niedziela, 31 maja 2015

#tres.


  W przeciwieństwie do ciebie twoja matka wydawała się być zupełnie zachwycona perspektywą wizyty u swojej jedynej córki. Jak to ona na wstępie zaczęła opowiadać niezwykłe historie o sobie, które szczerze powiedziawszy wcale cię nie obchodziły. Z całą pewnością nie zauważyła nawet w pierwszej chwili, że nie wyglądałaś zbyt wyjściowo ani nie byłaś zbyt rozmowna. Musiała odbyć swój rytuał mający na celu wzbudzenia w tobie jakiejkolwiek chęci do głębszej rozmowy. I jak to zwykle bywało zakończyło się to fiaskiem. Dopiero wtedy zostałaś zlustrowana przez nią wzrokiem i zganiona spojrzeniem, które nawet cię nie przejęło. Nie za bardzo obchodziły cię jej uwagi, a już zwłaszcza te dotyczące twojego życia osobistego. 
 -A ty przepraszam co robiłaś?-pyta nagle
 -Spostrzegawcza jesteś.-przewracasz oczami- Spałam.
 -Jest godzina jedenasta.-mierzy cię wzrokiem- Nie przesadzajcie może z tymi imprezami, pora chyba zacząć zmieniać priorytety w życiu. 
 -Nie musisz mnie pouczać.-mówisz niezbyt przyjemnym tonem głosu
 -Gdzie Mikołaj?-dopytuje
 -Śpi.-warczysz
 -W takim razie pora wstawać.-rzuca po czym szybkim ruchem wyprzedza cię i udaje się w kierunku jego pokoju. Gdy dostrzega, iż jest pusty natychmiast odwraca się w twoim kierunku.- Jakoś go tu nie widzę. A może jest u ciebie?-uśmiecha się
 -Nie waż się.-mówisz zdenerwowana zagradzając jej drogę do swojej sypialni- Nie mam pieprzonych siedemnastu lat żebyś mnie kontrolowała!-podnosisz ton głosu
 -Nie tym tonem, uspokój się.-mówi ze stoickim spokojem- Mam nadzieję, że chociaż to coś poważniejszego skoro już wylądowaliście razem z Mikołajem w łóżku. Lepszy byłby dla ciebie ktoś ze stabilną pozycją, ale może jeszcze się wyrobi.-kiwa głową- Ucałuj go ode mnie.-rzuca po czym jak gdyby nigdy nic opuszcza twoje mieszkanie. Wypuszczasz głośno powietrze z ust. Ta kobieta niesamowicie działała ci na nerwy i gdyby nie była twoją matką, już dawno byś się nie powstrzymywała przed rękoczynami. W celu uspokojenia nerwów robisz to, co zawsze jest twoją odskocznią. Być może dlatego, że twoja matka zawsze cię odciągała od gotowania. Gdy byłaś młodsza robiłaś jej na złość, z czasem jednak na tyle to polubiłaś, że zaczęłaś poważniej myśleć o związaniu swojej przyszłości z tą dziedziną. Oczywiście marzenia te zostały szybko zduszone w zarodku przez apodyktyczną matkę twierdzącą, że od gotowania jest kucharka, a ty masz być w życiu kimś. Raz po raz niszczyła twoje marzenia, przedkładając swoje chore ambicje ponad twoje. Taka właśnie była, niezmienna od lat i musiałaś po prostu z tym jakoś żyć, nie mówiąc tu już o żadnej akceptacji, na tą nie mogła raczej nigdy liczyć. 
 -Całkiem przyjemna ta twoja matka.-słyszysz męski głos
 -O tak, kobieta anioł.-przewracasz oczami
 -Co to?-pyta widząc wykonywane przez ciebie czynności
 -Bruschetta.-odpowiadasz skupiona na przyrządzaniu śniadania
 -Wszystkim moim poprzednikom gotowałaś?-pyta nieco cię zaskakując
 -Z wszystkimi moimi poprzedniczkami zostawałeś na noc?-odpowiadasz mu na co on jedynie się uśmiecha. Powracasz więc do przerwanych czynności czując na sobie jego przeszywający wzrok. Chcąc to wykorzystać wykonywałaś wszelakie ruchy, aby tylko pobudzić jego wyobraźnię. Kto jak kto, ale ty wiedziałaś o tym zadziwiająco dużo. I tak jak się spodziewałaś, długo nie musiałaś czekać na odpowiedź. Za moment ją otrzymałaś.
 -Chętnie bym się tobą zajął, ale muszę iść.-mruczy ci przyjemnie do ucha
 -No trudno.
 -Nie wydajesz się zbyt przejęta tym faktem.-odpowiada 
 -Po prostu wiem, że i tak na ciebie wpadnę, w niedługim czasie.-wzruszasz ramionami
 -Mam nadzieję, że nastąpi to bardzo szybko.-odpowiada ci, a niedługo po tych słowach zostajesz w mieszkaniu sama. Ten stan rzeczy utrzymuje się do godzin popołudniowych w których o sobie przypomina twój współlokator, który powraca do waszego lokum. Wnioskując po jego zadowolonym wyrazie twarzy dość przyjemnie spędził ostatnie godziny swojego życia, więc nie zamierzałaś pytać go jak mu minęły. On także w obecnej chwili nie zamierzał ciągnąć cię za język, zdecydowanie bardziej wolał zdrzemnąć się we własnym łóżku. Ty bez większych perspektyw na to popołudnie, postanowiłaś wybrać się na krótką przebieżkę. Musiałaś przewietrzyć umysł, a przy okazji pozbyć się bólu głowy, który pozostał pamiątką po szaleństwach ubiegłej nocy. I była to zdecydowanie dobra decyzja, bo po przebiegnięciu ponad pięciu kilometrów czułaś się niemal jak nowo narodzona. Gdy wróciłaś do mieszkania zastałaś tam o wiele bardziej rozmownego Mikołaja, któremu zebrało się na zwierzenia. Szczerze powiedziawszy średnio przyjemnie słuchało ci się o jego nocnych podbojach, ale zachowałaś to dla siebie. 
 -A jak tobie minęła noc Lil? Chyba równie owocnie?-szczerzy się
 -Coś sugerujesz?
 -A i owszem.-odpowiada- Widziałem cię z jakimś facetem.
 -Bo to jeden wczoraj się kręcił wokół mnie.-prychasz
 -Tak łatwo się nie dam zwieść, widziałem cię z nim przez dłuższą chwilę.
 -Musiałam sobie po prostu jakoś poradzić skoro mnie opuściłeś.-mówisz spoglądając w jego kierunku z lekko wymuszonym uśmiechem
 -Mam nadzieję, że to radzenie było całkiem skuteczne.-śmieje się- A odbiegając od tematu, kiedy masz spotkanie z tą terapeutką?
 -Szlag.-wypalasz spoglądający szybko na kalendarz- Dzisiaj. Za piętnaście minut. Cholera.-wypuszczasz z ust serię pojedynczych wyrazów po czym pędem bierzesz prysznic, odświeżasz makijaż i doprowadzasz się do stanu w którym mogłaś pokazać się społeczeństwu. Musiałaś przyznać, że byłaś szczerze zaskoczona dość dziwnym miejscem, jakie wyznaczyła na wasze spotkanie pani psycholog. Otóż zmierzałaś właśnie w kierunku jednego z bełchatowskich klubów fitness zachodząc przy tym w głowę, kogo tam spotkasz. Obstawiałaś albo maniaczkę zdrowego trybu życia albo dość niezrównoważoną kobietę po trzydziestce. I generalnie za bardzo się nie pomyliłaś. Po pierwszym spojrzeniu na niejaką Joannę Kamińską, wiedziałaś, że jest nietuzinkową osobą. Krótkie, płomienne włosy z wygolonymi bokami. Widoczny tatuaż tuż nad mostkiem i na nadgarstku. Przez chwilę zastanawiałaś się kto dał tej kobiecie zdolność do wykonywania zawodu jaki wykonywała. Dopiero wtedy zrozumiałaś, że porąbanych najlepiej zrozumie porąbany.
 -Jak już zostałam zlustrowana wzrokiem i wydałaś przedwczesną opinię na temat mojej skromnej osoby, to jestem Aśka i będziemy od czasu do czasu rozmawiać.-rzuciła na wstęp- Żeby było jasne, nie jestem żadnym konowałem. Nie mam uciechy z siedzenia za biurkiem sprowadzonym z Portugalii i polerowanym w Czechach. Nie trzymam się żadnych schematów psychologii. Moja terapia jest szerokotorowa i opiera się na wzajemnym zaufaniu. Wchodzisz?
 -A mam inne wyjście?-wzruszasz ramionami
 -No tak, zazwyczaj trafiają do mnie osoby, dla których jestem ostatnią deską ratunku.
 -Zawsze zabierasz ich na siłownie?-pytasz wprost
 -Bezpośrednia, już czuję, że się dogadamy.-uśmiecha się- To zależy od osoby. Jak mam kogoś, kto jest lekko sfiksowany to raczej nie porywam się na takie miejsca.
 -A według ciebie, kim jestem ja?-pytasz
 -Do tego musisz dojść sama.-uśmiecha się tajemniczo po czym gestem dłoni nakazuje ci iść za sobą. Po pięciu minutach w szatni znajdujecie się na całkiem przestronnej sali, gdzie przez następne czterdzieści minut usilnie starasz się naśladować instruktorkę jogi. Po odbyciu zajęć nie masz nawet pojęcia, która część ciała boli cię bardziej. Ku twojej rozpaczy Joanna wcale nie zamierzała udać się do szatni. Dzięki niej wylądowałaś na bieżni.
 -Taka jest twoja taktyka, najpierw wymordujesz swoich podopiecznych, a potem wyciągasz z nich wszystkie informacje za jednym zamachem?-pytasz już nieco dysząc
 -Dokładnie tak.-chichocze kobieta- A tak poważnie. Jak już wspomniałam, każdy ma swoją specyfikę i nie każdy tu ląduje. W zasadzie jesteś moim pierwszym królikiem doświadczalnym tutaj.-szczerzy się
 -Super.-przewracasz oczami
 -Posłuchaj.-mówi całkiem poważnie schodząc z bieżni- Nie traktuj mnie jak lekarza, bo ja nie traktuję cię do końca jako pacjenta. Nie jestem typowym psychiatrą czy terapeutą. Mam innowacyjne metody leczenia, które w statystyce wypadają całkiem fajnie. Nasze seanse nie będą odbywać się za zamkniętymi drzwiami. Będą to bardziej spotkania na stopie towarzyskiej. Dużo rozmów, zupełnie szczerych rozmów. Nie tylko ty będziesz mówić. Coś, za coś. Ty coś powiesz o sobie, ja powiem o sobie.
 -Nie widziałaś mojej historii leczenia?
 -Widziałam.-potakuje głową- Ale chcę to usłyszeć od ciebie. Wiem jacy są psychiatrzy, często ubarwiają. Zwłaszcza twój poprzedni, tytan pracy.-prycha- Denerwujący gość, nie dziwne, że wpisał ci brak współpracy.-chichocze
 -Bo był debilem, dlatego.
 -Uwierz, rozumiem cię doskonale.-kładzie dłoń na twoim ramieniu- Więc mam nadzieję, że nasza współpraco-znajomość się uda i cię wyciągniemy z tego, czego powinnyśmy. Dzisiejszy seans uznaję za zakończony, będziemy w kontakcie moja droga.-uśmiecha się pogodnie, a już po niespełna kilku minutach znika z twojego pola widzenia. Zbierasz się więc najszybciej jak potrafisz i udajesz się ku wyjściu. Skumulowanie porannej przebieżki, jogi i kolejnych minut na siłowni niekomicznie dobrze wpłynęło na samopoczucie. Bolało cię dosłownie wszystko i szczerze mówiąc nie wiedziałaś jak dowłóczysz się do domu. Trasa, którą normalnie pokonywałaś w jakieś dziesięć minut, zajęła ci tym razem całe pół godziny. Jak tylko wróciłaś do domu wzięłaś szybki prysznic, po czym padłaś jak zabita na łóżko. Obudziło cię dopiero przyjemne mruczenie koło ucha. Jak się okazało, dziwnym trafem był tutaj twój ukochany kot, który powinien być teraz u twojej matki.
 -Co tu robi Bond?-pytasz Mikołaja, który siedział przy kuchennym barze
 -Twoja matka go podrzuciła.-dopija kawę
 -Och, czyżby się jej znudził?-pytasz drapiąc ulubieńca między uszami
 -W oficjalnym tłumaczeniu była zbyt zapracowana.
 -Czym? Wydawaniem pieniędzy swojego obrzydliwie bogatego męża?-prychasz
 -Poza tym, nie wiedziałem, że się ze sobą przespaliśmy.
 -Przepraszam, spanikowałam, musiałam mieć jakieś wiarygodne alibi.-mówisz skruszona
 -Wybacza.-kiwa głową- Mam nadzieję, że był tego wart.-mówi z szerokim uśmiechem.
Wieczorem udajecie się do meksykańskiej knajpy, która cieszyła się całkiem sporą popularnością w Bełchatowie. Po spędzeniu całkiem sympatycznego wieczoru, o dość przyzwoitej porze wróciliście do domu. W końcu nazajutrz obydwoje mieliście przed sobą dzień pracy, w twoim wypadku nowej pracy.
A jak się przekonałaś, to, że dostałaś ją z taką łatwością nie było wcale przypadkiem. Bo kto o zdrowych zmysłach zatrudniłby osobę z ledwie rocznym doświadczeniem na stanowisku dyrektora marketingu? No właśnie. Nie miałaś już nawet ochoty dzwonić do swojej matki i zmieszać ją za to z błotem. Może i zasługiwała, ale wolałaś nie psuć sobie nastroju do reszty. Wystarczyło już, że stałaś się obiektem uszczypliwości i plotek w pracy i to na samym starcie. Szczerze powiedziawszy nie byłaś tym nawet zaskoczona, bo gdybyś dostałą funkcję o jaką się początkowo ubiegałaś, nie byłoby tego. Kto chciałby rozmawiać o asystentce jednego z zastępców dyrektora? Ale co mogłaś zrobić? Absolutnie nic, bo gdybyś nie przyjęła tej posady, przy następnej okazji twoja matka ponownie uruchomiłaby swoje kontakty i byłaby powtórka z rozrywki. Wolałaś za pierwszym razem skończyć tą sprawę, nawet jeśli miałoby się to wiązać z początkowymi nieprzyjemnościami. Aż tak bardzo nie przejmowało cię zdanie innych by stchórzyć. Życie nauczyło cię, że nie warto przejmować się opiniami innych. Liczyło się to, jak ty czujesz się sama ze sobą w postawionej sprawie. A ty ogólnie rzecz biorąc, nie czułaś się aż tak źle, choć dzień pracy zwieńczyłaś w barze na szybkim drinku. Musiałaś po prostu się napić bo ostatnimi dniami dużo spraw się w twoim życiu skumulowało. Ekscentryczna psychoterapeutka, fascynacja Facundo, wpieprzająca się w życiu matka, praca, której tak naprawdę nie powinnaś dostać.
 -Moja droga, a co to za alkoholizowanie?-zaskakuje cię głos nikogo innego jak Joanny
 -To kolejny etap terapii, śledztwo?
 -Nie, skąd.-śmieje się- Jestem tu całkiem prywatnie, z chłopakiem i jego znajomymi. Może się dołączysz?
 -W zasadzie to już wychodzę.-odpowiadasz
 -Tak też sądziłam.-kiwa głową- Jutro, w przerwie na lunch kawa. Tu masz adres.-podaje ci kartkę po czym z uśmiechem na twarzy odchodzi. Ty dopijasz swojego drinka po czym wedle zapowiedzi opuszczasz barek. Wrzucasz na ramiona płaszcz, po czym wychodzisz na zewnątrz. Bierzesz haust zimnego, jesiennego powietrza, które wypełnia twoje płuca i jednocześnie orzeźwia umysł. Idziesz przed siebie dopóki coś nie każe ci się zatrzymać. Jakaś wewnętrzna siła zmusiła cię do zaprzestania tego samotnego spaceru. Sprawdziłaś telefon. Mikołaj zapowiedział, że spędza ten wieczór w towarzystwie znajomej z pamiętnej nocy w klubie. Wtedy jeszcze bardziej nie miałaś ochoty się śpieszyć. Zastanawiałaś się nawet czy nie zawrócić i nie dokończyć rozważań nad życiem przy jakimś trunku, aczkolwiek przypomniałaś sobie, że był tam żandarm o płomiennych włosach. Tak, więc po chwili konsternacji postanowiłaś, chcąc nie chcąc, wrócić do pustego mieszkania. Miałaś nieodparte wrażenie, że ktoś za tobą szedł. Nie należałaś do specjalnie strachliwych, więc w jednej chwili się zatrzymałaś i odwróciłaś.
 -Ciężko cię dogonić.-mówi niemal od razu
 -Tak mówią psychopaci w filmach.-kiwasz głową- Co teraz, dopadniesz mnie i udusisz?
 -Dopadnę, tak. Ale to drugie zamienię na coś innego.Przyjemniejszego-mówi po czym w jednej chwili znajduje się tuż przy tobie zachłannie wpijając się w twoje usta, tym samym rozbudzając falę pożądania.
 -Wciąż jestem psychopatą?-pyta odrywając swoje usta od twoich
 -Chyba mam za mało dowodów żeby to stwierdzić.-odpowiadasz z przekąsem
 -W takim razie pora je zebrać maleńka.-uśmiecha się po czym powtórnie całuje cię namiętnie, tym samym zdaje się zmieniać twoje plany na samotny wieczór z kotem. I szczerze powiedziawszy perspektywa ta, o wiele bardziej ci odpowiadała. Wręcz nie mogłaś się doczekać do jej wykonania.


~*~
Z małym poślizgiem, aczkolwiek jestem. Akcja z epizodu, na epizod się rozwija, wszelakie informacje są dawkowane w szczątkowych ilościach, musicie uzbroić się w cierpliwość. Nie powiem, niektóre z Was dość trafnie dedukują, może nie zawsze w stu procentach, ale chyba coś w tym jest :P Nie przedłużając mojego wywodu, liczę, że Wam się spodoba ;)
Miłego dnia!
wingspiker.

sobota, 23 maja 2015

#dos.

#podkład

  Pierwsze dni w Bełchatowie nie różniły się w zasadzie od tych, które spędzała w Warszawie. Może poza tym, że w tym mieście nie było setek ludzi, którzy od rana do nocy pędzili przed siebie. Łódzkie miasto wydawało się być o wiele spokojniejsze, tu mało kto się śpieszył. Ludzie nie wydawali się być tak egoistyczni, pochłonięci swoimi sprawami. Nie powiesz żebyś natychmiast stała się wielką miłośniczką tego miasta, aczkolwiek nie byłaś już tak sceptycznie nastawiona wobec mieszkania tutaj. Można by rzec, że przełamałaś lody, bo jak na razie raczej nie mogłaś narzekać na warunki życia. Twoja wspaniała nadopiekuńcza matka się o to postarała, jakby inaczej. Musiała przecież kontrolować niemal każdy aspekt twojego życia, a przynajmniej próbować. Nie miałaś nawet siły by po raz któryś zaczynać z nią spór o to, że nadto ingeruje w twoją prywatność. Nauczyłaś się po prostu pokazywać jej tyle swojego życia, co nic. Wydawało jej się, że wie wszystko o tobie, a tak naprawdę znała zaledwie ułamek prawdy o swojej córce. Nie potrafiłaś inaczej. Za bardzo się od siebie oddaliłyście lata temu, by wasza relacja wyglądała normalnie. Teoretycznie była blisko, ale w praktyce była na drugim biegunie. Z resztą jak większość ludzi w twoim otoczeniu. Przez wydarzenia przeszłości twoja podświadomość zmuszała cię do trzymania wszelakich dystansów. Budowałaś wokół siebie bezpieczną bańkę, aby więcej nie przechodzić tego, czego doświadczyłaś kilkanaście lat temu. To zbyt mocno ugruntowało się w twojej psychice, byś ot tak tego zaprzestała. Jedynie Mikołaj był osobą, której z czasem udało się nieco zburzyć twój schemat i złamać mury obronne. Był jedynym osobnikiem płci męskiej, którego byłaś w stanie dopuścić do siebie tak blisko. Był jedynym facetem, którego cielesną bliskość byłaś w stanie zaakceptować. Był też unikatem, z którym po prostu potrafiłaś rozmawiać godzinami. Z innym mężczyznami, jeśli już takowi pojawiali się w twoim życiu, nie łączyły i nigdy łączyć cię nie będą takie relacje. To z całą pewnością pokłosie wydarzeń przeszłości, jednak nie potrafiłaś tego zmienić. A może nie chciałaś? Po prostu nie marzyłaś jak większość kobiet o wielkiej miłości i księciu z bajki. Nie mówiąc tu już t o związku. Co tu dużo mówić, nie interesowały cię. Taka byłaś, niezmienna od lat i wcale nie zanosiło się na wszelakie zmiany. Nie liczyłaś już na nie. Nie łudziłaś się, że przyjdą. Pogodziłaś się z tym, że twoje życie było takie, a nie inne. Popieprzone na całej linii.
 -Naprawdę planujesz tam pracować? W korpo?-dopytuje Mikołaj
 -Z tymi studiami, co innego mi zostaje? McDonald?-prychasz
 -Przecież ty nawet tego nie lubisz.-upierał się
 -Zgoda, to nie jest coś o czym zawsze marzyłam, ale zawsze jakaś forma zarobku, niezłego zarobku.
 -Nie wytrzymasz tam zbyt długo.-mówi rozbawiony
 -Nie dobijaj mnie, okej?-mówisz również nieco rozbawiona- A jak tam z twoją pracą?
 -Patrzysz na nowego kierownika działu kreatywnego moja droga.-szczerzy się- Ale dość o pracy, bo jeszcze ona nam wyjdzie bokiem. Teraz idziemy na odrobinę szaleństwa i rozrywki.
 -Mecz? Naprawdę?-krzywisz się- Nie znam się na sporcie.
 -Nie musisz.-wzrusza ramionami- Ja obejrzę fajne widowisko, a ty sobie poszukasz potencjalnych partnerów. Deal?
 -Oszalałeś.-kręcisz głową z niedowierzaniem
 -Owszem, to już dawno temu.-szczerzy się
 -Wisisz mi za to jakieś karkołomne zakupy Miki.-grozisz mu palcem, a ten jedynie pokazuje ci język po czym znika z twojego pola widzenia, pozwalając przygotować ci się do wyjścia. Perspektywa spędzenia najbliższych godzin na hali i podziwianiu kilkunastu wyrośniętych facetów, którzy w pocie czoła gonili za piłką, wcale, a wcale nie napawała cię przesadnym optymizmem. Było to raczej wyjście z serii tych, które po prostu musiały się odbyć. Dlatego też, nie siliłaś się na żadne szaleństwa. Jak byłaś ubrana, tak wyszłaś.
W chwili, gdy weszłaś na halę, wypełnioną po brzegi kibicami w której nie było słychać wręcz własnych myśli byłaś raczej przekonana, że długo tu nie zabawisz. Jedyne o czym marzyłaś w tamtym momencie to ucieczka. I szczerze mówiąc, zrobiłabyś to bez wahania, gdyby nie fakt, że obiecałaś przyjacielowi, że mu potowarzyszysz. Chwała niebiosom, że ktoś wymyślił telefony bo ten wypełniał ci najbliższe kilka minut tego meczu. Przynajmniej do czasu, aż emocjonujący się tym spotkaniem Mikołaj nie skierował swojej uwagi na ciebie. Po małej reprymendzie, chcąc nie chcąc musiałaś wykazać choć odrobinę zainteresowania. Na pierwszy rzut oka, za bardzo nie porwało cię to, co zobaczyłaś. Dopiero po dłuższej chwili dostrzegłaś coś, a raczej kogoś, kto cię zainteresował. Brunet, którego najpierw spotkałaś w warszawskim klubie oraz ten, który próbował z całą pewnością zdobyć twój numer kilka dni temu pod supermarketem. Nie powiesz, że nie byłaś zaskoczona jego obecnością tutaj, bo z całą pewnością byłoby to kłamstwo. Jednak dzięki temu, iż był pochłonięty grą, mogłaś mu się o wiele lepiej przyjrzeć. A nie dało się ukryć, był to widok, co najmniej przyjemny dla oka. Przez to nie spostrzegłaś się nawet kiedy mecz dobiegł końca, a drużyna tajemniczego nieznajomego odniosła zwycięstwo. Wtedy twój przyjaciel powrócił do świata żywych prowadzą monolog w którym wyrażał niejednokrotnie zachwyt nad grą drużyny z Bełchatowa. Szczerze powiedziawszy nie za bardzo wsłuchiwałaś się w jego słowa. Twoja uwaga skupiona była raczej na kimś innym. Sama nie wiedziałaś, dlaczego właściwie tak bardzo skupiał twoją uwagę. I chyba właśnie to czyniło go tak atrakcyjnym w twoich oczach. Dlatego też miałaś nadzieję, że jeszcze go spotkasz i to niebawem.
Wedle zapowiedzi twojego wspaniałego przyjaciela wieczorem obieraliście kierunek na jeden z popularniejszych klubów w tym mieście. Tym razem zbierałaś się o wiele chętniej. Nie zwlekałaś z wszelakim makijażem i zmianą ubioru do ostatniej chwili. Doprowadziłaś się do względnej perfekcji o wiele przed czasem. Dlaczego? Potrzebowałaś się wyszaleć. Oderwać swoje myśli od codziennego życia. Tak po prostu się dobrze zabawić. Całe szczęście, że Mikołaj zdecydowanie rozumiał twoje potrzeby i nie komentował niczego ponadto. Znaliście się zbyt długo bo to robił. To było tak naturalne, jak dla każdego człowieka oddychanie. Weszło to już w waszą naturę na tyle, że traktowaliście to niemal jak czynność dnia codziennego. Zastanawiałaś się tylko do kiedy to potrwa. Byłaś niemal pewna, że Mikołaj lada chwila znajdzie sobie jakąś drugą połówkę. Może i lubił przygodne znajomości, ale w przeciwieństwie do ciebie, chciał się ustatkować. Chciał znaleźć osobę, z którą mógłby spędzić resztę życia. Oczywiście byłaś świadoma, że ta chwila nadejdzie, prędzej czy później. Chciałaś go mieć jak najdłużej przy sobie. To nie wynikało z twojego egoizmu. Był po prostu jedyną osobą w twoim życiu, której naprawdę ufałaś. Nie wyobrażałaś sobie by miało go zabraknąć. To dzięki niemu byłaś teraz, tu gdzie byłaś. Mogłaś skończyć o wiele gorzej. Oczywiście chciałaś by był szczęśliwy, ale miałaś cichą nadzieję, że upłynie jeszcze trochę czasu zanim nadejdzie ta chwila.
 -Co sądzisz o tamtej?-pyta Mikołaj
 -Od kiedy lubisz rude?-spoglądasz na niego
 -Nie lubię.-kręci głową
 -Na żonę się nie nadaje, wygląda jak dziwka.-komentujesz ową kobietę
 -To idealnie.-szczerzy się- A teraz pora na ciebie. Pan przy barze?-rzuca
 -Mógłby być moim ojcem.-prychasz widząc kandydata wskazanego przez przyjaciela
