poniedziałek, 27 lipca 2015

#neuve.


  Kiedy wszystkie miesiące w ciągu roku wydawały się nie mieć końca, tak grudzień mijał w zawrotnym tempie. Z pierwszego dnia tegoż miesiąca, robił się nagle dwudziesty. Ludzie nieustannie pędzili przed siebie pogrążeni w świątecznej gorączce. Wydawać się mogło, że tylko ty nie pędzisz za niczym, nie gonisz za promocjami i wszelakimi świątecznymi obniżkami. Nie o tej porze roku, nie w tym czasie. Może dlatego, że z tym okresem nie wiązały się żadne twoje miłe wspomnienia. Nie pamiętasz nawet czy kiedykolwiek poczułaś tą wszechobecną atmosferę rodzinnych świąt. Być może i dlatego, że tak naprawdę nigdy nie czułaś się częścią rodziny. Nie zaznałaś tak naprawdę w swoim życiu uczucia ciepła i bycia komuś potrzebną, jak to bywa u ludzi związanych więzami krwi. Zawsze czułaś się inna, wręcz wyobcowana. Rodzina ze strony matki była nią tylko z nazwy. Wzdrygało cię na samą myśl o spotkaniu z nimi. Ci egoistyczni i snobistyczni ludzie sprawili, że święta zawsze kojarzyły ci się ze sztucznymi uśmiechami przy stole, intrygami za plecami i kompletnym egoizmem. Choć wszyscy udawali perfekcyjną rodzinę, tak naprawdę pałali do siebie nienawiścią. Każdy czegoś, komuś zazdrościł, czuł urazę. Ale jak wyglądałaby tak szanowana rodzina w oczach innych, gdyby ukazali swoje prawdziwe oblicza? Pytanie absolutnie retoryczne. Praktycznie nie pamiętałaś i nie znałaś innego obrazu rodziny. A to była jedna z rzeczy, których najbardziej nie potrafiłaś jej wybaczyć.
 -To kiedy przyjeżdżasz słoneczko?-słyszysz głos matki
 -Lada moment wyjeżdżam.-rzucasz chłodno
 -Fenomenalnie!-mówi wyraźnie uradowana- Będzie Klara, skończyła prawo na Sorbonie, do tego przywiezie ze sobą tego swojego Francuza, Anna pęknie z dumy.-prycha
 -Super.-mówisz bez entuzjazmu
 -Nie musisz się przejmować prezentami dla tych głupich pind, którym się wydaję, że są nie wiadomo kim, już się tym zajęłam.
 -Raczej nie będą mi potrzebne.-odpowiadasz kobiecie
 -Słucham?-podnosi ton głosu
 -Bo nie będę musiała obejrzeć ich fałszywych twarzy. Już nigdy.
 -Ty sobie chyba żartujesz słoneczko.-początkowo nie wierzy- To o której będziesz, pytam poważnie.
 -Jeśli nie będzie korków na Zakopiance to popołudniem.
 -Nie bądź śmieszna.-prycha- Twoja rodzina jest w Warszawie, do kogo niby się tam wybierasz?
 -To faceta dla którego naprawdę jestem ważna i który jest dla mnie niemal najważniejszą osobą w moim życiu i którym ma dla mnie czas zawsze, a nie tylko wtedy jak ma ochotę.-odgryzasz się- Do mężczyzny na którego zdecydowanie nie zasługujesz bo jesteś pieprzoną egoistką i materialistką bo nie potrafiłaś go docenić. Osobie, której utrudniałaś do maksimum kontakty z dzieckiem, a mimo to jechał na drugi koniec kraju i spotykał się z nim. Z rodzicem, z którym mam o wiele lepszy kontakt pomimo dzielących nas kilometrów aniżeli z tobą.-kończysz swój wywód- Masz jeszcze jakieś pytania?
  -Dobrze, jedź sobie!-rzuca podenerwowana po chwili ciszy- Tylko nie dzwoń za parę godzin, gdy będziesz musiała spać na kozim futrze i szukać wychodka na zewnątrz.-fuka po czym się rozłącza.
Zupełnie usatysfakcjonowana kierujesz się w spokoju w kierunku rodzinnego miasta twojego ojca. Nie wiesz w zasadzie czego się spodziewać, bo niewiele pamiętasz z okresu w którym spędzałaś wakacje w górach wraz z ojcem i jego rodziną. Jedna rzecz utkwiła ci jednak w pamięci. Miłość i szczęście jakie dostawałaś tam bezwarunkowo. I właśnie z tą myślą przebyłaś kilku godzinną podróż do zimowej stolicy kraju. Wbrew swoim obawom, trafiłaś do rodzinnego domu swojego ojca bez większego problemu. Był dokładnie taki sam, jakim go zapamiętałaś. Piękny, piętrowy dom w stylu góralskim z olbrzymimi sosnami wokół.
 -Tato!-rzucasz niczym mała dziewczynka po czym przytulasz ojca na powitanie.
 -Jak się jechało słoneczko?
 -Całkiem nieźle.-kiwasz głową by po chwili z mroźnego podwórka znaleźć się wewnątrz domu. Tu również niewiele się zmieniło. Wciąż było czuć lawendę już od wejścia, a cały korytarz jak i resztę domu zdobiły piękne, drewniane meble. Uśmiechnęłaś się widząc pośród masy rodzinnych fotografii wiszących na ścianie także i siebie, gdy byłaś małą dziewczynką.
 -Nigdy nie wątpiłam, że jeszcze zobaczę moją piękną wnusię, przenigdy.-uśmiecha się starsza kobieta na twój widok- Święta to jednak niezwykły czas.
 -Och, babciu.-nie wiesz kompletnie co powiedzieć, jednak kobieta rozkłada ręce, aby po chwili tulić cię niczym małą dziewczynkę.-Tak długo się nie widziałyśmy.
 -Kwiatuszku, przecież to nie twoja wina.-gładzi cię delikatnie po głowie- Czasem tak w życiu bywa, ważne jednak, że jesteś tutaj z nami.-uśmiecha się
 -O dwanaście lat za późno.-wzdychasz
 -Lepiej późno, niż wcale, prawda?-wtrąca twój ojciec- Nie chciałbym wam przeszkadzać, ale jutro mamy do wykarmienia całą masę głodnych górali i miastowych.-śmieje się mężczyzna mając na myśli swoją rodzinę- Także bierzmy się do roboty, a ty skarbie jeśli chcesz to odpocznij. Pierwsze drzwi na lewo.-kiwa głową mężczyzna.
Nie planowałaś większego odpoczynku, jednak nie mogłaś sobie odpuścić zajrzenia do tego pokoju. Kiedy usiadłaś na wygodnym tapczanie i przymknęłaś oczy to znów miałaś dziesięć lat, warkocze na głowie i byłaś naprawdę szczęśliwa. Z tym domem wiązały się niemal wszystkie twoje radosne wspomnienia z dzieciństwa. To wszystko wróciło w jednej chwili, choć od twojego ostatniego pobytu tutaj minęły całe wieki. Może powinnaś już dawno tutaj przyjechać? Może tutaj udałoby ci się zacząć wreszcie naprawdę żyć? Bo dopiero teraz zdałaś sobie sprawę, że od chwili przyjazdu ani przez chwilę nie myślałaś o tym, co od dawna ciąży ci na sumieniu. Co nocami nie daje spokojnie spać. Czyżby to było jakieś rozwiązanie?
  -Może się na coś przydam?-wchodzisz do kuchni w której trwają przygotowania do jutrzejszej Wigilii
 -Ależ oczywiście.-uśmiecha się kobieta- Jesteś w połowie góralką, więc pora nauczyć się wyrobu paru regionalnych przysmaków.
 -Mamo, dajże spokój, Lili nigdy tu nie mieszkała, więc nie musi tego robić.-wtrąca twój ojciec
 -To żaden problem, zawsze to coś nowego do repertuaru kuchennego.-uśmiechasz się po czym przystępujesz do pracy. Pomimo faktu, iż spędziłaś w kuchni dobrych kilka, jak nie kilkanaście godzin, byłaś naprawdę szczęśliwa. Nie chodziło już o to, że nauczyłaś się wykonywać kilka tradycyjnych potraw, ale mogłaś spędzić czas z bliskimi ci osobami. Ani przez chwilę nie odczułaś tego, że jesteś tu zbędna, jak to bywało w czasie świąt spędzanych z matką i jej rodziną.
 -Wiesz skarbie, mimo, że straciłyśmy kontakt to wiem co się u ciebie działo. Twój tata mi w tym pomagał.-uśmiecha się ściskając twoją rękę- Wyrosłaś na piękną i mądrą kobietę.
 -Duży w tym udział taty.-spoglądasz w kierunku mężczyzny pogrążonego w lekturze gazety
 -A on jest z ciebie naprawdę dumny.-kiwa głową- Z resztą ja też.
 -Nie ma z czego, jeszcze nie.-wzdychasz
 -Skarbie, najważniejsze żebyś ty była szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia. Byś postępowała zgodnie z samą sobą.
 -Chciałabym by kiedyś tak właśnie było.-uśmiechasz się niemrawo
 -Jesteś młoda, masz przed sobą całe życie, nie tkwij więc w rzeczach, które nie przynoszą ci satysfakcji.-uśmiecha się pokrzepiająco- A co najważniejsze, nie marnuj życia na ludzi, którzy nie chcą w nim pozostać na dłużej. Kochaj i bądź kochana.
 -Apropos miłości.-wtrąca się twój ojciec- Co tam u twojego chłopaka?-unosi wzrok sponad gazety
 -Dobrze gdyby był.-kiwasz głową
 -Z tego co mówił ostatnio Mikołaj to chyba jednak jest.-szczerzy się- Wiesz, chciałbym kiedyś spełnić swoje małe marzenie i poprowadzić moją małą dziewczynkę do ołtarza.
 -Nie zapędzaj się tato, okej?-śmiejesz się- Co ci powiedział Mikołaj?
 -Kiedy zadzwoniłem do ciebie mniej więcej miesiąc temu odebrał i powiedział, że cię nie ma bo jesteś na randce. No i dodał, że wygląda to całkiem poważnie, mimo, że się do tego nie przyznajesz.
 -Jak wrócę to porządnie dostanie w łeb.-kręcisz głową z niedowierzaniem
 -To kim on jest?-dopytuje ojciec, a ty spoglądasz na niego jedynie wymownie
 -Kim by nie był.-wtrąca starsza kobieta- Jeśli naprawdę go lubisz to nie broń się przed tym. A nawet jeśli będziesz to robić, to raczej długo ci się to nie uda. W końcu nie wytrzymasz.-gładzi twój policzek- Daj temu się rozwinąć.
 -Chyba właśnie to robię, wbrew sobie.-wzdychasz po raz pierwszy wyznając to na głos
 -I bardzo dobrze!-raduje się kobieta- A teraz, spróbujesz kolejnego lokalnego specjału.-uśmiecha się po czym wyciąga z barku butelkę z nalewką. Ten wieczór mija w naprawdę miłej atmosferze, nawet nie wiesz kiedy wybija północ, a za oknem nastała ciemna noc.
Nie mogłaś wylegiwać się do dziesiątej, od rana na dole słychać było gwarne rozmowy i dźwięk wszelakiej pracy. Kiedy pojawiłaś się w kuchni było tam co najmniej dziesięć osób, każda z osobna zajęta inną czynnością. Dopiero po chwili twoja obecność została dostrzeżona i powtórnie zapanował gwar. Większości z tych osób nawet nie pamiętałaś, jednak zostałaś przywitana niemal jak byście widywali się co dzień. Po wszelakich powitaniach i pytaniach o różnorakie sprawy życia codziennego oddelegowałaś się do salonu, w którym kręcił się twój ojciec, usiłując przygotować stół. Wspólnymi siłami dość sprawnie udało się wam z tym problemem uporać, przygotowania w kuchni również dobiegły końca, więc mogliście przygotować się do wieczerzy. Kilka minut po godzinie osiemnastej ponad dwadzieścia osób, stłoczonych w niewielkim salonie rodzinnego domu rozpoczęło Wigilię od odczytania fragmentu z Biblii. Może nigdy nie byłaś przesadnie religijna to jednak w tym momencie mogłaś przyznać, że święta te miały w sobie niesamowitą moc i chyba dzięki obrazkowi jaki miałaś przed oczami, powoli zaczynałaś pojmować tą magię.
 -Jeśli za nim tęsknisz to zadzwoń, to nie koniec świata.-zaskakuje cię głos ojca, kiedy stoisz wpatrując się w gwiazdy
 -Tato, błagam cię.-przewracasz oczami
 -Posłuchaj rady starego ojca.-kładzie rękę na twoim ramieniu- Jeżeli naprawdę jest dla ciebie ważny, to musisz to najpierw przyznać przed sobą samą.
 -Sądzisz, że..-wypuszczasz głośno powietrze z ust-… że byłabym zdolna do takich.. uczuć?
 -Robisz to nieprzerwanie od dwudziestu sześciu lat skarbie.-uśmiecha się mężczyzna
 -To co innego.-kręcisz głową
 -Też jestem facetem, tyle, że my jesteśmy rodziną i to jest w zasadzie odgórny przydział, a on jest tylko i wyłącznie twoim wyborem.
Kto by pomyślał, że niewinny wyjazd na święta może tyle zdziałać? Przede wszystkim uporządkować po części ten natłok myśli jaki miałaś w swojej głowie, a ten ostatnimi dniami zdecydowanie przybierał na sile. 
 -Skarbie, wszystko w porządku?-zagaja babcia, kiedy w dzień Bożego Narodzenia siedzisz na parapecie i spoglądasz z nostalgią w rozgwieżdżone niebo.
 -Tak tylko sobie siedzę i myślę.-odwracasz wzrok w kierunku kobiety, która jak za dawnych czasów podaje ci kubek kakao i przysiada się do ciebie
 -O pewnych sprawach nie można za wiele myśleć, bo wiele rzeczy w życiu nie jest wcale tak skomplikowanych jakby się mogło wydawać.-mówi 
 -Dobrze powiedziane.-kiwasz głową i upijasz odrobinę parującego napoju
 -Powiem ci coś, być może ku przestrodze tego myślenia.-dodaje po chwili- Gdyby twoja mama tak usilnie nie rozmyślała, nie szukałaby wciąż desperacko szczęścia wśród bogatych facetów i nie oszukiwałby siebie samej tak długo.
 -Jak to?-dziwisz się
 -Bo widzisz, twoja matka pochodziła z dobrze sytuowanej, nieco snobistycznej rodziny. Miała wszystko czego chciała, zaplanowaną całą przyszłość włącznie ze studiami zagranicą. Aczkolwiek jej wspaniała rodzinka nie zaplanowała jednej rzeczy. Miłości, która przyszła, gdy była w siódmej klasie podstawówki. Żaden spadkobierca wielkiej fortuny. Żaden syn biznesmena mający przejąć rodzinne biznesy. Zwykły, prosty chłopak, syn miejscowego stolarza i nauczycielki angielskiego.-wzdycha- Długo się broniła, ale po roku zaczęli się spotykać. Szaleli za sobą. Oczywiście rodzina Ewy kompletnie nie akceptowała jej wyboru. Ba, grozili jej na wszelakie możliwe sposoby, a ona nie słuchała. Doszło do tego, że wraz z Czarkiem zamieszkali u nas, na poddaszu. Pisząc maturę, była w piątym miesiącu ciąży.-uśmiecha się- Pomagaliśmy im jak tylko potrafiliśmy. Przez miesiące poznałam ją na tyle, by dostrzec, że pomimo uśmiechu, w jej oczach widać było żal. Zostawiła cały znany sobie świat, wymarzone studia dla mężczyzny. Nigdy nie podważałam tego, że kochała twoja ojca. Jednak nie mógł jej zapewnić życia, do jakiego przywykła i do jakiego ją przygotowywano. Po twoim urodzeniu jej wewnętrzna rozpacz przybierała tylko na sile. Aż w końcu, gdy miałaś cztery miesiące, ze łzami w oczach powiedziała, że nie potrafi tak dłużej. To nie było życie dla niej, wszyscy to widzieliśmy, włącznie z twoim ojcem. Choć pękało mu serce, to pozwolił jej odejść. 
 -Wciąż ją kocha, prawda?-dopiero po chwili zbierasz wszelkie słowa- Dlatego jest sam. Teraz to ma sens.
 -On ci tego nie powie, ale pomimo upływu lat, wciąż czasem przyłapuję go jak wpatruję się w fotografię sprzed dwudziestu sześciu lat. Jedyne zdjęcie na którym znajduje się cały jego świat.
 -Nigdy nie mówił mi o historii jego i mamy.-kręcisz głową z niedowierzaniem- Jedyną wersją jaką znałam była ta, że po prostu byłam owocem zauroczenia, które wygasło jeszcze przed moimi narodzinami.
 -Wiesz, myślę, że ich oboje do tej pory ta historia bardzo boli.-uśmiecha się pokrzepiająco- Twoja matka stara się zapomnieć angażując się w kolejne małżeństwa, a twój ojciec.. cóż, on nie chce zapomnieć.-wzdycha kobieta- Więc nie powielaj błędów swoich rodziców. Jeśli jakiś mężczyzna będzie dla ciebie naprawdę ważny, to nie uciekaj. Bo nawet jeśli jak twoja matka spełnisz się zawodowo, to do końca życia będziesz nieszczęśliwa. Zranione serce będzie boleć już zawsze, nie ważne czy minie dziesięć czy trzydzieści lat.
  Nie miałaś najmniejszego pojęcia. Przez całe życie żyłaś w przekonaniu, iż twoi rodzice nie byli nigdy tak naprawdę razem. W jednej chwili kompletnie zmieniłaś postrzeganie na to wszystko, a już zwłaszcza na twoich rodziców. Nie powiesz byś zrozumiała swoją matkę, bo tej kobiety chyba nigdy nie będzie ci dane rozgryźć, jednak po części rozumiałaś niektóre jej zachowania. Wszystko to co powiedziała ci babcia, zaczynało wiele tłumaczyć. Niechęć twojego ojca do wszelakich randek czy spotkań z twoją matką i odwrotnie. Nawet posiadanie w życiorysie trzech mężów, po części. Jednak dzięki tej opowieści, doszłaś do jednej ważnej rzeczy. Nie chciałaś tak żyć. Być nieszczęśliwą we własnym żywocie. Przysięgłaś sobie, że tego nie zrobisz. Nawet jeśli chodziło o miłość, która wbrew wszelkim założeniom, wydawała się nie być już tak odległym tematem.

~*~
Na wstępie przepraszam za opóźnienia, ale weekend spędziłam praktycznie poza domem, musicie wybaczyć. 
Rozdział teoretycznie bez udziału Facu, jednak wokół jego osoby troszkę się dzieje, jeśli mogę to tak ująć. Przede wszystkim w głowie Lili, choć po rozmowie z niezawodną babcią, na pewno jest odrobinkę jaśniej. No i poznajecie jedną z kilku życiowych historii Lili, choć może nie dokładnie jej samej, jednak dość ważną dla bohaterki.
Na końcu dodam, iż rozdział powstawał w Italii, więc jeśli czcionka będzie płatać figle, przepraszam!
Miłego tygodnia,
wingspiker.

niedziela, 19 lipca 2015

#ocho.


  Wydawać się mogło, iż dopiero był początek września, a ty dość niechętnie pełną przepychu Warszawę, zamieniłaś na nieco spokojniejszy Bełchatów. Czas pędził jak szalony. Za oknami momentalnie zamiast pięknej jesieni i kolorowych liści na każdym kroku, dało się zauważyć białą, puchową pokrywę okalającą wszystko wokoło. Wszyscy ludzie wpadli w szał przedświątecznej gorączki, którą dało się dostrzec niemal na każdym możliwym kroku. Dla wielu ludzi święta te, były niepodważalnie magicznym okresem. A jak było z tobą? Jeśli miałabyś być szczera to nie skakałaś z radości na samą myśl o nich. Prawdopodobnie dlatego, że nie wiązały się z nimi piękne wspomnienia, jakie posiadała z całą pewnością większość ludzi. Zawsze zazdrościłaś swoim koleżankom tego, iż wraz z matkami wspólnie piekły pierniczki, całymi rodzinami dekorowały zieloną choinkę śpiewając przy tym kolędy. Ty nigdy tego nie doświadczyłaś. Matka była zawsze zbyt zajęta by skupiać swoją uwagę na byle pieczeniu, więc zrzucała to na służbę. Podobnie było z dekorowaniem świątecznego drzewka, przecież taka dama jak ona nie zajmowała się tak pospolitymi zajęciami. Dlatego też ty, jako mała dziewczynka, pragnęłaś choć w małym stopniu zaznać tej atmosfery i wraz ze swoją ulubioną nianią Niną i kucharką Marią czułaś się choć przez chwilę jak w prawdziwej rodzinie. Może i co roku dostawałaś najlepsze prezenty, których wszyscy ci zazdrościli, jednak nigdy ci na nich nie zależało. Co roku miałaś jedno, niezmienne życzenie. Mieć przy sobie mamę i tatę. Poczuć się kochaną, a nie odtrąconą od matczynej piersi i wyizolowaną od ojca, mieszkającego w drugiej części kraju. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież minęły już lata, może nawet, iż powinnaś dorosnąć. Jednak pewne doświadczenia z dzieciństwa potrafią i dość brutalnie rzutują na dorosłe życie. Ty dość boleśnie się o tym przekonałaś, niestety. Dlatego teraz wzdrygałaś się na samą myśl o świętach, o tyle na samą atmosferę, co spędzenie ich z matką i jej kolejnym mężem. Nie wyobrażałaś sobie tego. Nie chciałaś jej widzieć. Nie mogłaś pojechać do Warszawy. Po prostu. 
