet cię to zbyt nie krępowało. Po jakichś dwóch godzinach udało się wam wreszcie namierzyć coś adekwatnego dla siostry twojego towarzysza, a i ty sama nie odmówiłaś sobie uzupełnienia szafy kilkoma drobnymi rzeczami. Mogłabyś udać tą wyprawę za dość udaną, gdyby nie jeden, drobny szczegół. Otóż przechadzając się po jednym z popularnych odzieżowych sklepów coś, a raczej ktoś przykuł twoją uwagę. Ta sama osoba, którą widziałaś kilka tygodni temu podczas joggingu w parku. Mogłaś się pomylić raz, ale dwa? Stałaś jak wryta przez krótką chwilę. Dopiero po chwili wróciło ci jakiekolwiek myślenie i ono nakazało ci stamtąd jak najszybciej wyjść. Pech chciał, że wpadłaś na Conte.
 -Stało się coś?-ściąga brwi widząc z całą pewnością twoją minę
 -Nie.-odpowiadasz sylabicznie
 -Wiesz, że nie umiesz kłamać?
 -Po prostu muszę stąd wyjść, teraz.-odpowiadasz mu
 -Ktoś kogo nie chciałabyś spotkać?-pyta po szybkiej dedukcji
 -Mniej więcej.-przytakujesz, a on jedynie kiwa głową i już po chwili jesteście w drodze na parking. Wiedziałaś, że był szalenie ciekaw o kogo chodziło, ale nie mogłaś mu powiedzieć. Na pewno nie w obecnym momencie. Dlatego droga powrotna minęła wam w ciszy. Jedynie na pożegnanie padło kilka drobnych słów, w tym podzięki za pomoc. Z całą pewnością obydwoje planowaliście spędzić ten wieczór zgoła odmiennie, ale nie potrafiłaś w tej chwili myśleć o przyjemnościach. Potrzebowałaś samotności. A ta smakowała najlepiej ze szklaneczką ulubionego trunku. Po kolejnej szklance z kolei i uczuciu upojenia odstawiłaś whisky i zupełnie otępiała zasnęłaś rozwalona na kanapie. W nocy kilkukrotnie wyrywana byłaś ze snu. Za każdym razem budziłaś się zlana potem, kompletnie przerażona. W pewnym momencie nie wytrzymałaś, płakałaś jak dziecko. Wiedziałaś, że to wszystko wydarzyło się lata temu, mimo to, wciąż miałaś w sobie ten dziecięcy strach. Ciążył na tobie od czternastu lat nawet teraz, gdy byłaś dorosłą kobietą.
 -Och, nie wierzę kto do mnie dzwoni!-mówi wyraźnie zadowolona- Wpadasz do nas?
 -Nie.-odpowiadasz chłodno- Potrzebuję jednej informacji.
 -Słucham skarbie.-mówi kobieta, a ty się wzdrygasz na dźwięk tego ostatniego słowa wypowiadanego z jej ust
 -To będzie jedyne moje pytanie o.. to co się stało.-przełykasz głośno ślinę- Ile on dostał?-pytasz nieco ciszej
 -Dwadzieścia pięć.-odpowiada po chwili kobieta
 -Z możliwością wcześniejszego wyjścia za dobre sprawowanie?
 -Bez.-przytakuje- Dlaczego pytasz Lili?
 -Po prostu.. nie ważne.-wzdychasz- Dzięki za informację.
 -Nie powiesz mi co słychać?
 -Jestem pewna, że doskonale wiesz, co u mnie.-odpowiadasz jej nieco z przekąsem po czym kończysz połączenie. Siedzisz przez dłuższą chwilę z kolanami przyciągniętymi do brody. Nie masz jakichś większych planów na ten dzień, więc po prostu siedzisz, wgapiając się tępo przed siebie. Dość długo tkwiłaś w tej nicości, no przynajmniej do czasu, aż usłyszałaś pukanie do drzwi. W zasadzie wiedziałaś kogo mogłaś się spodziewać zza nimi, ale i tak zachowałaś nadmierną ostrożność.
 -Przyszedłem sprawdzić czy żyjesz.-rzuca na wejściu
 -Jak widać.-wzruszasz ramionami
 -Powiesz mi co się dzieje?
 -Nic o czym by warto mówić.-odpowiadasz spoglądając na niego. Choć odpowiedź ta niezbyt go satysfakcjonuje, nie ciągnie dalej tego tematu. Co ciekawsze, nie wylądowaliście po pięciu minutach w łóżku, jak to zwykle bywało. Po prostu rozmawialiście. Mimo, że nie były to rozmowy na jakieś super poważne tematy, to i tak byłaś szczerze zdumiona, że nie doszło do niczego więcej.  A już tym bardziej ewenementem było to, iż zajęło wam to tyle czasu, że nie wiedzieć kiedy zasnęłaś. A niestety, nie był to najprzyjemniejszy sen w twoim życiu. Wręcz przeciwnie.
 -Zostaw mnie!-niemal wykrzyczałaś rozpaczliwie nie wiedząc do końca czy uczyniłaś to we śnie czy na jawie. Po chwili jednak dociera do ciebie, że musiałaś to wypowiedzieć, a raczej wykrzyczeć w rzeczywistości bo gdy tylko otworzyłaś oczy, ujrzałaś kompletnie zszokowanego Argentyńczyka. Odwróciłaś się, nie chciałaś by widział cię w takim stanie. I tak był świadkiem rzeczy, których widzieć był nie powinien.
 -Lil.-mówi delikatnie kładąc dłoń na twoim ramieniu, widząc jednak, iż się wzdrygasz cofa ją- Możesz pewnych rzeczy nie mówić, ale nie jestem ślepy. Widzę pewne sprawy i potrafię dość do pewnych wniosków. Dwa razy widziałem cię z kompletnym przerażeniem w oczach, bojącą się nawet własnego cienia. I nie uwierzę, że chodzi tu o jakiegoś upierdliwego byłego. Nie wiem co cię spotkało w przeszłości, ale uwierz, nie skrzywdzę cię. A już na pewno nie w sposób, który ktoś, kiedyś ci uczynił.-mówi ze spokojem- Wiesz, skoro już cię i tak prześladuję i nie mogę się od ciebie oderwać, to myślę, że po tych kilku tygodniach możesz mi raczej zaufać.
 -Wiem.-wyduszasz z siebie- Tylko pod żadnym pozorem nie rób jednej rzeczy. Obiecaj mi, że tego nie zrobisz.
 -Co takiego?-pyta
 -Nie zakochuj się we mnie. Nie rób tego pod żadnym pozorem Facundo. Nie psujmy tego.-mówisz niemal szeptem. Nie widzisz jego reakcji, ale nie jesteś pewna czy byś wytrzymała. Bo boisz się, że mogłaby cię kompletnie zaskoczyć. A tego byś nie chciała. Za żadne skarby.

~*~
Przepraszam na wstępie za obsuwę, ale już we wtorek wyjeżdżam na całe piętnaście dni i musiałam napisać te dwa rozdziały do przodu. Nie wiem jak tam będzie u mnie z internetem, aczkolwiek nie bójcie się, moja wspaniała Joan będzie czuwać na publikacjami, więc po prostu proszę Was o zaglądanie tu co niedzielę, dobrze? :)
Co do samego rozdziału. Troszkę się w nim wydarzyło, możliwe, że nastąpił mały przełom, który w pewien sposób będzie rzutował na dalsze losy Liliany i Facu. Ale to oczywiście, okaże się niebawem ;)
Życzę Wam przyjemnego wakacyjnego lenistwa, wypoczywajcie, zwiedzajcie świat, szalejcie, ale oczywiście z umiarem :) Widzimy się po 16 lipca moje drogie! ;)
Ściskam,
wingspiker.


niedziela, 14 czerwca 2015

#cinco.


  Naprawdę nie byłaś w tej chwili w nastroju na wszelkiego rodzaju starcia z Conte. Najchętniej spławiłabyś go i wróciła jak najszybciej do domu, ale byłaś świadoma tego, że nie należał raczej do mężczyzn, którzy dają się tak łatwo zbyć. Z ratunkiem w tej sytuacji przybył zapewne jakiś znajomy bruneta, który go usilnie nawoływał. Skorzystałaś, więc z okazji i ruszyłaś czym prędzej przed siebie. Wiedziałaś, że z całą pewnością dostanie ci się za tą ucieczkę, jednak nad konsekwencjami wolałaś się w tej chwili nie zastanawiać. Potrzebowałaś po prostu znaleźć się jak najszybciej w domu, w swoim bezpiecznym azylu. Musiałaś oczywiście wpaść także na Mikołaja, który dość czule żegnał się ze swoją znajomą w progu. Nie był to zbyt przyjemny obrazek, tym bardziej, iż nie uważałaś jego towarzyszki za odpowiednią partnerkę, więc wraz ze swoimi poglądami udałaś się do swojego pokoju. Po długiej i aromatycznej kąpieli owinięta ręcznikiem opuściłaś w końcu łazienkę. O mały włos nie dostałaś zawału na widok osoby siedzącej na twoim łóżku.
 -Co tu robisz?-pytasz beznamiętnie mierząc go spojrzeniem
 -Czekam.-odpowiada zdawkowo
 -Mikołaj cię wpuścił czy sam się wpuściłeś?
 -To pierwsze, choć nie wiem czy jego machnięcie ręką w czasie wymiany śliny znaczyło zaproszenie do środka.-mówi nieco rozbawiony
 -Mówisz jakbyś tego nie robił.
 -Na pewno nie w ten sposób.-śmieje się- Pewne widoki wolę zostawić dla własnej przyjemności.
 -Dobrze, że chociaż ty to rozumiesz.-kiwasz głową po czym zmierzasz w kierunku garderoby. Gdy już wybierasz odpowiednie ubranie odwracasz się, nieprzerwanie czując jego palący wzrok na sobie.
 -Nie krępuj się.-mówi wyraźnie zadowolony ze swoich słów
 -Nie zamierzam.-odgryzasz się po czym zrzucasz ostentacyjnie ręcznik z nagiego ciała. Kiedy jesteś już w pełni ubrana i przenosisz wzrok na bruneta, wciąż widzisz lekki szok wymalowany na jego twarzy. Zdecydowanie myślał, że żartowałaś. Uśmiechnęłaś się jedynie w geście triumfu, co została odebrane jako zachęta. Oczywiście, nie byłby sobą gdyby nie podjął rękawicy. Tym sposobem, już kilka sekund później leżałaś na łóżku, a nad tobą znajdował się nieziemsko przystojny Argentyńczyk.
 -Chyba nie potrzebnie się ubrałaś.-uśmiechnął się lubieżnie
 -Zanim byś się zdecydował, zdążyłaby zmarznąć.
 -Lubisz mnie prowokować, prawda?-uśmiecha się po czym zagłębia swoje usta w twoich, sprawiając, że w twoich żyłach zaczęło płynąć gorące pożądanie.- A teraz ja, po prowokuję ciebie, co ty na to?
 -Sadysta.
 -Jakoś na to nie narzekałaś ostatnio.-uśmiecha się szeroko
 -Bo to całkiem interesujące wcielenie.
 -Jedno z wielu maleńka.-całuje cię pożądliwie by w jednej sekundzie oderwać swoje usta od twoich
 -Och, nie mogę się doczekać następnych.-uśmiechasz się uroczo w jego kierunku
 -Co prawda nie zasłużyłaś sobie, bo nie dość, że mi uciekłaś to ciągle mnie prowokujesz, ale niech stracę.-mówi by po chwili pozbawiać cię już do reszty racjonalnego myślenia wprawiając cię w ekstazę i dając upust waszemu narastającemu pożądaniu.
Nie wiesz nawet ile leżysz próbując ustabilizować swój przyśpieszony oddech, a także rozkoszując się błogą bliskością bruneta. Musiałaś przyznać, że całkiem przyjemnie leżało się na jego idealnie wyrzeźbionym torsie i wdychało intensywny zapach perfum zmieszany z żelem pod prysznic. On z całą pewnością także nie mógł narzekać bo delikatnie błądził palcami po twoich nagich plecach wywołując tym samym przyjemne dreszcze na twoim ciele.
 -Więc dlaczego uciekłaś?-zapytał nagle
 -Wydawało mi się, że ktoś inny cię potrzebował.
 -Słaba wymówka.-kręci głową- Wystraszyłem cię?
 -Co? Chyba sobie żartujesz.-prychasz
 -Wyglądałaś na co najmniej taką.
 -Po prostu.. wydawało mi się, że spotkałam kogoś, kogo spotkać bym nie chciała.-wzruszasz ramionami
 -Były chłopak?
 -Chciałabym.-uśmiechasz się nieco ironicznie po czym nie mając większej ochoty na kontynuowanie rozmowy na owy temat po prostu się podnosisz i po kilku chwilach opuszczasz sypialnię. Zdążyłaś się spostrzec, iż twój współlokator zdołał się już wynieść z mieszkania zostawiając przy tym spory bałagan w kuchni. Do tego miałaś kilka nieodebranych połączeń od Joanny i swojej matki. Na chwilę obecną miałaś jednak daleko w poważaniu ich usilną potrzebę rozmowy w tobą. Wolałaś skupić się raczej na sobie, przynajmniej w chwili obecnej.
 -Jeśli powiedziałem coś nie tak, to po prostu to powiedz.-zaskakuje cię jego głos
 -Nie, po prostu..-nie bardzo masz pomysł jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji- Nie jestem po prostu tak idealną osobą jakby się mogło wydawać. Ciążą trochę na mnie demony mojej przeszłości, momentami mocno. Nie wiem w zasadzie dlaczego ci to mówię.
 -Zabiłaś kogoś?
 -Nie.-kręcisz głową zupełnie zszokowana jego pytaniem
 -Więc nie widzę żadnych przeszkód.-wzrusza ramionami
 -Nie mów, że ty nie masz żadnych grzeszków przeszłości, bo nie uwierzę. Byłbyś zbyt idealny.
 -Uważasz, że jestem idealny?-uśmiecha się
 -Możliwe.-wzruszasz ramionami
 -Wracając do pytania. Owszem, nie jestem aniołem.-śmieje się- Ale nie zamierzam raczej do tego wracać. Było, minęło, nie ma po co tego roztrząsać.
 -Dobrze, że w tym aspekcie się rozumiemy.-odpowiadasz z nieco wymuszonym uśmieszkiem po czym z zaciekawieniem przyglądasz się Bondowi, który wyraźnie zainteresował się waszym gościem. Co ciekawsze, wbrew twoim przypuszczeniom wcale nie był nastawiony wrogo, wręcz przeciwnie. Jak gdyby nigdy nic dawał się głaskać i łasił się do bruneta. Co ciekawsze nawet względem Mikołaja tak szybko nie dał się oswoić.
 -Nie lubi raczej facetów.-rzucasz w kierunku swojego towarzysza
 -Czy ty mi coś sugerujesz?-chichocze
 -Skąd.-nie powstrzymujesz śmiechu- Po prostu jestem w szoku, że tak szybko dał ci się pogłaskać.
 -Mój nieodparty urok osobisty działa jak widać nie tylko na piękne szatynki.
Po całkiem ciekawie spędzony przedpołudniu wróciłaś do rzeczywistości. Po ogarnięciu niemal całego mieszkania i zrobieniu karkołomnych zakupów oddzwoniłaś wreszcie do swojej ekscentrycznej terapeutki. Tak jak się spodziewałaś, na zwykłej rozmowie się nie mogło skończyć, więc dostałaś rozkaz pojawienia się za pół godziny na tej samej siłowni, w której odbyło się wasze pierwsze spotkanie. Nie pozostało ci nic innego jak przygotowanie się psychicznie na kilka ładnych minut dość solidnego wysiłku,.
 -Witam moją ulubioną niedobierającą telefonu pacjentkę.-uśmiecha się na wstępie
 -Przepraszam, byłam zajęta, okej?-kręcisz głową
 -Nie wnikam w te zajęcia, ale mam nadzieję, że były chociaż przyjemne.-szczerzy się
 -Na pewno przyjemniejsze od jogi.-krzywisz się
 -Nie idziemy na jogę.-kręci głową
 -Jak to?-pytasz zdumiona
 -Wiesz, zazwyczaj jeśli pacjent ma w sobie dużo negatywnych emocji, staramy się nakierować je na coś innego. Joga jest jedną z opcji, ale nie dla ciebie. Zbyt spokojne i monotoniczne jak na takie pokłady emocji w twoim wnętrzu. Lepsze będzie coś mocniejszego, po czym rzeczywiście będziesz czołgać się na czworaka do domu, co wyciśnie z ciebie siódme poty.
 -Matko, karate czy kung-fu?-prychasz
 -Przyjemne z pożytecznym kochana.-uśmiecha się radośnie- Kravmaga.
Jak zdążyłaś się dowiedzieć, była to sztuka walki bazująca na podstawowych odruchach obronnych człowieka. Coś co pani terapeutka uważała za pożyteczne i z czym mogłaś się zgodzić. Ale przyjemne? Już po dwóch minutach miałaś raczej dość. Bo w ciągu stu dwudziestu sekund leżałaś na macie już dwa razy, powalona przez instruktora zaledwie jednym ruchem. A im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej miałaś dość tego kursu, jak i Joanny, która to wymyśliła. Efektem półtorej godzinnych zajęć był wielki siniec widoczny na na twoim ramieniu oraz poobijane ciało, które odmawiało ci posłuszeństwa w drodze do szatni.
 -Wspominałam już, że cię nienawidzę?-rzucasz zła
 -Och, do usług moja droga!-odpowiada rozbawiona- Pamiętaj, że zajęcia są dwa razy w tygodniu.
 -Już lecę zapisać sobie w grafiku, tak samo jak kolejne sińce. Chcesz żeby posądzili mnie za ofiarę przemocy domowej?
 -I tak wiem, że przyjdziesz na kolejne zajęcia. Masz w sobie za dużo uporu i za wielką ambicję, by dać mi za wygraną, mylę się?
 -Czasem zapominam, że jesteś tym cholernym terapeutą.-wzdychasz
 -I oto w tym właśnie chodzi.-kiwa głową- A jak tam życie? W ciągu dalszym spożytkujemy energię w sypialni?-chichocze
 -Ja cię nie pytam o to, co robisz ze swoim chłopakiem.-odgryzasz się
 -Zgoda, ale ty nie masz chłopaka.-uśmiecha się- Nie myślałaś nigdy o tym, by spróbować czegoś poważniejszego?
 -Nie.-mówisz niemal natychmiast
 -A czy któryś z twoich poprzednich partnerów chciał więcej?-pyta na, co ty kiwasz twierdząco głową- I oczywiście się nie zgodziłaś.-odpowiada za ciebie- Dlaczego?
 -Nie umiem i nie chcę być z żadnym mężczyzną.-odwracasz wzrok
 -Nie wiesz tego, czy nie umiesz.-odpowiada ci Joanna- Po prostu z góry przekreśliłaś wszystkich, patrząc na nich przez pryzmat wydarzeń sprzed czternastu lat. Nie mówię ci byś nagle na siłę szukała związku, bo i tak wiem, że tego byś nie zrobiła. Po prostu jeśli kiedyś, ktoś z kim będą łączyły cię intymne relacje będzie kimś całkiem interesującym nie hamuj się przed rzeczami zupełnie ludzkimi jak rozmowa. To czasem może być lepszą terapią aniżeli moje gadanie.
 -Jak to jest, że chodząc latami do najlepszych specjalistów w kraju, żaden z nich nie był nawet w połowie blisko tego, co mówisz mi ty, po zaledwie kilku tygodniach naszej znajomości?
 -Kiedyś ci już mówiłam, oni za bardzo skupiali się na rozwiązaniu problemu, aniżeli na jego dogłębnych przyczynach. To jest zdecydowanie głębiej niż można się spodziewać. Oni widzieli tylko czubek tej góry.
 -Coś w tym musi być, bo dopiero po spotkaniach z tobą, czuję się inna. Czuję różnicę w tym wszystkim.
 -Myślę, że to nie tylko mój zbawienny wpływ jest składową na to.-uśmiecha się
 -Tak, Bełchatów okazał się całkiem trafną decyzją.-przytakujesz jej
 -Och, myślę, że nie tylko on, ale..-przerywa na chwilę- To dopowiesz sobie mam nadzieję, że niebawem.
 -Może lepiej nie?-odpowiadasz po czym zabierasz swoje rzeczy, żegnasz się z Joanną i udajesz się przed siebie. Z każdym krokiem czujesz się jeszcze bardziej obolała, choć nie miałaś pojęcia jakim cudem to możliwe. Tak jak i poprzednio, powrót z siłowni zajął ci ponad pół godziny, co i tak wydawało się być sukcesem. Gdy już dotarłaś do domu byłaś tak zmordowana, że nie miałaś nawet siły ruszyć palcem u nogi. Zasnęłaś więc wyczerpana w poprzek łóżka. Obudziłaś się dobrych kilka godzin później po raz kolejny zupełnie sparaliżowana sennym koszmarem. Chcąc o nim jak najszybciej zapomnieć wzięłaś po raz kolejny tego dnia, długą i gorącą kąpiel. Gdy doprowadziłaś się do ładu udałaś się w kierunku salonu, w którym przebywał twój ukochany przyjaciel, zajadający się chińszczyzną oraz oglądający powtórkę meczu. Bez większych chęci do siedzenie w kuchni pozwoliłaś sobie na wzięcie jednego z boxów z jedzeniem i usadowienie się koło Mikołaja.
 -Spodziewałam się absolutnie każdego, ale nie tego, że wyrwiesz sobie siatkarza i to nie byle jakiego.-odzywa się przyjaciel
 -W sumie nie wiem kto kogo, jak to powiedziałeś wyrwał, ale niech ci będzie.-chichoczesz
 -Żebyś ty widziała moją minę, jak go zobaczyłem w drzwiach.
 -Zauważyłeś coś zza klejącej się do ciebie koleżanki?-pytasz rozbawiona
 -Ja wolę nie wypominać co ty robiłaś z Conte.-śmieje się- Następnym razem po prostu mnie uprzedź, to sobie oszczędzę.
 -Ciebie się to też tyczy mój drogi.-trącasz go ramieniem
 -Będzie coś z tego?
 -Chyba oszalałeś.-prychasz
 -No dobra, ale możesz to trochę pociągnąć, może wkręcisz mnie na jakiś mecz?
 -Głupi jesteś.-chichoczesz kosztując chińszczyzny
 -Może powinienem z nim odbyć dydaktyczną rozmowę jak na przyjaciela przystało?-pyta nagle
 -Mikołaj, daruj sobie. Z tego nic nie będzie, my się nie spotykamy.-kręcisz głową
 -Na razie.-komentuje- Jak to zwykle bywa, w końcu któreś z was nie wytrzyma i zapragnie czegoś więcej. A wtedy pojawi się pytanie czy to drugie będzie na to gotowe?
 -Odpowiedź jest dość prosta, nie zechce.
 -Taka dobra partia...
 -Mikołaj, błagam cię, skończ ten temat. Wiesz doskonale jak jest.-mówisz mu nieco z wyrzutem- Wszelakie związki, relacje, zażyłości i uczucia, to coś, co mnie nie dotyczyło, nie dotyczy i dotyczyć nie będzie.
 -I tak wciąż liczę się z tym, że powiem ci kiedyś "a nie mówiłem?"-uśmiecha się.
Nie wiedziałaś czy faktycznie kiedyś może do tego dojść. Nie przyjmowałaś raczej tego do wiadomości. Nie widziałaś nawet cienia szansy na to. Po prostu nie było w tej chwili na świecie takiej siły ani osoby, która zdołałaby zmienić twoje zdanie. Od czternastu lat żyłaś z takimi, a nie innymi przekonaniami i nie zamierzałaś ich zmieniać przez mężczyznę. Najpierw musiałby się znaleźć absolutny unikat, którego nie zrażałoby to co sądzisz, myślisz. A już na tym etapie szanse na wszelakie powodzenia tejże karkołomnej misji, równe były niemal zeru. Było ci po prostu dobrze tak, jak było. I w ciągu najbliższych lat, nie planowałaś żadnych zmian w tymże temacie.

~*~
Rozdział iście przejściowy, że tak powiem. Za wiele się nie dzieje, oczywiście swoje dorzuca tu Conte, ale to już chyba jest jakiś standard. Także Joanna nie jest anonimową postacią w tej historii, można by rzec, iż troszkę ją ubarwia, a na pewno życie Liliany. Nie przedłużając, opinia należy do Was ;)
Miłego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.

niedziela, 7 czerwca 2015

#cuatro.

  
  Szczerze powiedziawszy nie wiedziałaś nawet kiedy sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły. Z resztą nie przeszkadzało ci to nawet. To nieplanowane spotkanie nie zburzyło przecież twoich wieczornych planów, bo w zasadzie ich nie było. Nie uśmiechało ci się przecież spędzenie go samotnie na kanapie. Lubiłaś urozmaicać swoje życie, a z całą pewnością brunet do nich należał. Generalnie rzecz biorąc, nie mogłaś narzekać na nudę i szarość w swoim życiu. Zwłaszcza ostatnimi dniami. Działo się w nim tyle, że sama momentami zastanawiałaś się, jak to w ogóle było możliwe. Jednak znałaś chyba odpowiedź na to pytanie. Od dobrych czternastu lat taka była twoja taktyka. Tak odwracałaś swoją uwagę od rzeczy, które sprawiały ci ból. Zaliczałaś w ich poczet także swoją matkę, niestety. Kiedyś jeszcze nie czułabyś się dobrze z tym, że była ci zupełnie obca. Teraz już cię to nawet nie obchodziło. Nie była nikim ważnym w twoim życiu. Nie czułaś się z nią w żaden sposób związana. Pełniła ona przez ostatnie lata jedynie funkcję dekoracyjną. Jeśli miałabyś być szczera, wolałabyś żeby jej nie było w twoim życiu. Bo tak naprawdę nie miałaś matki. Może to brutalne, aczkolwiek bardzo prawdziwe. To ona była pośrednią przyczyną tego, że byłaś taka, a nie inna, że spotkało cię to, a nie nic innego. Wybaczyłabyś jej, gdyby tylko cię nie odsunęła, kiedy tak bardzo jej potrzebowałaś. Zniszczyła nie tylko wasze relacje, ale i ciebie samą. Bo może gdyby była przy tobie, może nie byłabyś taka jaka jesteś? Może nie prowadziłabyś takiego trybu życia? To wydawało się być wielce prawdopodobne. Jednak rzeczywistość była niezmienna od lat, a ty po prostu przyzwyczaiłaś się do tego wszystkiego. Do niestałości w uczuciach. Do znajomości bez zobowiązań. Tak ci było po prostu wygodniej. Wolałaś się skupiać na teraźniejszych przyjemnościach, nie zastanawiałaś się nad przyszłością. Żyłaś chwilą.
 -Szlag.-rzucasz niemal natychmiast kiedy otwierasz oczy po czym zrywasz się na równe nogi. W pośpiechu zbierasz swoje ubrania i wkładasz je na siebie. Klniesz pod nosem do chwili, aż przed twoimi oczami pojawia się nie kto inny jak grecki Bóg w postaci Conte.
 -Cóż za przyjemne rozpoczęcie poranka.-rzuca z cieniem uśmiechu
 -Wspaniałe.-przewracasz oczami po czym go ignorujesz i zbierasz resztę swoich rzeczy. Tak jak przewidywałaś, ten typ mężczyzn nie lubi gdy się ich olewa. Nie mija w zasadzie chwila, jak zostajesz przygnieciona do ściany.
 -Muszę iść.-mówisz przez zaciśnięte zęby
 -Jesteś absolutnie pewna?-pyta wpatrując się w ciebie
 -Puść. Mnie.-mówisz nieco poirytowana, lecz on zamiast wykonać to zadanie jeszcze bardziej na ciebie napiera
 -Nawet jak się denerwujesz to jesteś wyjątkowo pociągająca.-uśmiecha się
 -Nie żartuję.-przewracasz oczami- Ja cię ostatnio siłą nie trzymałam kiedy powiedziałeś, że musisz iść.-zmieniasz taktykę
 -Szkoda.-odpowiada wyraźnie rozbawiony zaistniałą sytuacją- Więc, gdzie się tak śpieszysz?
 -Nie muszę ci się z niczego spowiadać.
 -A ja nie muszę cię wcale puszczać.-szerzy się zakładając ci kosmyk włosów za ucho- Więc?
 -Pracuję.-mówisz już niemiłosiernie zła
 -To zupełnie jak ja.-chichocze
 -Ty nie pracujesz, ty po prostu odbijasz piłkę. A do tego masz zadatki na wizytę u psychiatry. Często przetrzymujesz swoje, powiedzmy, że znajome, wbrew ich woli?
 -Tylko jeśli zajdzie taka potrzeba.-odpowiada ze śmiertelną powagą, lecz po chwili na jego twarzy widać widoczne rozbawienie- Wczoraj nie byłaś taka złośliwa.
 -Po prostu byłam wstawiona.
 -Uważaj bo uwierzę.-mówi zbliżając swoją twarz do twojej- Wypuszczę cię, pod dwoma warunkami.
 -Mów.-wzdychasz
 -Pierwszy, dasz mi wreszcie swój numer, bo nie zamierzam czekać następnego tygodnia żeby cię gdzieś przypadkiem spotkać. A po drugie.-zatrzymuje się na chwilę- Odwiozę cię i powiesz mi gdzie pracujesz.
 -Pierwszy okej, drugi kategorycznie nie.-odpowiadasz mu stanowczo
 -Wiesz, że za późno już na jakiekolwiek sprzeciwy.
 -A to niby czemu?-pytasz bez zbędnych ogródek. On jednak ci nie odpowiada. Przynajmniej nie robi tego w sposób werbalny. Jego usta zachłannie wpijają się w twoje, a ręce zaczynają błądzić po całym twoim ciele. Chciałaś go powstrzymać, ale coś w twoim wnętrzu, ci na to nie pozwalało. Chyba po prostu za każdym razem rozbudzał w tobie tak wielką falę pożądania, iż nie byłaś w stanie mu się oprzeć. I właśnie dlatego musiałaś przystać na jego propozycje, jedną i drugą. Nie byłaś specjalnie zachwycona faktem, iż mógł was ktoś razem zobaczyć, aczkolwiek podróż w jego towarzystwie była zdecydowanie przyjemniejsza niż samotny marsz przez pół miasta przy niezbyt wysokich temperaturach. Generalnie rzecz biorąc nie masz zielonego pojęcia jakim cudem nie spóźniłaś się do pracy, tym bardziej, iż pożegnanie w postaci słownej niezbyt satysfakcjonowało bruneta. Wydarzenia poranka odstawiłaś jednak na bok i zajęłaś się pracą. A ku twojej rozpaczy, ta minęła zdecydowanie za szybko. Rozpaczy, gdyż czekało cię jeszcze dzisiaj spotkanie z ekscentryczną panią psycholog.
 -Jak tam życie, Lil?-pyta już na wstępie
 -Ten skrót jest raczej zarezerwowany dla bliskich.
 -Idealnie.-kiwa głową wyraźnie zadowolona- Jak wczorajszy wieczór?
 -Czuję się jak na przesłuchaniu.
 -No dobra.-marszczy brwi- Jak się miewasz?
 -Wspaniale.-odpowiadasz beznamiętnie
 -Coś więcej?
 -Nic czym miałabym ochotę się dzielić.-wzruszasz ramionami
 -Masz kogoś?-pyta nagle
 -Nie jestem raczej osobą szukającą stabilizacji w związku.-odpowiadasz zgodnie z prawdą
 -Nie spodziewałam się innej odpowiedzi.-kiwa głową- Sypiasz z kimś aktualnie?
 -Czy to pytanie nie wykracza, aby poza zakres twoich kompetencji?-pytasz nieco poirytowana
 -Typowego konowała owszem, ja jak zdążyłaś z całą pewnością zauważyć, nie należę raczej do zwykłych psychoterapeutów.
 -Co zmieni odpowiedź na to pytanie?
 -Dla mnie niewiele, dla ciebie owszem.-odpowiada kobieta
 -Nawet jeśli, to co z tego?-wzruszasz ramionami- Nie miałaś szukać sensacji w moim życiu osobistym, tylko miałaś mi ponoć pomóc. Nie potrzebuję co tygodniowych zwierzeń, za które muszę dodatkowo płacić.-mówisz poirytowana jej bezpośredniością
 -Po prostu chcę ci przez to, coś pokazać, pewną zależność.
 -Och, zamieniam się w słuch!-podnosisz nieco ton głosu
 -Zgaduję, że po tym co przeszłaś, w twoim życiu jest jeden, góra dwóch facetów, których obecność jesteś w stanie zaakceptować i która nie jest dla ciebie czymś krępującym. Natomiast z resztą łączą cię inne stosunki, bo sama się na to skazałaś. Przez wydarzenia sprzed czternastu lat uciekasz się do takich metod, bo one wydają ci się być właściwe. Robisz to bo myślisz, że da się zatrzeć wszelkie wspomnienia, bo..
 -Dosyć.-przerywasz jej po czym opuszczasz kawiarnię. Nie wiesz, dlaczego jej słowa tak wyprowadziły cię z równowagi. Nie powiedziała ci coś nowego, byłaś absolutnie świadoma tych rzeczy. Może tak bardzo cię to poruszyło bo tak naprawdę jeszcze nikt, nigdy nie powiedział tego na głos? To wydawało się być najbardziej racjonalną i prawdopodobną odpowiedzią. Ta sytuacja tak bardzo zajęła twój umysł, że nie wiedziałaś nawet kiedy dotarłaś do domu. Tam zastałaś Mikołaja, który o mały włos nie puścił całego mieszkania z dymem, gdyż próbował zabawić się w Gordona Ramsey'a. Niestety nie udało ci się uratować jego wyśmienitego dania, aczkolwiek nie wyglądał na zmartwionego.
 -Niech zgadnę. Jesteś taki radosny bo miałeś wyśmienity dzień w pracy albo odwiedziła cię twoja znajoma z klubu. Inaczej byś tu nie przywędrował i omal nie spalił kuchni ze sobą na czele.-rzucasz w jego kierunku
 -Lepiej się przyznaj gdzie ty wczoraj zabalowałaś, że nie wróciłaś na noc, a potem wpadłaś rano na kilka minut jak huragan po czym z prędkością światła wyleciałaś do pracy.-odgryza się
 -Odpowiedz na moje pytanie, to może odpowiem na twoje Miki.-odpowiadasz mu
 -Tak, była u mnie.-kiwa głową
 -Dobra w łóżku, co?
 -Tak, ale i poza tym ma sporo walorów.-szczerzy się
 -Nieźle cię wzięło przyjacielu.-komentujesz jego zachowanie
 -Czekam aż przyjdzie na ciebie kolej mała.-uśmiecha się ciepło
 -Nie wiem czy tego dożyjesz.-chichoczesz
 -Kiedyś w to wątpiłem, ale ostatnimi dniami odzyskuję wiarę.
 -Bo?-ciągniesz
 -Bo z tego co pamiętam z nikim nie spotykałaś się więcej niż dwa razy.-mówi i po chwili dodaje- A do tego na tygodniu. Postępy.
 -Po prostu to zbyt łakomy kąsek by wypuścić taką przyjemność z rąk po jednym razie.-odpowiadasz przyjacielowi
 -W takim razie liczę na jakąś obszerniejszą relację, oczywiście pamiętaj naszą zasadę, co było w sypialni, to w niej zostaje.-grozi ci palcem wyraźnie rozbawiony
 -Czyli w zasadzie rozmowę na jego temat zakończyliśmy.-chichoczesz po czym dokańczasz przygotowywanie kolacji, którą zjadacie w akompaniamencie opowieści Mikołaja o kretynie w postaci szefa i oczywiście jego nowej zdobyczy. Wieczorem natomiast jak to mieliście w tradycji, zajęliście się oglądaniem filmów. Przy okazji zdołaliście porozmawiać o najbardziej błahych sprawach tego świata. Ten stan rzeczy trwał go godziny drugiej w nocy, czyli do czasu, aż zakończyliście wszelakie oglądanie i udaliście się do swoich pokojów. Niestety nie mogłaś zaliczyć tej nocy, do zbyt udanych. Budziłaś się kilkukrotnie, a potem nie potrafiłaś długo zasnąć. A do tego, gdy tylko zamknęłaś oczy, powtórnie pojawiały się te same obrazy. Wciąż tak samo przerażające i zapierające dech w piersiach. Widywałaś je niemal codziennie, dlaczego więc wciąż budziłaś się z krzykiem, kompletnie niemal sparaliżowana? Chciałabyś znać odpowiedź na to pytanie. Tymczasem jedyne co mogłaś zrobić, to po prostu się uspokoić i jak gdyby nigdy nic przystąpić do czynności dnia codziennego. I choć na kilka godzin zapomnieć o koszmarach, które towarzyszyły ci każdej nocy. Nie było na to innej recepty. Musiałaś mierzyć się z tym sama, to były twoje cienie z przeszłości. Tylko i wyłącznie twoje.
 -Jak Mahomet nie przyjdzie do góry, to góra musi przyjść do Mahometa.-rzuca na wstępie Joanna pojawiając się nagle w twoim gabinecie
 -Kolejna twoja pasja, islam?-mierzysz ją wzrokiem
 -Chyba jesteśmy sobie coś winne.-mówi nieprzejęta twoimi słowami- Ja zacznę. Faktycznie, ostatnio troszeczkę za bardzo cię przycisnęłam, przepraszam.
 -Nie powinnam była tak wybuchać, przepraszam.-wypowiadasz mimowolnie- Po prostu, ja...
 -Nie tłumacz się, rozumiem.-kiwa głową- Jestem pierwszą osobą, która to powiedziała na głos, prawda?-pyta, a ty zmuszasz się jedynie do kiwnięcia głową
 -Wracanie do tego to jak rozdrapywanie zagojonej rany, chociaż ta rana od czasu do czasu jeszcze się jątrzy.-wzdychasz- Chcę po prostu się od tego uwolnić, rozumiesz? Zostawić to raz, na zawsze za sobą.
 -Taki jest właśnie nasz cel Lil.-mówi- Jednak musisz być świadoma, że by wyzbyć się wszelakich koszmarów i ciążącej przeszłości, musisz zmierzyć się z tym co było. Jeśli tego nie zrobisz, wciąż będziesz tkwić w tym samym miejscu, w którym jesteś teraz. Pytanie, czy jesteś na to gotowa.
 -Minęło już tyle lat, że bardziej gotowa być nie mogę.-mówisz zupełnie szczerze
 -Nikt nie powiedział, że będzie to łatwe i przyjdzie z dnia na dzień. Potrzeba na to sporo czasu by choć w małym stopniu zapomnieć, możliwe, że do końca życia będziesz nosić w sobie to brzemię. Wszystko tak naprawdę zależy od ciebie, ja mogę ci jedynie pomóc wybrać odpowiednią drogę.
