piątek, 30 października 2015

#Epílogo.


  Ludzie podejmują w swoim życiu wiele decyzji. Całą masę decyzji, które w mniejszym lub większym stopniu wpływają na ich życie. Jedne nieodwracalnie je odmieniają, inne w zasadzie nie wprowadzają niczego nowego w naszą egzystencję. Można, więc wywnioskować, iż ludzkie życie jest ciągiem nieustannych wyborów i decyzji. Niemal przez całe życie uczymy się jak podejmować te najtrafniejsze. Ty mając dwadzieścia siedem lat wciąż nie potrafiłaś tego uczynić. Miałaś wrażenie, że wciąż dokonywałaś tak samo beznadziejnych i nieprzemyślanych wyborów. Zamiast iść do przodu, momentami wydawać się mogło, że się cofasz. Stoisz bezczynnie w miejscu, gdy wszyscy bliscy ci ludzie już dawno ruszyli naprzód, choć początkowo starali się nie wyprzedzać cię za bardzo. Udawałaś, że to ci nie przeszkadza i że naprawdę cieszysz się ich szczęściem. Nie chodziło o to, że im zazdrościłaś, choć może faktycznie bywały takie właśnie chwile. Żałowałaś po prostu, że tak bardzo pozostałaś w tyle. Może i udało ci się spełnić swoje marzenia. Kilka z nich. Podróżowałaś niemal po całym świecie. W ciągu dwóch ostatnich lat odwiedziłaś każdy z pięciu kontynentów. Uczyłaś się od najlepszych kucharzy na świecie. Pracowałaś w wielu wyśmienitych miejscach. Poznałaś wiele odmiennych kultur, kuchni, tradycji. Na twojej drodze pojawiła się niezliczona liczba ludzi. A mimo to, wciąż nie czułaś się spełniona. Jak gdyby brakowało ci jakiegoś elementu tej układanki. Wiedziałaś doskonale, co nim było. Starałaś się odnaleźć fragment, który byłby w stanie to zastąpić. Bóg ci świadkiem, że próbowałaś, lecz za nic w świecie nie potrafiłaś. To była twoja pokuta za to, co zrobiłaś przed dwoma laty. Kompletnie stchórzyłaś i zniszczyłaś swoją jedyną szansę na prawdziwe szczęście w tym pieprzonym życiu, oto co zrobiłaś. Teraz to rozumiałaś doskonale. Szkoda, że tak późno nadeszło olśnienie.
 -Wiesz, co jest za dokładnie dziesięć dni?-pyta podekscytowana Joanna, która przez ostatnie dwa lata przeszła niesamowitą metamorfozę. A wszystko to za sprawą ponad dwumetrowego faceta, który oświadczył się jej w Rzymie na Hiszpańskich Schodach. Z jej płomiennych i wygolonych po bokach włosów pozostało jedynie wspomnienie. Teraz miała piękne, kasztanowe włosy sięgające jej za łopatki, a na jej nosie umiejscowiły się wdzięczne okulary, które dodawały jej powagi, której tak często jej brakowało. Nie pracowała już w prywatnej poradni. Jak to sama nazwała, zajęła się czymś o wiele bardziej szlachetnym. Pracowała z chorymi dziećmi, działając przy tym aktywnie z fundacji wspierającej najmłodszych w walce z ich demonami.
 -Cholera Lili, jesteś tam?-wyrywa cię z marazmu jej głos
 -Tak, jestem.-potwierdzasz
 -Zakładam, że mnie nie słuchałaś.-wzdycha- Jutro odbieram kieckę, w piątek muszę wpaść jeszcze do tej cholernej cukierni i odebrać buty. Pomożesz mi, prawda?
 -Oczywiście, że ci pomogę.-odpowiadasz jej
 -Czy mogłabyś choć trochę ekscytować się wraz ze mną? Pierwszej druhnie nie wypada być taką skwaszoną.-chichocze. Dokładnie pamiętałaś chwilę w której o to cię poprosiła. Odmówiłaś. Nie wyobrażałaś sobie by być blisko niej w czasie tych przygotowań skoro wciąż podróżowałaś po świecie. Sądziłaś, że to nie będzie względem niej zbyt w porządku. Jednak ta szalona kobieta nie chciała słyszeć sprzeciwu. Przy pomocy szantażu, jakoś udało jej się przekonać cię do bycia jej druhną. Znaczyło to dla ciebie naprawdę wiele. Dlatego pomimo ciągłego życia na walizkach, naprawdę zaangażowałaś się w pomoc. Czułaś, że jesteś jej po prostu to winna po tym wszystkim, co musiała przez ciebie przeżywać.
 -Jestem po prostu zmęczona.-kłamiesz- Cieszę się, że jutro wracam na stałe.
 -Och, ja też!-mówi uradowana- Wreszcie będziesz w jednym miejscu, nie będziesz takim obieżyświatem.
 -Co z tego, skoro ty niedługo wyjeżdżasz?-krzywisz się w duchu
 -Przestań, to jeszcze nic pewnego.-odpowiada ze spokojem- Andrzej to straszna pierdoła, więc nie zdziwię się jak w końcu zostaniemy w Bełchatowie na kolejne lata.
 -No wiesz, liga włoska to kuszący kąsek.
 -Błagam cię, nie mówmy o tym teraz.-zbywa cię- Na takie rozmowy jeszcze będzie czas, zwłaszcza, że to nic pewnego, Lil.
 -No cóż.-wzdychasz- Powiedz mi ilu w końcu będzie gości?-odwracasz jej uwagę wchodząc na gorący temat. Tak oto rozpoczął się kilkudziesięciu minutowy wywód o wspaniałości instytucji małżeństwa, ekscytujących przygotowaniach i tym podobnych.
  Szczerze mówiąc sama nie wiedziałaś kiedy ten czas tak zleciał. Dopiero wyjeżdżałaś z Polski z nadzieją na lepsze jutro dla siebie samej, a teraz wracasz o dwa lata starsza z niewiele lepszymi planami. Miałaś nieodparte wrażenie, że wszyscy, którzy niegdyś byli obok, gdzieś uciekli. Twoi rodzice cieszyli się odzyskanym szczęściem i planowali to, co zrobić powinni lata temu. Mikołaj odnowił z tobą kontakty, ale pomimo starań przez niego podejmowanych, nie było między wami jak dawniej. On także wyjechał. Mieszkał w Norwegii, zakochał się i od pół roku szczycił się tytułem narzeczonego. Joanna niebawem miała poślubić faceta swojego życia i wyjechać z nim do Włoch. Również z tego, co od niej słyszałaś, Conte także był bardzo bliski podobnych planów ze swoją byłą dziewczyną. Tylko ty tkwiłaś w martwym punkcie, samotna. Bo pomimo starań otwarcia się na nowy związek, nie potrafiłaś tego uczynić. Choć poznany na kursie Janek nieustannie był blisko ciebie, a w jego towarzystwie czułaś się dość swobodnie, to nie był to, czego potrzebowałaś. Nie w tym momencie. Dlatego z nutą nostalgii patrzyłaś na to, jak życie bliskich ci osób gnało do przodu i kręciło się wokół szczęśliwego zakończenia, jakiego tobie nigdy nie będzie dane przeżyć. Czułaś się tego pewna z każdym kolejnym miesiącem jaki upływał. A za ten stan rzeczy winiłaś tylko i wyłącznie siebie.
 -Lili, wyglądasz olśniewająco!-dobiega cię piskliwy głos twojej matki
 -Mamo, przestań.-kręcisz głową- Jestem tylko i aż druhną, pamiętaj o tym.
 -Wiesz, że przyjdzie taka chwila, że będziesz kimś więcej.-uśmiecha się ciepło
 -Taaaa.-odpowiadasz nieco sarkastycznie- Dobra, miejmy to za sobą.-pośpieszasz swoich rodziców i udajecie się na tak długo wyczekiwaną uroczystość.
  Wedle zapowiedzi Joanny, pojawiła się cała masa ludzi. Większości z nich w zasadzie nie znałaś, ale to akurat działało na twoją korzyść. Tak samo jak drużba Andrzeja, który ani przez sekundę nie potrafił być poważny i non stop rzucał jakimiś błyskotliwymi kawałami. W życiu tak bardzo nie bolał cię brzuch ze śmiechu, więc musiałaś przyznać, że był to kompan doskonały na najbliższe kilka, jak nie kilkanaście godzin.
Ceremonia kościelna była absolutnie wyjątkowo i piękna w swojej prostocie. Spowity w bieli i fiolecie kościół, zjawiskowo wyglądająca Joanna, Andrzej nie potrafiący oderwać od niej wzroku, płaczące matki, a także i ty podczas składania przysięgi. Potem tradycyjne obsypanie pary młodej ryżem i pieniędzmi, niekończące się życzenia w czasie których byłaś wraz z Karolem tragarzami przyjmującym upominki. Po ponad godzinie życzeń, mogliście wreszcie udać się do pięknego dworku, w którym miało odbywać się przyjęcie. Byłaś tak zaaferowana dotychczasowymi wydarzeniami, że nie miałaś nawet czasu by w tym dzikim tłumie ludzi, wyłapać jakichś znajomych twarzy. Potem w zasadzie nie było lepiej. Wypełniałaś obowiązki druhny, rozmawiałaś z gośćmi, których widziałaś po raz pierwszy w życiu, tańczyłaś chyba z połową facetów, w tym także z panem młodym i kilkukrotnie z jego szalonym drużbą, który nieustannie cię zabawiał.