  -To kiedy wyruszamy na Warszawę?-pyta cię Mikołaj jednego z grudniowych poranków
  -Nie wiem jak ty, ale ja nie planuję.-mówisz niepewnie
 -Chcesz zostać w Bełchatowie?-dopytuje
 -Chcę... pojechać do ojca.-odpowiadasz mu nieco ściszonym głosem
 -Jesteś tego absolutnie pewna?
 -Nie chcę spędzać z nią kolejnych świąt, to dla mnie żadna przyjemność Mikołaj, zrozum.
 -Jeśli naprawdę tak uważasz.-wzrusza obojętnie ramionami po czym znika w swoim królestwie zostawiając cię samą. Długo jeszcze siedzisz przy kuchennym barze wpatrując się w kubek z czarną, parującą cieczą. Z nostalgii wyrywa cię dźwięk zamykanych drzwi. Ostatnimi dniami kompletnie nie potrafiliście z Mikołajem znaleźć wspólnego języka. Nie było już między wami jak dawniej. Może i ty byś wskoczyła za nim bez wahania w ogień, tak on z całą pewnością rozważałby wszelkie opcje. Nie mogłaś ukryć faktu, iż naprawdę bolała cię jego obojętność, ale co mogłaś zrobić? Zgodnie z radą Joanny, po prostu udawałaś, iż wszystko jest w porządku. Starałaś się żyć własnym życiem, nie skupiając się nad żalem jaki czułaś. Musiałaś przyjąć do wiadomości, iż taka była naturalna kolej rzeczy. Prędzej czy później musiał się zakochać i zepchnąć cię na boczny tor. Początkowo to była dość dotkliwa degradacji, aczkolwiek z czasem chyba po prostu do tego przywykłaś. Już nawet nie zwracałaś uwagi na jego nieobecność. Bardziej dziwił cię fakt, gdy chciał porozmawiać, czy spędzić z tobą trochę czasu, co stało się w ostatnich tygodniach wydarzeniem unikatowym. 
 -Cześć tato.
 -Kto to do mnie zadzwonił!-rzuca uradowany mężczyzna- Co tam u mojej księżniczki?
 -Co planujesz w święta?-pytasz go
 -Och nie, nie dam się zaciągnąć do stolicy, wybij to sobie z głowy.-mówi niemal natychmiast
 -Nie wybieram się tam.
 -Jak to?-dziwi się
 -Po prostu, mam dość tego wszystkiego.-wzdychasz- Nie masz przypadkiem ochoty przygarnąć jednej przybłędy na kilka dni?
 -Słoneczko, ależ z ogromną przyjemnością!-mówi wielce uradowany- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię zobaczę.
 -Ja też tatku.-mówisz z uśmiechem wymalowanym na twarzy- Okropnie się za tobą stęskniłam.
 -Ja za tobą też królewno.-wtóruje ci- A poza tym, wszystko w porządku? Wydajesz się być jakaś przybita.
 -Poza tym, że Mikołaj dalej mnie olewa, to wszystko w porządku.
 -Zakochał się chłopina, nie ma co się dziwić.-stwierdza mężczyzna-W takim razie do zobaczenia skarbie.
Chwilę po rozmowie z ojcem nakładasz puchową kurtkę i udajesz się na spacer. Chłód szczypie cię w policzki, a pod nogami skrzypi biała pierzyna, ale mimo to dzielnie kroczysz ulicami Bełchatowa. Niewielu było takich śmiałków jak ty, w zasadzie żadnego. Wszyscy w wielkim pośpiechu przemierzali miasto, chcąc jak najszybciej dotrzeć do ciepłego mieszkania czy domu i napić się herbaty z cytryną. Tobie jednak nie było śpieszno. W spokoju spacerowałaś zastanawiając się nad wszelkimi wydarzeniami, które miałaś za sobą oraz snując nieśpieszne plany na niedaleką przyszłość.
 -Nie za zimno na spacerki?-słyszysz za sobą znajomy kobiecy głos
 -Nie dla mnie.-kręcisz głową
 -Dobra, dobra królowo lodu, idziemy na herbatkę i pogadankę.-rzuca Joanna po czym ochoczo bierze cię pod ramie i ciągnie za sobą ku kawiarni. Pod przymusem pani psychoterapeutki zamawiasz gorącą herbatę i kawałek ciasta. W lokalu panuje niesamowity gwar, ledwo słyszysz własne myśli. Standardowo w okresie przedświątecznym ludzie w trakcie pogoni za okazjonalnymi prezentami czy produktami spożywczymi robili przystanek w kafejce. W inny dzień doprowadziłoby cię to pewnie do szewskiej pasji, jednak dzisiaj miałaś to dalej gdzieś. 
 -Wybywasz, zostajesz, wakacje?-pyta Joanna
 -Góry.-odpowiadasz
 -Kobieta z gór?-chichocze
 -Ja nie.-kręcisz głową- Mój ojciec i matka stamtąd pochodzą, z tym, że ta druga nie widziała tam dla siebie przyszłości.
 -Więc zrobiłaś mały strajk.-uśmiecha się
 -Mam jej dość.-wzdychasz- Ostatnimi czasy całkiem nieźle sobie radzę z ogarnięciem własnego życia dlatego, że kompletnie ją z niego wyeliminowałam. Nie chcę tego psuć.
 -Cieszę się, że potrafisz wyciągnąć z mojej paplaniny jakieś należyte wnioski.-uśmiecha się upijając łyk zamówionego ówcześnie napoju- A co z Sylwestrem?
 -Nie wiem, zawsze spędzałam go w Warszawie.-wzruszasz ramionami
 -W takim razie przyjdź do Hiltona.-uśmiecha się
 -To nie jest przypadkiem jakaś wielka impreza dla zaproszonych gości?
 -Owszem, jest.-kiwa głową, a po chwili macha przed twoimi oczami zaproszeniem- Jeśli chcesz, weź też Mikołaja. Może to w jakiś sposób trochę poprawi nastroje między wami.
 -Następnego Sylwestra też mi zaplanowałaś?-pytasz rozbawiona
 -Tak, będziesz główną atrakcją na balu dla dzieci w KinderGarden.-chichocze- A tak poważnie Lil, masz przyjść.
 -Rozumiem, że też tam będziesz?
 -To dość oczywiste kochana.-uśmiecha się- No i jak chcesz to możesz..
 -Idę sama.-przerywasz jej doskonale wiedząc co miała na myśli
 -Jak sobie chcesz.-uśmiecha się tajemniczo
 -Dziś bez pogadanki wychowawczej?
 -Jesteś już całkiem dużą dziewczynką, wiesz jak przetrwać te święta.-wzrusza ramionami
 -Normalnie byś rzuciła jakąś puentę, poczułaś magię świąt?
 -Nie widzę potrzeby puentowania, bo robisz stale postępy Liliano i nie potrzebujesz na każdym kroku wskazówek.-odpowiada ci niezwykle trafnie- Wiesz jak dowodzić swoim życiem, potrzebujesz tylko od czasu do czasu kogoś kto pomoże ci wybrać drogę, jeśli staniesz na ich rozstaju. A dzisiaj sama ją wybrałaś, co mogę powiedzieć?-pyta kobieta- Mam nadzieję, że spędzisz po raz pierwszy święta naprawdę cudownie.-uśmiecha się- Wesołych świąt Lil.-mówi z uśmiechem
 -Wesołych świat Joanno.-odwzajemniasz jej uśmiech by po paru minutach udać się w drogę powrotną do domu. Tak jak zawsze to bywało, po spotkaniu z nią wstępowały w ciebie zupełnie nowe siły. Tym razem wzięłaś się za przygotowanie jakichś świątecznych wypieków. Ku twemu zdziwieniu w proces wytwórczy smakowitości włączył się także Mikołaj, który dość dzielnie ci pomagał do czasu, aż otrzymał wezwanie od swojej ukochanej. Nie długo jednak dane było ci pracować w samotności, bo u twych drzwi pojawił się Argentyńczyk.
 -Gdzie spędzasz święta?-pyta
 -U ojca.-odpowiadasz- Białka Tatrzańska.-wyjaśniasz
 -Góralka?-pyta rozbawiony
 -A wyglądam?-mierzysz go wzrokiem
 -Niekoniecznie.-kiwa głową ze śmiechem
 -No a ty, gdzie się będziesz podziewał, bo zakładam, że nie wracasz do domu?
 -Rodzice i siostra wpadają.-wyjaśnia- Dobre.-mówi po chwili uszczuplając twoją zacną kolekcję pierniczków
 -Jak masz tak nieodpartą ochotę podjadać to przydaj się na coś i mi pomóż.-mówisz
 -Z przyjemnością.-szczerzy się, a już po chwili dekorujecie we dwoje ciastka w najróżniejsze konfiguracje. Oczywiście Conte nie byłby sobą, gdyby zupełnym przypadkiem co raz cię nie szturchnął czy o ciebie otarł. Nie pozostawałaś mu absolutnie dłużna i również z dziką rozkoszą doprowadzałaś go do szaleństwa. Wedle oczekiwań, nie trwało to zbyt długo. Dość szybko zostałaś obezwładniona i przyparta do ściany.
 -Lubisz mnie doprowadzać do szaleństwa, prawda?-pyta trącając cię nosem
 -Ostatnio to moje ulubione zajęcie.-odpowiadasz mu z przekąsem
 -I muszę ci przyznać, wychodzi ci doskonale.-zniża nieco ton swojego głosu zostawiając mokre pocałunki wzdłuż twojej szyi. Już tą czynnością niesamowicie rozbudza w tobie pożądanie i sprawia, że tracisz nad sobą kontrolę. Nie znaliście się od wczoraj by wodzić się na pokuszenie zbyt długo. Sprawnie przeszliście do konkretów jakimi było zdecydowanie pozbawienie się wszelkiego okrycia wierzchniego. A po tym oddaliście się wzajemnej rozkoszy, by po osiągnięciu jej apogeum leżeć obok siebie i wsłuchiwać się w swoje przyśpieszone oddechy.
 -Długo cię nie będzie?-pyta przewracając się na bok
 -Nie wiem, może z tydzień.
 -Tydzień?-krzyw się
 -A co, nie wytrzymasz tyle w celibacie?-chichoczesz
 -Po prostu za bardzo mnie rozpieszczasz.-szczerzy się po czym przelotnie kosztuje twoich ust, czym kompletnie cię zaskakuje.-A teraz poważnie, kiedy wrócisz?
 -Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.-wzruszasz ramionami- Na pewno dzień czy dwa przed Sylwestrem.
 -Którego spędzasz..?-ciągnął
 -Moja psychoterapeutka dała mi zaproszenie, a raczej wymusiła na mnie przyjście na masową imprezę, na której mam dziwne wrażenie, że też będziesz.-mówisz wprost- I tak, mam psychoterapeutkę bo jestem porąbana i niezrównoważona emocjonalnie, na twoim miejscu już bym była przy wyjściu.
 -Właśnie obmyślam plan ucieczki.-mówi z powagą, lecz po chwili się śmieje- A tak na poważnie, wyglądam jakbym miał ochotę uciec?-pyta spoglądając w twoim kierunku
 -Na pewno wyglądasz na spragnionego wyjaśnień.
 -No i może czegoś innego poza tym, ale nie planuję naciskać.-uśmiecha się- Jeśli powiesz to okej, fajnie, ale jeśli nie, nie będę z tego powodu zarywał nocy.
 -Po prostu czasem potrzebuję pogadać z kimś kompetentnym na temat własnego życia, rozważyć wszelkie aspekty i przeanalizować to, co było.
 -Wciąż nie widzę powodu by uciec.
 -Mówię teraz serio, możesz mnie każdą, absolutnie każdą kobietę, która ma o wiele normalniejsze życie, która nie ma problemów egzystencjalnych. Zrozumiem jeśli..
 -Ale ja nie pragnę każdej innej.-przerywa ci- Chcę ciebie.-mówi zupełnie szczerze- To jakiś problem?
 -Żaden.-kręcisz głową nie do końca wierząc w to, co przed chwilą usłyszałaś
 -A skoro już sobie to wyjaśniliśmy.-mówi uwodzicielskim tonem głosu- To mam teraz ochotę by ci to udowodnić.
 -Och, nie mogę się wręcz doczekać.-przygryzasz wargę by po chwili po raz kolejny poczuć smak jego ust i powtórnie oddać się rozkoszy.
Oczywiście twoją małą fantazją byłoby by ów stan rzeczy trwał jeszcze przez dłuższą chwilę, jednak jak to w życiu bywało, wszystko ma swój koniec. Po wypełnieniu tygodniowego grafiku wszelakich przyjemności i rozkoszy fizycznych przyszła pora na zajęcie się rzeczami bardziej przyziemnymi, jak pakowanie się na wyjazd.
 -W takim razie wesołych świąt maleńka no i do zobaczenia niebawem.-rzuca na wyjściu
 -Wesołych świąt amancie.-uśmiechasz się- Zniewalającej brunetki w prezencie.
 -Planujesz wpaść?-pyta rozbawiony, a ty przewracasz jedynie oczami- Baw się dobrze, tylko pamiętaj w myśl naszej zasady, nie dzielimy się łupami.-przyciąga cię do siebie i w jednej chwili namiętnie całuje, a już po chwili znika z zasięgu twojego wzroku.
Dopiero po chwili przytomniejesz i zabierasz się za pakowanie. Kiedy kończysz do mieszkania wpada twój współlokator, który o dziwo jest w nastroju do wszelakich rozmów i właśnie na tej czynności upływa wam ten wieczór. Następnego dnia o poranku obieracie różne kierunku. Mikołaj wyruszał ku Warszawie, w której mieszkała jego starsza siostra, natomiast ty udałaś się ku południowej części kraju. Po kilku godzinach nużącej podróży dotarłaś na miejsce. Wróciły wszelkie wspomnienia z dzieciństwa. Wszelkie szczęśliwe chwile spędzone na łonie natury z ukochanym ojcem. Chwile w których naprawdę czułaś, że żyjesz, pomimo tego, że byłaś dzieckiem. Czasy w których po cichu marzyłaś by mama o tobie zapomniała, byś mogła zostać tutaj na zawsze. Bo tu czułaś się jak we własnym niebie. Kochałaś i czułaś się kochana. Po raz pierwszy w życiu czułaś się częścią rodziny. A nie jej niepasującym elementem.

~*~
Po nieco dłuższej przerwie jest coś nowego. Powracam do Was po dwutygodniowej przewie wakacyjnej, wypoczęta, zesmażona i gotowa do pracy :D A za publikację poprzedniego epizodu dziękuję mojej niezawodnej Joan!
Co do samego rozdziału, jeden z tych przejściowych, nic wielkiego się w zasadzie w nim nie dzieje. Także nie przedłużając, życzę miłego lenistwa i widzimy się tu niebawem :)
Ściskam,
wingspiker.

niedziela, 5 lipca 2015

#siete.


  Przez kolejne dni chodziłaś jak struta. Byłaś kompletnie oderwana do rzeczywistości. Funkcjonowałaś między pracą, a domem, czasem z przerywnikiem na salę do kravmagę. Otoczenie w postaci najbliższych ci osób kompletnie wyizolowałaś. Mikołaj starał się jakkolwiek na ciebie wpłynąć, być blisko ciebie w tym okresie, ale jeśli miałaś być szczera to  nie wychodziło mu to. Jego głowę zaprzątała przyjaciółka z klubu, której poświęcał niemal każdą minutę swojego życia. Poza tym w dalszym ciągu ignorowałaś swoją matkę, a w poczet ignorowanych wpadła także Joanna i Conte. Oczami wyobraźni widziałaś ekscentryczną panią terapeutkę rugającą cię za brak jakiegokolwiek odzewu. A brunet? Przez pierwsze kilka dni z jego strony nastąpiła głucha cisza. Nie mogłaś ukryć, iż zaczęłaś się skłaniać ku temu, iż swoimi słowami z feralnego wieczoru jakoś go zraniłaś czy uraziłaś. Jednak postawiłaś sprawę jasno, na samym początku i nie widziałaś możliwości zmiany swoich postanowień. Kamień spadł ci z serca, gdy po kilku dniach dał o sobie przypomnieć. Oczywiście w obecnej sytuacji telefon był dla ciebie wrogiem, więc z pełną odpowiedzialnością ignorowałaś wszelkie wiadomości tekstowe i połączenia. Sama nie byłaś do końca pewna, co tobą kierowało, ale jakiś wewnętrzny głos ci to kazał. Tak samo jak co raz śmielej szeptał, aby choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego i gdzieś wyjechać.
 -No dawaj, przywal mi.-zachęcał cię Claude, twój trener od kravmagi
 -Taaaa, a potem połamiesz mi wszystkie żebra.-przewracasz oczami trzymając się pozycji obronnej
 -Jak dalej będziesz tak gadać, to pewnie niedługo to zrobię. No dawaj cieniasie, nie każ mi znieść porażki dydaktycznej.-kontynuuje mężczyzna
 -I ja ci za to płacę, tak?
 -Nie bądź panienką, moja pięcioletnia córka robi to lepiej od ciebie i wcale nie żartuję. Moja teściowa takiej okazji by nie przegapiła.
 -To rzeczywiście okropne.
 -Dobra cieniasie, pomyśl sobie, że jestem któryś z twoich byłych, którzy naprawdę zaleźli ci za skórę. Teraz masz szansę na rewanż.-rzuca nagle- Dawaj.
Nie musi powtarzać dwa razy. Wiesz kogo masz sobie wyobrazić. Kogo byś chciała skrzywdzić tak samo, jak on uczynił to tobie. Wtedy wstępują w ciebie siły i niemal rzucasz się na Claude'a. Bombardujesz go ciosami raz po raz. Kiedy przytomniejesz tracisz na chwilę koncentrację, co kończy się tym, iż wymierza ci on siarczysty cios w szczękę i niemal natychmiast lądujesz na macie. Nie byłaś pewna czy aby nie złamał ci tej części ciała, jednak odłożyłaś przeszywający ból żuchwy na potem. Stałaś i wymierzyłaś mu kopnięcie prosto w brzuch, które z impetem położyło go na parkiecie.
 -I o to właśnie mi chodziło.-szczerzy się mężczyzna by po chwili jak gdyby nigdy nic podnieść się z podłogi- Musiał ci nieźle namieszać w życiu.
 -Mało powiedziane.-rzucasz półgłosem- Koniec?
 -A co, chcesz jeszcze raz dostać w szczękę i zmienić odcień fioletu na brodzie?-uśmiecha się szeroko, a ty mierzysz go jedynie siarczystym wzrokiem, który kompletnie go nie wzrusza. Uśmiecha się tylko szerzej i macha ci na pożegnanie. Włóczysz się do szatni delikatnie dotykając okolic szczęki, która wydawała się być napuchnięta niczym po ugryzieniu pszczoły. Kiedy spojrzałaś w lustro o mało nie zachłysnęłaś się pitą przez siebie wodą. Twój podbródek był w odcieniach ciemnego fioletu i zdecydowanie zwiększył swoją objętość. Dlatego też nie chcąc narażać się na ciekawskie spojrzenia ludzi czym prędzej się przebierasz, narzucasz na głowę kaptur i niemal wybiegasz z budynku. Całe szczęście, iż na dworze panował już pół mrok, a twój nabytek nie był tak widoczny. Wedle oczekiwań, docierasz do pustego mieszkania, w którym na lodówce wisi informacja od Mikołaja, iż tą noc spędzi poza domem. Zdziwiłabyś się, gdyby było inaczej. Błąkasz się więc bez celu po pustym mieszkaniu, ostatecznie lokując się na salonowej kanapie z Bondem na kolanach. Skaczesz bezcelowo po kanałach telewizyjnych, aż twoją uwagę przykuwa jeden ze sportowych. Nie jesteś może za bardzo obeznana w tej, że dziedzinie życia, aczkolwiek bez zbędnych trudności poznajesz na boisku Conte. Nie wiesz w zasadzie dlaczego to sobie robisz i to oglądasz. Czyżby ci brakowało jego towarzystwa? Naprawdę mogło tak być? Sama nie wiedziałaś. Bądź, co bądź obejrzałaś jednak całe spotkanie. A tuż po końcowym gwizdku jakaś wewnętrzna siła nakazała ci pogratulować brunetowi doskonałego meczu i nagrody dla najlepszego zawodnika. Z całą pewnością zszokowałaś go tą wiadomością, bo siebie również. Nie liczyłaś na odpowiedź, a mimo to co chwila sprawdzałaś telefon. Nie zauważyłaś nawet kiedy usnęłaś, a za oknem nastał kolejny dzień. A zaczęłaś go od powielanego niemal każdego ranka schematu. Śniadanie, makijaż, ubranie się, wyjście z domu. Siedem godzin spędzonych na zajmowaniu się wszelakimi papierami, projektami i tym podobnymi. W drodze powrotnej wstąpiłaś do pobliskiego supermarketu po czym w drzwiach przywitał cię twój ukochany kocur. W samotności zjadasz kolację, przestałaś się już łudzić, że Mikołaja znowu będzie tym dawnym Mikołajem, który miał dla ciebie pokłady czasu. Musiałaś przywyknąć do tego, że centrum jego wszechświata znajdowało się już gdzie indziej. Przyszła pora by godzić się z samotnością, która cię czekała. No przynajmniej w niedalekiej przyszłości, bo w obecnej chwili ktoś stał u twoich drzwi. Wiedziałaś kogo mogłaś się tam spodziewać.
 -Mikołaj cię tu przysłał?-pytasz na wstępie
 -Nie musi mnie prosić o takie rzeczy.-odpowiada beznamiętnie ci się przyglądając- Zajęta?
 -Nie wiem, muszę wymyślić wymówkę.-odpowiadasz mu
 -Nudziłaś się?
 -Pytasz o chwilę obecną czy raczej ostatnich parę dni?
 -Raczej to drugie.-uśmiecha się nieśmiało- Z resztą widzę, że chyba zaczęłaś się awanturować.-śmieje się widząc delikatnego siniaka przykrytego warstwą podkładu, który zdobił twój cały podbródek- Mikołaj mam rozumieć ma teraz limo pod okiem?
 -Powinien mieć.
 -Ja też sobie zasłużyłem?-pyta
 -Wejdziesz czy dalej będziesz zadawał takie głupie pytania?-nie wytrzymujesz w końcu. Brunet nieśpiesznie wchodzi do środka, zamyka za sobą drzwi. Kompletnie cię zaskakuje bo przyciąga cię w jednej sekundzie do siebie. Zdążasz jedynie wydać z siebie cichy pisk, który zostaje przerwany gorącym pocałunkiem bruneta. Całowaliście się jak oszaleli. Jakbyście nie widzieli się co najmniej miesiące, nie zaledwie kilka dni. Pocałunki z każdą kolejną chwilą robiły się co raz to odważniejsze, bardziej namiętne. Nie zważałaś już nawet na ból, który czułaś w szczęce z każdym kolejnym pocałunkiem. Oddałaś się po prostu chwili i namiętności jaka buzowała wokół was. Mruczysz z rozkoszy kiedy stoisz przyparta do ściany przez silne męskie ciało delektujące się niemal każdym skrawkiem twojego ciała. Wbijasz swoje paznokcie w jego plecy, na co on również wydaje cichy jęk. Obydwoje dyszycie z pożądania. Pomijając już nawet fakt, iż o mal nie straciłaś życia przez własnego kota, która zaplątał się gdzieś pod waszymi nogami w chwili, gdy zmierzaliście ku sypialni. Kompletnie oddałaś się chwili. Nie wiedziałaś nawet kiedy leżałaś naga, ciężko dysząc, tuż obok faceta wyglądającego niczym grecki Bóg, również z trudem łapiącego oddech.
 -Brakowało mi tego.-rzuca wciąż nie panując nad oddechem
 -Jesteś niewyżyty.
 -Rzekła naga kobieta.-śmieje się- I tak wiem, że tobie też.-uśmiecha się obracając się na bok- A teraz powiedz mi kto cię tak urządził.-z ogromną delikatnością ogląda twój podbródek
 -Claude.
 -Jakiś narzeczony o którym nie wiem?
 -Raczej trener.-przewracasz oczami
 -Płacisz mu za to, żeby cię tak załatwiał, tak?-ściąga brwi
 -Ja nie muszę na siebie patrzeć, więc bez różnicy.-wzruszasz ramionami
 -Ale ja na ciebie patrzę i aż mnie samego boli szczęka jak przypominasz ofiarę przemocy domowej.-mówi z wyraźnym w głosie współczuciem
 -Jakoś przed chwilą nie narzekałeś na tą ofiarę przemocy.-pokazujesz mu język
 -Robiłaś jakieś prześwietlenie?
 -Nie mamo, nie widzę takiej potrzeby.-prychasz
 -Dobra, już się nie złość.-pstryka cię w nos, a ty spoglądasz na niego z politowaniem. Sama nie wiedziałaś jak to określić, ale dostrzegłaś pewną zmianę w waszych relacjach. Nie były one tak jak na początku. Coś się zmieniło. Uległo znaczącej zmianie. Naprawdę potrafiliście rozmawiać, a co gorsza, wcale cię to nie krępowało i nie starałaś się nawet od niego odgradzać kilometrowym murem. Momentami cię to przerażało, ale chyba po stracie Mikołaja, bo w takich kategoriach rozpatrywałaś to co się z nim aktualnie działo, potrzebowałaś kogoś w zastępstwie. A niestety, a może i stety, Conte był aktualnie jedyną dostępną opcją. Tak, więc stał się jedyną dostępną pod ręką atrakcją z której w kolejnych dniach korzystałaś nagminnie.
 -Stwierdziłaś, iż terapia zakończona?-słyszysz niespodziewanie żeński głos tuż za sobą
 -Potrzebowałam chwili... oddechu.-wyduszasz z siebie
 -A teraz czekam na szczegółowe wyjaśnienia. Jak na spowiedzi. Wszystko.-rozkazuje Joanna po zajęciu miejsca naprzeciwko ciebie
 -Po prostu coś się wydarzyło, coś co mnie zupełnie zbiło z tropu i wytrąciło z równowagi. Potrzebowałam chwili by przestać się chwiać.-mówisz niepewnie spoglądając za okno
 -Jakieś spotkanie z przeszłością?-dopytuje kobieta, a ty kiwasz jedynie głową- Spotkanie cielesne czy raczej nierzeczywiste?
 -Sama nie jestem do końca pewna.-wzdychasz- Kiedyś gdy biegałam wydawało mi się, że go widziałam, w parku. Był daleko, więc sądziłam, że mi się przywidziało. Ale w Manufakturze... To było trzy, może cztery metry. To.. niemożliwe, ale wyglądał zupełnie jak on..-mówisz z trudem panując nad drżącym głosem
 -Byłaś sama?
 -Nie.-odpowiadasz cicho
 -Mikołaj?-pyta kobieta, a ty przeczysz
 -Ze.. znajomym.-dukasz
 -Znajomym do którego coś czujesz.-stwierdza nagle
 -Co?-ożywiasz się
 -Spotykasz się z nim od paru tygodni, mam rację?-pyta
 -Co to ma do rzeczy?-burzysz się
 -Bo mimo, że tego nie dostrzegasz, czynisz naprawdę wiele kroków naprzód jeśli chodzi o terapię.
 -Niby jakim cudem?
 -Kiedy ostatnio miałaś koszmary?-trafia w samo sedno
 -To nie może być z jego powodu.-kręcisz głową- Po prostu.. stosuję się do twoich rad. To dzięki tobie. Na pewno.-starasz się przekonać samą siebie
 -Mikołaj powinien już dawno cię zostawić na lodzie, może szybciej byś się uporała z tym swoim bagienkiem przeszłości.
 -Niech robi co chce.-wzruszasz ramionami
 -Mniejsza o Mikołaja.-mówi- W dziesięciopunktowej skali ile dajesz swojemu przyjacielowi?
 -Ty naprawdę o to pytasz?-rzucasz rozbawiona- Jak mało kto potrafisz przechodzić ze skrajności w skrajność.-kręcisz głową
 -Dobra, ja zacznę.-dodaje- Ja swojemu chłopakowi daję tylko jedenaście na dziesięć bo dłużej ode mnie układa swoje włosy w łazience i jest straszną pierdołą jeśli chodzi o wszelkie rocznice.
 -Tylko?-chichoczesz- Skąd ty go wzięłaś?
 -Podejrzewam, że z podobnej stajni co ty swojego.
 -Nie mam chłopaka.-karcisz ją
 -Kwestia czasu.-uśmiecha się szeroko- To co, dwa na dziesięć?
 -Mocne dziewięć i pół.-przewracasz oczami- Zadowolona?
 -Hej, powiedz mi coś więcej, bo umrę z ciekawości za co taka wysoka punktacja?-chichocze
 -Minusowy punkt za zachowywanie się od czasu do czasu jak matka kwoka i przełamywanie wszelkich schematów zdrowego rozsądku.
 -Nie zdrowego rozsądku, tylko twoich barier i zahamowań.-poprawia cię- Musisz mnie z nim koniecznie poznać, wiszę mu porządną flaszkę za tą czynność.
 -Jesteś niemożliwa, wiesz?
 -Ty w zasadzie też, choć powolutku cię rozpracowuje.
 -Ze swoim chłopakiem robisz to samo?-pytasz
 -Faceci to strasznie proste stworzenia, a ten typ zostaje podsumowany w pierwszych czterech minutach znajomości.-śmieje się- A teraz wracając do tematu i do naszej pracy. Odpowiedz mi zupełnie szczerze, pierwsza myśl jaka ci przyjdzie na myśl.
 -Wcale nie wiem o co mnie zapytasz.-krzywisz się
 -Ktoś musi.-wzrusza ramionami- Kogo w nim widzisz? Szczerze, naprawdę.
 -Nie wiem.-mówisz cicho- Kompletnie nie mam pojęcia.
 -A poprzednich partnerów jesteś w stanie określić?
 -Pomocnicy w przyjemności?-mówisz nieco rozbawiona własnymi słowami
 -A teraz moja dobra rada, jako przyjaciółki, nie terapeuty. Nie uciekaj od niego. Ani od tego co cię tak przeraża między wami. Daj temu się rozwinąć. Daj sobie uwierzyć.
Długo w głowie siedziały co słowa Joanny. Sama nie wiedziałaś do końca co z nimi zrobić. Wykonać czy puścić mimochodem? Ale czy nie wyszłoby na to samo? Nie. Nie mogło. To nie było dla ciebie. Żadnych związków. Taka była twoja dewiza. Nie chciałaś jej zmieniać, nawet pod naciskiem nieziemsko przystojnego Argentyńczyka łamiącego kolejne linie twojej obrony. Przy nim czułaś, że z każdym kolejnym dniem nieznacznie miękłaś. A przecież nie mogłaś sobie na to pozwolić.
 -Wiesz, ciągle jesteś dla mnie zagadką.-rzucasz będąc w odwiedzinach u Conte
 -Ja?-dziwi się- A cóż we mnie jest takiego tajemniczego?
 -Wiesz o mnie w zasadzie więcej niż znaczna część moich znajomych, a ja o tobie wiem tyle, że jesteś niewyżytym siatkarzem za którym wzdychają setko kobiet.
 -To całkiem dużo.-uśmiecha się
 -No i masz siostrę, młodszą siostrę.-przypominasz sobie waszą wizytę w Łodzi
 -Co byś chciała wiedzieć?-wzrusza ramionami
 -Co tu właściwie robisz? I nie mów, że wspaniały klub i kasa.
 -Szukam swojego miejsca na ziemi, jak każdy człowiek.
 -Kobiety?-pytasz
 -Niezobowiązująco.-kiwa głową
 -Dlaczego?
 -Po prostu... tak wyszło.-odpowiada nieco zakłopotany- Kiedyś się trochę przejechałem i wolę sobie oszczędzić gorzkich słów i rozczarowań.
 -Więc taki facet jak ty, jest zupełnie sam?
 -Kumple to całkiem dobre towarzystwo.-kiwa głową- No i...
 -Narzeczona w Argentynie?-chichoczesz
 -Nie.-odpowiada rozbawiony- Ty.
 -Och, ja? A kim jestem ja?-pytasz ciekawa jego odpowiedzi
 -To jest dobre pytanie.-odpowiada wodząc palcami po twoim policzku- Jesteś kimś z kim znajomości nie chciałbym kończyć za szybko.
 -Jak się z kimś sypia to raczej trudno nazwać to znajomością.
 -A co robimy teraz?-pyta spoglądając na ciebie
 -W zasadzie ciężko to wszystko jakkolwiek określić.
 -To tego nie róbmy.-wzrusza ramionami
 -Jakieś inne propozycje Conte?-pytasz zachęcająco
 -Czekałem aż o to spytasz.-szczerzy się po czym jego usta lądują na twoich i przechodzicie do o wiele przyjemniejszych czynności, zbędne gadanie zostawiając na potem.


~*~
Jak zwykle coś się dzieje, co nieco się dowiadujecie, trochę poznajecie Lilianę. Powoli także chyba zaczyna się przekonywać do Conte, także kto wie co z tego wyniknie. ;)
Nie przedłużając, pozdrawiam z upaaalnej Toskanii!
A za dodanie rozdziału dziękkuje mojej wspaniałej Joan!

+ Joan: Mam nadzieję, że zasypiecie Caro pozytywnymi opiniami
i zrobicie jej suprajsa :D Miłego czytania!