niedziela, 14 czerwca 2015

#cinco.


  Naprawdę nie byłaś w tej chwili w nastroju na wszelkiego rodzaju starcia z Conte. Najchętniej spławiłabyś go i wróciła jak najszybciej do domu, ale byłaś świadoma tego, że nie należał raczej do mężczyzn, którzy dają się tak łatwo zbyć. Z ratunkiem w tej sytuacji przybył zapewne jakiś znajomy bruneta, który go usilnie nawoływał. Skorzystałaś, więc z okazji i ruszyłaś czym prędzej przed siebie. Wiedziałaś, że z całą pewnością dostanie ci się za tą ucieczkę, jednak nad konsekwencjami wolałaś się w tej chwili nie zastanawiać. Potrzebowałaś po prostu znaleźć się jak najszybciej w domu, w swoim bezpiecznym azylu. Musiałaś oczywiście wpaść także na Mikołaja, który dość czule żegnał się ze swoją znajomą w progu. Nie był to zbyt przyjemny obrazek, tym bardziej, iż nie uważałaś jego towarzyszki za odpowiednią partnerkę, więc wraz ze swoimi poglądami udałaś się do swojego pokoju. Po długiej i aromatycznej kąpieli owinięta ręcznikiem opuściłaś w końcu łazienkę. O mały włos nie dostałaś zawału na widok osoby siedzącej na twoim łóżku.
 -Co tu robisz?-pytasz beznamiętnie mierząc go spojrzeniem
 -Czekam.-odpowiada zdawkowo
 -Mikołaj cię wpuścił czy sam się wpuściłeś?
 -To pierwsze, choć nie wiem czy jego machnięcie ręką w czasie wymiany śliny znaczyło zaproszenie do środka.-mówi nieco rozbawiony
 -Mówisz jakbyś tego nie robił.
 -Na pewno nie w ten sposób.-śmieje się- Pewne widoki wolę zostawić dla własnej przyjemności.
 -Dobrze, że chociaż ty to rozumiesz.-kiwasz głową po czym zmierzasz w kierunku garderoby. Gdy już wybierasz odpowiednie ubranie odwracasz się, nieprzerwanie czując jego palący wzrok na sobie.
 -Nie krępuj się.-mówi wyraźnie zadowolony ze swoich słów
 -Nie zamierzam.-odgryzasz się po czym zrzucasz ostentacyjnie ręcznik z nagiego ciała. Kiedy jesteś już w pełni ubrana i przenosisz wzrok na bruneta, wciąż widzisz lekki szok wymalowany na jego twarzy. Zdecydowanie myślał, że żartowałaś. Uśmiechnęłaś się jedynie w geście triumfu, co została odebrane jako zachęta. Oczywiście, nie byłby sobą gdyby nie podjął rękawicy. Tym sposobem, już kilka sekund później leżałaś na łóżku, a nad tobą znajdował się nieziemsko przystojny Argentyńczyk.
 -Chyba nie potrzebnie się ubrałaś.-uśmiechnął się lubieżnie
 -Zanim byś się zdecydował, zdążyłaby zmarznąć.
 -Lubisz mnie prowokować, prawda?-uśmiecha się po czym zagłębia swoje usta w twoich, sprawiając, że w twoich żyłach zaczęło płynąć gorące pożądanie.- A teraz ja, po prowokuję ciebie, co ty na to?
 -Sadysta.
 -Jakoś na to nie narzekałaś ostatnio.-uśmiecha się szeroko
 -Bo to całkiem interesujące wcielenie.
 -Jedno z wielu maleńka.-całuje cię pożądliwie by w jednej sekundzie oderwać swoje usta od twoich
 -Och, nie mogę się doczekać następnych.-uśmiechasz się uroczo w jego kierunku
 -Co prawda nie zasłużyłaś sobie, bo nie dość, że mi uciekłaś to ciągle mnie prowokujesz, ale niech stracę.-mówi by po chwili pozbawiać cię już do reszty racjonalnego myślenia wprawiając cię w ekstazę i dając upust waszemu narastającemu pożądaniu.