 -Hej.-słyszysz znajomy męski głos kiedy kręcisz się koło stołu z przekąskami
 -Hej.-odpowiadasz nieco skrępowana. Przez sekundę spoglądasz na niego. Niewiele się w zasadzie zmienił. Wciąż był szalenie przystojny, a drobny zarost na jego twarzy dodawał mu wyrazu. A idealnie skrojony garnitur leżał na nim doskonale.
 -Wyglądasz... inaczej, aczkolwiek wciąż świetnie.-wypowiada z cieniem uśmiechu na twarzy
 -Dziękuję, w zasadzie mogę powiedzieć to samo o tobie.-uśmiechasz się nieznacznie w jego kierunku doskonale widząc, iż wciąż się do ciebie uśmiecha.- Chyba powinnam już pójść.-wyrzucasz z siebie
 -Okej.-wzrusza ramionami- Słyszałem, że wracasz do Polski.-rzuca nagle kiedy masz już odchodzić
 -Tak, to prawda.-kiwasz głową- Czas najwyższy.
 -Wszystko.. poukładane?
 -Och, to dłuższy temat do rozmów.-wzdychasz- Ale mam nadzieję, że u ciebie tak. Z tego, co słyszałam...
 -Tak, w porządku.-przerywa ci- Chyba nie powinniśmy dłużej ciągnąć tej rozmowy. Jest trochę..
 -Niezręcznie.-kończysz za niego- Masz rację.-przytakujesz- Naprawdę muszę iść, mam za chwilę wygłosić przemowę.
  Obejrzałaś się za siebie tylko raz. Bolesny raz. Twoje oczy ujrzały wysoką blondynkę uwieszoną na jego ramieniu. Była wpatrzona w niego niczym w bóstwo. A on? Wydawał się być całkiem zadowolony z tego obrotu spraw. Nie mogłaś dłużej patrzeć. Odwróciłaś wzrok i zaczęłaś przygotowywać się do mowy. Za kilka minut nadeszła właśnie ta chwila. Przed tobą wypowiadał się Karol. Cała sala zanosiła się salwami śmiechu, inaczej być nie mogło.
 -Nie martwcie się, nie będę tak zabawna jak mój przedmówca. Nie da się go przebić.-rzucasz na wstępie, co powoduje śmiech wśród zgromadzonych- Dzisiaj spotykamy się w absolutnie wyjątkowym dniu. W dniu w którym dwoje ludzi stwierdziło, że nie potrafi bez siebie żyć i chcą zestarzeć się z tym drugim u boku.-spoglądasz w kierunku rozpromienionej Joanny i Andrzeja- Miłość nigdy nie jest łatwa. Wymaga wielu wyrzeczeń, poświęceń. Są łzy i ból. Są chwile złe, wręcz beznadziejne. Jednak to miłość. Nieważne ile czasu zajmie, po tych gorszych chwilach zawsze przyjdą lepsze. Miesiąc, dwa, siedem, rok czy pięć. Prawdziwa miłość zawsze wróci. Nie da się jej zdusić w zarodku, choć często próbujemy. Nie da się od niej uciec. Zawsze nas znajdzie. W każdym momencie naszego życia. Jest nieodłącznym elementem w całej układance zwanej życiem. Czasem popełniamy błędy. Robimy rzeczy, których potem żałujemy przez długi okres życia. Pokutujemy za to, że chcieliśmy dać szczęście tej drugiej osobie, dając jej możliwość bycia szczęśliwym z kimś innym. Bo o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Przedkładać czyjeś szczęście ponad własne. Kochać, jakby jutro miał się skończyć świat. A tak bezsprzecznie kocha się tych dwoje.-wskazujesz na swoich przyjaciół- Nie potrafię wyrazić tego, jak bardzo jestem z nich dumna i jak bardzo cieszy mnie ich szczęście. I jeśli mam być szczera, to trochę im zazdroszczę. Potrafili zauważyć miłość i ją wspólnie pielęgnować. Od teraz już jako mąż i żona. I naprawdę, chciałabym być jak oni. Potrafić docenić to piękne uczucie, a nie dać mu umknąć.-kończysz swoją przemowę, z którą na całej sali rozbrzmiewają głośne oklaski. Tuż po niej dopadając cię sami państwo młodzi, ściskając w podzięce. Po kolejnej masie podziękowań i pochwał wychodzisz na zewnątrz by przewietrzyć głowę.
