#podkład.
W twoim życiu nie było zbyt wielu pożegnań. Być może dlatego, że nie miałaś dotychczas zbyt wielu osób w swoim gronie, które na pewien okres znikałby z twojego życia. A już na pewno na palcach jednej ręki mogłaś policzyć osoby, których wyjazd, mógł cię przejąć. Choć może nie byłaś osobą zbyt wylewną jeśli chodziło o uczucia, to z całą pewnością wyjazd Conte wcale nie napawał cię optymizmem. Mimo, że czasem naprawdę cię denerwował i miałaś momentami ochotę go udusić, jednak wizja kilkunastu dni spędzonych bez jego osoby obok, wydawała się być nieco przerażająca. Zwłaszcza, że od pewnego czasu widywałaś go codziennie, miałaś go do własnej dyspozycji przez niemal całą dobę.
-Tylko mi nie mów, że będziesz płakać.-rzuca kiedy obserwujesz go sprawnie pakującego swoje manatki
-Nie chciałabym.-ściągasz brwi
-Wiesz, że moja propozycja jest wciąż aktualna.-kuśtyka w twoim kierunku- Możesz jeszcze zmienić zdanie.
-Och, wiem.-kiwasz głową- Ale wiesz, że teraz nie mogę.-krzywisz się- A odpoczynek od siebie dobrze zrobi nam obydwojgu.
-Powiedzmy, że ci wierzę.-uśmiecha się delikatnie- Będę za tobą tęsknił i to okropnie, wiesz?-dodaje po chwili opierając swoją głowę o twoją
-Coś mi się obiło o oczy.-odpowiadasz spoglądając prosto w jego oczy. Chyba dopiero w tym momencie, dotarło do ciebie jak bardzo będzie ci brakować tego bruneta. A także to, jak bardzo przywykłaś do jego obecności. Już w tej chwili wiedziałaś, że najbliższe tygodnie będą dla ciebie naprawdę trudne.
-Do zobaczenia za chwilę?
-Chwilę.-prychasz patrząc smutno w jego kierunku
-Mam nadzieję, że te dwa tygodnie minął tak szybko.-unosi twój podbródek do góry- Masz być grzeczna, pamiętaj, że mam tu swoich szpiegów.-śmieje się
-Ja we Włoszech i w Argentynie nie mam szpiegów, aczkolwiek też masz się pilnować Conte.-grozisz mu palcem- No i możesz przestać być kaleką.
-Zrobię wszystko, co w mojej mocy.-mówi z absolutną powagą- Ale i tak mi będzie cię brakować Lili.
-Mi ciebie też.-kiwasz głową po czym wzdychasz ciężko.
-Szybko minie, zobaczysz.-uśmiecha się pokrzepiająco
-Wierzysz w to, tak?-śmiejesz się
-Jeśli mam być szczery to nie.-wtóruje ci- Dostaję czegoś na samą myśl, że tak długo cię nie zobaczę. Że zostawiam cię tutaj samą.-wzdycha
-Nic mi nie będzie. Obiecuję.-mówisz- Nie musisz się o mnie martwić.
-Muszę, bo mi na tobie zależy.-wypowiada te słowa nie odrywając od ciebie wzroku. Ten organ, który dotychczas uważałaś za wymarły dał o sobie znać właśnie w tej chwili. Poczułaś ściskanie po lewej stronie, swojej klatki piersiowej. A do tego miałaś wrażenie, że za chwilę mogłaś się po prostu rozpłakać. Sama byłaś dość zaskoczona swoimi własnymi reakcjami. Jednak w tym momencie nie miałaś ochoty się nad tym zastanawiać. W obecnej chwili chciałaś po prostu dalej tkwić w objęciach Conte i za nic w świecie nie realizować planu pod tytułem samotne tygodnie.
-Muszę iść.-rzuca jakby od niechcenia
-Mhm.-mruczysz wyczuwając jakikolwiek brak reakcji z jego strony na własne słowa
-Może jednak pojedziesz ze mną?
-Zrobiłabym to z szaloną rozkoszą Facu, ale wiesz, że nie mogę. Za cholerę nie mogę.-krzywisz się- Więc nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej i znikaj mi z widoku zanim mnie doprowadzisz do jakiegoś dziwnego stanu emocjonalnego.-zaordynowałaś stanowczo czując ogromną falę smutku wylewającą się z twojego wnętrza.
-Gdyby jeszcze zostawienie cię, było tak proste.-uśmiecha się dość ironicznie- Naprawdę nie sądziłem, że nie będę potrafił się zmusić do odejścia.
-A odchodzisz?
-Nie.-przeczy niemal natychmiast- Czasowo emigruję, na cholerne kilkanaście dni, ale wrócę. Tak szybko jak będę mógł.-przytula cię do siebie- Lili, do czego ty mnie doprowadzasz.-wzdycha
-Myślę, że do podobnych rzeczy, do których posuwam się przez ciebie.-odpowiadasz mu- Chociażby do płaczu.
-Płaczesz?-pyta zszokowany
-Na to wygląda.-ocierasz pojedynczą łzę- Więc idź już sobie zanim mnie kompletnie rozkleisz.
-Okej, już sobie idę.-śmieje się- Widzimy się niedługo.-mówi nieco ciszej po czym z największą czułością składa pocałunek na twoich miękkich od łez, wargach. Tak bardzo chciałaś by ta chwila trwała i trwała. Jednak wiedziałaś, że za chwilę odejdzie. Nie będzie go obok. I chyba właśnie ta myśl sprawiła, że w chwili w której straciłaś go z oczu, po prostu się rozkleiłaś. Sama do końca się nie rozumiałaś. Ale to był chyba po prostu jeden z wielu dowodów na to, że znaczył dla ciebie naprawdę wiele. Więcej aniżeli mogłabyś się tego sama spodziewać.
Pierwsze dni bez Conte wydawały się być nieskończonością. Każda minuta ciągnęła się niemal jak godzina, a z kolei ta wydawała się być niemal dobą. Z całą pewnością negatywnie wpływał na to fakt, iż miałaś świadomość, iż w domu nie spotkasz nikogo poza kotem. Nie będziesz miała okazji urozmaicić swojego wieczoru, bo znajomi z Joanną na czele aktualnie przebywali poza zasięgiem. O Mikołaju nawet nie wspominałaś, on nawet będąc w Bełchatowie wydawał się być kilometry od ciebie. Tak, więc przez pierwszy tydzień od wyjazdu bruneta zostałaś pustelnikiem. Obejrzałaś w tym czasie chyba wszystkie możliwe komedie romantyczne, dramaty, sequele i thrillery jakie były do obejrzenia. Przeczytałaś także książki do których przeczytania, zebrać się nie mogłaś od ładnych paru lat. Przy okazji odbywałaś ponad trzygodzinne rozmowy z Conte, który nie byłby sobą, gdyby nie kusił cię przyjazdem do Włoch, gdzie aktualnie zamieszkiwała jego najbliższa rodzina. Oczywiście nie była to byle jaka rozmowa, raz na jakiś czas. Rozmawialiście codziennie. Nawet po kilka razy. Co lepsze, nie denerwował cię nawet tak bardzo, gdy w godzinach twojej pracy, wysyłał ci zdjęć ze słonecznej Italii nie zapominając o zaznaczeniu, iż panuje tam aktualnie wyśmienita pogoda i jest cała masa atrakcji podczas, gdy w Polsce pogoda wydawała się być kobietą i na przemian serwowała tajfuny i słońce. Po tym tygodniu byłaś już tak znużona tęsknieniem za Conte, że byłaś niemal gotowa z miejsca się zwolnić z pracy i do niego jechać. Tak po prostu. Przerażał cię momentami własny tok myślenia, jednak stwierdziłaś, że nie byłby to tak głupi pomysł. Zwłaszcza, że im dłużej pracowałaś w korporacji, tym bardziej tego nienawidziłaś. A to tylko przybliżało cię do decyzji, z której podjęciem obnosiłaś się już w zasadzie od pierwszego dnia swojej pracy tutaj. Dlatego też w porywie chwili, po prostu spakowałaś wszystkie swoje rzeczy, zgarniając je z biurka do wielkiego pudła, wręczyłaś wypowiedzenie i już jako wolny człowiek wróciłaś do domu.
-Co zrobiłaś?-dopytywała Joanna, która powróciła z wakacji
-To co powiedziałam.-odpowiadasz ze spokojem- Zwolniłam się z pracy.
-I co teraz będziesz robić? Sortować skarpety w hurtowni? Czy może kroić mięcho w spożywczaku?
-Dziergać ci szaliki.-przewracasz oczami- Chcę robić coś, co naprawdę będzie mi sprawiało satysfakcję.
-Zostaniesz szefem kuchni?-nie czeka na odpowiedź
-To byłaby całkiem fajna opcja.-kiwasz głową
-Więc na co czekasz, kochana?
-To nie jest takie proste.-kręcisz głową- Żeby nim zostać trzeba mieć kursy, staże i tym podobne. Gotowanie dla siebie czy znajomych tym, niestety nie jest.-wzdychasz
-Dla chcącego nic trudnego Lili. Zwłaszcza dla ciebie.-uśmiecha się pokrzepiająco
-Taką mam właśnie nadzieję.-uśmiechasz się- Ale abstrahując od tematu, opowiadaj jak wakacje?
-Szczerze?-spogląda na ciebie- Nie wiem czy nie były one końcem pewnej epoki.
-A tak dokładniej?-dopytujesz
-Kłóciliśmy się, dosłownie o każdą możliwą pierdołę. To był katorga.-wzdycha- Kocham Hiszpanię, ale niestety po prostu odliczałam dni do powrotu.-mówi smutno- Sądziłam, że jeszcze będzie tak jak kiedyś, że powróci mu rozum. Niestety, ale w zastraszającym tempie zaczyna go ubywać.
-To facet, on się zorientuję.
-To na pewno, tylko kiedy? Ja nie mam już cierpliwości by czekać. Za długo to trwa.-wypuszcza głośno powietrze z ust- Z resztą obydwoje doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy przerwy od siebie..
-O nie, rozstaliście się?-nie możesz wręcz uwierzyć jej słowom- Faceci to naprawdę beznadziejny gatunek.
-Zwłaszcza, że nie wydawał się być bardzo poruszony tym faktem i jak gdyby nigdy nic, zabrał kolegę i pojechał sobie do Stanów.-przewraca oczami
-W takim razie co powiesz na małą wycieczkę?-wpadasz na pomysł- Co prawda to nie będzie USA, ale też nie lada metropolia.-chichoczesz
-Gdziekolwiek by to nie było, masz mnie słoneczko.
Tym oto sposobem nazajutrz znalazłyście się nigdzie indziej, jak w sercu polskich gór. Obydwie potrzebowałyście zmiany otoczenia. A to było zdecydowanie najlepsze miejsce do leczenia wszelkich rozterek, pozbycia się trosk. To był twój bezpieczny azyl w którym czułaś się zupełnie wolna od wszelakich negatywnych myśli. Z resztą to miejsce napełniało cię niesamowicie pozytywną energią. Tutaj mogłaś dosłownie wszystko. Wstać o piątej nad ranem z pokładem energii, zupełnie wypoczęta i gotowa do wszelakich zadań specjalnych. Nawet piesza wycieczka wraz z Joanną nad Morskie Oko czy Dolinę Pięciu Stawów nie była taka straszna jakby się wydawać mogło. Nawet pomimo ogromnego zmęczenia i potwornych zakwasów. Tutaj po prostu wszystko nabierało zupełnie innego znaczenia.
-W sumie nie dziwię ci się, że jak tu ostatnio byłaś to się tak zasiedziałaś.-oznajmiła Joanna kiedy wieczorem siedziałyście na ganku, obserwując widoczne w oddali góry.- Mogłabym tu zamieszkać.
-Tu raczej nie ma wielkiego popytu na psychoterapeutów.-śmiejesz się
-Nie ważne, zostałbym góralką.-chichocze przyjaciółka- Zostałabym bacą, mieszkałabym wysoko w górach ze swoim stadem owiec i psem, mając głęboko w poważaniu wszystkich kretynów z Andrzejem na czele.
-Nie wiem kto by pierwszy nie wytrzymał, ty czy owce.-dodajesz nieco humorystycznie
-Ty nie masz tak, że czasem masz ochotę rzucić wszystko w cholerę i tak po prostu wyjechać? Chociażby tutaj?-pyta zupełnie poważnie
-Och i to nie raz miałam takie myśli.-wzdychasz- Aczkolwiek ostatnimi dniami miałam ochotę gdzie indziej wyemigrować.-uśmiechasz się
-Wcale ci się nie dziwię.-uśmiecha się nieznacznie- Jak tak na was patrzyłam wtedy na hali to nasunęło mi się tylko jedno stwierdzenie. Love is in the air.-szczerzy się
-Możliwe, że coś jest w tym co mówisz.-przyciągasz do siebie kolana
-Cieszę się, że już nie wypierasz tego, co oczywiste.-kiwa z uznaniem głową
-Po prostu doszłam wreszcie do wniosku, że to nie ma sensu. Skoro sama siebie nie jestem w stanie dłużej oszukiwać, to po co to robić wszystkim dookoła?
-I to są słowa, które leją miód na moje serce.-uśmiecha się- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę, że jesteś z nim szczęśliwa.-mówi- I jestem niemal pewna, że za jakąś dłuższą chwilę będę się spotykać z panią..
-O nie, nie mów tego!-przerywasz jej zakrywając twarz dłońmi
-Czemu nie?-śmieje się- Jezus, Lili czy ty się kiedykolwiek zastanawiałaś nad tym, że wy we dwoje będziecie małżeństwem jak z okładki? Albo na tym jakie piękne będą moje chrześniaki?
-Hola, hola koleżanko, hamuj piętą.-kręcisz z niedowierzaniem głową
-Och Lili, ja też uważam, że moje prawnuki będą dziećmi co najmniej zjawiskowo rozkosznymi i pięknymi.-wtrąca się nagle twoja babcia pojawiająca się z regionalnymi przysmakami w ręku
-To bardzo niewygodny temat, więc apeluję o jego zakończenie.-odpowiadasz nieco zażenowana
-No, ale nie powiesz nam, że się tym ani przez chwilę nie zachwyciłaś?
-Nie, bo nie lubię dzieci i nie planuję ich mieć.-odpowiadasz spragnionym informacji paniom- A teraz zmieńmy temat, dobrze?
-I tak za góra pięć lat skończysz z obrączką na palcu i mini Conte na rękach.-chichocze Joanna, nie zważając także na twoje mordercze spojrzenie.
Pomimo faktu, iż byłaś jedną z głównych atrakcji w czasie tego wyjazdu jeśli chodziło o rozmowy, to musiałaś przyznać, że ten tydzień spędzony w rodzinnych stronach swojego ojca naprawdę dobrze na ciebie wpłynął. Wypoczęłaś i nie byłaś już taka spięta. Mogłaś choć na chwilę zapomnieć o obawach związanych z wyjściem na wolność twojego dawnego oprawcy. I nawet tęsknota za Argentyńczykiem nie wydawała się być już tak mocno przytłaczająca. Z całą pewnością pomógł ci w tym także fakt, iż minęły już dwa tygodnie i niebawem mieliście się wreszcie zobaczyć.
-Cześć tato, zapomniałam czegoś?-ściągasz brwi widząc telefon od ojca w drodze powrotnej do domu
-Nie kochanie.-zaprzecza- Dzwonię żeby ci podziękować raz jeszcze za to, że do nas zajrzałaś.
-Proszę cię, to ja powinnam podziękować wam za przygarnięcie nas.
-Tu akurat nie ma za co, to także twoje miejsce Lili.-odpowiada mężczyzna
-Wiem.-uśmiechasz się pod nosem
-I wiesz co?-dodaje po chwili- Dawno nie widziałem cię tak szczęśliwej. I nie mam już na myśli poprzedniego tygodnia. Mówię ogólnie.
-Bo mam wreszcie powody ku temu, by być szczęśliwą tato.-odpowiadasz zgodnie z prawdą- Wszystko wreszcie w moim życiu wygląda tak, jak zawsze wyglądać powinno.
-Nawet nie wiesz jak moje stare serce się raduję słysząc takie słowa.-odpowiada ciepło
-Nie przesadzaj z tą starością, dobrze?
-Postaram się królewno.-odpowiada ojciec- Więc baw się dobrze na wakacjach no i oczywiście pozdrów mojego zięcia, słoneczko.
-Tato...
-Trzymaj się córeczko.-śmieje się mężczyzna po czym wasza rozmowa dobiega końca.
Wasza podróż do Bełchatowa mija całkiem szybko i przyjemnie. Odwozisz swoją towarzyszkę, oczywiście nie potrafiąc jej odmówić wstąpienia na przysłowiową herbatę. Oczywiście obiecane pół godziny trwało zdecydowanie dłużej, aczkolwiek była to o wiele przyjemniejsza opcja na spędzenie wieczoru, aniżeli wieczór na kanapie z kotem. Tym oto sposobem wybiła godzina dwudziesta, oznajmiająca, iż od blisko pięciu godzin bawisz u Joanny. Dlatego też wreszcie zebrałaś się w sobie i postanowiłaś udać się w drogę powrotną do domu. Po pożegnaniu się z przyjaciółką obyłaś krótką rozmowę telefoniczną z Mikołajem, który w czasie twojej nieobecności miał przypilnować Bonda i wszelakie sprawy w mieszkaniu.
Po jakichś piętnastu minutach dotarłaś wreszcie do domu. Po wtarganiu walizki na drugie piętro i blisko pięciominutowych poszukiwaniach kluczy w torebce, okazało się, iż drzwi były otwarte, co wydawało ci się być dość dziwne. Dostrzegłaś jednak klucze Mikołaja leżące na komodzie w przedpokoju.
-Mikołaj?-nawołujesz- Nie spodziewałam się raczej komitetu powitalnego z twojej strony.-mówisz nieco rozbawiona po czym zapalasz światło w kuchni i niemal zamierasz.
-A co powiesz na powitanie z mojej strony, mała suko.-uśmiecha się szyderczo. Stoisz jak sparaliżowana, nie mając pojęcia co robić bo wszelakie mięśnie zastygły w bezruchu, nie pozwalając ci ruszyć się ani na krok z miejsca. Nagle w jednej chwili znowu byłaś dwunastoletnią dziewczynką, bojącą się własnego cienia...
~*~
Dzisiaj witam nieco słodko-gorzko.
Słodko, bo dziś jest dla mnie absolutnie wyjątkowy dzień, otóż wkraczam w pełnoletność :) Gorzko, bo z tyłu głowy wciąż niestety pozostaje smutek, bo tym buraczanym brązie z PŚ. Jednak, co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
Niemal cały rozdział sielankowy i idylliczny, jednak końcówka może jeżyć włos na głowie..
I jak to ja, z takim zakończeniem pozostawiam Was przez najbliższe dni :)
Ściskam,
wingspiker.
Dzisiaj witam nieco słodko-gorzko.
Słodko, bo dziś jest dla mnie absolutnie wyjątkowy dzień, otóż wkraczam w pełnoletność :) Gorzko, bo z tyłu głowy wciąż niestety pozostaje smutek, bo tym buraczanym brązie z PŚ. Jednak, co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
Niemal cały rozdział sielankowy i idylliczny, jednak końcówka może jeżyć włos na głowie..
I jak to ja, z takim zakończeniem pozostawiam Was przez najbliższe dni :)
Ściskam,
wingspiker.