 -A ten blondyn naprzeciwko nas?
 -Wygląda jakby uciekł z lekcji z gimnazjum.-chichoczesz po czym upijasz drinka
 -Strasznie wybredna z ciebie zawodniczka Lil.-uśmiecha się- A może barman?
 -Chętnie poczekam aż skończy zmianę o szóstej.-przewracasz oczami- Poradzę sobie, lepiej leć do swojej rudej koleżanki.
 -Nie zostawię cię bez odpowiedniej opieki mała.
 -Nie martw się, zaraz się znajdzie.-uśmiechasz się uroczo po czym dopijasz drinka i ruszasz w kierunku parkietu. Przez dłuższą chwilę bawicie się wspólnie kompletnie zatracając się w rytmach klubowej muzyki. Wedle twoich oczekiwań twój przyjaciel zostaje porwany w objęcia wspomnianej wcześniej koleżanki, która postanowiła przejąć inicjatywę. Ty nie zważając na jego brak obok doskonale się bawisz. Dopiero po kolejnej godzinie zabawy schodzisz z parkietu i udajesz się w kierunku baru. Zamawiasz kolejne już mojito odrzucając przy okazji zaloty jednego z barmanów. Jego osoba nie była raczej na szczycie listy twoich pragnień. Pewnie siedziałabyś tam przez kolejne minut dopóki nie wypiłabyś drinka oraz do czasu w którym dotarłby do niego twój brak zainteresowania. Jednak za chwilę zostałaś kompletnie sprowadzona do parteru. Otóż obok ciebie nie wiedzieć skąd zmaterializował się tajemniczy brunet. Początkowo nie zostałaś zauważona, jego uwaga była skupiona na barmanie, któremu składał zamówienie. Dopiero po chwili jego przeraźliwie brązowe oczy zatrzymały się na tobie.
 -A my znowu się spotykamy.-rzuca z tym samym uśmiechem, którym obdarzył cię podczas waszego poprzedniego spotkania
 -Przypadek.-wzruszasz beznamiętnie ramionami
 -Nie wierzę w przypadki.-dodaje nieustannie ci się przyglądając- Co taka piękna kobieta jak ty, robi tu sama? Mąż w domu?-pyta rozbawiony z całą pewnością mając w pamięci twoje słowa z waszego ostatniego spotkania
 -Tak, pilnuje dzieci.-odpowiadasz nieco sarkastycznie
 -Pytam poważnie.
 -Powiedzmy, że na kogoś czekam, chociaż nie jestem pewna, czy to dobre słowo.-odpowiadasz mu- No, a ty?
 -Na mnie mąż nie czeka.-mówi z uśmiechem
 -Byłabym zdziwiona, gdyby było inaczej.-na twojej twarzy widnieje cień uśmiechu
 -Skoro to mamy wyjaśnione, to może powiesz mi z kim mam przyjemność ostatnimi czasy dość często na siebie wpadać?-pyta wciąż lustrując cię spojrzeniem
 -Liliana.-mówisz
 -Facundo.-odpowiada ściskając twoją dłoń w taki sposób, że po niemal całym ciele przechodzą cię dreszcze. Mrugasz kilkukrotnie powiekami. Kiedy patrzysz na niego, widzisz, że nie tylko ciebie to uderzyło.
 -Nie zamówiłeś czegoś przypadkiem?-pytasz, gdy ten gestem ręki zaprasza cię do tańca
 -To może poczekać.-uśmiecha się tajemniczo po czym ujmujesz jego dłoń i kroczysz tuż za nim. Po jednej dość szybkiej piosence w trakcie, której byłaś w dość bezpiecznej od niego odległości jak na złość na sali zabrzmiały o wiele wolniejsze rytmy. Nie miałaś nawet co liczyć na to, że po jednym tańcu odejdzie. Bo już po chwili dystans między wami w zasadzie zniknął, a ty mogłaś poczuć zapach jego perfum tuż przy sobie. Nie wiedziałaś czy to przez alkohol czy jego intensywny zapach perfum, ale kompletnie na ciebie działał. Wręcz czułaś to napięcie między wami. Już dawno nie czułaś czegoś takiego w towarzystwie mężczyzny. Szkoda było, więc nie wykorzystać takiej okazji. Tym bardziej, że widziałaś, iż i jemu zdecydowanie podobała się owa sytuacja. Z każdą kolejną minutą głupiałaś co raz to bardziej. A sytuacji z całą pewnością nie ulepszał fakt, iż mimo upływu kolejnych minut i zmiany muzyki, ty wciąż tkwiłaś za blisko niego.
 -Nie byłeś tu przypadkiem z kimś?-pytasz nagle
 -Mógłbym zapytać o to samo.-odpowiada z uśmiechem- Ale tak szybko mi tym razem nie uciekniesz.
 -To groźba? Mam zacząć krzyczeć?-przechylasz głowę
 -Śmiało, na pewno będzie słychać.-śmieje się
 -Będziesz mnie tu przetrzymywał wbrew mojej woli, tak?
 -Skąd, możesz iść, nawet teraz.-podnosi ręce w geście kapitulacji. Korzystając z tego odchodzisz parę kroków po czym się zatrzymujesz. Przygryzasz wargę. Był zbyt kuszącą okazją by dać jej umknąć. Odwracasz się. Był w dokładnie tym samym miejscu, w którym go zostawiłaś. Stał patrząc na ciebie z błyskiem w oku. Przez dłuższą chwilę żadne z was nie wykonało żadnego ruchu. Po prostu toczyliście bitwę na spojrzenia. Wypuściłaś głośno powietrze z ust. Czułaś jak twoje mięśnie brzucha się zaciskają. Miałaś wrażenie, że zaraz nie wytrzymasz, więc nie czekając dłużej na jego reakcję po prostu ruszyłaś do przodu. Nie wiesz nawet kiedy na niego wpadłaś, a wasze usta złączyły się w żarliwym pocałunku.Wszystko potem potoczyło się zdecydowanie za szybko. Ale nie mogłaś nic na to poradzić. Byłaś pijana, a do tego w twoim wnętrzu płonęło dzikie pożądanie. To nie było zbyt dobre połączenie. Jednak w tej chwili się kompletnie nad tym nie zastanawiałaś. Nie miałaś nawet na to ochoty. Jedyne na co miałaś, to szalenie przystojny brunet.
Nie jesteś nawet tak do końca pewna jak znaleźliście się w twoim mieszkaniu. Wiedziałaś jedynie, że Mikołaja w nim nie było i szybko nie będzie, więc się nawet nim nie kłopotałaś. Byłaś pewna, że sobie poradzi, z resztą ty miałaś teraz o wiele lepsze zajęcie. Zajęłaś się silnymi męskimi dłońmi błądzącymi niemal po całym twoim ciele oraz ustami zdecydowanie pragnącymi więcej. W szybkim tempie twoja kreacja wylądowała kilka metrów za tobą, tak samo jak jego koszula. Dość szybko wylądowaliście w twojej sypialni, w której kolejne części garderoby skończyły na podłodze. Niemal tak szybko jak poczułaś pod sobą miękki materac, a nad sobą spragnionego twojej bliskości mężczyznę. Doprowadzał cię do szaleństwa swoimi zmysłowymi ruchami dłoni czy pocałunkami. I robił to jeszcze przez dłuższą chwilę dopóki nie ukrócił tych przyjemnych męczarni, jednym ruchem znajdując się w tobie. A potem było jeszcze więcej i więcej przyjemności doprowadzających do ekstazy. Usypiasz kompletnie wyczerpana w chwili, gdy za oknem mrok zaczynał ustępować światłości. I tym razem nie nawiedzają cię nocne zmory. Śpisz nader spokojnie, co wydaje ci się być wręcz niemożliwym. Dlatego budzisz się kompletnie zdezorientowana. Odgarniasz niesforne kosmyki włosów przysłaniające ci widok. Kiedy podniosłaś delikatnie głowę ujrzałaś pogrążonego we śnie bruneta. Dopiero po chwili doszły do ciebie wszelakie wydarzenia ubiegłej nocy. Całkiem zadowolona ze swoich podbojów powtórnie udajesz się w krainę snu. Powtórnie otwierasz oczy, gdy do pokoju wpadają liczne promienie słoneczne, a po mieszkaniu rozchodzi się dźwięk dzwonka do drzwi. Krzywisz się czując także ciężar wypitych szklanek alkoholu. Podnosisz jednak ciężką głowę, po czym na dzień dobry otrzymujesz firmowy uśmiech od swojego towarzysza.
 -W takim wydaniu wciąż wydajesz się być zdecydowanie kusząca.-mruczy
 -Dwa razy się do tej samej rzeki nie wchodzi, nie wiesz?
 -Ale mnie się podoba ta rzeka, powiedziałby, że szalenie.-mówi po czym niespodziewanie cię przewraca tak, że znajdował się teraz nad tobą
 -Nie bawię się w związki.-mówisz wprost
 -Dobrze, że się rozumiemy.-uśmiecha się po czym wasze usta łączą się w namiętnym pocałunku przerwanym przez któryś z kolei dzwonek do drzwi. Chcąc, nie chcąc przerywasz ową czynność, wrzucasz na siebie pierwszą lepszą rzecz po drodze zbierając walające się po salonie ubrania i kierujesz się ku drzwiom. O mało nie dostajesz zawału na widok osoby, którą ujrzałaś tuż za nimi. Niemal pędem wracasz do sypialni.
 -Masz być cicho.
 -Mąż?-pyta rozbawiony
 -Gorzej. Matka.-przewracasz oczami- Cicho.-dodajesz po czym w ekspresowym tempie doprowadzasz się do jakiegokolwiek ładu. Bierzesz głęboki wdech po czym otwierasz drzwi. Wiesz, że to nie będzie łatwa ani przyjemna rozmowa. Jednak musisz jak najszybciej się jej pozbyć z mieszkania. Nie marzyłaś o tym, by opowiadać jej o wspomnieniach poprzedniej nocy. Ani tym bardziej zapoznawać ją z nimi, dosłownie.

~*~
Drugi rozdział, a tu już się dzieje, uwierzcie, to dopiero początek. Jak na początek przystało, jest tajemniczo i tak będzie jeszcze przez dłuższą chwilę, nie można w końcu wszystkiego od razu zdradzać, prawda? :P Jedyne o czym mogę Was zapewnić to to, że będzie dość interesująco, o to się postaram. Nie przedłużając, dziękuję raz jeszcze za obecność i liczę na nią w dalszym ciągu :)
Ściskam,
wingspiker.

sobota, 16 maja 2015

#uno.


  Minął tydzień. Siedem cholernych dni od chwili, w której twój terapeuta oznajmił ci, iż dłużej nie jest ci w stanie pomóc, a raczej, że jest kolejnym konowałem, który miał nie mało płacone i robił całe nic. Równe sto sześćdziesiąt osiem godzin w czasie, których niejednokrotnie mierzyłaś się z poronionym pomysłem przeprowadzki. Przez pierwsze trzy doby zdołałaś zwyzywać go co najmniej setki razy. Przez następne dwie zastanawiałaś się czy masz w ogóle jakieś wyjście. W kolejnych docierałaś się ze świadomością, że nawet, gdybyś zaparła się rękami i nogami, to i tak zostałabyś siłą wywieziona do Bełchatowa. W końcu to miało być dla twojego dobra. Nie wiedziałaś czy było cokolwiek na tym świecie, co mogłoby ci pomóc. Powoli przestawałaś się łudzić, że najdzie dzień w którym twoje demony przeszłości odejdą i zostawią cię w spokoju. Ponoć czas leczył rany, jednak w twoim przypadku było wręcz odwrotnie. Lata mijały, a ty czułaś, że wewnętrzne brzemię jakie dźwigałaś, co raz to bardziej ci ciążyło. Zewnętrznie funkcjonowałaś niemal bez zarzutu, za to w środku nie byłaś w najlepszej kondycji. Najgorszy nie był fakt, iż nikt z zewnątrz ani najbliżsi nie byli ci w stanie pomóc. Najgorsze było, że sama nie mogłaś pomóc sobie. Ale czy mogłaś komuś to powiedzieć? Wszyscy dookoła byli święcie przekonani, że to właśnie dzięki nim jesteś w tym miejscu, a nie innym. Mogłaś po prostu powiedzieć, że zamiast ci pomagać, momentami ciągnęli cię nad przepaść?  Oczywiście, że nie mogłaś. Z miejsca zostałoby to potraktowane jako żart czy kolejna złośliwość z twojej strony. Bo takie właśnie było twoje życie. Pochrzanione na setki możliwych sposobów. Dokładnie jak ty sama.
 -Podjęłaś już decyzję?-pyta cię twój terapeuta
 -Nie.-wypalasz beznamiętnie patrząc przed siebie
 -No cóż...-wzdycha mężczyzna
 -Ta decyzja została już chyba podjęta.-wtrącasz, a on podnosi wzrok w twoim kierunku- Nie ważne czy bym się zgodziła, czy też nie, bo i tak mnie tam wyślecie.
 -Liliano, to dla twojego dobra.
 -Super.-kwitujesz jego wypowiedź jak i cały pomysł zmiany otoczenia. To była jedyna rzecz jaką mogłaś uczynić w tej sytuacji. Szczerze powiedziawszy, nawet nie za bardzo interesowało cię to gdzie będziesz mieszkać. Tak naprawdę miałaś to gdzieś. Byłaś bardziej niż pewna, że twoja matka znajdzie ci nie tylko obrzydliwie wielkie i nowoczesne mieszkanie w najbardziej ekskluzywnym osiedlu, a do tego wymarzoną pracę, niekoniecznie dla ciebie. Twoim życiowym priorytetem nie było raczej gnicie za biurkiem i pięcie się po drabince korporacyjnej. Miałaś kiedyś inne plany i ambicje. No właśnie, miałaś je do czas, gdy twoja przewrażliwiona rodzicielka zdusiła je w zarodku. Chciała za wszelką cenę utrzymać cię w bańce ochronnej niczym małe dziecko. Ona nie widziała w tym nic złego, ale ty? Nie byłaś już małym dzieckiem, było ci bliżej do trzydziestki aniżeli do wieku nastoletniego. Może i przeżyłaś ogromną traumę kilkanaście lat temu, która niepodważalnie wpłynęła na to, jaką osobą teraz byłaś, aczkolwiek nie mogłaś uciekać przed życiem. Twoja matka nie rozumiała, że zamiast ci pomagać, przeszkadzała. Gdyby mogła, z całą pewnością przeżyłaby za ciebie twoje własne życie. Choć prawdę mówiąc, po części chyba to robiła.
 -Jeśli pragniesz mnie przekonywać jakim cudownym pomysłem jest przeprowadzka do tego zakichanego Bełchatowa to daruj sobie.-rzucasz w kierunku przyjaciela, który pojawił się w zasięgu wzroku
 -Ej, a byłaś tam w ogóle? To nie jest jakaś tam bura wieś na końcu Polski.
 -Odezwał się ten, który zostaje w Warszawce.-przewracasz oczami
 -Kto powiedział, że zostaje?-uśmiecha się
 -Żartujesz sobie, tak?
 -Chyba nie sądzisz, że pozwoliłbym mojej najwspanialszej przyjaciółce wyjechać samej do takiej metropolii?-śmieje się
 -Moja matka cię o to prosiła?-upewniasz się
 -Nie, sam doszedłem do takich wniosków, choć istnieje duże prawdopodobieństwo, że by poprosiła.-kiwa głową- Ktoś cię musi tam przypilnować.
 -Mówiłam już, że jesteś najlepszym facetem na świecie Miki?-pytasz nie potrafiąc ukryć zadowolenia. Choć uważałaś swoje życia za średnio udane, to jednego nie mogłaś sobie odmówić. Miałaś fenomenalnego przyjaciela obok, na którego mogłaś liczyć o każdej porze dnia i nocy. Dość często bywało tak, że był jedynym jasnym punktem w twoim ciemnym żywocie. Wnosił do niego niesamowicie wiele. Był jedynym facetem z którym potrafiłaś dotychczas zbudować zwykłą relację międzyludzką. Był jedynym osobnikiem płci przeciwnej, któremu naprawdę ufałaś. Być może dlatego, że obydwoje dość sporo przeszliście w swoim życiu. Poznaliście się w trudnych dla siebie momentach. Obydwoje mierzyliście się z różnymi traumami. I chyba dlatego potrafił cię zrozumieć jak nikt inny. Był dla ciebie niemal jak rodzony brat, wbrew wszelkim opiniom, iż przyjaźń damsko-męska musi skończyć się w łóżku. Może i początkowo owszem, Mikołaj próbował z tobą flirtować, ale były to dość zamierzchłe czasy. Od tamtej pory wiele się zmieniło, wy się zmieniliście, aczkolwiek wasza przyjaźń przetrwała wszelkie próby jakim została poddana.
 -Nie będzie ci żal zostawiać tutaj wszystkiego? A zwłaszcza jak jej tam.. Laury?-upewniasz się
 -W życiu nie mam za wiele, a to co mam, będzie ze mną.-uśmiecha się rozbrajająco- Laura to melodia przeszłości słoneczko. A jak z tobą?
 -Laura to raczej nie moje rytmy.-chichoczesz, lecz widząc jego minę dodajesz- Jesteś raczej jedyną osobą w moim życiu na której mi zależy, więc nie, nie żal mi wyjeżdżać.-wzruszasz ramionami
 -Wiem już czym się zajmiemy w Bełchatowie.-kiwa głową
 -Oświeć mnie.
 -Znajdziemy ci jakiegoś towarzysza niedoli.-szczerzy się- Wybór spory, piłkarze, siatkarze, biznesmeni.
 -Wiesz, że raczej nie poszukuję związku.
 -Ale czy ktoś tu mówi o związku?-uśmiecha się szeroko- Jakaś atrakcja w życiu tobie i mnie się przyda.
Chyba sama byłaś zaskoczona z jaką łatwością przyszło ci opuszczenie Warszawy. Sądziłaś raczej, że opuszczenie tego miasta będzie wiązało się z fazą nienawiści osób, które cię do tego popchnęły. Tymczasem wyjeżdżając ze stolicy poczułaś coś na kształt ulgi. Zostawiłaś to wszystko za sobą. Mogłaś teraz zacząć na nowo budować jakąkolwiek harmonię w swoim życiu. Dostałaś szansę na zapisanie swojej historii od nowa, na czystej karcie. I z pełną odpowiedzialnością zobowiązałaś się przed sobą samą, aby ją wykorzystać. Żyć tak, by niczego nie żałować. Patrzeć w przyszłość, a nie dać dręczyć się zmorami przeszłości. Może tak do końca nie uda ci się uciec od swojej przeszłości, ale mogłaś odsunąć ją, choć nieznacznie na bok.
 -To mieszkanie dobre dla dwupokoleniowej rodziny, nie dwóch osób.-komentujesz wybrane przez twoją matkę mieszkanie
 -No nie powiem, można się tu zgubić.-kiwa głową rozglądając się dookoła
 -Och, nie przesadzajcie kochani.-wtrąca twoja matka- Mieszkanie idealne dla dwójki młodych ludzi. Samo centrum miasta, strzeżone osiedle, nowoczesny apartamentowiec.
 -Wspaniale.-bąkasz
 -Będziesz mieć niedaleko do pracy.-mówi zadowolona
 -Wystarczyłoby głupie, dwupokojowe mieszkanie na końcu miasta.
 -Nie przesadzaj.
 -To ty nie przesadzaj, mamo.-przewracasz oczami- Nie zachowuj się jak szlachcianka tylko dlatego, że wyszłaś za mąż za bogatego faceta.
 -Nie za bogatego, dobrze sytuowanego.-poprawia cię- Z resztą Krzysztof jest wszystkim czego potrzebuję.
 -Tak jak i jego poprzednicy.-prychasz
 -Przestań być złośliwa Liliano, dużo mu zawdzięczasz i doskonale o tym wiesz.-mierzy cię wzrokiem- A jeśli ci się poszczęści to może też znajdziesz sobie kogoś takiego. Wiesz, kocham Mikołaja jak własne dziecko, ale to nie partia dla ciebie. Potrzebujesz kogoś lepszego.
 -Skąd możesz wiedzieć, kogo potrzebuję?-podnosisz ton głosu
 -Bo jestem twoją matką.-odpowiada bez większego namysłu- A jako matka, dam ci radę. Przestań być taka skrzywiona, nie masz nawet pojęcia ilu mężczyzn się za tobą rozgląda. Zrób z tego użytek.-mówi, a już po chwili opuszcza mieszkanie. Nie wiesz co bardziej cię ruszyło, jej złote rady, czy ta rzekoma znajomość twoich potrzeb? Tak naprawdę cię nie znała. Nie miała zielonego pojęcia o twoich potrzebach i pragnieniach. Przez lata skupiała się na chronieniu cię przed wszelakim złem tego świata, że po drodze zgubiła sens relacji matki i córki. Tej właściwie nie było. Była dla ciebie niemal obcą osobą, choć łączyły was więzy krwi. Z ojcem, który mieszkał setki kilometrów stąd, łączyły cię bliższe relacje aniżeli z nią. Sama tego nie rozumiałaś, ale szczerze mówiąc nie miałaś ochoty się nad tym zgłębiać. Wolałaś po prostu przyjąć ten fakt do wiadomości i po prostu żyć dalej.
Przeprowadzka nie zajęła wam zbyt wiele czasu, swoje zrobiło posiadanie ekipy przeprowadzkowej, która odwaliła za was niemal całą czarną robotę. Waszym jedynym zadaniem było rozpakowanie swoich osobistych rzeczy i zaopatrzenie lodówki. To drugie przypadło tobie, gdyż twój współlokator szykował się do rozmowy o pracę. Narzuciłaś więc na plecy kurtkę, zgarnęłaś po drodze telefon i wyruszyłaś w nieznane. Po chwili błąkania, zakończonej użyciem gpsa dotarłaś wreszcie do jednego z supermarketów, który znajdował się zaledwie kilka kroków od waszego osiedla. Po kilku minutach wrzucania do koszyka dość sporej ilości przeróżnych produktów spożywczych udałaś się obładowana do kas, przy których panował ogromny tłok. Stałaś w kolejce, beznamiętnie przyglądając się osobom stojącym w równoległej kolejce. Z całą pewnością w dalszym ciągu zabijałabyś w ten sposób swoją nudę, gdyby nie osoba, która zdecydowanie przyciągnęła twoją uwagę. Brunet o ponadprzeciętnym wzroście, z całą pewnością obcokrajowiec, co można było wnioskować po jego urodzie o kilkudniowym zaroście i czekoladowych oczach. Znałaś go skądś. Inaczej nie przykułby twojej uwagi. Dopiero po chwili przypomniałaś sobie, że spotkałaś go wcześniej w jednym z warszawskich klubów. Niemal w tej samej chwili zauważyłaś, że i on ci się przyglądał. Nie należałaś do kobiet, które speszone, uciekłyby wzrokiem. Bez zbędnych wyrzutów sumienia i wszelkich skrupułów patrzyłaś na nieznajomego, do chwili w której przyszła twoja kolej.
 -Spotkaliśmy się już, prawda?-słyszysz męski głos wprawnie mówiący w języku angielskim
 -Nie sądzę.-odpowiadasz mu, udając niewzruszoną
 -A ja tak.-nie dawał się zbyć- Jestem wręcz przekonany.
 -Może mnie z kimś pomyliłeś.
 -Skoro nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, dlaczego zaczęłaś?
 -Zaczęłam?-powtarzasz, dopiero po chwili domyślając się co miał na myśli- Może jestem mężatką, szukającą jakiegoś urozmaicenia w życiu?
 -A może słabym kłamcą?-pyta z cieniem uśmiechu na twarzy
 -Nie schlebiaj sobie.-przewracasz oczami
 -Nie często stojąc w kilometrowej kolejce w supermarkecie wpada się na takie kobiety.
 -Mówisz to każdej kolejnej?-pytasz wprost, po czym dostrzegając wzmożone zainteresowanie osobą twojego rozmówcy jakie wywołał wśród mijających was osób, a zwłaszcza kobiet, dodajesz- Myślę, że właśnie minęła nas ochotniczka do usłyszenia takich słów, no może czegoś więcej.-uśmiechasz się nieco ironicznie, co wyraźnie go bawi po czym odwracasz się na pięcie i odchodzisz. Nie dajesz mu za wygraną, nie ulegając własnej ciekawości i nie odwracasz się. Twardo kroczysz w kierunku swojego miejsca zamieszkania. Idziesz tak szybko, że w momencie, w którym wchodzisz do mieszkania czujesz się lekko zdyszana. Duszkiem wypijasz szklankę wody, po czym bierzesz się za rozpakowywanie zakupów. Po chwili w kuchni pojawia się także Mikołaj, który przez dłuższą chwilę badawczo ci się przygląda.
 -Na kolację fusilli, cannelloni dyniowe czy zamawiamy pizzę?-przerywasz to ogłupiające lustrowanie wzrokiem
 -Cokolwiek nie zrobisz będzie świetne Lil.-kiwa głową- Długo cię nie było.
 -Kolejki.-odpowiadasz niewzruszona po czym przygotowujesz składniki potrzebne do przygotowania fusilli.- No co?-rzucasz wciąż czując jego wzrok na sobie
 -Spotkałaś kogoś interesującego?
 -Raczej nie.-kręcisz głową
 -W takim razie spotkasz w weekend, bo idziemy się troszkę rozerwać.
 -Już się boję.-komentujesz
 -Najpierw skoczymy na mecz, a potem do knajpy, co ty na to?-pyta z rozbrajającym uśmiechem
 -Żyć, nie umierać.-zmuszasz się do uśmiechu po czym pogrążasz się w przygotowywaniu posiłku. Od czasu do czasu twoje myśli zaprzątane są przez tajemniczego nieznajomego, którego los, powtórnie postawił na twojej drodze. Byłaś tylko ciekawa, czy był to jedynie jednokrotny przypadek czy może coś więcej? Twoja podświadomość po cichu liczyła na tą drugą opcję. Skoro miałaś spędzić w tym mieście najbliższe miesiące swojego życia, mogłaś się pokusić o odrobinę rozrywki. I szczerze liczyłaś, że przyjdzie ona całkiem niedługo, za sprawą pewnego bruneta.

~*~
Minął tydzień, jestem i ja. Na wstępie dziękuję za przyjęcie, nie spodziewałam się szczerze mówiąc tylu osób:) Jak wspominałam lub też nie, nie będzie tutaj oklepanej historii. 
Będzie o wiele bardziej skomplikowana. Z resztą chyba widać to już po powyższym epizodzie. 
A będzie jeszcze ciekawiej... ;)
Ściskam,
wingspiker.

PS. Przypominam o zakładce informowani ;)
| ask |


piątek, 8 maja 2015

#heraldo.


  Kolejny raz to samo. Przestałaś już liczyć, który raz z kolei to się powtarza. Z resztą, czy to miałoby jakiś sens? Chyba tylko wpędzenie siebie w paranoję, której i tak byłaś już dość blisko. Siadasz na brzegu łóżka. W głuchej ciszy panującej dookoła słychać tylko twój przyśpieszony oddech. Nie wiesz nawet ile tak siedzisz. Minutę, dwie, dziesięć? To nie ma znaczenia. To wszystko wydaje się nie mieć znaczenia, na czele z tobą samą. Błądzisz bezwiednie wzrokiem za oknem obserwując nocne życie stolicy. Czy szukasz tam odpowiedzi? Sama już nie wiesz. Powoli zaczynasz chyba zatracać wszelakie racjonalne myślenie. Z całą pewnością twój terapeuta powiedziałby ci, że tego typu zachowanie to kolejny z etapów leczenia, a twoja matka by na to przystała, ale ciebie to wcale nie przekonywało. Potrzebowałaś czegoś więcej, jednak boleśnie się przekonywałaś, że na chwilę obecną to jest wszystko, co życie ma ci do zaoferowania. W pakiecie z nocnymi zmorami dręczącymi cię kolejną noc z rzędu. Nie liczysz ich. O wiele prościej byłoby policzyć te, które udało ci się przetrwać bez ani jednego przebudzenia. A tych było tak niewiele, że powoli przestawałaś o nich pamiętać. Byłaś już niemal przyzwyczajona, że w granicach trzeciej nad ranem zrywałaś się niemal na równe nogi z ogromnym przerażeniem ogarniającym twoje ciało i dusze. A ponadto trudno nie wspomnieć było o tym, że z trudem łapałaś oddech i płakałaś rzewnie jak mała dziewczynka. I z musiałaś mierzyć się z tym absolutnie sama. Bo komu miałabyś to powiedzieć? Matce, która przesadzała z nadopiekuńczością względem dorosłej córki czy może przyjacielowi, który wiedział mniej więcej tyle, co nic o twoich koszmarach?A już tym bardziej czego one dotyczą? To mogłaś wiedzieć tylko i wyłącznie ty, nikt więcej. Musiałaś sama sobie z tym poradzić, to mogło zatruwać tylko twoje życie. To były twoje demony, to one niszczyły cię od wielu lat jak cichy zabójca. A co gorsze, nie mogłaś z nimi niczego zrobić. To była część ciebie. Część twoich wspomnień, które tak bardzo chciałaś wymazać ze swojej pamięci. Część okropnego okresu w twoim życiu, który położył głęboką rysę w twojej psychice i rzucał niejednokrotnie paskudny cień na teraźniejszość. Nie było takiej siły w tym wszechświecie by ci pomogła. Takie było twoje przeznaczenie. Zadawałaś sobie pytanie, dlaczego właśnie ty? Czym sobie na to zasłużyłaś? Może gdyby nie to piekło jakie przeszłaś byłabyś zupełnie inną osobą? Opcji jest wiele, ale jednego byłaś pewna. Twoje życie byłoby o wiele prostsze bez tego pieprzonego bagażu. Możliwe, że sama byłabyś prostsza w relacjach międzyludzkich. Opcji prawdopodobieństwa było chyba jednak zbyt wiele. Przynajmniej jak dla ciebie. 
 -Dzień dobry Liliano, jak minęła noc?-pyta terapeuta 
 -Pyta pan o to samo co tydzień i co tydzień odpowiedź jest taka sama.-przewracasz oczami wlepiając wzrok, jak co tydzień w wielki plakat wiszący w kącie dość przytulnego gabinetu głoszący, iż psycholog to koło ratunkowe, chwyć je. Im dłużej na niego patrzyłaś tym bardziej chciało ci się śmiać. W twoim wypadku było to pancerne koło ciągnące cię opornie w dół.
 -Czego dotyczyły ten koszmar?-marszczy brwi
 -Nie to miało być naszym dzisiejszym celem.-wypominasz mu
 -Ach, no tak.-kiwa potulnie głową- Więc nasz temat. Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat Liliano?-spogląda spokojnie w twoim kierunku
 -Nie wiem.-wzruszasz ramionami
 -Dobrze.-kiwa głową i notuje coś w swoim notesie- Za pięć lat?
 -Odpowiedź wciąż ta sama.-wzruszasz ramionami
 -Rozumiem.-marszczy brwi i ściąga okulary- Więc skupmy się na mniej odległych celach.-mówi mężczyzna- Sądzisz, że gdzie będziesz za miesiąc?
 -Za miesiąc?-powtarzasz- Mam nadzieję, że nie zwariuję.
 -W jakim sensie Liliano?-ciągnie- Musisz ze mną rozmawiać jeśli chcemy iść do przodu.-dodaje
 -Przez siebie samą.-odpowiadasz odwracając wzrok od natarczywego spojrzenia terapeuty
 -Już to przerabialiśmy moja droga.-wzdycha- To nie ty jesteś problemem w tej sytuacji, no na pewno nie tym wiodącym.
 -Więc kto?-pytasz wprost- Moja matka?!-podnosisz ton głosu
 -I znów wracamy do punktu wyjścia.-kręci głową- Liliano, jesteś świadoma drogi której przeszłaś? Zrobiłaś już tak wielki postęp od czasów naszego pierwszego spotkania, a w tym momencie cofasz się o co najmniej rok naszej terapii. W ten sposób do niczego nie dojdziemy, a ty wciąż będziesz wracać do tego, co się wydarzyło przez co staniesz się zupełnym zakładnikiem własnej duszy. 
 -Dlaczego, więc to robię?
 -Bo to miasto za bardzo ci o wszystkim przypomina.-odpowiada chłodno
 -To nie miało miejsca tutaj.-kręcisz głową
 -Owszem, ale czy Warszawa nie przypomina w żadnej odrobinie Gdańska? Te same stare kamienice, te same miliony ludzi pędzących w bliżej nieznanym kierunku, te same ciemne ulice po dwudziestej drugiej. 
 -Może tak, może nie.-wzruszasz obojętnie ramionami
 -Powinnaś zmienić otoczenie.-mówi po dłuższej chwili- Uciec choć na chwilę od wielkiej metropolii. 
 -Pan sobie chyba żartuje.
 -Jestem śmiertelnie poważny Liliano.-mówi z surową miną- Ostatnio ciągle się cofasz, a ja nie potrafię temu zapobiec.-wzdycha- Przerobiliśmy wspólnie niemal wszystkie możliwe terapie, a wciąż nie osiągnęliśmy tego, co osiągnąć powinniśmy.-przełyka głośno ślinę- Obawiam się, że ja nie jestem już w stanie ci pomóc.
 -Czyli zostaje mi tylko wariatkowo?-prychasz
 -Nie jesteś obłąkana ani psychicznie chora, więc odpowiedź sama się nasuwa.-odpowiada z nutą nagany w głosie- Powinnaś spróbować czegoś zupełnie innego, dość innowacyjnego.
 -Dlaczego nie mogę zrobić tego tutaj?-pytasz od razu
 -Bo w Warszawie nie ma osoby odpowiedniej dla ciebie, która potrafiłaby ci pomóc.
 -Gdzie więc mnie pan wysyła?
 -Bełchatów.
 -Co?-dziwisz się- W życiu.
 -Twoja matka się zgodziła.-wtrąca
 -Jestem pełnoletnia od dobrych kilku lat i potrafię podejmować sama za siebie wszelakie decyzje.-boczysz się
 -Dobrze, więc przemyśl to i za tydzień dasz mi ostateczną odpowiedź młoda damo.-odpowiada ci po czym skupia swoją uwagę na swoim notesie w których jak zgadujesz aż roi się od opisów twojej poranionej psychiki. 
Włóczysz się po stolicy w bliżej nieokreślonym celu. Jak zwykle po wyjściu od terapeuty nie wiesz co masz ze sobą zrobić. Nie wiesz co myśleć. Nie wiesz po prostu kim jesteś. Wędrujesz tak do chwili aż coś nakazuje ci usiąść na parkowej ławeczce. Bez większych planów na ten wieczór dzwonisz do swojego przyjaciela i proponujesz mu wyjście na szybkiego drinka. Nie byłby sobą gdyby się nie zgodził. Taki był wasz wtorkowy rytuał. Ty przygnębiona po wizycie u Wojciechowskiego, on zdołowany po beznadziejnym dniu w pracy szukający choć odrobiny rozkoszy i przyjemności w tej okrutnej dobie. Tak jak zwykle bywało, na jednej szklance się nie skończyło. Wlewaliście w siebie raz po raz różnorakie ilości alkoholu nie zważając na tłoki w SketchNite. Po mniej więcej siódmej obydwoje wpadaliście w podły nastrój i wylewaliście z siebie wszelkie gorzkie żale. Doszłaś już do takiej wprawy, iż nie czułaś nawet upojenia. Gorzej było z Mikołajem. Jednakże tradycji musiało stać się zadość. Jak to zwykle bywało, zakręcił się wokół jakiejś panny, a ty pozostałaś z niczym. W takich właśnie chwilach kończyłaś libację, płaciłaś za rachunek i szukałaś wyjścia mniej lub bardziej chwiejnym krokiem. Oczywiście, po drodze zdarzały się drobne wypadki takie jak wpadnięcie w przypadkową osobę nie mniej wstawioną od ciebie. Pojawiały się i idiotyczne propozycje, ale nawet w stanie silnego upojenia alkoholowego nie planowałaś iść do łóżka z byle kim. Także i tym razem nie obyło się bez małego zderzenia z ponadprzeciętnie wysokim mężczyzną. Nie byłaś pewna czy to ty świrowałaś, czy możne faktycznie tak było, ale bardzo możliwe było, iż dostałaś od niego kilka słów w języku angielskim w geście przeprosin po czym ruszyłaś dalej. Jedynym celem było dotarcie do mieszkania, nie ważne jakimi kosztami. Na swojego przyjaciela nie mogłaś liczyć, z całą pewnością zyskał nowe towarzystwo na tą noc, a tobą zainteresuje się ponownie w okolicach późno popołudniowych przepraszając za drobne porzucenie. Standard. 
Jakimś cudem wchodzisz do mieszkania. Za trzecim razem udaje ci się zasunąć zamek, po czym człapiesz żałośnie w kierunku swojego pokoju. Zrzucasz z siebie ubranie po czym zostajesz w samej bieliźnie i rzucasz się na łóżko. Tak jak każdej nocy będziesz śnić o przerażonej trzynastoletniej dziewczynce o blond włosach pozbawionej tego co najważniejsze, krzyczącej przy tym wniebogłosy. Do tego o przepraszających czekoladowych oczach, które chętnie widziałabyś w swoim łóżku.
Taka właśnie byłaś. Poraniona wewnętrznie, na miliony różnych sposobów. 

~*~
 Po krótkiej przerwie, oto znowu ja. Tego prologu nie uznaję za jakiś specjalny majstersztyk, wprowadzenie do historii jak każde inne. Stwierdziłam, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę i tym sposobem jestem tutaj. Ta historia będzie prawdopodobnie moją ostatnią przed wrześniem, co z tym idzie ostatnią w moim wykonaniu. Dlatego też będę ogromnie wdzięczna za każdą obecną tutaj osobę. Mogę Wam obiecać jedno: na samym końcu dam z siebie absolutnie wszystko, włożę w nią całe serce, aby jak najlepiej pożegnać się z tym bloggowym światem. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę :)
Do zobaczenia niebawem ;)
wingspiker

| ask |

PS. Zapraszam do informatora, to mi ułatwi życie ;)