 -Myślisz, że mi się uda?-pytasz nagle- Przeszłam już tyle rodzajów terapii, że chyba mogłabym wpisać się w księgę rekordów Guinnessa. Powinno być przecież po nich dobrze, a jest wręcz odwrotnie.-mówisz rozpaczliwym tonem głosu
 -Bo tak naprawdę nikt, nigdy nie skupiał się na prawdziwej przyczynie tego wszystkiego.-mówi Joanna
 -Po kilku spotkaniach potrafisz ją wskazać, a wybitni specjaliści do których chodziłam tygodniami nie umieli jej znaleźć, tak?-nie dowierzałaś
 -Bo nie patrzę na to jak tylko i wyłącznie lekarz, widzę to też jako zwykły obserwator.-spogląda na ciebie- A przyczynę znasz, doskonale wręcz. Choć pewnie wolałabyś jej nie znać.
Nie musi nic więcej mówić. Siedzisz jak osłupiona aż do czasu, gdy waszą konwersację przerywa sekretarka informująca cię o spotkaniu za kilka minut. Tego w zasadzie nie pamiętasz, gdyby ktoś cię spytał co na nim było, miałabyś ogromny problem z odpowiedzią. Po prostu całe twoje myśli skupione był wokół jednej rzeczy, a w zasadzie osoby. Im dłużej o tym myślałaś, tym większą czułaś nienawiść do jej osoby. Może nie powinnaś zbyt pochopnie postępować, ale ekscentryczna pani doktor musiała mieć w jakimś stopniu rację. W obecnej chwili wydawało ci się, że to było najbardziej logiczne rozwiązanie tego wszystkiego. Po prostu za bardzo ci o wszystkim przypominała. Za bardzo cię zraniła odsuwając cię od siebie, byś mogła podejść do tego bez emocji. Po każdym waszym spotkaniu nocne koszmary były bardziej dokładne, wyraźniejsze. Ale nie mogłaś się od niej odciąć. Nawet gdybyś tego bardzo chciała, a czasem tak było, nie było takiej możliwości. Po prostu ona znalazłaby sposób, aby do ciebie dotrzeć. Nie wiedziałaś jak mogła czerpać przyjemność z prób kontrolowania niemal całego twojego życia, a już tym bardziej ze spotkań z tobą. Nie wiedziała o tobie nic, a szczyciła się jakby była nie wiadomo jak blisko. Nienawidziłaś jej za to. Za to, że na siłę próbowała się zbliżyć, co tak naprawdę jeszcze bardziej cię oddalało. Za to, że udawała i zachowywała się, jakby nigdy nic się nie zdarzyło. Dlatego właśnie nie potrafiłaś znieść jej towarzystwa. Nie umiałaś patrzeć na nią, bez uczucia odrazy. Po prostu nie umiałaś.
 -Ktoś do pani.-mówi sekretarka w chwili, w której szykujesz się do wyjścia
 -Kto?-dopytujesz
 -Pani Markiewicz.
 -Powiedz, że już wyszłam.-nakazujesz
 -Nie jestem pewna czy to ją przekona.-krzywi się kobieta
 -Po prostu, jest ostatnią osobą, którą chcę widzieć, dobrze?-twoja rozmówczyni kiwa jedynie głową po czym znika z twojego pola widzenia. Widząc po chwili wibrujący telefon wyjmujesz z niego kartę. Nie masz ochoty na żadne rozmowy. Potrzebujesz pobyć chwilę sam, na sam ze sobą. Wychodzisz, więc bocznym wyjściem żeby nie natknąć się na swoją matkę, po czym wracasz okrężną drogą do domu. Gdy do tego docierasz nie zważając na pytania Mikołaja o twoją matkę, która wydzwaniała już także do niego, ubierasz sportowe ubranie i standardowo udajesz się na przebieżkę. Potrzebujesz przewietrzyć umysł, bo znów nastąpiła w twoim wnętrzu kumulacja najskrajniejszych emocji i myśli. Po mniej więcej trzech kilometrach zatrzymujesz się w jednej z parkowych alejek. Opierasz się dłońmi o kolana. Dyszysz ciężko, bo narzuciłaś sobie zbyt wielkie tempo. Dopiero, gdy twój oddech się stabilizuje prostujesz się. Wtedy twój wzrok skupia się na mężczyźnie znajdującym się jakieś dwieście metrów od ciebie. Przypominał ci kogoś. I to do tego stopnia, że poczułaś narastające przerażenie. Jakiś wewnętrzny głos nakazał ci stamtąd uciec. Przebiegłaś niemal sprintem kilka następnych metrów, po czym zatrzymałaś się na mostku. Poczułaś dreszcze na niemal całym swoim ciele. Wiedziałaś, że to nie mógł być on, ale i tak z trudem przyszło ci się uspokoić. Dopiero wtedy ruszyłaś w dalszą trasę, co rusz oglądając się za siebie. Jak się można było spodziewać, skończyło się to tak, iż wpadłaś na jakiegoś faceta. Nie podnosząc wzroku wydukałaś przeprosiny i ruszyłaś po prostu przed siebie.
 -Mam się obrazić?-słyszysz gdzieś za sobą płynną angielszczyznę po czym momentalnie się odwracasz
 -Przeprosiłam.-odpowiadasz mu
 -Słaba rekompensata za staranowanie.-uśmiecha się lubieżnie
 -Nie mam nastroju na obszerniejsze rekompensaty, musi ci wystarczyć.
 -W takim razie, chętnie go odnajdę.-szczerzy się, a ty kręcisz jednie głową w geście niedowierzania.

~*~
Dzieje się, oj dzieje. To tak w telegraficznym skrócie bo jak zwykle głębsze opinie pozostawiam Wam. Dzisiaj nie będzie za wiele ode mnie, obowiązki wzywają, a do tego upał nie sprzyja siedzeniu w czterech ścianach, więc uciekam do ogrodu, a Wam życzę miłego popołudnia i tygodnia :)
Ściskam,
wingspiker.