Nie wiesz nawet ile leżysz próbując ustabilizować swój przyśpieszony oddech, a także rozkoszując się błogą bliskością bruneta. Musiałaś przyznać, że całkiem przyjemnie leżało się na jego idealnie wyrzeźbionym torsie i wdychało intensywny zapach perfum zmieszany z żelem pod prysznic. On z całą pewnością także nie mógł narzekać bo delikatnie błądził palcami po twoich nagich plecach wywołując tym samym przyjemne dreszcze na twoim ciele.
 -Więc dlaczego uciekłaś?-zapytał nagle
 -Wydawało mi się, że ktoś inny cię potrzebował.
 -Słaba wymówka.-kręci głową- Wystraszyłem cię?
 -Co? Chyba sobie żartujesz.-prychasz
 -Wyglądałaś na co najmniej taką.
 -Po prostu.. wydawało mi się, że spotkałam kogoś, kogo spotkać bym nie chciała.-wzruszasz ramionami
 -Były chłopak?
 -Chciałabym.-uśmiechasz się nieco ironicznie po czym nie mając większej ochoty na kontynuowanie rozmowy na owy temat po prostu się podnosisz i po kilku chwilach opuszczasz sypialnię. Zdążyłaś się spostrzec, iż twój współlokator zdołał się już wynieść z mieszkania zostawiając przy tym spory bałagan w kuchni. Do tego miałaś kilka nieodebranych połączeń od Joanny i swojej matki. Na chwilę obecną miałaś jednak daleko w poważaniu ich usilną potrzebę rozmowy w tobą. Wolałaś skupić się raczej na sobie, przynajmniej w chwili obecnej.
 -Jeśli powiedziałem coś nie tak, to po prostu to powiedz.-zaskakuje cię jego głos
 -Nie, po prostu..-nie bardzo masz pomysł jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji- Nie jestem po prostu tak idealną osobą jakby się mogło wydawać. Ciążą trochę na mnie demony mojej przeszłości, momentami mocno. Nie wiem w zasadzie dlaczego ci to mówię.
 -Zabiłaś kogoś?
 -Nie.-kręcisz głową zupełnie zszokowana jego pytaniem
 -Więc nie widzę żadnych przeszkód.-wzrusza ramionami
 -Nie mów, że ty nie masz żadnych grzeszków przeszłości, bo nie uwierzę. Byłbyś zbyt idealny.
 -Uważasz, że jestem idealny?-uśmiecha się
 -Możliwe.-wzruszasz ramionami
 -Wracając do pytania. Owszem, nie jestem aniołem.-śmieje się- Ale nie zamierzam raczej do tego wracać. Było, minęło, nie ma po co tego roztrząsać.
 -Dobrze, że w tym aspekcie się rozumiemy.-odpowiadasz z nieco wymuszonym uśmieszkiem po czym z zaciekawieniem przyglądasz się Bondowi, który wyraźnie zainteresował się waszym gościem. Co ciekawsze, wbrew twoim przypuszczeniom wcale nie był nastawiony wrogo, wręcz przeciwnie. Jak gdyby nigdy nic dawał się głaskać i łasił się do bruneta. Co ciekawsze nawet względem Mikołaja tak szybko nie dał się oswoić.
 -Nie lubi raczej facetów.-rzucasz w kierunku swojego towarzysza
 -Czy ty mi coś sugerujesz?-chichocze
 -Skąd.-nie powstrzymujesz śmiechu- Po prostu jestem w szoku, że tak szybko dał ci się pogłaskać.
 -Mój nieodparty urok osobisty działa jak widać nie tylko na piękne szatynki.
Po całkiem ciekawie spędzony przedpołudniu wróciłaś do rzeczywistości. Po ogarnięciu niemal całego mieszkania i zrobieniu karkołomnych zakupów oddzwoniłaś wreszcie do swojej ekscentrycznej terapeutki. Tak jak się spodziewałaś, na zwykłej rozmowie się nie mogło skończyć, więc dostałaś rozkaz pojawienia się za pół godziny na tej samej siłowni, w której odbyło się wasze pierwsze spotkanie. Nie pozostało ci nic innego jak przygotowanie się psychicznie na kilka ładnych minut dość solidnego wysiłku,.
 -Witam moją ulubioną niedobierającą telefonu pacjentkę.-uśmiecha się na wstępie
 -Przepraszam, byłam zajęta, okej?-kręcisz głową
 -Nie wnikam w te zajęcia, ale mam nadzieję, że były chociaż przyjemne.-szczerzy się
 -Na pewno przyjemniejsze od jogi.-krzywisz się
 -Nie idziemy na jogę.-kręci głową
 -Jak to?-pytasz zdumiona
 -Wiesz, zazwyczaj jeśli pacjent ma w sobie dużo negatywnych emocji, staramy się nakierować je na coś innego. Joga jest jedną z opcji, ale nie dla ciebie. Zbyt spokojne i monotoniczne jak na takie pokłady emocji w twoim wnętrzu. Lepsze będzie coś mocniejszego, po czym rzeczywiście będziesz czołgać się na czworaka do domu, co wyciśnie z ciebie siódme poty.
 -Matko, karate czy kung-fu?-prychasz
 -Przyjemne z pożytecznym kochana.-uśmiecha się radośnie- Kravmaga.
Jak zdążyłaś się dowiedzieć, była to sztuka walki bazująca na podstawowych odruchach obronnych człowieka. Coś co pani terapeutka uważała za pożyteczne i z czym mogłaś się zgodzić. Ale przyjemne? Już po dwóch minutach miałaś raczej dość. Bo w ciągu stu dwudziestu sekund leżałaś na macie już dwa razy, powalona przez instruktora zaledwie jednym ruchem. A im dłużej to wszystko trwało, tym bardziej miałaś dość tego kursu, jak i Joanny, która to wymyśliła. Efektem półtorej godzinnych zajęć był wielki siniec widoczny na na twoim ramieniu oraz poobijane ciało, które odmawiało ci posłuszeństwa w drodze do szatni.
 -Wspominałam już, że cię nienawidzę?-rzucasz zła
 -Och, do usług moja droga!-odpowiada rozbawiona- Pamiętaj, że zajęcia są dwa razy w tygodniu.
 -Już lecę zapisać sobie w grafiku, tak samo jak kolejne sińce. Chcesz żeby posądzili mnie za ofiarę przemocy domowej?
 -I tak wiem, że przyjdziesz na kolejne zajęcia. Masz w sobie za dużo uporu i za wielką ambicję, by dać mi za wygraną, mylę się?
 -Czasem zapominam, że jesteś tym cholernym terapeutą.-wzdychasz
 -I oto w tym właśnie chodzi.-kiwa głową- A jak tam życie? W ciągu dalszym spożytkujemy energię w sypialni?-chichocze
 -Ja cię nie pytam o to, co robisz ze swoim chłopakiem.-odgryzasz się
 -Zgoda, ale ty nie masz chłopaka.-uśmiecha się- Nie myślałaś nigdy o tym, by spróbować czegoś poważniejszego?
 -Nie.-mówisz niemal natychmiast
 -A czy któryś z twoich poprzednich partnerów chciał więcej?-pyta na, co ty kiwasz twierdząco głową- I oczywiście się nie zgodziłaś.-odpowiada za ciebie- Dlaczego?
 -Nie umiem i nie chcę być z żadnym mężczyzną.-odwracasz wzrok
 -Nie wiesz tego, czy nie umiesz.-odpowiada ci Joanna- Po prostu z góry przekreśliłaś wszystkich, patrząc na nich przez pryzmat wydarzeń sprzed czternastu lat. Nie mówię ci byś nagle na siłę szukała związku, bo i tak wiem, że tego byś nie zrobiła. Po prostu jeśli kiedyś, ktoś z kim będą łączyły cię intymne relacje będzie kimś całkiem interesującym nie hamuj się przed rzeczami zupełnie ludzkimi jak rozmowa. To czasem może być lepszą terapią aniżeli moje gadanie.
 -Jak to jest, że chodząc latami do najlepszych specjalistów w kraju, żaden z nich nie był nawet w połowie blisko tego, co mówisz mi ty, po zaledwie kilku tygodniach naszej znajomości?
 -Kiedyś ci już mówiłam, oni za bardzo skupiali się na rozwiązaniu problemu, aniżeli na jego dogłębnych przyczynach. To jest zdecydowanie głębiej niż można się spodziewać. Oni widzieli tylko czubek tej góry.
 -Coś w tym musi być, bo dopiero po spotkaniach z tobą, czuję się inna. Czuję różnicę w tym wszystkim.
 -Myślę, że to nie tylko mój zbawienny wpływ jest składową na to.-uśmiecha się
 -Tak, Bełchatów okazał się całkiem trafną decyzją.-przytakujesz jej
 -Och, myślę, że nie tylko on, ale..-przerywa na chwilę- To dopowiesz sobie mam nadzieję, że niebawem.
 -Może lepiej nie?-odpowiadasz po czym zabierasz swoje rzeczy, żegnasz się z Joanną i udajesz się przed siebie. Z każdym krokiem czujesz się jeszcze bardziej obolała, choć nie miałaś pojęcia jakim cudem to możliwe. Tak jak i poprzednio, powrót z siłowni zajął ci ponad pół godziny, co i tak wydawało się być sukcesem. Gdy już dotarłaś do domu byłaś tak zmordowana, że nie miałaś nawet siły ruszyć palcem u nogi. Zasnęłaś więc wyczerpana w poprzek łóżka. Obudziłaś się dobrych kilka godzin później po raz kolejny zupełnie sparaliżowana sennym koszmarem. Chcąc o nim jak najszybciej zapomnieć wzięłaś po raz kolejny tego dnia, długą i gorącą kąpiel. Gdy doprowadziłaś się do ładu udałaś się w kierunku salonu, w którym przebywał twój ukochany przyjaciel, zajadający się chińszczyzną oraz oglądający powtórkę meczu. Bez większych chęci do siedzenie w kuchni pozwoliłaś sobie na wzięcie jednego z boxów z jedzeniem i usadowienie się koło Mikołaja.
 -Spodziewałam się absolutnie każdego, ale nie tego, że wyrwiesz sobie siatkarza i to nie byle jakiego.-odzywa się przyjaciel
 -W sumie nie wiem kto kogo, jak to powiedziałeś wyrwał, ale niech ci będzie.-chichoczesz
 -Żebyś ty widziała moją minę, jak go zobaczyłem w drzwiach.
 -Zauważyłeś coś zza klejącej się do ciebie koleżanki?-pytasz rozbawiona
 -Ja wolę nie wypominać co ty robiłaś z Conte.-śmieje się- Następnym razem po prostu mnie uprzedź, to sobie oszczędzę.
 -Ciebie się to też tyczy mój drogi.-trącasz go ramieniem
 -Będzie coś z tego?
 -Chyba oszalałeś.-prychasz
 -No dobra, ale możesz to trochę pociągnąć, może wkręcisz mnie na jakiś mecz?
 -Głupi jesteś.-chichoczesz kosztując chińszczyzny
 -Może powinienem z nim odbyć dydaktyczną rozmowę jak na przyjaciela przystało?-pyta nagle
 -Mikołaj, daruj sobie. Z tego nic nie będzie, my się nie spotykamy.-kręcisz głową
 -Na razie.-komentuje- Jak to zwykle bywa, w końcu któreś z was nie wytrzyma i zapragnie czegoś więcej. A wtedy pojawi się pytanie czy to drugie będzie na to gotowe?
 -Odpowiedź jest dość prosta, nie zechce.
 -Taka dobra partia...
 -Mikołaj, błagam cię, skończ ten temat. Wiesz doskonale jak jest.-mówisz mu nieco z wyrzutem- Wszelakie związki, relacje, zażyłości i uczucia, to coś, co mnie nie dotyczyło, nie dotyczy i dotyczyć nie będzie.
 -I tak wciąż liczę się z tym, że powiem ci kiedyś "a nie mówiłem?"-uśmiecha się.
Nie wiedziałaś czy faktycznie kiedyś może do tego dojść. Nie przyjmowałaś raczej tego do wiadomości. Nie widziałaś nawet cienia szansy na to. Po prostu nie było w tej chwili na świecie takiej siły ani osoby, która zdołałaby zmienić twoje zdanie. Od czternastu lat żyłaś z takimi, a nie innymi przekonaniami i nie zamierzałaś ich zmieniać przez mężczyznę. Najpierw musiałby się znaleźć absolutny unikat, którego nie zrażałoby to co sądzisz, myślisz. A już na tym etapie szanse na wszelakie powodzenia tejże karkołomnej misji, równe były niemal zeru. Było ci po prostu dobrze tak, jak było. I w ciągu najbliższych lat, nie planowałaś żadnych zmian w tymże temacie.

~*~
Rozdział iście przejściowy, że tak powiem. Za wiele się nie dzieje, oczywiście swoje dorzuca tu Conte, ale to już chyba jest jakiś standard. Także Joanna nie jest anonimową postacią w tej historii, można by rzec, iż troszkę ją ubarwia, a na pewno życie Liliany. Nie przedłużając, opinia należy do Was ;)
Miłego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.

17 komentarzy:

  1. Czuję, że Lilka i Joanna zostaną przyjaciółkami. Fakt Asia jest terapeutą, a Lil ma Mikołaja,ale przydałaby się jej kobieta w tak bliskich kręgach. czekam na więcej ♡

    OdpowiedzUsuń
  2. No.. taka kravmaga zawsze pozbawia sił. Ale widzę, że Lili bierze z niej przyjemność, pomimo że otwarcie jest temu przeciwna.
    Aśka ma na nią dobry wpływ, tak jak i Conte.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Joanna jest taka pozytywna, że musi dobrze wpłynąć na Lili. A Liliana zacznie jej się zwierzać. Tak musi być! Conte mnie rozwala. Polubiłam go w tym opowiadaniu.
    "Mikołaj cię wpuścił czy sam się wpuściłeś?"- to mnie rozwaliło :D
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Joanna ma podejście do ludzi co ją wyróżnia wśród wszystkich terapeutów, Jak na te kilka spotkań dużo osiągnęła z Lili. Też mam nadzieje, że Conte będzie tym, który do świata bohaterki wprowadzi więcej stabilizacji. Chociaż on to taki playboy ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Conte, Conte, Conte <3 Matko, chciałabym, żebyś pisała to opowiadanie jeszcze dłuuuuugo, zakochałam się :D Rozbawiła mnie sytuacja w domu Mikołaja i Lili od nagłego pojawienia się Argentyńczyka aż po jego wyjście :D CU-DOW-NE! Lilka niby się złości na Joannę, ale przeczuwam wdzięczność w jej słowach i zachowaniu. Mam nadzieję, że ekscentryczna pani terapeutka i "nie byle jaki siatkarz" w końcu dziewczynie pomogą no i, że zmieni zdanie :) Pozdrawiam :*

    PS-Zapraszam serdecznie na trzecią odsłonę na źródle :) http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/06/rozdzia-3.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na czwarty: http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/06/rozdzia-4_25.html

      Cóż to za zastój u Ciebie? Niecierpliwię się :P

      Usuń
    2. Po prostu Lil to trudny charakter i ciężko jej pewne rzeczy przyjąć do wiadomości ;)

      Usuń
  6. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jest ciekawie. Zostanę sobie tu

    OdpowiedzUsuń
  8. bezpośredni Conte to jest to.
    kiedy coś nowego kochana?

    OdpowiedzUsuń