 -Dlaczego mam nieodparte wrażenie, że ta przemowa była mi dość bliska?-zaskakuje cię jego głos
 -Wydaje ci się.-gryziesz się w język
 -Yhym.-kiwa głową- Chyba powinniśmy porozmawiać. Szczerze porozmawiać.
 -Facundo..
 -Nie sądzisz, że zasługuję na to, po tych dwóch latach?-unosi nieco głos
 -Nie w tej chwili. Nie dzisiaj. To nie jest dobry moment.-kręcisz głową- Dzisiaj jest ich dzień i nie psujmy im tego. Jeszcze dzisiaj to odłóżmy. Proszę.
 -W końcu będziemy musieli.-wzdycha zrezygnowany po czym odchodzi. Nie widzisz go więcej, co nie jest zbyt trudne w całym tłumie ludzi. Czujesz ulgę. Ulgę zmieszaną ze strachem. Strachem przed tym, co powinnaś mu powiedzieć oraz tym, czy będziesz w ogóle potrafiła to powiedzieć.
  Po szalonym weekendzie po którym Joanna i Andrzej wyjechali na krótką podróż poślubną, wróciłaś do codziennego życia. Pierwotnie planowałaś na powrót w rodzinne strony twoich rodziców. Po jakimś tygodniu zapragnęłaś przestrzeni. Miejskiego gwaru. Dlatego też po namowach znajomych z kursu, którzy planowali otwarcie małej restauracji w Bełchatowie, powtórnie się tam znalazłaś. W miejscu w którym wszystko się zaczęło. Na czele z jednym z piękniejszych rozdziałów w twoim życiu, który tak brutalnie został zakończony. Tym razem jednak zaczynałaś nowy rozdział, bogatsza o nowe doświadczenia. O uczucia, o których istnienia nie wiedziałaś, gdy po raz pierwszy się tutaj znalazłaś. Niemal każdy zakątek tego miasta ci o nim przypominał. Mimo to, nie chciałaś wyjeżdżać. Zobowiązałaś się. Miałaś spełnić kolejne ze swoich marzeń. Marzenie o posiadaniu swojej własnej restauracji. Dlatego bez wahania zainwestowałaś połowę kosztów w klimatyczny lokal nieopodal centrum. Wraz z Arleen i Jankiem, zabraliście się za żmudną pracę, doprowadzania tego miejsca do ładu. Wiązało się to z tym, iż wstawałaś skoro świt, wracając do mieszkania grubo po północy. Dzięki temu nie miałaś zbyt wiele czasu na rozmyślania.
 -Lili, ktoś do ciebie!-słyszysz głos Janka dochodzący gdzieś z głębi lokalu. Nie mając pojęcia kogo się spodziewać ruszyłaś w tamtym kierunku. O mało nie zbierałaś szczęki z podłogi, gdy dostrzegłaś Conte. Kilka dłuższych sekund zajęło ci wyjście z szoku.
 -Co tu robisz?-marszczysz brwi
 -Stoję?-odpowiada nieco sarkastycznie
 -To widzę.-odpowiadasz beznamiętnie
 -Czas pogadać. Za długo przed tym uciekamy.-mierzy cię spojrzeniem, a ty uświadamiasz sobie, że masz na sobie zwykły biały t-shirt, przylegające szorty i opaskę na głosie, natomiast cały twój wygląd dopełniają ślady farby znajdujące się niemal na całym twoim ciele.
 -Okej.-wypuszczasz głośno powietrze z ust- Żałuję tego, co zrobiłam. Żałuję, że byłam taka głupia. Przepraszam, że cię skrzywdziłam. Nie chciałam tego. Ja.. nie myślałam wtedy racjonalnie. O ile w ogóle wtedy to robiłam. Chcąc uchronić cię przed zranieniem, zadałam ci jeszcze gorszy cios. W zasadzie znokautowałam naszą dwójkę za jednym zamachem.-chmurzysz się- Wiem, że moje wyjaśnienia są żałosne, ale to prawda. Innych ci nie dam.
 -Czułaś choć przez chwilę, że ten wyjazd miał sens?-pyta chłodno
 -Był chwile, że owszem.-kiwasz głową- Odnalazłam równowagę między tym, co czuję, a myślę. Stanęłam na nogi, choć nie myśl, że nie nie mam wyrzutów sumienia, bo tak nie jest.-kręcisz głową- Do tej pory nie potrafię sobie darować, że zaprzepaściłam tak wielką szansę na to, by być wreszcie szczęśliwą. Wiem, teraz mogę sobie tylko gdybać, ale gdybym mogła cofnąć, to zrobiłabym to.-przełykasz głośno ślinę- Ale wiem, że nie mogę. Więc po prostu żyję, nie ruszając naprzód. Szukając ulotnego szczęścia. Trzymam się złudnej nadziei, że nawet takie okropne czyny jakich się dopuściłam, kiedyś zostaną wybaczone.-przygryzasz delikatnie wargę- Nie proszę cię o nic, bo masz prawo mnie nienawidzić. Nie winię cię też, że rozmawiamy ze sobą jak obcy ludzie, bo zasłużyłam sobie na to wszystko i to solidnie. Po prostu cieszę się, że choć tobie się udało poukładać życie. Zasługujesz na to Facu.
 -Wybaczyłem ci.-zaskakuje cię- Pomimo tego, że mnie zostawiłaś. Pomimo tego, że naprawdę cię kochałem i po raz pierwszy w życiu zacząłem wyobrażać sobie wspólną przyszłość, a ty po prostu odeszłaś. Pomimo, że zabiłaś mnie emocjonalnie i pierwsze miesiące po naszym rozstaniu były dla mnie naprawdę gówniane. Mimo tego całego cierpienia, naprawdę cię nie nienawidzę.-spogląda na ciebie- Zależało mi wtedy na tobie i to cholernie, dlatego nie potrafiłem i nie potrafię tego zrobić.
 -Nie zasługuję na to.-odpowiadasz cicho
 -Każdy człowiek zasługuje na wybaczenie.-odpowiada ci- Nawet jeśli nas doszczętnie zranił, to dał nam niesamowicie ważną, życiową lekcję. Żeby doceniać to, co się ma. Kochać z całych sił, bo i miłość się kiedyś ostatecznie kończy.-wzdycha cicho- Bo tak naprawdę dopiero w takich chwilach dostrzegamy pewne rzeczy. Jak te, że stara miłość, nigdy nie odchodzi w zapomnienie.-przeczesuje włosy ręką
 -Wiesz, że życzę ci jak najlepiej.-zmuszasz się do uśmiechu- Taki facet jak ty, zasługuje na kogoś fenomenalnego. I choć mnie to boli, to po prostu nie czekaj. Jeśli jesteś absolutnie pewien tego, co czujesz, to pokaż jej to. Nie wie nawet jak wielką szczęściarą jest.-spoglądasz w jego kierunku
 -Tak, jestem tego zupełnie pewien.-kiwa głową- Sądzisz, że powinienem chwytać chwilę?
 -Tak właśnie sądzę.-kiwasz głową- Jeśli ona kocha cię tak samo mocno, jak ty kochasz ją, to mógłbyś się jej oświadczyć równie dobrze w supermarkecie, a zgodziłaby się.
 -Łał, nie spodziewałem się, że usłyszę takie deklarację z twojej strony.
 -Dwa lata to całkiem długi okres na to, by przewartościować nieco swoje życie.-mówisz z nieznacznym uśmiechem- Więc nie marnuj czasu na swoją przeszłość, tylko skup się na przyszłości.
  Nie powtarzasz mu dwa razy. Widzisz w jego oczach ten znajomy błysk. Ten z którym kiedyś patrzył na ciebie. Ten, który pojawił się w jego oczach, gdy tylko o niej wspomniał. Bolało cię to. Tak cholernie cię bolało. Nie potrafiłaś sobie wybaczyć, że go straciłaś. Wciąż go kochałaś. Ba, przerażało cię wręcz ogrom tego uczucia. Nie było dnia, abyś o nim nie pomyślała. Abyś nie tęskniła za jego delikatnym dotykiem. Zapachem jego perfum. Smakiem jego ust na swoich. Ciepłem, które cię otaczało, gdy tyko był obok. Teraz pozostały ci jedynie wspomnienia. I ten cholerny ból, któremu musiałaś dać upust co jakiś czas. Dlatego też, po zmienieniu odzienia wierzchniego i umyciu większości śladów farby, siedziałaś przy jednym z zakrytych stolików, czując spływające po policzku gorzkie łzy i wspominałaś. Wracałaś pamięcią do chwil, które straciłaś przez swój egoizm i głupotę. Zniszczyłaś wszystko. Włącznie z miłością jedynego na tym świecie faceta, który był w stanie odkryć twoje prawdziwe ja. Sprawić byś w końcu poczuła, że żyjesz. Obudził w tobie głęboko skrywane uczucia. Zmusił ciebie i twoje serce do współpracy. A ty odwdzięczyłaś się mu, w najgorszy z możliwych sposobów.
 -Nieczynne.-warczysz, gdy słyszysz dźwięk otwieranych drzwi- Mówiłam, że...-urywasz widząc postać stojącą nieopodal
 -Płakałaś?-pyta nieco zdziwiony, dzierżąc w dłoni sporych rozmiarów bukiet
 -Nie.-kłamiesz- Co tu robisz? Potrzebujesz jeszcze jakiejś wybitnej porady?-mówisz nieco sarkastycznie- Nie wiem czy zauważyłeś, ale jestem w tym kompletnie beznadziejna.
 -Nie powiedziałbym.-przesuwa kciukiem po podbródku
 -Więc?-naciskasz- Naprawdę nie chciałabym być niemiła, ale sporo kosztowało mnie moje poprzednie wyznanie i nie mam żadnej ochoty na słuchanie jak bardzo ją kochasz i jak wiele dla ciebie znaczy. Najlepiej zachowaj to dla siebie albo dla ludzi, których to obchodzi. Bo mnie na pewno nie.
 -Dobra, a teraz skończy z byciem niemiłą i mnie posłuchaj.-grzmi, a ty marszczysz jedynie brwi- Pierwsze miesiące po twoim wyjeździe były naprawdę do dupy. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb za to, że dałem tak bardzo zawładnąć swoje ciało przez tą cholerną miłość. O mało nie wywalili mnie z klubu, przysięgam, że gdybym nie dostał łomotu od jakiegoś kolesia na mieście, gdy błąkałem się bez celu po mieście, pewnie byłbym skończony jako sportowiec. Czułem się tragicznie, oczywiście w sferze psychicznej. Wszyscy mówili jak to nie będzie super jak mi przejdzie. Jak wspaniale będzie kiedy spotkam kogoś innego, zakocham się i zapomnę o tobie. Naprawdę się starałem zapomnieć, ale za cholerę mi to nie szło. Wkradałaś się do każdego fragmentu mojego ciała, doprowadzając mnie do szału. Przysięgam. Wtedy sądziłem, że cię nienawidzę. Powiedziałaś, że mnie kochasz, po tych pieprzonych tygodniach kiedy zastanawiałem się, czy jeszcze kiedykolwiek otworzysz oczy, a potem uciekłaś. Zastrzeliłaś mnie. Przez pierwszy rok czułem się jak totalny śmieć. Wtedy przypadkiem spotkałem Helenę. Byłem wtedy tak bardzo zgubiony i zraniony, że nawet nie potrafiłem być zły za to, jak poprzednim razem się rozstaliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać. Spędzać ze sobą czas. To wyszło zupełnie naturalnie. Oficjalnie nie mówiłem, że byliśmy razem, bo sam nie byłem nawet pewny co do niej czuję. Czy jest to coś innego.-bierze głęboki wdech- To co czuję do niej, a co łączyło nas oboje jest zupełnie, czym innym. Teraz potrafię dostrzec tą prawdziwą miłość. Nigdy w życiu nie czułem się tak, jak czułem się z nią. Kiedy byłem obok niej, czułem się najszczęśliwszym facetem na świecie. Kiedy patrzyłem na nią, miałem wrażenie, że śnię. Kiedy nie było jej obok, czułem się jak narkoman, bo chciałem być z nią w każdej sekundzie mojego życia. Kochałem ją tak naprawdę od naszego pierwszego spotkania, choć nie miałem o tym pojęcia. Sprawiła, że po raz pierwszy w życiu poczułem, że kiedyś, w niedalekiej przyszłości zostanę mężem czy ojcem. Oddałem jej całą swoją duszę, bo bez reszty pokochałem tą kobietę, każdym fragmentem swojego ciała.
 -Nie chcę tego słuchać.-mówisz cicho- Przestań.-dodajesz wzdychając ciężko
 -Odkąd pojawiła się w moim życiu, zawsze była tylko ona. I zawsze będzie.-kontynuuje niewzruszony- Nie ważne, że obydwoje przeszliśmy cholernie daleką drogę żeby być wreszcie razem, ale wiem, że każdy dzień bez niej był tego wart. Wart by móc zadać jej to cholerne pytanie, bez większych wątpliwości.
 -Nie mnie to powinieneś mówić.-kręcisz głową- To nie ja jestem tą, której powinieneś to w tym momencie mówić. To ją kochasz.-mówisz zagryzając niemal do krwi wargę- To z nią chcesz spędzić życie. Nie ze mną.-łkasz cicho
 -Wyjdź za mnie.
 -CO?!-niemal wykrzykujesz nie wierzysz w to, co właśnie powiedział.
 -To co powiedziałem.-powtarza ze spokojem- Dopiero spotkanie z Heleną uświadomiło mi to, jak bardzo cię kocham. Kochałem cię i zawsze cię będę kochał, Lili. Cierpiałem jak cholera, gdy mnie zostawiłaś, ale każdego kolejnego dnia moją motywacją, do przeżycia tej pieprzonej doby było to, że kiedyś wreszcie ponownie się spotkamy. A obiecałem sobie, że zrobię wtedy wszystko, co w mojej mocy by cię odzyskać. Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie kolejnych gównianych lat bez ciebie.
 -I mówisz mi to wszystko po tym, co ci zrobiłam? Po tym jak cię zraniłam?-mówisz łamiącym głosem- Mówisz, że mnie kochasz, choć kompletnie zrujnowałam to wszystko, co z takim trudem udało nam się zbudować?
 -Tak, bo miłość to też sztuka wybaczenia.-kiwa głową- Bo miłość nigdy nie jest łatwa. Wymaga wielu wyrzeczeń, poświęceń. Są łzy i ból. Są chwile złe, wręcz beznadziejne. Jednak to miłość. Nieważne ile czasu zajmie, po tych gorszych chwilach zawsze przyjdą lepsze. Miesiąc, dwa, siedem, rok czy pięć. Prawdziwa miłość zawsze wróci.-cytuje twoje słowa
 -Naprawdę wciąż mnie kochasz?-pytasz cicho wciąż nie potrafiąc uwierzyć w to, co się działo
 -Bardziej niż wszystko inne.
 -Nie wierzę. Naprawdę nie wierzę. Po tym wszystkim...-czujesz łzy spływające ciurkiem po twoich policzkach
 -Uwierz, skarbie.-mówi delikatnie ocierając wierzchem swojej dłoni
 -Nie zasługuję na to.-kręcisz głową
 -Zasługujesz bardziej niż ktokolwiek inny, by być w końcu szczęśliwą.
 -Nie ja, ty.-potrząsasz głową
 -Ja będę szczęśliwy tylko wtedy, kiedy ty będziesz.-mówi cicho wodząc swoją dłonią po twoim policzku- Proszę, pozwól sobie w to uwierzyć. Uwierz w to, że czekałem te cholerne dwa lata na tą chwilę. Czekałem na ciebie, obiecałem ci.
 -Nie zasługuję na ciebie.
 -Pozwól, że to ja będę decydować o tym na kogo zasługuję.-unosi twój podbródek ku górze- A zasługuję na to żeby kobieta, którą kocham bez pamięci wreszcie uwierzyła w to, że wybaczyłem jej to, że się zgubiła i potrzebowała oddechu, z dala ode mnie. By powiedziała, że mnie uszczęśliwi i zostanie moją żoną.-uśmiecha się
 -Nie wiesz na co się decydujesz.-marszczysz brwi
 -Biorę to na siebie z całym dobrodziejstwem inwentarza.
 -Dobrze.-odpowiadasz
 -Dobrze?
 -Co mogę ci powiedzieć?-wdychasz- Kocham cię Facundo i zawsze cię kochałam. To mnie przeraża jak bardzo, ale chcę z tobą być. Zawsze. Do ostatnich chwil mojego życia. Oczywiście, że chcę. Niczego bardziej nie pragnę.Więc tak, chcę być tylko i wyłącznie twoja, z resztą już mnie masz. Od pierwszej chwili w której cię zobaczyłam.-mówisz, a on po prostu cię całuje.- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, że to musiało tyle trwać.
 -Teraz to już nie ma znaczenia.-potrząsa głową-Jesteś moim sensem życia Lili.-szepcze w przerwach między pocałunkami- I zawsze będziesz.
  W swoim życiu przeszłaś wiele. Być może momentami zbyt wiele. Byłaś na samym dnie. Nienawidziłaś siebie i wszystkiego dookoła. Nie wierzyłaś, że uda ci się wyjść z tego impasu. Odnaleźć siebie. Potrzebowałaś po prostu impulsu. Czegoś, co uwolni cię z władania demonicznej przeszłości. Kogoś, kto na nowo pokazał ci jak żyć. Sprawił, że egzystencja stanie się niebem za życia. I to był właśnie on. To on i jego miłość sprawiły, że pokochałaś. Nie tylko jego, ale i swoje własne życie. On był twoim powodem, aby oddychać każdego dnia. By walczyć z wszelkimi przeciwnościami losu. By walczyć o swoje szczęście. By odsunąć się z niebezpiecznej krawędzi między życiem, a niebytem. Potrzebowałaś tego by znaleźć się na skraju. Załamania. Bólu wewnętrznego. I na wielu innych krawędziach. Także na krawędzi rozkoszy, by te zaprowadziła cię ona na skraj ziemskiego nieba. Popchnęła cię na właściwą drogę w twoim życiu. Na drogę o której nigdy nie myślałaś, że wstąpisz. Drogę szczęścia, miłości i spełnienia. Bo oto właśnie podświadomie walczyłaś. By żyć. By naprawdę czuć, że twojej układance nie brakuje niczego. Absolutnie niczego.




KONIEC


~*~
Nie mogłam tego zrobić. Ani Wam, ani sobie, ani Lili i Facu. Nie mogłam ich trwale rozłączyć. Na pewno nie w swoich ostatnich chwilach na bloggerze.
Nadeszła ta chwila. Chwila, która jeszcze niedawno wydawała się być tak odległa, a wreszcie nadeszła. Nigdy nie byłam dobra w pisaniu pożegnań, nie mówię już o tych definitywnych. Po trzech pięknych latach, dwunastu napisanych historiach i masie wspaniałych wspomnień żegnam się ze światem blogspota. Piszę te słowa z naprawdę ciężkim sercem, ale musicie zrozumieć moją decyzję. Przede mną siedem miesięcy wytężonej pracy. Pracy, która musi zaowocować począwszy od 4 maja 2016 roku. Jestem człowiekiem ambitnym, więc prędzej wyzionę ducha, aniżeli się poddam. Dlatego też odchodzę. Muszę się skupić na rzeczach absolutnie priorytetowych dla mnie w tej chwili. Nie było łatwo podjąć tej decyzji, zwłaszcza, że bardzo zżyłam się z tą społecznością. Poznałam sporo fantastycznych ludzi, przeczytałam wiele naprawdę świetnych opowiadań. To jest przygoda, do której zawsze będę wracać z uśmiechem na twarzy. Droga, dzięki której bardzo wiele się nauczyłam. Stałam się lepszą bloggerką, ale i osobą. Dlatego pragnę Wam podziękować z całego serca, bez Was nie byłoby mnie tutaj. To Wy byłyście moją motywacją i inspiracją do pisania kolejnych historii. Wiem, że nie zawsze było ze mną łatwo, bo lubiłam Was przyprawiać o zawał. Jednak dziękuję za wytrwałość. Było mi niezmiernie miło, że mogłam tutaj być, tworzyć dla Was. Każde pozostawione słowo było dla mnie ważne. Dlatego po raz setny pięknie dziękuję za to, że byłyście częścią mojej wspaniałej drogi. Dzisiaj mówię do widzenia, jednak to jest zakończenie pewnego z etapów w moim życiu. Bez względu na wszystko, na to czy wrócę do Was jeszcze kiedykolwiek, czy nie. Będę do Waszej dyspozycji tutaj. Dzisiaj jednak czas się żegnać. Nie obiecuję Wam nic. Nie wiem czy jeszcze będę miała motywację by tu wrócić i pisać, po tak długiej przerwie. Być może są to ostatnie słowa w historii mojego autorstwa. Być może pozostanę już na zawsze tylko i aż czytelnikiem. W każdym razie, mam nadzieję, że choć w małym stopniu udało mi się spełnić swoją misję. Chciałabym, aby każda z moich historii niosła za sobą jakieś przesłanie. By nie była kolejną, bezwartościową love story o siatkarzu. Chciałam dać Wam coś więcej. Czy mi się udało? Nie wiem. Mam jednak nadzieję, że nie zapomnicie o mnie szybko, ale i nie będzie rozpaczać po moim odejściu. Tego kwiatu jest pół światu, jeszcze nie jedna osoba taka jak ja, czeka aż przeczytacie jej historie.
Nie przedłużając.
Dziękuję, za wszystko.
Żegnajcie po raz ostatni,
wingspiker.


 dziękuję zwłaszcza mojej cudownej Joan bez której
wiele rzeczy by się nie udało.
ta historia jest dla Ciebie.
dziękuję, że jesteś <3


„Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być”