niedziela, 5 lipca 2015

#siete.


  Przez kolejne dni chodziłaś jak struta. Byłaś kompletnie oderwana do rzeczywistości. Funkcjonowałaś między pracą, a domem, czasem z przerywnikiem na salę do kravmagę. Otoczenie w postaci najbliższych ci osób kompletnie wyizolowałaś. Mikołaj starał się jakkolwiek na ciebie wpłynąć, być blisko ciebie w tym okresie, ale jeśli miałaś być szczera to  nie wychodziło mu to. Jego głowę zaprzątała przyjaciółka z klubu, której poświęcał niemal każdą minutę swojego życia. Poza tym w dalszym ciągu ignorowałaś swoją matkę, a w poczet ignorowanych wpadła także Joanna i Conte. Oczami wyobraźni widziałaś ekscentryczną panią terapeutkę rugającą cię za brak jakiegokolwiek odzewu. A brunet? Przez pierwsze kilka dni z jego strony nastąpiła głucha cisza. Nie mogłaś ukryć, iż zaczęłaś się skłaniać ku temu, iż swoimi słowami z feralnego wieczoru jakoś go zraniłaś czy uraziłaś. Jednak postawiłaś sprawę jasno, na samym początku i nie widziałaś możliwości zmiany swoich postanowień. Kamień spadł ci z serca, gdy po kilku dniach dał o sobie przypomnieć. Oczywiście w obecnej sytuacji telefon był dla ciebie wrogiem, więc z pełną odpowiedzialnością ignorowałaś wszelkie wiadomości tekstowe i połączenia. Sama nie byłaś do końca pewna, co tobą kierowało, ale jakiś wewnętrzny głos ci to kazał. Tak samo jak co raz śmielej szeptał, aby choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego i gdzieś wyjechać.
 -No dawaj, przywal mi.-zachęcał cię Claude, twój trener od kravmagi
 -Taaaa, a potem połamiesz mi wszystkie żebra.-przewracasz oczami trzymając się pozycji obronnej
 -Jak dalej będziesz tak gadać, to pewnie niedługo to zrobię. No dawaj cieniasie, nie każ mi znieść porażki dydaktycznej.-kontynuuje mężczyzna
 -I ja ci za to płacę, tak?
 -Nie bądź panienką, moja pięcioletnia córka robi to lepiej od ciebie i wcale nie żartuję. Moja teściowa takiej okazji by nie przegapiła.
 -To rzeczywiście okropne.
 -Dobra cieniasie, pomyśl sobie, że jestem któryś z twoich byłych, którzy naprawdę zaleźli ci za skórę. Teraz masz szansę na rewanż.-rzuca nagle- Dawaj.
Nie musi powtarzać dwa razy. Wiesz kogo masz sobie wyobrazić. Kogo byś chciała skrzywdzić tak samo, jak on uczynił to tobie. Wtedy wstępują w ciebie siły i niemal rzucasz się na Claude'a. Bombardujesz go ciosami raz po raz. Kiedy przytomniejesz tracisz na chwilę koncentrację, co kończy się tym, iż wymierza ci on siarczysty cios w szczękę i niemal natychmiast lądujesz na macie. Nie byłaś pewna czy aby nie złamał ci tej części ciała, jednak odłożyłaś przeszywający ból żuchwy na potem. Stałaś i wymierzyłaś mu kopnięcie prosto w brzuch, które z impetem położyło go na parkiecie.
 -I o to właśnie mi chodziło.-szczerzy się mężczyzna by po chwili jak gdyby nigdy nic podnieść się z podłogi- Musiał ci nieźle namieszać w życiu.
 -Mało powiedziane.-rzucasz półgłosem- Koniec?
 -A co, chcesz jeszcze raz dostać w szczękę i zmienić odcień fioletu na brodzie?-uśmiecha się szeroko, a ty mierzysz go jedynie siarczystym wzrokiem, który kompletnie go nie wzrusza. Uśmiecha się tylko szerzej i macha ci na pożegnanie. Włóczysz się do szatni delikatnie dotykając okolic szczęki, która wydawała się być napuchnięta niczym po ugryzieniu pszczoły. Kiedy spojrzałaś w lustro o mało nie zachłysnęłaś się pitą przez siebie wodą. Twój podbródek był w odcieniach ciemnego fioletu i zdecydowanie zwiększył swoją objętość. Dlatego też nie chcąc narażać się na ciekawskie spojrzenia ludzi czym prędzej się przebierasz, narzucasz na głowę kaptur i niemal wybiegasz z budynku. Całe szczęście, iż na dworze panował już pół mrok, a twój nabytek nie był tak widoczny. Wedle oczekiwań, docierasz do pustego mieszkania, w którym na lodówce wisi informacja od Mikołaja, iż tą noc spędzi poza domem. Zdziwiłabyś się, gdyby było inaczej. Błąkasz się więc bez celu po pustym mieszkaniu, ostatecznie lokując się na salonowej kanapie z Bondem na kolanach. Skaczesz bezcelowo po kanałach telewizyjnych, aż twoją uwagę przykuwa jeden ze sportowych. Nie jesteś może za bardzo obeznana w tej, że dziedzinie życia, aczkolwiek bez zbędnych trudności poznajesz na boisku Conte. Nie wiesz w zasadzie dlaczego to sobie robisz i to oglądasz. Czyżby ci brakowało jego towarzystwa? Naprawdę mogło tak być? Sama nie wiedziałaś. Bądź, co bądź obejrzałaś jednak całe spotkanie. A tuż po końcowym gwizdku jakaś wewnętrzna siła nakazała ci pogratulować brunetowi doskonałego meczu i nagrody dla najlepszego zawodnika. Z całą pewnością zszokowałaś go tą wiadomością, bo siebie również. Nie liczyłaś na odpowiedź, a mimo to co chwila sprawdzałaś telefon. Nie zauważyłaś nawet kiedy usnęłaś, a za oknem nastał kolejny dzień. A zaczęłaś go od powielanego niemal każdego ranka schematu. Śniadanie, makijaż, ubranie się, wyjście z domu. Siedem godzin spędzonych na zajmowaniu się wszelakimi papierami, projektami i tym podobnymi. W drodze powrotnej wstąpiłaś do pobliskiego supermarketu po czym w drzwiach przywitał cię twój ukochany kocur. W samotności zjadasz kolację, przestałaś się już łudzić, że Mikołaja znowu będzie tym dawnym Mikołajem, który miał dla ciebie pokłady czasu. Musiałaś przywyknąć do tego, że centrum jego wszechświata znajdowało się już gdzie indziej. Przyszła pora by godzić się z samotnością, która cię czekała. No przynajmniej w niedalekiej przyszłości, bo w obecnej chwili ktoś stał u twoich drzwi. Wiedziałaś kogo mogłaś się tam spodziewać.
 -Mikołaj cię tu przysłał?-pytasz na wstępie
 -Nie musi mnie prosić o takie rzeczy.-odpowiada beznamiętnie ci się przyglądając- Zajęta?
 -Nie wiem, muszę wymyślić wymówkę.-odpowiadasz mu
 -Nudziłaś się?
 -Pytasz o chwilę obecną czy raczej ostatnich parę dni?
 -Raczej to drugie.-uśmiecha się nieśmiało- Z resztą widzę, że chyba zaczęłaś się awanturować.-śmieje się widząc delikatnego siniaka przykrytego warstwą podkładu, który zdobił twój cały podbródek- Mikołaj mam rozumieć ma teraz limo pod okiem?
 -Powinien mieć.
 -Ja też sobie zasłużyłem?-pyta
 -Wejdziesz czy dalej będziesz zadawał takie głupie pytania?-nie wytrzymujesz w końcu. Brunet nieśpiesznie wchodzi do środka, zamyka za sobą drzwi. Kompletnie cię zaskakuje bo przyciąga cię w jednej sekundzie do siebie. Zdążasz jedynie wydać z siebie cichy pisk, który zostaje przerwany gorącym pocałunkiem bruneta. Całowaliście się jak oszaleli. Jakbyście nie widzieli się co najmniej miesiące, nie zaledwie kilka dni. Pocałunki z każdą kolejną chwilą robiły się co raz to odważniejsze, bardziej namiętne. Nie zważałaś już nawet na ból, który czułaś w szczęce z każdym kolejnym pocałunkiem. Oddałaś się po prostu chwili i namiętności jaka buzowała wokół was. Mruczysz z rozkoszy kiedy stoisz przyparta do ściany przez silne męskie ciało delektujące się niemal każdym skrawkiem twojego ciała. Wbijasz swoje paznokcie w jego plecy, na co on również wydaje cichy jęk. Obydwoje dyszycie z pożądania. Pomijając już nawet fakt, iż o mal nie straciłaś życia przez własnego kota, która zaplątał się gdzieś pod waszymi nogami w chwili, gdy zmierzaliście ku sypialni. Kompletnie oddałaś się chwili. Nie wiedziałaś nawet kiedy leżałaś naga, ciężko dysząc, tuż obok faceta wyglądającego niczym grecki Bóg, również z trudem łapiącego oddech.
 -Brakowało mi tego.-rzuca wciąż nie panując nad oddechem
 -Jesteś niewyżyty.
 -Rzekła naga kobieta.-śmieje się- I tak wiem, że tobie też.-uśmiecha się obracając się na bok- A teraz powiedz mi kto cię tak urządził.-z ogromną delikatnością ogląda twój podbródek
 -Claude.
 -Jakiś narzeczony o którym nie wiem?
 -Raczej trener.-przewracasz oczami
 -Płacisz mu za to, żeby cię tak załatwiał, tak?-ściąga brwi
 -Ja nie muszę na siebie patrzeć, więc bez różnicy.-wzruszasz ramionami
 -Ale ja na ciebie patrzę i aż mnie samego boli szczęka jak przypominasz ofiarę przemocy domowej.-mówi z wyraźnym w głosie współczuciem
 -Jakoś przed chwilą nie narzekałeś na tą ofiarę przemocy.-pokazujesz mu język
 -Robiłaś jakieś prześwietlenie?
 -Nie mamo, nie widzę takiej potrzeby.-prychasz
 -Dobra, już się nie złość.-pstryka cię w nos, a ty spoglądasz na niego z politowaniem. Sama nie wiedziałaś jak to określić, ale dostrzegłaś pewną zmianę w waszych relacjach. Nie były one tak jak na początku. Coś się zmieniło. Uległo znaczącej zmianie. Naprawdę potrafiliście rozmawiać, a co gorsza, wcale cię to nie krępowało i nie starałaś się nawet od niego odgradzać kilometrowym murem. Momentami cię to przerażało, ale chyba po stracie Mikołaja, bo w takich kategoriach rozpatrywałaś to co się z nim aktualnie działo, potrzebowałaś kogoś w zastępstwie. A niestety, a może i stety, Conte był aktualnie jedyną dostępną opcją. Tak, więc stał się jedyną dostępną pod ręką atrakcją z której w kolejnych dniach korzystałaś nagminnie.
 -Stwierdziłaś, iż terapia zakończona?-słyszysz niespodziewanie żeński głos tuż za sobą
 -Potrzebowałam chwili... oddechu.-wyduszasz z siebie
 -A teraz czekam na szczegółowe wyjaśnienia. Jak na spowiedzi. Wszystko.-rozkazuje Joanna po zajęciu miejsca naprzeciwko ciebie
 -Po prostu coś się wydarzyło, coś co mnie zupełnie zbiło z tropu i wytrąciło z równowagi. Potrzebowałam chwili by przestać się chwiać.-mówisz niepewnie spoglądając za okno
 -Jakieś spotkanie z przeszłością?-dopytuje kobieta, a ty kiwasz jedynie głową- Spotkanie cielesne czy raczej nierzeczywiste?
 -Sama nie jestem do końca pewna.-wzdychasz- Kiedyś gdy biegałam wydawało mi się, że go widziałam, w parku. Był daleko, więc sądziłam, że mi się przywidziało. Ale w Manufakturze... To było trzy, może cztery metry. To.. niemożliwe, ale wyglądał zupełnie jak on..-mówisz z trudem panując nad drżącym głosem
 -Byłaś sama?
 -Nie.-odpowiadasz cicho
 -Mikołaj?-pyta kobieta, a ty przeczysz
 -Ze.. znajomym.-dukasz
 -Znajomym do którego coś czujesz.-stwierdza nagle
 -Co?-ożywiasz się
 -Spotykasz się z nim od paru tygodni, mam rację?-pyta
 -Co to ma do rzeczy?-burzysz się
 -Bo mimo, że tego nie dostrzegasz, czynisz naprawdę wiele kroków naprzód jeśli chodzi o terapię.
 -Niby jakim cudem?
 -Kiedy ostatnio miałaś koszmary?-trafia w samo sedno
 -To nie może być z jego powodu.-kręcisz głową- Po prostu.. stosuję się do twoich rad. To dzięki tobie. Na pewno.-starasz się przekonać samą siebie
 -Mikołaj powinien już dawno cię zostawić na lodzie, może szybciej byś się uporała z tym swoim bagienkiem przeszłości.
 -Niech robi co chce.-wzruszasz ramionami
 -Mniejsza o Mikołaja.-mówi- W dziesięciopunktowej skali ile dajesz swojemu przyjacielowi?
 -Ty naprawdę o to pytasz?-rzucasz rozbawiona- Jak mało kto potrafisz przechodzić ze skrajności w skrajność.-kręcisz głową
 -Dobra, ja zacznę.-dodaje- Ja swojemu chłopakowi daję tylko jedenaście na dziesięć bo dłużej ode mnie układa swoje włosy w łazience i jest straszną pierdołą jeśli chodzi o wszelkie rocznice.
 -Tylko?-chichoczesz- Skąd ty go wzięłaś?
 -Podejrzewam, że z podobnej stajni co ty swojego.
 -Nie mam chłopaka.-karcisz ją
 -Kwestia czasu.-uśmiecha się szeroko- To co, dwa na dziesięć?
 -Mocne dziewięć i pół.-przewracasz oczami- Zadowolona?
 -Hej, powiedz mi coś więcej, bo umrę z ciekawości za co taka wysoka punktacja?-chichocze
 -Minusowy punkt za zachowywanie się od czasu do czasu jak matka kwoka i przełamywanie wszelkich schematów zdrowego rozsądku.
 -Nie zdrowego rozsądku, tylko twoich barier i zahamowań.-poprawia cię- Musisz mnie z nim koniecznie poznać, wiszę mu porządną flaszkę za tą czynność.
 -Jesteś niemożliwa, wiesz?
 -Ty w zasadzie też, choć powolutku cię rozpracowuje.
 -Ze swoim chłopakiem robisz to samo?-pytasz
 -Faceci to strasznie proste stworzenia, a ten typ zostaje podsumowany w pierwszych czterech minutach znajomości.-śmieje się- A teraz wracając do tematu i do naszej pracy. Odpowiedz mi zupełnie szczerze, pierwsza myśl jaka ci przyjdzie na myśl.
 -Wcale nie wiem o co mnie zapytasz.-krzywisz się
 -Ktoś musi.-wzrusza ramionami- Kogo w nim widzisz? Szczerze, naprawdę.
 -Nie wiem.-mówisz cicho- Kompletnie nie mam pojęcia.
 -A poprzednich partnerów jesteś w stanie określić?
 -Pomocnicy w przyjemności?-mówisz nieco rozbawiona własnymi słowami
 -A teraz moja dobra rada, jako przyjaciółki, nie terapeuty. Nie uciekaj od niego. Ani od tego co cię tak przeraża między wami. Daj temu się rozwinąć. Daj sobie uwierzyć.
Długo w głowie siedziały co słowa Joanny. Sama nie wiedziałaś do końca co z nimi zrobić. Wykonać czy puścić mimochodem? Ale czy nie wyszłoby na to samo? Nie. Nie mogło. To nie było dla ciebie. Żadnych związków. Taka była twoja dewiza. Nie chciałaś jej zmieniać, nawet pod naciskiem nieziemsko przystojnego Argentyńczyka łamiącego kolejne linie twojej obrony. Przy nim czułaś, że z każdym kolejnym dniem nieznacznie miękłaś. A przecież nie mogłaś sobie na to pozwolić.
 -Wiesz, ciągle jesteś dla mnie zagadką.-rzucasz będąc w odwiedzinach u Conte
 -Ja?-dziwi się- A cóż we mnie jest takiego tajemniczego?
 -Wiesz o mnie w zasadzie więcej niż znaczna część moich znajomych, a ja o tobie wiem tyle, że jesteś niewyżytym siatkarzem za którym wzdychają setko kobiet.
 -To całkiem dużo.-uśmiecha się
 -No i masz siostrę, młodszą siostrę.-przypominasz sobie waszą wizytę w Łodzi
 -Co byś chciała wiedzieć?-wzrusza ramionami
 -Co tu właściwie robisz? I nie mów, że wspaniały klub i kasa.
 -Szukam swojego miejsca na ziemi, jak każdy człowiek.
 -Kobiety?-pytasz
 -Niezobowiązująco.-kiwa głową
 -Dlaczego?
 -Po prostu... tak wyszło.-odpowiada nieco zakłopotany- Kiedyś się trochę przejechałem i wolę sobie oszczędzić gorzkich słów i rozczarowań.
 -Więc taki facet jak ty, jest zupełnie sam?
 -Kumple to całkiem dobre towarzystwo.-kiwa głową- No i...
 -Narzeczona w Argentynie?-chichoczesz
 -Nie.-odpowiada rozbawiony- Ty.
 -Och, ja? A kim jestem ja?-pytasz ciekawa jego odpowiedzi
 -To jest dobre pytanie.-odpowiada wodząc palcami po twoim policzku- Jesteś kimś z kim znajomości nie chciałbym kończyć za szybko.
 -Jak się z kimś sypia to raczej trudno nazwać to znajomością.
 -A co robimy teraz?-pyta spoglądając na ciebie
 -W zasadzie ciężko to wszystko jakkolwiek określić.
 -To tego nie róbmy.-wzrusza ramionami
 -Jakieś inne propozycje Conte?-pytasz zachęcająco
 -Czekałem aż o to spytasz.-szczerzy się po czym jego usta lądują na twoich i przechodzicie do o wiele przyjemniejszych czynności, zbędne gadanie zostawiając na potem.


~*~
Jak zwykle coś się dzieje, co nieco się dowiadujecie, trochę poznajecie Lilianę. Powoli także chyba zaczyna się przekonywać do Conte, także kto wie co z tego wyniknie. ;)
Nie przedłużając, pozdrawiam z upaaalnej Toskanii!
A za dodanie rozdziału dziękkuje mojej wspaniałej Joan!

+ Joan: Mam nadzieję, że zasypiecie Caro pozytywnymi opiniami
i zrobicie jej suprajsa :D Miłego czytania!

13 komentarzy:

  1. Nadrobiłam cztery rozdziały. W końcu.
    Co ja mogę napisać? Co rusz dowiadujemy się czegoś nowego, coś więcej. Poznajemy Lil coraz bardziej. Główna zagadka nie odgadnięta, ale wszelakie domysły są. Terapeutka jest świetną nie tylko specjalistką, ale jak okazuje stała wręcz przyjaciółką. Facu, nawet nie wiesz, jak wiele dobrego robisz dla Lil. I oni oboje wystrzegają się przez uczuciem, a mam wrażenie, że już dosięga ich ta siła... Zobaczy co będzie dalej. Jeszcze słowo odnośnie Mikołaja - skoro znalazł kobietę, to wiadome, że jej będzie poświęcał każdą wolną chwilę. Lilka powinna być na to przygotowana, ale dobrze się mówi o czymś co wydaje się odległe. W każdym razie nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło :)
    Ściskam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie duet Joanna&Conte wspomagają Lili w walce z demonami ;)

      Usuń
  2. Matulu, zakochałam się w tym rozdziale *.* Prześlicznie napisałaś to wszystko! Kurczę, tak bym chciała, żeby Lil jednak przekonała się do związku z Conte... No i strasznie bym chciała wiedzieć, co ten tajemniczy typ jej zrobił! Moim zdaniem oboje, Liliana i Facundo nie powinni się bać siebie, ani tego, co się między nimi dzieje. Może nie jestem zwolenniczką totalnego "pójścia na żywioł", ale skoro im dobrze, to po co zamęczać się gdybaniami, strachem i w zasadzie swoją własną upartością? Bo Lil nie chce związku i koniec :P
    Joanno, do boju! Ustaw no ich do pionu, bo zwariuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lil zbudowała wokół siebie niewidzialny mur, który jednak zaczyna powoli kruszeć za sprawą zmysłowego i pewnego siebie Facundo. Główna bohaterka ma swoje zasady, których kurczowo się trzyma, ale chyba jednak powinna pozwolić sobie na odrobinę "swobody", zresztą pewne sprawy i tak zaszły już zdecydowanie za daleko i niemożliwe będzie wyplątanie się ze wszystkiego bez żadnych konsekwencji.
    Aśka dobrze prawi, polać dziewczynie i to natychmiast! ;)
    Na koniec mała nagana dla Mikołaja. Ja rozumiem, że i on, samotny dotąd żagiel pragnie odnaleźć bezpieczny port, aczkolwiek mam wrażenie, że z każdym dniem coraz bardziej oddala się od swojej przyjaciółki. Miłość miłością, ale o przyjaźń też należy dbać.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ah ten Conte! czyżby coś więcej? mam nadzieje :) niech Lil nie buduje wokół siebie muru bo to nic nie da i zostanie sama,,,,, nawet bez Mikołaja z którym właśnie prawie się już nie widuje :) czasem trzeba dać szanse, powiedzieć "tak"

    OdpowiedzUsuń
  5. Na wstępie przepraszam za nieobecność pod poprzednim rozdziałem, ale tak to jest jak się wybrałam na mecz do Krakowa to dopiero wróciłam, a tam nie miałam czasu na cokolwiek. Teraz nadrabiam!
    Znajomość Conte i Lili kwitnie. Mam nadzieję, że coś z tego będzie i to zobowiązującego! Terapeutka najlepsza, sama bym do takiej mogła chodzić w razie potrzeby.
    Pozdrawiam z deszczowych Mazur i czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń