piątek, 8 maja 2015

#heraldo.


  Kolejny raz to samo. Przestałaś już liczyć, który raz z kolei to się powtarza. Z resztą, czy to miałoby jakiś sens? Chyba tylko wpędzenie siebie w paranoję, której i tak byłaś już dość blisko. Siadasz na brzegu łóżka. W głuchej ciszy panującej dookoła słychać tylko twój przyśpieszony oddech. Nie wiesz nawet ile tak siedzisz. Minutę, dwie, dziesięć? To nie ma znaczenia. To wszystko wydaje się nie mieć znaczenia, na czele z tobą samą. Błądzisz bezwiednie wzrokiem za oknem obserwując nocne życie stolicy. Czy szukasz tam odpowiedzi? Sama już nie wiesz. Powoli zaczynasz chyba zatracać wszelakie racjonalne myślenie. Z całą pewnością twój terapeuta powiedziałby ci, że tego typu zachowanie to kolejny z etapów leczenia, a twoja matka by na to przystała, ale ciebie to wcale nie przekonywało. Potrzebowałaś czegoś więcej, jednak boleśnie się przekonywałaś, że na chwilę obecną to jest wszystko, co życie ma ci do zaoferowania. W pakiecie z nocnymi zmorami dręczącymi cię kolejną noc z rzędu. Nie liczysz ich. O wiele prościej byłoby policzyć te, które udało ci się przetrwać bez ani jednego przebudzenia. A tych było tak niewiele, że powoli przestawałaś o nich pamiętać. Byłaś już niemal przyzwyczajona, że w granicach trzeciej nad ranem zrywałaś się niemal na równe nogi z ogromnym przerażeniem ogarniającym twoje ciało i dusze. A ponadto trudno nie wspomnieć było o tym, że z trudem łapałaś oddech i płakałaś rzewnie jak mała dziewczynka. I z musiałaś mierzyć się z tym absolutnie sama. Bo komu miałabyś to powiedzieć? Matce, która przesadzała z nadopiekuńczością względem dorosłej córki czy może przyjacielowi, który wiedział mniej więcej tyle, co nic o twoich koszmarach?A już tym bardziej czego one dotyczą? To mogłaś wiedzieć tylko i wyłącznie ty, nikt więcej. Musiałaś sama sobie z tym poradzić, to mogło zatruwać tylko twoje życie. To były twoje demony, to one niszczyły cię od wielu lat jak cichy zabójca. A co gorsze, nie mogłaś z nimi niczego zrobić. To była część ciebie. Część twoich wspomnień, które tak bardzo chciałaś wymazać ze swojej pamięci. Część okropnego okresu w twoim życiu, który położył głęboką rysę w twojej psychice i rzucał niejednokrotnie paskudny cień na teraźniejszość. Nie było takiej siły w tym wszechświecie by ci pomogła. Takie było twoje przeznaczenie. Zadawałaś sobie pytanie, dlaczego właśnie ty? Czym sobie na to zasłużyłaś? Może gdyby nie to piekło jakie przeszłaś byłabyś zupełnie inną osobą? Opcji jest wiele, ale jednego byłaś pewna. Twoje życie byłoby o wiele prostsze bez tego pieprzonego bagażu. Możliwe, że sama byłabyś prostsza w relacjach międzyludzkich. Opcji prawdopodobieństwa było chyba jednak zbyt wiele. Przynajmniej jak dla ciebie. 
 -Dzień dobry Liliano, jak minęła noc?-pyta terapeuta 
 -Pyta pan o to samo co tydzień i co tydzień odpowiedź jest taka sama.-przewracasz oczami wlepiając wzrok, jak co tydzień w wielki plakat wiszący w kącie dość przytulnego gabinetu głoszący, iż psycholog to koło ratunkowe, chwyć je. Im dłużej na niego patrzyłaś tym bardziej chciało ci się śmiać. W twoim wypadku było to pancerne koło ciągnące cię opornie w dół.
 -Czego dotyczyły ten koszmar?-marszczy brwi
 -Nie to miało być naszym dzisiejszym celem.-wypominasz mu
 -Ach, no tak.-kiwa potulnie głową- Więc nasz temat. Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat Liliano?-spogląda spokojnie w twoim kierunku
 -Nie wiem.-wzruszasz ramionami
 -Dobrze.-kiwa głową i notuje coś w swoim notesie- Za pięć lat?
 -Odpowiedź wciąż ta sama.-wzruszasz ramionami
 -Rozumiem.-marszczy brwi i ściąga okulary- Więc skupmy się na mniej odległych celach.-mówi mężczyzna- Sądzisz, że gdzie będziesz za miesiąc?
 -Za miesiąc?-powtarzasz- Mam nadzieję, że nie zwariuję.
 -W jakim sensie Liliano?-ciągnie- Musisz ze mną rozmawiać jeśli chcemy iść do przodu.-dodaje
 -Przez siebie samą.-odpowiadasz odwracając wzrok od natarczywego spojrzenia terapeuty
 -Już to przerabialiśmy moja droga.-wzdycha- To nie ty jesteś problemem w tej sytuacji, no na pewno nie tym wiodącym.
 -Więc kto?-pytasz wprost- Moja matka?!-podnosisz ton głosu
 -I znów wracamy do punktu wyjścia.-kręci głową- Liliano, jesteś świadoma drogi której przeszłaś? Zrobiłaś już tak wielki postęp od czasów naszego pierwszego spotkania, a w tym momencie cofasz się o co najmniej rok naszej terapii. W ten sposób do niczego nie dojdziemy, a ty wciąż będziesz wracać do tego, co się wydarzyło przez co staniesz się zupełnym zakładnikiem własnej duszy. 
 -Dlaczego, więc to robię?
 -Bo to miasto za bardzo ci o wszystkim przypomina.-odpowiada chłodno
 -To nie miało miejsca tutaj.-kręcisz głową
 -Owszem, ale czy Warszawa nie przypomina w żadnej odrobinie Gdańska? Te same stare kamienice, te same miliony ludzi pędzących w bliżej nieznanym kierunku, te same ciemne ulice po dwudziestej drugiej. 
 -Może tak, może nie.-wzruszasz obojętnie ramionami
 -Powinnaś zmienić otoczenie.-mówi po dłuższej chwili- Uciec choć na chwilę od wielkiej metropolii. 
 -Pan sobie chyba żartuje.
 -Jestem śmiertelnie poważny Liliano.-mówi z surową miną- Ostatnio ciągle się cofasz, a ja nie potrafię temu zapobiec.-wzdycha- Przerobiliśmy wspólnie niemal wszystkie możliwe terapie, a wciąż nie osiągnęliśmy tego, co osiągnąć powinniśmy.-przełyka głośno ślinę- Obawiam się, że ja nie jestem już w stanie ci pomóc.
 -Czyli zostaje mi tylko wariatkowo?-prychasz
 -Nie jesteś obłąkana ani psychicznie chora, więc odpowiedź sama się nasuwa.-odpowiada z nutą nagany w głosie- Powinnaś spróbować czegoś zupełnie innego, dość innowacyjnego.
 -Dlaczego nie mogę zrobić tego tutaj?-pytasz od razu
 -Bo w Warszawie nie ma osoby odpowiedniej dla ciebie, która potrafiłaby ci pomóc.
 -Gdzie więc mnie pan wysyła?
 -Bełchatów.
 -Co?-dziwisz się- W życiu.
 -Twoja matka się zgodziła.-wtrąca
 -Jestem pełnoletnia od dobrych kilku lat i potrafię podejmować sama za siebie wszelakie decyzje.-boczysz się
 -Dobrze, więc przemyśl to i za tydzień dasz mi ostateczną odpowiedź młoda damo.-odpowiada ci po czym skupia swoją uwagę na swoim notesie w których jak zgadujesz aż roi się od opisów twojej poranionej psychiki. 
Włóczysz się po stolicy w bliżej nieokreślonym celu. Jak zwykle po wyjściu od terapeuty nie wiesz co masz ze sobą zrobić. Nie wiesz co myśleć. Nie wiesz po prostu kim jesteś. Wędrujesz tak do chwili aż coś nakazuje ci usiąść na parkowej ławeczce. Bez większych planów na ten wieczór dzwonisz do swojego przyjaciela i proponujesz mu wyjście na szybkiego drinka. Nie byłby sobą gdyby się nie zgodził. Taki był wasz wtorkowy rytuał. Ty przygnębiona po wizycie u Wojciechowskiego, on zdołowany po beznadziejnym dniu w pracy szukający choć odrobiny rozkoszy i przyjemności w tej okrutnej dobie. Tak jak zwykle bywało, na jednej szklance się nie skończyło. Wlewaliście w siebie raz po raz różnorakie ilości alkoholu nie zważając na tłoki w SketchNite. Po mniej więcej siódmej obydwoje wpadaliście w podły nastrój i wylewaliście z siebie wszelkie gorzkie żale. Doszłaś już do takiej wprawy, iż nie czułaś nawet upojenia. Gorzej było z Mikołajem. Jednakże tradycji musiało stać się zadość. Jak to zwykle bywało, zakręcił się wokół jakiejś panny, a ty pozostałaś z niczym. W takich właśnie chwilach kończyłaś libację, płaciłaś za rachunek i szukałaś wyjścia mniej lub bardziej chwiejnym krokiem. Oczywiście, po drodze zdarzały się drobne wypadki takie jak wpadnięcie w przypadkową osobę nie mniej wstawioną od ciebie. Pojawiały się i idiotyczne propozycje, ale nawet w stanie silnego upojenia alkoholowego nie planowałaś iść do łóżka z byle kim. Także i tym razem nie obyło się bez małego zderzenia z ponadprzeciętnie wysokim mężczyzną. Nie byłaś pewna czy to ty świrowałaś, czy możne faktycznie tak było, ale bardzo możliwe było, iż dostałaś od niego kilka słów w języku angielskim w geście przeprosin po czym ruszyłaś dalej. Jedynym celem było dotarcie do mieszkania, nie ważne jakimi kosztami. Na swojego przyjaciela nie mogłaś liczyć, z całą pewnością zyskał nowe towarzystwo na tą noc, a tobą zainteresuje się ponownie w okolicach późno popołudniowych przepraszając za drobne porzucenie. Standard. 
Jakimś cudem wchodzisz do mieszkania. Za trzecim razem udaje ci się zasunąć zamek, po czym człapiesz żałośnie w kierunku swojego pokoju. Zrzucasz z siebie ubranie po czym zostajesz w samej bieliźnie i rzucasz się na łóżko. Tak jak każdej nocy będziesz śnić o przerażonej trzynastoletniej dziewczynce o blond włosach pozbawionej tego co najważniejsze, krzyczącej przy tym wniebogłosy. Do tego o przepraszających czekoladowych oczach, które chętnie widziałabyś w swoim łóżku.
Taka właśnie byłaś. Poraniona wewnętrznie, na miliony różnych sposobów. 

~*~
 Po krótkiej przerwie, oto znowu ja. Tego prologu nie uznaję za jakiś specjalny majstersztyk, wprowadzenie do historii jak każde inne. Stwierdziłam, że im szybciej zacznę, tym szybciej skończę i tym sposobem jestem tutaj. Ta historia będzie prawdopodobnie moją ostatnią przed wrześniem, co z tym idzie ostatnią w moim wykonaniu. Dlatego też będę ogromnie wdzięczna za każdą obecną tutaj osobę. Mogę Wam obiecać jedno: na samym końcu dam z siebie absolutnie wszystko, włożę w nią całe serce, aby jak najlepiej pożegnać się z tym bloggowym światem. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę :)
Do zobaczenia niebawem ;)
wingspiker

| ask |

PS. Zapraszam do informatora, to mi ułatwi życie ;)

26 komentarzy:

  1. muszę przyznać że początek intrygujący jak i sama postać. Bełchatów hmmm <3 piękne miasto, w koncu nie daleko mieszkam xd
    Liliana bohaterka musiała wiele przejść, czy jesli zdecycuje się wyjechać to wyjazd jej pomoże? domniemam, że wyjedzie :)

    pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczne się zapowiada! Sam wstęp wciąga a postać Lilianny wydaje się być bardzo ciekawa ;) Bełek... jedno z najpiękniejszych polskich miast <33 Czekam na kolejne rozdziały. Pozdrawiam ;**
    Kina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozostaje nic innego, jak zaprosić do dalszego czytania ;)

      Usuń
  3. Jak zawsze bardzo mi się podoba :) Wciąga i to nawet nie wiesz jak :) pozostaje mi czekać do następnego i życzyć weny ;) buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Pojawia się początek więc pojawiam się i ja. Z ogromną niecierpliwością czekam na rozwinięcie tej historii. Ściskam. A.

    OdpowiedzUsuń
  5. ostatni blog? przed wrześniem koniec? :(
    opowiadanie zapowiada się iście intrygująco. bardzo dziekuję za informację o nowym poście.
    zostaję i czekam na przeprowadzkę tej poranione duszy.
    twoja Łasica

    OdpowiedzUsuń
  6. Lilka musiała być wcześniej nieźle zraniona. Okropnie mi jej szkoda. Jednak mam nadzieję, że jej historia będzie tą z happy endem.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. No to zapowiada się pięknie :) czytałam każde twoje opowiadanie i nawet nie wiesz jak ogromnie się cieszę z racji tego że piszesz następne <3 i nie zawiedziesz nas nigdy! Weny i czekam na następny :*
    Ag.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja się ogromnie cieszę, że jest taka osoba, która aż tyle ze mną wytrzymała!

      Usuń
  8. Ciekawie się zapowiada. Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam z deszczowych Mazur :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze się zapowiada, czekam niecierpliwie na rozwinięcie akcji :3

    OdpowiedzUsuń
  10. Mogę policzyć na palcach jednej ręki opowiadania o zagranicznych siatkarzach, które miałam okazję czytać, a Facundo to absolutna dla mnie nowość, co nie zmienia faktu, że tej nowości z chęcią zakosztuję ;)
    Znów na łamach Twojego bloga poznajemy bohaterkę z wyjątkowo ciężkim bagażem doświadczeń, zagubioną i toczącą nierówną walkę z demonami przeszłości, których "personalia" zapewne przez długi czas będą owiane tajemnicą. Szczerze mówiąc, kiedy po raz pierwszy przeglądałam zakładkę z bohaterami, wyobrażałam sobie Facu i Lilianę jako dwójkę hedonistów i narcyzów, zepsutych od środka i bez skrupułów dążących do zaspokajania własnych potrzeb. Ot, dwie bliźniaczo podobne, zepsute do szpiku kości duszyczki ;) Wygląda jednak na to, że się pomyliłam :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. o Jezuniu Najsłodszy!
    Czekam, czekam, czekam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi nie pozostaje nic innego, jak pisać, pisać! :D

      Usuń
  12. Ciekawy początek z którego mimo wszystko nie wiele wiemy :) Czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń