W przeciwieństwie do ciebie twoja matka wydawała się być zupełnie zachwycona perspektywą wizyty u swojej jedynej córki. Jak to ona na wstępie zaczęła opowiadać niezwykłe historie o sobie, które szczerze powiedziawszy wcale cię nie obchodziły. Z całą pewnością nie zauważyła nawet w pierwszej chwili, że nie wyglądałaś zbyt wyjściowo ani nie byłaś zbyt rozmowna. Musiała odbyć swój rytuał mający na celu wzbudzenia w tobie jakiejkolwiek chęci do głębszej rozmowy. I jak to zwykle bywało zakończyło się to fiaskiem. Dopiero wtedy zostałaś zlustrowana przez nią wzrokiem i zganiona spojrzeniem, które nawet cię nie przejęło. Nie za bardzo obchodziły cię jej uwagi, a już zwłaszcza te dotyczące twojego życia osobistego.
-A ty przepraszam co robiłaś?-pyta nagle
-Spostrzegawcza jesteś.-przewracasz oczami- Spałam.
-Jest godzina jedenasta.-mierzy cię wzrokiem- Nie przesadzajcie może z tymi imprezami, pora chyba zacząć zmieniać priorytety w życiu.
-Nie musisz mnie pouczać.-mówisz niezbyt przyjemnym tonem głosu
-Gdzie Mikołaj?-dopytuje
-Śpi.-warczysz
-W takim razie pora wstawać.-rzuca po czym szybkim ruchem wyprzedza cię i udaje się w kierunku jego pokoju. Gdy dostrzega, iż jest pusty natychmiast odwraca się w twoim kierunku.- Jakoś go tu nie widzę. A może jest u ciebie?-uśmiecha się
-Nie waż się.-mówisz zdenerwowana zagradzając jej drogę do swojej sypialni- Nie mam pieprzonych siedemnastu lat żebyś mnie kontrolowała!-podnosisz ton głosu
-Nie tym tonem, uspokój się.-mówi ze stoickim spokojem- Mam nadzieję, że chociaż to coś poważniejszego skoro już wylądowaliście razem z Mikołajem w łóżku. Lepszy byłby dla ciebie ktoś ze stabilną pozycją, ale może jeszcze się wyrobi.-kiwa głową- Ucałuj go ode mnie.-rzuca po czym jak gdyby nigdy nic opuszcza twoje mieszkanie. Wypuszczasz głośno powietrze z ust. Ta kobieta niesamowicie działała ci na nerwy i gdyby nie była twoją matką, już dawno byś się nie powstrzymywała przed rękoczynami. W celu uspokojenia nerwów robisz to, co zawsze jest twoją odskocznią. Być może dlatego, że twoja matka zawsze cię odciągała od gotowania. Gdy byłaś młodsza robiłaś jej na złość, z czasem jednak na tyle to polubiłaś, że zaczęłaś poważniej myśleć o związaniu swojej przyszłości z tą dziedziną. Oczywiście marzenia te zostały szybko zduszone w zarodku przez apodyktyczną matkę twierdzącą, że od gotowania jest kucharka, a ty masz być w życiu kimś. Raz po raz niszczyła twoje marzenia, przedkładając swoje chore ambicje ponad twoje. Taka właśnie była, niezmienna od lat i musiałaś po prostu z tym jakoś żyć, nie mówiąc tu już o żadnej akceptacji, na tą nie mogła raczej nigdy liczyć.
-Całkiem przyjemna ta twoja matka.-słyszysz męski głos
-O tak, kobieta anioł.-przewracasz oczami
-Co to?-pyta widząc wykonywane przez ciebie czynności
-Bruschetta.-odpowiadasz skupiona na przyrządzaniu śniadania
-Wszystkim moim poprzednikom gotowałaś?-pyta nieco cię zaskakując
-Z wszystkimi moimi poprzedniczkami zostawałeś na noc?-odpowiadasz mu na co on jedynie się uśmiecha. Powracasz więc do przerwanych czynności czując na sobie jego przeszywający wzrok. Chcąc to wykorzystać wykonywałaś wszelakie ruchy, aby tylko pobudzić jego wyobraźnię. Kto jak kto, ale ty wiedziałaś o tym zadziwiająco dużo. I tak jak się spodziewałaś, długo nie musiałaś czekać na odpowiedź. Za moment ją otrzymałaś.
-Chętnie bym się tobą zajął, ale muszę iść.-mruczy ci przyjemnie do ucha
-No trudno.
-Nie wydajesz się zbyt przejęta tym faktem.-odpowiada
-Po prostu wiem, że i tak na ciebie wpadnę, w niedługim czasie.-wzruszasz ramionami
-Mam nadzieję, że nastąpi to bardzo szybko.-odpowiada ci, a niedługo po tych słowach zostajesz w mieszkaniu sama. Ten stan rzeczy utrzymuje się do godzin popołudniowych w których o sobie przypomina twój współlokator, który powraca do waszego lokum. Wnioskując po jego zadowolonym wyrazie twarzy dość przyjemnie spędził ostatnie godziny swojego życia, więc nie zamierzałaś pytać go jak mu minęły. On także w obecnej chwili nie zamierzał ciągnąć cię za język, zdecydowanie bardziej wolał zdrzemnąć się we własnym łóżku. Ty bez większych perspektyw na to popołudnie, postanowiłaś wybrać się na krótką przebieżkę. Musiałaś przewietrzyć umysł, a przy okazji pozbyć się bólu głowy, który pozostał pamiątką po szaleństwach ubiegłej nocy. I była to zdecydowanie dobra decyzja, bo po przebiegnięciu ponad pięciu kilometrów czułaś się niemal jak nowo narodzona. Gdy wróciłaś do mieszkania zastałaś tam o wiele bardziej rozmownego Mikołaja, któremu zebrało się na zwierzenia. Szczerze powiedziawszy średnio przyjemnie słuchało ci się o jego nocnych podbojach, ale zachowałaś to dla siebie.
-A jak tobie minęła noc Lil? Chyba równie owocnie?-szczerzy się
-Coś sugerujesz?
-A i owszem.-odpowiada- Widziałem cię z jakimś facetem.
-Bo to jeden wczoraj się kręcił wokół mnie.-prychasz
-Tak łatwo się nie dam zwieść, widziałem cię z nim przez dłuższą chwilę.
-Musiałam sobie po prostu jakoś poradzić skoro mnie opuściłeś.-mówisz spoglądając w jego kierunku z lekko wymuszonym uśmiechem
-Mam nadzieję, że to radzenie było całkiem skuteczne.-śmieje się- A odbiegając od tematu, kiedy masz spotkanie z tą terapeutką?
-Szlag.-wypalasz spoglądający szybko na kalendarz- Dzisiaj. Za piętnaście minut. Cholera.-wypuszczasz z ust serię pojedynczych wyrazów po czym pędem bierzesz prysznic, odświeżasz makijaż i doprowadzasz się do stanu w którym mogłaś pokazać się społeczeństwu. Musiałaś przyznać, że byłaś szczerze zaskoczona dość dziwnym miejscem, jakie wyznaczyła na wasze spotkanie pani psycholog. Otóż zmierzałaś właśnie w kierunku jednego z bełchatowskich klubów fitness zachodząc przy tym w głowę, kogo tam spotkasz. Obstawiałaś albo maniaczkę zdrowego trybu życia albo dość niezrównoważoną kobietę po trzydziestce. I generalnie za bardzo się nie pomyliłaś. Po pierwszym spojrzeniu na niejaką Joannę Kamińską, wiedziałaś, że jest nietuzinkową osobą. Krótkie, płomienne włosy z wygolonymi bokami. Widoczny tatuaż tuż nad mostkiem i na nadgarstku. Przez chwilę zastanawiałaś się kto dał tej kobiecie zdolność do wykonywania zawodu jaki wykonywała. Dopiero wtedy zrozumiałaś, że porąbanych najlepiej zrozumie porąbany.
-Jak już zostałam zlustrowana wzrokiem i wydałaś przedwczesną opinię na temat mojej skromnej osoby, to jestem Aśka i będziemy od czasu do czasu rozmawiać.-rzuciła na wstęp- Żeby było jasne, nie jestem żadnym konowałem. Nie mam uciechy z siedzenia za biurkiem sprowadzonym z Portugalii i polerowanym w Czechach. Nie trzymam się żadnych schematów psychologii. Moja terapia jest szerokotorowa i opiera się na wzajemnym zaufaniu. Wchodzisz?
-A mam inne wyjście?-wzruszasz ramionami
-No tak, zazwyczaj trafiają do mnie osoby, dla których jestem ostatnią deską ratunku.
-Zawsze zabierasz ich na siłownie?-pytasz wprost
-Bezpośrednia, już czuję, że się dogadamy.-uśmiecha się- To zależy od osoby. Jak mam kogoś, kto jest lekko sfiksowany to raczej nie porywam się na takie miejsca.
-A według ciebie, kim jestem ja?-pytasz
-Do tego musisz dojść sama.-uśmiecha się tajemniczo po czym gestem dłoni nakazuje ci iść za sobą. Po pięciu minutach w szatni znajdujecie się na całkiem przestronnej sali, gdzie przez następne czterdzieści minut usilnie starasz się naśladować instruktorkę jogi. Po odbyciu zajęć nie masz nawet pojęcia, która część ciała boli cię bardziej. Ku twojej rozpaczy Joanna wcale nie zamierzała udać się do szatni. Dzięki niej wylądowałaś na bieżni.
-Taka jest twoja taktyka, najpierw wymordujesz swoich podopiecznych, a potem wyciągasz z nich wszystkie informacje za jednym zamachem?-pytasz już nieco dysząc
-Dokładnie tak.-chichocze kobieta- A tak poważnie. Jak już wspomniałam, każdy ma swoją specyfikę i nie każdy tu ląduje. W zasadzie jesteś moim pierwszym królikiem doświadczalnym tutaj.-szczerzy się
-Super.-przewracasz oczami
-Posłuchaj.-mówi całkiem poważnie schodząc z bieżni- Nie traktuj mnie jak lekarza, bo ja nie traktuję cię do końca jako pacjenta. Nie jestem typowym psychiatrą czy terapeutą. Mam innowacyjne metody leczenia, które w statystyce wypadają całkiem fajnie. Nasze seanse nie będą odbywać się za zamkniętymi drzwiami. Będą to bardziej spotkania na stopie towarzyskiej. Dużo rozmów, zupełnie szczerych rozmów. Nie tylko ty będziesz mówić. Coś, za coś. Ty coś powiesz o sobie, ja powiem o sobie.
-Nie widziałaś mojej historii leczenia?
-Widziałam.-potakuje głową- Ale chcę to usłyszeć od ciebie. Wiem jacy są psychiatrzy, często ubarwiają. Zwłaszcza twój poprzedni, tytan pracy.-prycha- Denerwujący gość, nie dziwne, że wpisał ci brak współpracy.-chichocze
-Bo był debilem, dlatego.
-Uwierz, rozumiem cię doskonale.-kładzie dłoń na twoim ramieniu- Więc mam nadzieję, że nasza współpraco-znajomość się uda i cię wyciągniemy z tego, czego powinnyśmy. Dzisiejszy seans uznaję za zakończony, będziemy w kontakcie moja droga.-uśmiecha się pogodnie, a już po niespełna kilku minutach znika z twojego pola widzenia. Zbierasz się więc najszybciej jak potrafisz i udajesz się ku wyjściu. Skumulowanie porannej przebieżki, jogi i kolejnych minut na siłowni niekomicznie dobrze wpłynęło na samopoczucie. Bolało cię dosłownie wszystko i szczerze mówiąc nie wiedziałaś jak dowłóczysz się do domu. Trasa, którą normalnie pokonywałaś w jakieś dziesięć minut, zajęła ci tym razem całe pół godziny. Jak tylko wróciłaś do domu wzięłaś szybki prysznic, po czym padłaś jak zabita na łóżko. Obudziło cię dopiero przyjemne mruczenie koło ucha. Jak się okazało, dziwnym trafem był tutaj twój ukochany kot, który powinien być teraz u twojej matki.
-Co tu robi Bond?-pytasz Mikołaja, który siedział przy kuchennym barze
-Twoja matka go podrzuciła.-dopija kawę
-Och, czyżby się jej znudził?-pytasz drapiąc ulubieńca między uszami
-W oficjalnym tłumaczeniu była zbyt zapracowana.
-Czym? Wydawaniem pieniędzy swojego obrzydliwie bogatego męża?-prychasz
-Poza tym, nie wiedziałem, że się ze sobą przespaliśmy.
-Przepraszam, spanikowałam, musiałam mieć jakieś wiarygodne alibi.-mówisz skruszona
-Wybacza.-kiwa głową- Mam nadzieję, że był tego wart.-mówi z szerokim uśmiechem.
Wieczorem udajecie się do meksykańskiej knajpy, która cieszyła się całkiem sporą popularnością w Bełchatowie. Po spędzeniu całkiem sympatycznego wieczoru, o dość przyzwoitej porze wróciliście do domu. W końcu nazajutrz obydwoje mieliście przed sobą dzień pracy, w twoim wypadku nowej pracy.
A jak się przekonałaś, to, że dostałaś ją z taką łatwością nie było wcale przypadkiem. Bo kto o zdrowych zmysłach zatrudniłby osobę z ledwie rocznym doświadczeniem na stanowisku dyrektora marketingu? No właśnie. Nie miałaś już nawet ochoty dzwonić do swojej matki i zmieszać ją za to z błotem. Może i zasługiwała, ale wolałaś nie psuć sobie nastroju do reszty. Wystarczyło już, że stałaś się obiektem uszczypliwości i plotek w pracy i to na samym starcie. Szczerze powiedziawszy nie byłaś tym nawet zaskoczona, bo gdybyś dostałą funkcję o jaką się początkowo ubiegałaś, nie byłoby tego. Kto chciałby rozmawiać o asystentce jednego z zastępców dyrektora? Ale co mogłaś zrobić? Absolutnie nic, bo gdybyś nie przyjęła tej posady, przy następnej okazji twoja matka ponownie uruchomiłaby swoje kontakty i byłaby powtórka z rozrywki. Wolałaś za pierwszym razem skończyć tą sprawę, nawet jeśli miałoby się to wiązać z początkowymi nieprzyjemnościami. Aż tak bardzo nie przejmowało cię zdanie innych by stchórzyć. Życie nauczyło cię, że nie warto przejmować się opiniami innych. Liczyło się to, jak ty czujesz się sama ze sobą w postawionej sprawie. A ty ogólnie rzecz biorąc, nie czułaś się aż tak źle, choć dzień pracy zwieńczyłaś w barze na szybkim drinku. Musiałaś po prostu się napić bo ostatnimi dniami dużo spraw się w twoim życiu skumulowało. Ekscentryczna psychoterapeutka, fascynacja Facundo, wpieprzająca się w życiu matka, praca, której tak naprawdę nie powinnaś dostać.
-Moja droga, a co to za alkoholizowanie?-zaskakuje cię głos nikogo innego jak Joanny
-To kolejny etap terapii, śledztwo?
-Nie, skąd.-śmieje się- Jestem tu całkiem prywatnie, z chłopakiem i jego znajomymi. Może się dołączysz?
-W zasadzie to już wychodzę.-odpowiadasz
-Tak też sądziłam.-kiwa głową- Jutro, w przerwie na lunch kawa. Tu masz adres.-podaje ci kartkę po czym z uśmiechem na twarzy odchodzi. Ty dopijasz swojego drinka po czym wedle zapowiedzi opuszczasz barek. Wrzucasz na ramiona płaszcz, po czym wychodzisz na zewnątrz. Bierzesz haust zimnego, jesiennego powietrza, które wypełnia twoje płuca i jednocześnie orzeźwia umysł. Idziesz przed siebie dopóki coś nie każe ci się zatrzymać. Jakaś wewnętrzna siła zmusiła cię do zaprzestania tego samotnego spaceru. Sprawdziłaś telefon. Mikołaj zapowiedział, że spędza ten wieczór w towarzystwie znajomej z pamiętnej nocy w klubie. Wtedy jeszcze bardziej nie miałaś ochoty się śpieszyć. Zastanawiałaś się nawet czy nie zawrócić i nie dokończyć rozważań nad życiem przy jakimś trunku, aczkolwiek przypomniałaś sobie, że był tam żandarm o płomiennych włosach. Tak, więc po chwili konsternacji postanowiłaś, chcąc nie chcąc, wrócić do pustego mieszkania. Miałaś nieodparte wrażenie, że ktoś za tobą szedł. Nie należałaś do specjalnie strachliwych, więc w jednej chwili się zatrzymałaś i odwróciłaś.
-Ciężko cię dogonić.-mówi niemal od razu
-Tak mówią psychopaci w filmach.-kiwasz głową- Co teraz, dopadniesz mnie i udusisz?
-Dopadnę, tak. Ale to drugie zamienię na coś innego.Przyjemniejszego-mówi po czym w jednej chwili znajduje się tuż przy tobie zachłannie wpijając się w twoje usta, tym samym rozbudzając falę pożądania.
-Wciąż jestem psychopatą?-pyta odrywając swoje usta od twoich
-Chyba mam za mało dowodów żeby to stwierdzić.-odpowiadasz z przekąsem
-W takim razie pora je zebrać maleńka.-uśmiecha się po czym powtórnie całuje cię namiętnie, tym samym zdaje się zmieniać twoje plany na samotny wieczór z kotem. I szczerze powiedziawszy perspektywa ta, o wiele bardziej ci odpowiadała. Wręcz nie mogłaś się doczekać do jej wykonania.
-Mam nadzieję, że to radzenie było całkiem skuteczne.-śmieje się- A odbiegając od tematu, kiedy masz spotkanie z tą terapeutką?
-Szlag.-wypalasz spoglądający szybko na kalendarz- Dzisiaj. Za piętnaście minut. Cholera.-wypuszczasz z ust serię pojedynczych wyrazów po czym pędem bierzesz prysznic, odświeżasz makijaż i doprowadzasz się do stanu w którym mogłaś pokazać się społeczeństwu. Musiałaś przyznać, że byłaś szczerze zaskoczona dość dziwnym miejscem, jakie wyznaczyła na wasze spotkanie pani psycholog. Otóż zmierzałaś właśnie w kierunku jednego z bełchatowskich klubów fitness zachodząc przy tym w głowę, kogo tam spotkasz. Obstawiałaś albo maniaczkę zdrowego trybu życia albo dość niezrównoważoną kobietę po trzydziestce. I generalnie za bardzo się nie pomyliłaś. Po pierwszym spojrzeniu na niejaką Joannę Kamińską, wiedziałaś, że jest nietuzinkową osobą. Krótkie, płomienne włosy z wygolonymi bokami. Widoczny tatuaż tuż nad mostkiem i na nadgarstku. Przez chwilę zastanawiałaś się kto dał tej kobiecie zdolność do wykonywania zawodu jaki wykonywała. Dopiero wtedy zrozumiałaś, że porąbanych najlepiej zrozumie porąbany.
-Jak już zostałam zlustrowana wzrokiem i wydałaś przedwczesną opinię na temat mojej skromnej osoby, to jestem Aśka i będziemy od czasu do czasu rozmawiać.-rzuciła na wstęp- Żeby było jasne, nie jestem żadnym konowałem. Nie mam uciechy z siedzenia za biurkiem sprowadzonym z Portugalii i polerowanym w Czechach. Nie trzymam się żadnych schematów psychologii. Moja terapia jest szerokotorowa i opiera się na wzajemnym zaufaniu. Wchodzisz?
-A mam inne wyjście?-wzruszasz ramionami
-No tak, zazwyczaj trafiają do mnie osoby, dla których jestem ostatnią deską ratunku.
-Zawsze zabierasz ich na siłownie?-pytasz wprost
-Bezpośrednia, już czuję, że się dogadamy.-uśmiecha się- To zależy od osoby. Jak mam kogoś, kto jest lekko sfiksowany to raczej nie porywam się na takie miejsca.
-A według ciebie, kim jestem ja?-pytasz
-Do tego musisz dojść sama.-uśmiecha się tajemniczo po czym gestem dłoni nakazuje ci iść za sobą. Po pięciu minutach w szatni znajdujecie się na całkiem przestronnej sali, gdzie przez następne czterdzieści minut usilnie starasz się naśladować instruktorkę jogi. Po odbyciu zajęć nie masz nawet pojęcia, która część ciała boli cię bardziej. Ku twojej rozpaczy Joanna wcale nie zamierzała udać się do szatni. Dzięki niej wylądowałaś na bieżni.
-Taka jest twoja taktyka, najpierw wymordujesz swoich podopiecznych, a potem wyciągasz z nich wszystkie informacje za jednym zamachem?-pytasz już nieco dysząc
-Dokładnie tak.-chichocze kobieta- A tak poważnie. Jak już wspomniałam, każdy ma swoją specyfikę i nie każdy tu ląduje. W zasadzie jesteś moim pierwszym królikiem doświadczalnym tutaj.-szczerzy się
-Super.-przewracasz oczami
-Posłuchaj.-mówi całkiem poważnie schodząc z bieżni- Nie traktuj mnie jak lekarza, bo ja nie traktuję cię do końca jako pacjenta. Nie jestem typowym psychiatrą czy terapeutą. Mam innowacyjne metody leczenia, które w statystyce wypadają całkiem fajnie. Nasze seanse nie będą odbywać się za zamkniętymi drzwiami. Będą to bardziej spotkania na stopie towarzyskiej. Dużo rozmów, zupełnie szczerych rozmów. Nie tylko ty będziesz mówić. Coś, za coś. Ty coś powiesz o sobie, ja powiem o sobie.
-Nie widziałaś mojej historii leczenia?
-Widziałam.-potakuje głową- Ale chcę to usłyszeć od ciebie. Wiem jacy są psychiatrzy, często ubarwiają. Zwłaszcza twój poprzedni, tytan pracy.-prycha- Denerwujący gość, nie dziwne, że wpisał ci brak współpracy.-chichocze
-Bo był debilem, dlatego.
-Uwierz, rozumiem cię doskonale.-kładzie dłoń na twoim ramieniu- Więc mam nadzieję, że nasza współpraco-znajomość się uda i cię wyciągniemy z tego, czego powinnyśmy. Dzisiejszy seans uznaję za zakończony, będziemy w kontakcie moja droga.-uśmiecha się pogodnie, a już po niespełna kilku minutach znika z twojego pola widzenia. Zbierasz się więc najszybciej jak potrafisz i udajesz się ku wyjściu. Skumulowanie porannej przebieżki, jogi i kolejnych minut na siłowni niekomicznie dobrze wpłynęło na samopoczucie. Bolało cię dosłownie wszystko i szczerze mówiąc nie wiedziałaś jak dowłóczysz się do domu. Trasa, którą normalnie pokonywałaś w jakieś dziesięć minut, zajęła ci tym razem całe pół godziny. Jak tylko wróciłaś do domu wzięłaś szybki prysznic, po czym padłaś jak zabita na łóżko. Obudziło cię dopiero przyjemne mruczenie koło ucha. Jak się okazało, dziwnym trafem był tutaj twój ukochany kot, który powinien być teraz u twojej matki.
-Co tu robi Bond?-pytasz Mikołaja, który siedział przy kuchennym barze
-Twoja matka go podrzuciła.-dopija kawę
-Och, czyżby się jej znudził?-pytasz drapiąc ulubieńca między uszami
-W oficjalnym tłumaczeniu była zbyt zapracowana.
-Czym? Wydawaniem pieniędzy swojego obrzydliwie bogatego męża?-prychasz
-Poza tym, nie wiedziałem, że się ze sobą przespaliśmy.
-Przepraszam, spanikowałam, musiałam mieć jakieś wiarygodne alibi.-mówisz skruszona
-Wybacza.-kiwa głową- Mam nadzieję, że był tego wart.-mówi z szerokim uśmiechem.
Wieczorem udajecie się do meksykańskiej knajpy, która cieszyła się całkiem sporą popularnością w Bełchatowie. Po spędzeniu całkiem sympatycznego wieczoru, o dość przyzwoitej porze wróciliście do domu. W końcu nazajutrz obydwoje mieliście przed sobą dzień pracy, w twoim wypadku nowej pracy.
A jak się przekonałaś, to, że dostałaś ją z taką łatwością nie było wcale przypadkiem. Bo kto o zdrowych zmysłach zatrudniłby osobę z ledwie rocznym doświadczeniem na stanowisku dyrektora marketingu? No właśnie. Nie miałaś już nawet ochoty dzwonić do swojej matki i zmieszać ją za to z błotem. Może i zasługiwała, ale wolałaś nie psuć sobie nastroju do reszty. Wystarczyło już, że stałaś się obiektem uszczypliwości i plotek w pracy i to na samym starcie. Szczerze powiedziawszy nie byłaś tym nawet zaskoczona, bo gdybyś dostałą funkcję o jaką się początkowo ubiegałaś, nie byłoby tego. Kto chciałby rozmawiać o asystentce jednego z zastępców dyrektora? Ale co mogłaś zrobić? Absolutnie nic, bo gdybyś nie przyjęła tej posady, przy następnej okazji twoja matka ponownie uruchomiłaby swoje kontakty i byłaby powtórka z rozrywki. Wolałaś za pierwszym razem skończyć tą sprawę, nawet jeśli miałoby się to wiązać z początkowymi nieprzyjemnościami. Aż tak bardzo nie przejmowało cię zdanie innych by stchórzyć. Życie nauczyło cię, że nie warto przejmować się opiniami innych. Liczyło się to, jak ty czujesz się sama ze sobą w postawionej sprawie. A ty ogólnie rzecz biorąc, nie czułaś się aż tak źle, choć dzień pracy zwieńczyłaś w barze na szybkim drinku. Musiałaś po prostu się napić bo ostatnimi dniami dużo spraw się w twoim życiu skumulowało. Ekscentryczna psychoterapeutka, fascynacja Facundo, wpieprzająca się w życiu matka, praca, której tak naprawdę nie powinnaś dostać.
-Moja droga, a co to za alkoholizowanie?-zaskakuje cię głos nikogo innego jak Joanny
-To kolejny etap terapii, śledztwo?
-Nie, skąd.-śmieje się- Jestem tu całkiem prywatnie, z chłopakiem i jego znajomymi. Może się dołączysz?
-W zasadzie to już wychodzę.-odpowiadasz
-Tak też sądziłam.-kiwa głową- Jutro, w przerwie na lunch kawa. Tu masz adres.-podaje ci kartkę po czym z uśmiechem na twarzy odchodzi. Ty dopijasz swojego drinka po czym wedle zapowiedzi opuszczasz barek. Wrzucasz na ramiona płaszcz, po czym wychodzisz na zewnątrz. Bierzesz haust zimnego, jesiennego powietrza, które wypełnia twoje płuca i jednocześnie orzeźwia umysł. Idziesz przed siebie dopóki coś nie każe ci się zatrzymać. Jakaś wewnętrzna siła zmusiła cię do zaprzestania tego samotnego spaceru. Sprawdziłaś telefon. Mikołaj zapowiedział, że spędza ten wieczór w towarzystwie znajomej z pamiętnej nocy w klubie. Wtedy jeszcze bardziej nie miałaś ochoty się śpieszyć. Zastanawiałaś się nawet czy nie zawrócić i nie dokończyć rozważań nad życiem przy jakimś trunku, aczkolwiek przypomniałaś sobie, że był tam żandarm o płomiennych włosach. Tak, więc po chwili konsternacji postanowiłaś, chcąc nie chcąc, wrócić do pustego mieszkania. Miałaś nieodparte wrażenie, że ktoś za tobą szedł. Nie należałaś do specjalnie strachliwych, więc w jednej chwili się zatrzymałaś i odwróciłaś.
-Ciężko cię dogonić.-mówi niemal od razu
-Tak mówią psychopaci w filmach.-kiwasz głową- Co teraz, dopadniesz mnie i udusisz?
-Dopadnę, tak. Ale to drugie zamienię na coś innego.Przyjemniejszego-mówi po czym w jednej chwili znajduje się tuż przy tobie zachłannie wpijając się w twoje usta, tym samym rozbudzając falę pożądania.
-Wciąż jestem psychopatą?-pyta odrywając swoje usta od twoich
-Chyba mam za mało dowodów żeby to stwierdzić.-odpowiadasz z przekąsem
-W takim razie pora je zebrać maleńka.-uśmiecha się po czym powtórnie całuje cię namiętnie, tym samym zdaje się zmieniać twoje plany na samotny wieczór z kotem. I szczerze powiedziawszy perspektywa ta, o wiele bardziej ci odpowiadała. Wręcz nie mogłaś się doczekać do jej wykonania.
~*~
Z małym poślizgiem, aczkolwiek jestem. Akcja z epizodu, na epizod się rozwija, wszelakie informacje są dawkowane w szczątkowych ilościach, musicie uzbroić się w cierpliwość. Nie powiem, niektóre z Was dość trafnie dedukują, może nie zawsze w stu procentach, ale chyba coś w tym jest :P Nie przedłużając mojego wywodu, liczę, że Wam się spodoba ;)
Miłego dnia!
wingspiker.