piątek, 25 września 2015

#dieciocho.

#podkład.

  W twoim życiu nie było zbyt wielu pożegnań. Być może dlatego, że nie miałaś dotychczas zbyt wielu osób w swoim gronie, które na pewien okres znikałby z twojego życia. A już na pewno na palcach jednej ręki mogłaś policzyć osoby, których wyjazd, mógł cię przejąć. Choć może nie byłaś osobą zbyt wylewną jeśli chodziło o uczucia, to z całą pewnością wyjazd Conte wcale nie napawał cię optymizmem. Mimo, że czasem naprawdę cię denerwował i miałaś momentami ochotę go udusić, jednak wizja kilkunastu dni spędzonych bez jego osoby obok, wydawała się być nieco przerażająca. Zwłaszcza, że od pewnego czasu widywałaś go codziennie, miałaś go do własnej dyspozycji przez niemal całą dobę. 
 -Tylko mi nie mów, że będziesz płakać.-rzuca kiedy obserwujesz go sprawnie pakującego swoje manatki
 -Nie chciałabym.-ściągasz brwi
 -Wiesz, że moja propozycja jest wciąż aktualna.-kuśtyka w twoim kierunku- Możesz jeszcze zmienić zdanie.
 -Och, wiem.-kiwasz głową- Ale wiesz, że teraz nie mogę.-krzywisz się- A odpoczynek od siebie dobrze zrobi nam obydwojgu.
 -Powiedzmy, że ci wierzę.-uśmiecha się delikatnie- Będę za tobą tęsknił i to okropnie, wiesz?-dodaje po chwili opierając swoją głowę o twoją
 -Coś mi się obiło o oczy.-odpowiadasz spoglądając prosto w jego oczy. Chyba dopiero w tym momencie, dotarło do ciebie jak bardzo będzie ci brakować tego bruneta. A także to, jak bardzo przywykłaś do jego obecności. Już w tej chwili wiedziałaś, że najbliższe tygodnie będą dla ciebie naprawdę trudne. 
 -Do zobaczenia za chwilę?
 -Chwilę.-prychasz patrząc smutno w jego kierunku
 -Mam nadzieję, że te dwa tygodnie minął tak szybko.-unosi twój podbródek do góry- Masz być grzeczna, pamiętaj, że mam tu swoich szpiegów.-śmieje się
 -Ja we Włoszech i w Argentynie nie mam szpiegów, aczkolwiek też masz się pilnować Conte.-grozisz mu palcem- No i możesz przestać być kaleką.
 -Zrobię wszystko, co w mojej mocy.-mówi z absolutną powagą- Ale i tak mi będzie cię brakować Lili.
 -Mi ciebie też.-kiwasz głową po czym wzdychasz ciężko. 
 -Szybko minie, zobaczysz.-uśmiecha się pokrzepiająco
 -Wierzysz w to, tak?-śmiejesz się
 -Jeśli mam być szczery to nie.-wtóruje ci- Dostaję czegoś na samą myśl, że tak długo cię nie zobaczę. Że zostawiam cię tutaj samą.-wzdycha
 -Nic mi nie będzie. Obiecuję.-mówisz- Nie musisz się o mnie martwić. 
 -Muszę, bo mi na tobie zależy.-wypowiada te słowa nie odrywając od ciebie wzroku. Ten organ, który dotychczas uważałaś za wymarły dał o sobie znać właśnie w tej chwili. Poczułaś ściskanie po lewej stronie, swojej klatki piersiowej. A do tego miałaś wrażenie, że za chwilę mogłaś się po prostu rozpłakać. Sama byłaś dość zaskoczona swoimi własnymi reakcjami. Jednak w tym momencie nie miałaś ochoty się nad tym zastanawiać. W obecnej chwili chciałaś po prostu dalej tkwić w objęciach Conte i za nic w świecie nie realizować planu pod tytułem samotne tygodnie. 
 -Muszę iść.-rzuca jakby od niechcenia 
 -Mhm.-mruczysz wyczuwając jakikolwiek brak reakcji z jego strony na własne słowa
 -Może jednak pojedziesz ze mną?
 -Zrobiłabym to z szaloną rozkoszą Facu, ale wiesz, że nie mogę. Za cholerę nie mogę.-krzywisz się- Więc nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej i znikaj mi z widoku zanim mnie doprowadzisz do jakiegoś dziwnego stanu emocjonalnego.-zaordynowałaś stanowczo czując ogromną falę smutku wylewającą się z twojego wnętrza.
 -Gdyby jeszcze zostawienie cię, było tak proste.-uśmiecha się dość ironicznie- Naprawdę nie sądziłem, że nie będę potrafił się zmusić do odejścia.
 -A odchodzisz?
 -Nie.-przeczy niemal natychmiast- Czasowo emigruję, na cholerne kilkanaście dni, ale wrócę. Tak szybko jak będę mógł.-przytula cię do siebie- Lili, do czego ty mnie doprowadzasz.-wzdycha
 -Myślę, że do podobnych rzeczy, do których posuwam się przez ciebie.-odpowiadasz mu- Chociażby do płaczu.
 -Płaczesz?-pyta zszokowany
 -Na to wygląda.-ocierasz pojedynczą łzę- Więc idź już sobie zanim mnie kompletnie rozkleisz.
 -Okej, już sobie idę.-śmieje się- Widzimy się niedługo.-mówi nieco ciszej po czym z największą czułością składa pocałunek na twoich miękkich od łez, wargach. Tak bardzo chciałaś by ta chwila trwała i trwała. Jednak wiedziałaś, że za chwilę odejdzie. Nie będzie go obok. I chyba właśnie ta myśl sprawiła, że w chwili w której straciłaś go z oczu, po prostu się rozkleiłaś. Sama do końca się nie rozumiałaś. Ale to był chyba po prostu jeden z wielu dowodów na to, że znaczył dla ciebie naprawdę wiele. Więcej aniżeli mogłabyś się tego sama spodziewać.
  Pierwsze dni bez Conte wydawały się być nieskończonością. Każda minuta ciągnęła się niemal jak godzina, a z kolei ta wydawała się być niemal dobą. Z całą pewnością negatywnie wpływał na to fakt, iż miałaś świadomość, iż w domu nie spotkasz nikogo poza kotem. Nie będziesz miała okazji urozmaicić swojego wieczoru, bo znajomi z Joanną na czele aktualnie przebywali poza zasięgiem. O Mikołaju nawet nie wspominałaś, on nawet będąc w Bełchatowie wydawał się być kilometry od ciebie. Tak, więc przez pierwszy tydzień od wyjazdu bruneta zostałaś pustelnikiem. Obejrzałaś w tym czasie chyba wszystkie możliwe komedie romantyczne, dramaty, sequele i thrillery jakie były do obejrzenia. Przeczytałaś także książki do których przeczytania, zebrać się nie mogłaś od ładnych paru lat. Przy okazji odbywałaś ponad trzygodzinne rozmowy z Conte, który nie byłby sobą, gdyby nie kusił cię przyjazdem do Włoch, gdzie aktualnie zamieszkiwała jego najbliższa rodzina. Oczywiście nie była to byle jaka rozmowa, raz na jakiś czas. Rozmawialiście codziennie. Nawet po kilka razy. Co lepsze, nie denerwował cię nawet tak bardzo, gdy w godzinach twojej pracy, wysyłał ci zdjęć ze słonecznej Italii nie zapominając o zaznaczeniu, iż panuje tam aktualnie wyśmienita pogoda i jest cała masa atrakcji podczas, gdy w Polsce pogoda wydawała się być kobietą i na przemian serwowała tajfuny i słońce. Po tym tygodniu byłaś już tak znużona tęsknieniem za Conte, że byłaś niemal gotowa z miejsca się zwolnić z pracy i do niego jechać. Tak po prostu. Przerażał cię momentami własny tok myślenia, jednak stwierdziłaś, że nie byłby to tak głupi pomysł. Zwłaszcza, że im dłużej pracowałaś w korporacji, tym bardziej tego nienawidziłaś. A to tylko przybliżało cię do decyzji, z której podjęciem obnosiłaś się już w zasadzie od pierwszego dnia swojej pracy tutaj. Dlatego też w porywie chwili, po prostu spakowałaś wszystkie swoje rzeczy, zgarniając je z biurka do wielkiego pudła, wręczyłaś wypowiedzenie i już jako wolny człowiek wróciłaś do domu. 
 -Co zrobiłaś?-dopytywała Joanna, która powróciła z wakacji
 -To co powiedziałam.-odpowiadasz ze spokojem- Zwolniłam się z pracy.
 -I co teraz będziesz robić? Sortować skarpety w hurtowni? Czy może kroić mięcho w spożywczaku?
 -Dziergać ci szaliki.-przewracasz oczami- Chcę robić coś, co naprawdę będzie mi sprawiało satysfakcję.
 -Zostaniesz szefem kuchni?-nie czeka na odpowiedź
 -To byłaby całkiem fajna opcja.-kiwasz głową
 -Więc na co czekasz, kochana?
 -To nie jest takie proste.-kręcisz głową- Żeby nim zostać trzeba mieć kursy, staże i tym podobne. Gotowanie dla siebie czy znajomych tym, niestety nie jest.-wzdychasz
 -Dla chcącego nic trudnego Lili. Zwłaszcza dla ciebie.-uśmiecha się pokrzepiająco
 -Taką mam właśnie nadzieję.-uśmiechasz się- Ale abstrahując od tematu, opowiadaj jak wakacje?
 -Szczerze?-spogląda na ciebie- Nie wiem czy nie były one końcem pewnej epoki.
 -A tak dokładniej?-dopytujesz
 -Kłóciliśmy się, dosłownie o każdą możliwą pierdołę. To był katorga.-wzdycha- Kocham Hiszpanię, ale niestety po prostu odliczałam dni do powrotu.-mówi smutno- Sądziłam, że jeszcze będzie tak jak kiedyś, że powróci mu rozum. Niestety, ale w zastraszającym tempie zaczyna go ubywać.
 -To facet, on się zorientuję.
 -To na pewno, tylko kiedy? Ja nie mam już cierpliwości by czekać. Za długo to trwa.-wypuszcza głośno powietrze z ust- Z resztą obydwoje doszliśmy do wniosku, że potrzebujemy przerwy od siebie..
 -O nie, rozstaliście się?-nie możesz wręcz uwierzyć jej słowom- Faceci to naprawdę beznadziejny gatunek.
 -Zwłaszcza, że nie wydawał się być bardzo poruszony tym faktem i jak gdyby nigdy nic, zabrał kolegę i pojechał sobie do Stanów.-przewraca oczami
 -W takim razie co powiesz na małą wycieczkę?-wpadasz na pomysł- Co prawda to nie będzie USA, ale też nie lada metropolia.-chichoczesz
 -Gdziekolwiek by to nie było, masz mnie słoneczko. 
Tym oto sposobem nazajutrz znalazłyście się nigdzie indziej, jak w sercu polskich gór. Obydwie potrzebowałyście zmiany otoczenia. A to było zdecydowanie najlepsze miejsce do leczenia wszelkich rozterek, pozbycia się trosk. To był twój bezpieczny azyl w którym czułaś się zupełnie wolna od wszelakich negatywnych myśli. Z resztą to miejsce napełniało cię niesamowicie pozytywną energią. Tutaj mogłaś dosłownie wszystko. Wstać o piątej nad ranem z pokładem energii, zupełnie wypoczęta i gotowa do wszelakich zadań specjalnych. Nawet piesza wycieczka wraz z Joanną nad Morskie Oko czy Dolinę Pięciu Stawów nie była taka straszna jakby się wydawać mogło. Nawet pomimo ogromnego zmęczenia i potwornych zakwasów. Tutaj po prostu wszystko nabierało zupełnie innego znaczenia. 
 -W sumie nie dziwię ci się, że jak tu ostatnio byłaś to się tak zasiedziałaś.-oznajmiła Joanna kiedy wieczorem siedziałyście na ganku, obserwując widoczne w oddali góry.- Mogłabym tu zamieszkać.
 -Tu raczej nie ma wielkiego popytu na psychoterapeutów.-śmiejesz się
 -Nie ważne, zostałbym góralką.-chichocze przyjaciółka- Zostałabym bacą, mieszkałabym wysoko w górach ze swoim stadem owiec i psem, mając głęboko w poważaniu wszystkich kretynów z Andrzejem na czele.
 -Nie wiem kto by pierwszy nie wytrzymał, ty czy owce.-dodajesz nieco humorystycznie
 -Ty nie masz tak, że czasem masz ochotę rzucić wszystko w cholerę i tak po prostu wyjechać? Chociażby tutaj?-pyta zupełnie poważnie
 -Och i to nie raz miałam takie myśli.-wzdychasz- Aczkolwiek ostatnimi dniami miałam ochotę gdzie indziej wyemigrować.-uśmiechasz się
 -Wcale ci się nie dziwię.-uśmiecha się nieznacznie- Jak tak na was patrzyłam wtedy na hali to nasunęło mi się tylko jedno stwierdzenie. Love is in the air.-szczerzy się
 -Możliwe, że coś jest w tym co mówisz.-przyciągasz do siebie kolana
 -Cieszę się, że już nie wypierasz tego, co oczywiste.-kiwa z uznaniem głową
 -Po prostu doszłam wreszcie do wniosku, że to nie ma sensu. Skoro sama siebie nie jestem w stanie dłużej oszukiwać, to po co to robić wszystkim dookoła?
 -I to są słowa, które leją miód na moje serce.-uśmiecha się- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę, że jesteś z nim szczęśliwa.-mówi- I jestem niemal pewna, że za jakąś dłuższą chwilę będę się spotykać z panią..
 -O nie, nie mów tego!-przerywasz jej zakrywając twarz dłońmi
 -Czemu nie?-śmieje się- Jezus, Lili czy ty się kiedykolwiek zastanawiałaś nad tym, że wy we dwoje będziecie małżeństwem jak z okładki? Albo na tym jakie piękne będą moje chrześniaki?
 -Hola, hola koleżanko, hamuj piętą.-kręcisz z niedowierzaniem głową
 -Och Lili, ja też uważam, że moje prawnuki będą dziećmi co najmniej zjawiskowo rozkosznymi i pięknymi.-wtrąca się nagle twoja babcia pojawiająca się z regionalnymi przysmakami w ręku
 -To bardzo niewygodny temat, więc apeluję o jego zakończenie.-odpowiadasz nieco zażenowana
 -No, ale nie powiesz nam, że się tym ani przez chwilę nie zachwyciłaś?
 -Nie, bo nie lubię dzieci i nie planuję ich mieć.-odpowiadasz spragnionym informacji paniom- A teraz zmieńmy temat, dobrze?
 -I tak za góra pięć lat skończysz z obrączką na palcu i mini Conte na rękach.-chichocze Joanna, nie zważając także na twoje mordercze spojrzenie. 
  Pomimo faktu, iż byłaś jedną z głównych atrakcji w czasie tego wyjazdu jeśli chodziło o rozmowy, to musiałaś przyznać, że ten tydzień spędzony w rodzinnych stronach swojego ojca naprawdę dobrze na ciebie wpłynął. Wypoczęłaś i nie byłaś już taka spięta. Mogłaś choć na chwilę zapomnieć o obawach związanych z wyjściem na wolność twojego dawnego oprawcy. I nawet tęsknota za Argentyńczykiem nie wydawała się być już tak mocno przytłaczająca. Z całą pewnością pomógł ci w tym także fakt, iż minęły już dwa tygodnie i niebawem mieliście się wreszcie zobaczyć. 
 -Cześć tato, zapomniałam czegoś?-ściągasz brwi widząc telefon od ojca w drodze powrotnej do domu
 -Nie kochanie.-zaprzecza- Dzwonię żeby ci podziękować raz jeszcze za to, że do nas zajrzałaś. 
 -Proszę cię, to ja powinnam podziękować wam za przygarnięcie nas.
 -Tu akurat nie ma za co, to także twoje miejsce Lili.-odpowiada mężczyzna
 -Wiem.-uśmiechasz się pod nosem
 -I wiesz co?-dodaje po chwili- Dawno nie widziałem cię tak szczęśliwej. I nie mam już na myśli poprzedniego tygodnia. Mówię ogólnie.
 -Bo mam wreszcie powody ku temu, by być szczęśliwą tato.-odpowiadasz zgodnie z prawdą- Wszystko wreszcie w moim życiu wygląda tak, jak zawsze wyglądać powinno.
 -Nawet nie wiesz jak moje stare serce się raduję słysząc takie słowa.-odpowiada ciepło
 -Nie przesadzaj z tą starością, dobrze?
 -Postaram się królewno.-odpowiada ojciec- Więc baw się dobrze na wakacjach no i oczywiście pozdrów mojego zięcia, słoneczko.
 -Tato...
 -Trzymaj się córeczko.-śmieje się mężczyzna po czym wasza rozmowa dobiega końca.
Wasza podróż do Bełchatowa mija całkiem szybko i przyjemnie. Odwozisz swoją towarzyszkę, oczywiście nie potrafiąc jej odmówić wstąpienia na przysłowiową herbatę. Oczywiście obiecane pół godziny trwało zdecydowanie dłużej, aczkolwiek była to o wiele przyjemniejsza opcja na spędzenie wieczoru, aniżeli wieczór na kanapie z kotem. Tym oto sposobem wybiła godzina dwudziesta, oznajmiająca, iż od blisko pięciu godzin bawisz u Joanny. Dlatego też wreszcie zebrałaś się w sobie i postanowiłaś udać się w drogę powrotną do domu. Po pożegnaniu się z przyjaciółką obyłaś krótką rozmowę telefoniczną z Mikołajem, który w czasie twojej nieobecności miał przypilnować Bonda i wszelakie sprawy w mieszkaniu. 
Po jakichś piętnastu minutach dotarłaś wreszcie do domu. Po wtarganiu walizki na drugie piętro i blisko pięciominutowych poszukiwaniach kluczy w torebce, okazało się, iż drzwi były otwarte, co wydawało ci się być dość dziwne. Dostrzegłaś jednak klucze Mikołaja leżące na komodzie w przedpokoju.
 -Mikołaj?-nawołujesz- Nie spodziewałam się raczej komitetu powitalnego z twojej strony.-mówisz nieco rozbawiona po czym zapalasz światło w kuchni i niemal zamierasz.
 -A co powiesz na powitanie z mojej strony, mała suko.-uśmiecha się szyderczo. Stoisz jak sparaliżowana, nie mając pojęcia co robić bo wszelakie mięśnie zastygły w bezruchu, nie pozwalając ci ruszyć się ani na krok z miejsca. Nagle w jednej chwili znowu byłaś dwunastoletnią dziewczynką, bojącą się własnego cienia...


~*~
Dzisiaj witam nieco słodko-gorzko.
Słodko, bo dziś jest dla mnie absolutnie wyjątkowy dzień, otóż wkraczam w pełnoletność :) Gorzko, bo z tyłu głowy wciąż niestety pozostaje smutek, bo tym buraczanym brązie z PŚ. Jednak, co nas nie zabije, to nas wzmocni, prawda?
Niemal cały rozdział sielankowy i idylliczny, jednak końcówka może jeżyć włos na głowie..
I jak to ja, z takim zakończeniem pozostawiam Was przez najbliższe dni :)
Ściskam,
wingspiker.

piątek, 18 września 2015

#diecisiete.


  Wbrew wszelkim komplikacjom, następne tygodnie twojego życia upłynęły w naprawdę przyjemnej atmosferze. Jak się okazało, twój dawny oprawca przebywał w Gdańsku bacznie obserwowany przez tamtejszą policję, więc jego obecność w Bełchatowie była niemal niemożliwa. Zdecydowanie uspokoiła cię ta informacja od detektywa twojej matki. Dlatego też odstawiłaś wszelkie zmartwienia na bok i mogłaś normalnie funkcjonować, nie jak pustelnik. Ogólnie rzecz biorąc atmosfera wokół ciebie zrobiła się jakby lżejsza. Conte może nie był już tak bardzo przewrażliwiony na twoim punkcie, aczkolwiek w dalszym ciągu nie udało ci się go wypchnąć za próg mieszkania. Tym oto sposobem wciąż mieszkaliście razem, choć Mikołaj wrócił do Bełchatowa, zamieszkał jednak ze swoją ukochaną. A jeśli miałaś być szczera, nie przejął cię za bardzo ten fakt. Bo pojedynczym przypływie szczerości z jego strony, nie miałaś z nim kontaktu. Jak gdybyś nie istniała, a więc ty nie pozostawałaś mu dłużna. 
 -Zastanawiałaś się już, co zrobisz jak on wyjedzie?-przerwała ci rozmyślanie Joanna
 -Nie mam pojęcia.-wzruszasz ramionami- To nie koniec świata.
 -Generalnie rzecz biorąc nie, ale ten sezon reprezentacyjny jest dość długi. Całe cztery miesiące.-odpowiada
 -Na razie jeszcze o tym nie myślę.-kręcisz głową
 -Wakacje?
 -O nich owszem, myślę, aczkolwiek do tego jeszcze dłuższa chwila.-odpowiadasz starając się skupić na oglądanym przez was spotkaniu
 -Miejmy nadzieję, że nie taka długa, bo przysięgam, zabiję go jeśli znowu będzie narzekał, że przegrali.-wzdycha twoja towarzyszka
 -Tylko nie dzwoń do mnie jak będziesz potrzebowała pomocy w ukryciu ponad dwumetrowych zwłok, okej?-zachichotałaś.
 Jednak patrząc na dalszą grę drużyny z Bełchatowa, szybko straciłaś humor. W dalszym ciągu nie potrafili wyjść z dołka w który wpadli tuż przed Final Four. Niemały zawał przeżywałyście obydwie w chwili kiedy przegrywali już dwa do jednego, aczkolwiek apogeum emocji osiągnęłaś na początku czwartego seta, kiedy brunet upadł na boisko z ogromnym grymasem bólu na twarzy. Choć wrócił chwilę później na boisko, to widziałaś po jego twarzy, że nie jest do końca w porządku bo nie był w stanie pomóc kolegom na tyle, ile by chciał, co niestety skutkowało się porażką i piątym meczem w Bełchatowie. Chcąc, nie chcąc martwiłaś się trochę o jego stan, więc nie mogłaś się obyć bez rozmowy telefonicznej. Pomimo jego zapewnień, że nie jest tak źle, doskonale wiedziałaś, że coś musiało być na rzeczy bo zdecydowanie cię zbywał. Dlatego też wbrew jego zakazu postanowiłaś wybrać się po Energię by naocznie się przekonać o jego słowach. Tak jak się spodziewałaś, kuśtykał na jednej nodze.
 -Wszystko okej, tak?-rzucasz
 -Mówiłem ci żebyś się nie tłukła w nocy.-mierzy cię spojrzeniem
 -Jak widać okropnie się nawzajem słuchamy.-chichoczesz cicho- No już nie patrz na mnie tak gniewnie, martwiłam się, okej?
 -Okej.-łagodnieje po chwili i przyciąga cię do siebie składając przelotny pocałunek na ustach. 
W przeciwieństwie do niego, nie zachowywałaś się w tak znacznym stopniu jak matka kwoka. Co prawda w pokucie trzymałaś go nieco na dystans, aczkolwiek z całą pewnością nie planowałaś wepchnąć go do izolatki żeby wydobrzał. Nie powiesz by nie była to kusząca perspektywa, aczkolwiek za bardzo ci go było szkoda, aby porwać się na takie złośliwości ze swojej strony. 
 -Jak się rokowania?-pytasz go spoglądając na kostkę w niemal purpurowym odcieniu
 -Jak dobrze pójdzie za dwa tygodnie będę mógł już normalnie chodzić.-kiwa głową- A pytasz, bo..?
 -Bo jakby coś kiedyś wspominałeś o wakacjach i pomyślałam, że...
 -Sądzisz, że się wywiniesz, tak?-przerywa ci- Nie masz żadnych, nawet najmniejszych szans.-szczerzy się
 -Och nie, nie wiem jak to przeżyję.-mówisz z trudem utrzymując powagę
 -Tylko, że to jest dopiero za prawie trzy tygodnie.-krzywi się- Nie chciałbym cię tu zostawiać.
 -Oj daj spokój.-przewracasz oczami- Nie widziałeś się z rodziną ze sto lat, a odpoczynek od siebie naprawdę dobrze nam zrobi.
 -Tak myślisz?
 -Jestem absolutnie pewna.-kiwasz głową- Jestem pewna, że Joanna nie pozostawi mnie samopas, tak samo jak mój ojciec, więc możesz być spokojny.
 -Po prostu wciąż nie jestem taki do końca przekonany.-ściąga brwi
 -Naprawdę nic mi nie grozi.-spoglądasz na niego- Nie musisz zaprzątać sobie mną głowy.
 -Ale chcę.-odpowiada ci z rozbrajającą szczerością- To całkiem przyjemne zajęcie.
 -To chyba zwariujesz przez najbliższe dwa tygodnie.-śmiejesz się
 -Nawet mi nie przypominaj, okej?-odpowiada równie rozbawiony- Aczkolwiek pociesza mnie to, że będę miał potem równie długą rekompensatę.-szczerzy się 
 -Wciąż nie jestem jakoś do tego przekonana. 
 -A teraz?-pyta po czym zachłannie wpija się w twoje usta powodując dreszcze na niemal całym twoim ciele. 
 -Trochę bardziej.-szepczesz zupełnie oddając się jego pocałunkom- Aczkolwiek nie planuję wykorzystywać kaleki.-dodajesz po dłuższej chwili namiętnych pieszczot. Oczywiście nie spotkało się to z aprobatą Conte, który starał się usilnie zmieniać twoje zdanie. Stwierdziłaś jednak, że przyszła pora na rekompensatę w zamian za to, jak traktował cię za obłożnie chorą po nokaucie Claude'a. Oczywiście twój niecny plan został dość szybko odkryty i sprawnie wykorzystany przeciw tobie.
 -Nie widzę tu nigdzie tabliczki z plażą dla prawie nudystów.-komentujesz kiedy siedzisz na łóżku z książką w ręku, a brunet paradował przed tobą owinięty w pasie ręcznikiem poszukując z całą pewnością jakiegoś odzienia wierzchniego.
 -Myślę, że jesteś akurat ostatnią osobą, która powinna w tym momencie narzekać.-rzucił przez ramię
 -Wiesz, że nie umiesz się gniewać, co?-chichoczesz
 -Nie gniewam się.-burczy pod nosem
 -Chociaż wiesz jak bardzo mnie wkurzałeś kiedy mnie traktowałeś jak trędowatą.-mówisz nieco rozbawiona jednak on wyraźnie nie reagował. Musiałaś więc przejąć inicjatywę i jakoś wkupić w łaskę urażonego męskiego ego. Dlatego też podniosłaś się z łóżka i nieśpiesznym krokiem podążyłaś w jego kierunku. 
 -Conte, czasem mnie tak bardzo wkurzasz, że mam ochotę ci przyłożyć. Chociażby teraz.-powiedziałaś przytulając się do jego umięśnionych pleców- Ale i tak cię lubię. Nawet bardziej niż lubię.-mówisz zupełnie szczerze, co musi go zdecydowanie dziwić bo przez dłuższą chwilę nie mówi nic. Dopiero po kilku sekundach jednym ruchem zmienia twoją pozycję tak, iż stoisz tuż przed nim, czując idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową.- Już ci przeszło Don Juanie?-pytasz
 -Jeszcze niezupełnie.-odpowiada zakładając ci kosmyk włosów za ucho jednocześnie bacznie cię przy tym obserwując
 -Wiesz, że mówiłam prawdę.-mówisz po chwili
 -Wiem.-odpowiada zdawkowo, a ty zniecierpliwiona jego awersją do konwersacji opierasz głowę o jego tors.
 -Odezwiesz się czy do reszty pochłonął cię szok Conte?-nie wytrzymujesz tej ciszy
 -Po prostu zastanawiam się, kiedy to wszystko się stało.
 -Co znowu?-ściągasz brwi spoglądając na niego
 -To, że tak bardzo straciłem dla ciebie głowę, choć pierwotnie nie planowałem.
 -To całkiem znajome rozważanie.-kiwasz głową
 -A to głupie, uprzykrzające każdą sekundę życia, uczucie, że powoli chyba zaczynasz tracić kontrolę nad emocjami?
 -A więc zacząłeś się zastanawiać czy to ma sens?-mrużysz oczy
 -Nie.-przeczy- Zacząłem się zastanawiać kiedy tak naprawdę zrozumiałem jedną rzecz.
 -Niech zgadnę.-mówisz- To, że naprawdę ci zależy? Że to nie tylko nic nieznacząca znajomość?-pytasz cicho, a on kiwa twierdząco głową.
 -Naprawdę chcę z tobą być.-dodaje dopiero po chwili opierając swoją głowę o twoją- To jest aż przerażające jak bardzo.
 -Dla mnie też, ale dochodzi do mnie to dopiero wtedy kiedy cię nie ma i mogę racjonalnie myśleć.-odpowiadasz mu- Pozbawiasz mnie wszelkiego racjonalnego myślenia Conte, a co gorsze naprawdę mi się to podoba.
 -Cieszę się, że mogę ci się przysłużyć.-uśmiecha się- A teraz mi odpowiedz na jedno pytanie.
 -Nie muszę.-kręcisz głową- Znasz odpowiedź, bo jest taka sama jak twoja.-szepczesz po czym całujesz go najczulej jak potrafisz, zapominając na chwilę o całym świecie. Choć naprawdę przerażało cię to, co czułaś kiedy tylko pojawiał się w zasięgu twojego wzroku, to za nic w świecie nie chciałaś tego przerywać. Nie walczyłaś z tym, już nie. To było zbyt silne, byś była w stanie zwalczyć to uczucie. Po prostu, dałaś się temu rozwinąć, bez żadnych zbędnych zahamowań. 
 -Już mi przeszło.-szepcze ci do ucha po czym składa delikatny pocałunek na twoim policzku kiedy leży tuż obok ciebie.
 -Mhm.
 -Jesteś jedyną osobą na tym świecie, na którą nie potrafię się gniewać, wiesz o tym.
 -Mhm.-mruczysz zupełnie zmęczona
 -Chyba nie jesteś zbyt rozmowna, co?-pyta rozbawiony
 -Mhm.
 -Okej, dobranoc.-śmieje się, a ty niewiele potem zapadasz w głęboki i jakże sen.
Ze snu wyrywały cię promienie słoneczne przyjemne opadające na twoją twarz. Kiedy się rozejrzałaś, stwierdziłaś, że jesteś sama, jednak z salonu dochodziły cię dźwięki rozmowy. Nieco rozbudzona, przekręciłaś się na brzuch wsłuchując cię w dźwięczny głos Argentyńczyka.
 -Nie, naprawdę nie mogę.-dało się usłyszeć- Po prostu zaplanowałem już wakacje, przepraszam... Naprawdę sądzisz, że wolałbym wakacje z Sebą niż z rodziną, tak?-zaśmiał się- I tak do was wpadnę, w czym problem?-westchnął cicho- Daj spokój, naprawdę mam inne plany i nie dam się namówić... O nie, nie dam się, nie weźmiesz mnie na litość.-mówi rozbawiony- Zgadnij... Tak, z nią.-odpowiada, a ty domyślasz się, że mówił właśnie o tobie- O nie, to zdecydowanie coś innego... Tak, jestem tego absolutnie pewien.-mówi stanowczo- Nie musisz się martwić, nie ma potrzeby... To naprawdę nie jest to samo, co wtedy.-dodaje nieco ciszej- To jest.. naprawdę coś silniejszego.-wzdycha- Nie, nie mam wątpliwości.-odpowiada swojemu rozmówcy- Tak, wydaje mi się, że tak... Mówisz jakby to, że się zakochałem było jakimś absolutnym zjawiskiem?-śmieje się- Okej, rozumiem.-odpowiada wciąż rozbawiony- Do zobaczenia.
Dłuższą chwilę zajęło cię przetrawienie tego, co właśnie usłyszałaś. Oczywiście, byłaś świadoma własnych uczuć, jak i uczuć Conte, ale wypowiedziane na głos wydawały się być ogromną abstrakcją. Aczkolwiek należało przyznać, dość przyjemną abstrakcją.
  Choć nie przyznałaś się mu, że słyszałaś jego rozmowę, to zaczął coś podejrzewać kiedy uśmiechałaś się jak głupia do siebie. Bo to, co usłyszałaś wlało w ciebie całe tony przyjemnych uczuć, które trudno było ukryć. Nawet przed sobą samą.
 -Ktoś cię zaraz rozbierze wzrokiem.-chichocze Joanna kiedy siedzicie obok siebie na bełchatowskiej hali, a ciebie pochłaniało niemal w całości w spojrzenie Conte, który siedział nieopodal za bandami.- Czy coś się między wami wydarzyło o czym chciałabyś mi powiedzieć?
 -A co miałoby się wydarzyć?-ściągasz brwi
 -Tak po prostu zamiast na kolegów patrzy na ciebie, a ty uśmiechasz się jak kretynka do siebie?-dość szybko cię rozszyfrowała
 -Czy naprawdę powinnyśmy tutaj o tym rozmawiać?-jęczysz
 -A sądzisz kochana, że ci odpuszczę?-chichocze- Gadaj moja droga panno, jak na przesłuchaniu.
 -Po prostu.. chyba w pewnym sensie sobie wyznaliśmy swoje uczucia.
 -Powiedział ci, że cię kocha?-zapytała podekscytowana
 -No może niekoniecznie dokładnie to i nie mi, ale możliwe.
 -Matko, Lil, a możesz jaśniej?-dopytuje
 -Powiedziałam mu, że go lubię, nawet bardziej niż lubię bo to słowo na k jeszcze mi nie wchodzi.-zachichotałaś- A on w rozmowie z kimś przez telefon stwierdził, że.. jest zakochany.
 -O mój Boże!-rzuciła piszcząc zwracając na siebie uwagę niemal połowy hali- Lili, przecież to takie cudowne!-o mało nie skakała z radości- Ja od razu mówiłam, że z tego będzie coś więcej.
 -Mówisz, jakby nie wiadomo co się stało.
 -Bo się stało!-odpowiedziała- Masz pojęcie jak daleko zaszłaś, Lil? Jeszcze kilka miesięcy temu wzdrygałaś się na słowo miłość, facet, związek. A dzisiaj ich dźwięk nie robi na tobie większego wrażenia.-uśmiechnęła się szeroko- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę, widząc cię taką szczęśliwą. Brawo słoneczko.-uściskała cię, a wtedy w jednej chwili na hali wybuchła niesamowita wrzawa. Otóż zajęte swoimi ekscytacjami nie zauważyłyście nawet kiedy bełchatowska drużyna po kolejnym wielkim boju pokonała zespół z Jastrzębia i zdobyła brązowe medale. Po euforii zawodników ubranych na żółto, nadeszła chwila na dekoracje medalową, a w tym także ciąg dalszy radości i okrzyków w świetle fleszy fotoreporterów.
 -A ty gdzie się wybierasz?-pyta cię Joanna
 -Do domu?-odpowiadasz jej
 -Oszalałaś?-śmieje się- Leć do tego faceta, co cię o mal nie pożar wzrokiem.
 -Ale po co?
 -Pogratulować mu pierdoło.-przewraca oczami- Uwierz mi, będzie zdecydowanie zadowolony. Zwłaszcza, że wodzi właśnie za tobą wzrokiem.
Oczywiście się nie myliła, bo kiedy tylko odwróciłaś się w kierunku boiska, napotkałaś przenikliwy wzrok czekoladowych tęczówek. Nie miałaś więc wyboru, dlatego też wedle poleceń Joanny, udałaś się w jego kierunku. 
 -W sumie to chyba gratulacje.-rzucasz kiedy pojawia się naprzeciw ciebie
 -W sumie to chyba dzięki.-śmieje się- Cieszę się, że w końcu zajrzałaś w te rejony hali.
 -Wiesz, ciężko się było przedrzeć przez twoje piszczące fanki.-kiwasz głową
 -W takim razie, ułatwmy ci zadanie.-mówi po czym dość niespodziewanie wpija się zachłannie w twoje usta. Miałaś ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem, kiedy słyszałaś za plecami głosy zawiedzionych dziewcząt liczących na coś więcej aniżeli autograf czy zdjęcie.
 -Właśnie straciłeś wszystkie fanki Conte.-chichoczesz 
 -Wystarczy mi ta, która stoi przede mną.-uśmiecha się absolutnie uroczo przyciągając cię do siebie. Przez chwilę nawet zapomniałaś, że znajdujecie się w hali pełnej ludzi. Choć z początku nieco skrępowały cię te publiczne czułości, to jednak nie potrafiłaś się im oprzeć. 
 -A więc to jest kobieta, która zawróciła mojemu synowi w głowie?-słyszysz dość niespodziewanie męski głos zaraz za sobą. Kiedy odwracasz wzrok w kierunku z którego dochodził, nie miałaś najmniejszych wątpliwości kim był owy mężczyzna. Jego syn był zbyt podobny, by móc się pomylić. 
 -Synu, mówiłeś, że jest ładna, ale nie, że aż tak.-zaśmiał się
 -Tato..-zmierzył go spojrzeniem- To jest właśnie Lili.-dodał po chwili
 -Twoja...-ciągnął za niego
 -Dziewczyna.-dokończył, a ty o mało nie udławiłaś się wdychanym właśnie powietrzem. 
 -Miło mi cię wreszcie poznać.-uśmiechnął się szeroko- Jestem Hugo i bardzo prawdopodobne, jeśli mój syn niczego nie schrzani, że jeszcze się nieraz spotkamy.-puścił oko wywołując u ciebie śmiech. 
A jeśli miałaś być zupełnie szczera, nie miałabyś nic przeciwko. Bo na chwilę obecną, nie brałaś nawet pod uwagę faktu, iż coś mogło pójść nie tak. Zbyt długo czekałaś w swoim życiu na tą chwilę, by pozwolić jej tak łatwo się ulotnić.

~*~
Rozdział wyznań i ważnych słów, to tak pokrótce.
Dzisiaj nie będę się rozwodzić, z resztą czy muszę tu cokolwiek dodawać? ;) loveisintheair
Widzimy się za tydzień, w dość szczególnym dla mnie dniu :)
Ściskam,
wingspiker.

| ask |

sobota, 12 września 2015

#dieciséis.


  Kiedy człowiek przyzwyczaja się w swoim życiu do pewnych spraw, ciężko jest mu się pogodzić z ich zmianą. A im dłużej tkwi w pewnych przyzwyczajeniach, tym trudniej to wszystko znosi. Zdecydowanie można było w tym wszystkim mieć ciebie na myśli. Za nic na świecie nie byłaś w stanie przetrawić informacji na temat swoich rodziców. W normalnych okolicznościach pewnie cieszyłabyś się na widok tej dwójki po latach dochodzącej do nadmiernej zgody, jednak nie potrafiłaś. Matki na pewien sposób wręcz nienawidziłaś, nie tylko za to, co zrobiła tobie, ale przede wszystkim za krzywdy jakie uczyniła twojemu ojcu. Przez te wszystkie lata po cichu obserwowałaś jak cierpiał. Jak urażona duma nie pozwoliła mu na odnalezienie powtórnego szczęścia u boku kogoś innego. A zniszczenia życia tak wspaniałego człowiek nie potrafiłaś zdecydowanie znieść. Dlatego czułaś się niemal zdradzona. W życiu byś nie pomyślała, że twój ojciec był tak głupi i naiwny. Że po tylu latach cierpień zdanych przez tą kobietę, tak po prostu jej wybaczy. 
 -Hej księżniczko, czego jeszcze nie śpisz?-wita cię niezmiennie takimi samymi słowami
 -Czekam na ciebie tato.-odpowiadasz zgodnie z prawdą po czym zapada między wami nieprzyzwoita cisza. Widziałaś, że bił się z myślami i nie bardzo wiedział, co miał ci powiedzieć.- Powiesz mi gdzie byłeś?
 -Ja...-kłopocze się
 -Nie jestem małym dzieckiem tato, nie lubię jak się mnie okłamuje.-kręcisz głową- Czy ta kobieta za mało cię skrzywdziła?-pytasz wprost
 -Lili, minęło już tak wiele lat od tego wszystkiego.. Wiele długich lat w czasie których wiele rzeczy uległo zmianie. Przede wszystkim my się zmieniliśmy.
 -Naprawdę tak sądzisz? Myślisz, że mama się tak nagle zmieniła?-prychasz
 -Wiem, że nigdy nie miałyście tak naprawdę dobrych relacji i nie skoczyłabyś za nią w ogień, ale w głębi duszy to naprawdę dobra osoba.
 -Och, naprawdę?-przewracasz oczami- Z resztą jesteś dorosłym facetem, rób co chcesz, ale naprawdę się zastanów czy chcesz wejść drugi raz do tej samej rzeki.
 -Postaw się na moim miejscu Lil.-wzdycha- Nie dałabyś mu drugiej szansy?
 -Nie będę tego rozważać bo raczej nie byłabym tak łatwowierna. Zwłaszcza jeśli chodzi o moją matkę.-kręcisz z niedowierzaniem głową- Babcia zabije cię patelnią jak się dowie.
 -Lili, ale przepraszam, do czego ty zmierzasz?-ściąga brwi- Między nami do niczego nie doszło.-kręci stanowczo głową- Po prostu wreszcie wyjaśniliśmy sobie wszelkie sprawy i tyle.
 -I tyle?-ciągniesz- Z resztą nie ważne, to twoje życie.-kręcisz głową po czym mijasz go i drepczesz w kierunku sypialni. Zupełnie przyzwyczajona do obecności pewnego bruneta tuż obok, lokujesz się tuż obok niego, po chwili odpływając w krainę snu wsparta przez silne męskie ramiona oplatające cię w pasie. 
Jak zwykle w dniu roboczym wstajesz chwilę przed godziną siódmą. Wyplątujesz się z objęć Conte, który tradycyjnie nieprzejęty budzikiem mogącym obudzić umarłego, spał w najlepsze. Po doprowadzeniu się do ładu w kuchni zastajesz swojego ojca w iście szampańskim humorze.
 -Dzień dobry słońce.-wita cię
 -Cześć tato.-kiwasz mu głową- Nie możesz spać?
 -Nie, zbyt długo się leniłem, w domu normalnie byłbym od półtorej godziny na nogach.-śmieje się- A ty rozumiem wybierasz się do pracy?
 -A sądzisz, że normalnie wstałabym o tej porze?-chichoczesz- Będę po piętnastej, więc nie magluj tu za bardzo Conte, okej?
 -Kochanie, gdzież bym śmiał.-uśmiecha się mężczyzna
 -Ale ja mówię poważnie tato, nie rób tego.-grozisz mu palcem
 -Spokojnie, mój zięć jest bezpieczny.
 -Kto?!-mierzysz go spojrzeniem
 -Idź do pracy skarbie.-szczerzy się twój ojciec- Poradzimy sobie.-uśmiecha się.
Co prawda nie byłaś do końca przekonana, co do jego obietnicy, aczkolwiek nie miałaś innego wyjścia. Opuściłaś, więc swoje mieszkanie pozostawiając je na pastwę losu dwóch facetów. Miałaś jedynie nadzieję, że nie puszczą go z dymem tudzież po otwarciu drzwi nie ujrzysz bałaganu niczym po przejściu huraganu. Od biedy mogłaś przeżyć telefon z błaganiem o twój jak najszybszy powrót, aczkolwiek ta opcja była najmniej możliwa. Trafiło na zbyt dumnych facetów, którzy woleliby chyba zwariować niż wylewać gorzkie żale. Generalnie rzecz biorąc jedyną osobą przejętą tym faktem byłaś chyba tylko ty, bo gdy zadzwoniłaś do ojca w przerwie na lunch zbył cię, twierdząc, że przeszkodziłaś im w niesamowicie ważnej konwersacji. Przez to jeszcze bardziej nie potrafiłaś skupić się na pracy, a godziny ciągnęły się do granic możliwości. Można było się więc spodziewać, że w chwili wybicia na zegarze piętnastej, wyleciałaś z budynku jak na skrzydłach. Sama miałaś ochotę się roześmiać z własnego postępowania. W życiu byś nie pomyślała, że i ciebie dopadnie coś takiego.
 -Biegłaś w maratonie?-na wstępie rzucił twój ojciec słysząc twoje sapanie w korytarzu
 -Pewnie, od razu poprowadziłam Tour de Pologne.-przewracasz oczami- A gdzie jest..
 -Twój luby chwilę temu wyszedł na trening. Musieliście się minąć.-wchodzi ci w słowo
 -Mam nadzieję, że nie uciekł od ciebie w popłochu?-spytałaś ignorując ton jakim wypowiedział poprzednie słowa
 -Próbował, ale dopiero teraz miał wymówkę.-zaśmiał się
 -Tato..-mierzysz go wzrokiem
 -No przecież żartowałem królewno.-uśmiecha się ciepło- To naprawdę świetny facet, Lili.
 -Wiem to.-kiwasz głową z uznaniem
 -Kiedy go poznałem jestem spokojny o moją małą księżniczkę.
 -Tato, mam prawie dwadzieścia sześć lat.-śmiejesz się kiedy ojciec otoczył cię ramieniem
 -Och i kiedy to zleciało?-ściąga brwi- Z resztą dla mnie zawsze będziesz moją małą, piękną córeczką, nie ważne ile będziesz mieć lat.-przytulił cię do siebie.
Niestety tą błogą i jakże rodzinną chwilę przerwało wam energiczne pukanie do drzwi. Oczywiście twój ojciec podśmiewał się, że to z całą pewnością Conte, aczkolwiek byłaś bardziej niż pewna, że to nie on. Zamarłaś na widok osoby stojącej u progu.
 -Rodzinne spotkanie?-pytasz niemal lodowatym tonem głosu
 -Musimy porozmawiać.
 -Od kiedy masz taką nagłą chęć rozmowy ze mną?-pytasz wprost
 -Mogłabyś ten jeden, jedyny raz przestać próbować za wszelką cenę wypchnąć mnie za drzwi-grzmi kobieta- Muszę ci coś powiedzieć, a to nie jest informacja ani miła ani przyjemna, godna przekazania w progu.-dodaje surowo- Wpuścisz mnie?-pyta, lecz ty nie odpowiadasz. Gestem ręki zapraszasz ją do środka. Po prostu wiesz, co chce ci powiedzieć. Jesteś niemal pewna, że potwierdzi twoje obawy i podejrzenia. Nie obawiałaś się nawet reakcji ojca, który żył w srogiej nieświadomości twoich losów sprzed czternastu lat. To był jedyny z powodów przez który byłaś wściekła na swoją matkę. Za to, że zabroniła mu powiedzieć. Miał prawo być świadom tych okropnych wydarzeń. Jednak twoja matka miała wtedy zupełnie inną wizję. Bała się, że dowie się o jej porażce i zechce ją upokorzyć poprzez odebranie jej dziecka. Tak po prostu to zataiła.
 -Lili, on wyszedł.-rzuca niemal prosto z mostu, a ty wypuszczasz głośno powietrze z ust. Cała się spinasz, uciekając wzrokiem od nierozumiejącego spojrzenia ojca.
 -Kto?-dopytuje mężczyzna
 -Dalej, powiedz mu. Powiedz, co przez ostatnie kilkanaście lat tak skutecznie przed nim ukrywałaś.-prowokujesz ją- Powiedz dlaczego twoja córka ze szczęśliwej dwunastolatki stała się sprawiającym problemy wychowawcze bachorem. Dlaczego do tej pory cierpi przez decyzje swojej kochanej matki. Powiedz..-zagryzasz z całych sił wargę, aby się nie rozpłakać. Od tej chwili byłaś obecna tam tylko duchem. Stałaś koło okna wpatrując się pusto w głęboką dal. A twoja matka mówiła. Im dłużej wyjawiała twojemu ojcu całą prawdę, tym więcej emocji na jego twarzy potrafiłaś dostrzec. Kiedy nastała cisza, nie krzyczał, nie przeklinał, choć mógłby. Kręcił głową będąc w kompletnym szoku. Nie wierzył w to, co właśnie usłyszał. Nie sądził, że mogło cię coś takiego spotkać.
 -Jak mogłaś mi nie powiedzieć?-skierował te słowa do twojej matki- Nie zasługiwałem na prawdę? Bo co, bo nigdy nie byłem zbyt dobry i zbyt bogaty dla ciebie?!-nie wytrzymał
 -Czarek.. To nie tak...-wzdycha- Ja.. nie wiedziałam, co robić... jak to powiedzieć... Byłam sama..
 -A czy w tym wszystkim pomyślałaś jak cierpiała Lili? Zastanowiłaś się choć przez chwilę, czy byłaś zbyt zajęta zadbaniem o własną reputację?-wbił jej szpilę na którą zasługiwała już od dawna. Potem bez słowa odszedł od niej i skierował się w twoim kierunku. Wiedział, że w tej chwili wszelkie słowa były zbędne. Po prostu przytulił cię tak, jak wtedy gdyby byłaś małą dziewczynką. Zrobił coś, czego twoja matka nie była w stanie uczynić. Bo w przeciwieństwie do niej, potrafił okazać ci bezwarunkową, rodzicielką miłość.
 -Czy Facundo, o tym wie?-pyta dopiero, gdy zostajecie sami. Kręcisz jedynie przecząco głową.- Powinien wiedzieć, zwłaszcza w takich okolicznościach.-kiwa głową
 -Wiem to, ale boję się mu powiedzieć.-wzdychasz
 -Lili, posłuchaj mnie.-mówi ze stoickim spokojem- Jestem nawet bardziej niż pewny, że jego reakcja nie będzie wcale inna od mojej.-kontynuuje- Nie musisz się bać, że cię zostawi, bo wiesz doskonale, że tego nie zrobi. Za bardzo cię kocha.
 -Tato, nie wiesz tego...-kręcisz głową
 -Och, właśnie, że wiem.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze- Trochę pogadaliśmy, oczywiście ciebie też wzięliśmy na języki.-uśmiecha się krzepiąco- Co prawda może nie powiedział tego wprost, ale widać, że jesteś dla niego niesamowicie ważna. Kiedy tylko o tobie wspominaliśmy oczy świeciły mu się jak pięciozłotówki, a na twarzy miał głupawy uśmiech. Prawie jak ty teraz.-pstryka cię w nos.
Jego słowa dodały ci trochę otuchy. Taka rozmowa między wami była nieunikniona, zwłaszcza, że pewnych spraw się już domyślał, a co gorsza twój oprawca poruszał się bezkarnie na wolności. Nie chodziło o to, że byłaś egoistką i chciałaś zadbać o własne bezpieczeństwo. Nie chciałaś, aby twoi najbliżsi w jakikolwiek ucierpieli, bo nie miałaś na dobrą sprawę pojęcia, co może się zdarzyć.
  Jednak twoja pewność siebie uciekła w chwili dochodzącego z korytarza zgrzytania zamka. A im bliżej ciebie był brunet, tym bardziej się stresowałaś i spinałaś. Czułaś się prawie jak na rozmowie o pracę, chociaż jeśli miałaś być szczera, o stokroć bardziej wolałabyś właśnie siedzieć przed potencjalnym pracodawcą z wypocinami na temat swoich życiowych dokonań w dłoni.
 -Wszystko okej?-pyta brunet
 -Nie.-wypalasz, czym go zaskakujesz
 -Nie spodziewałem się raczej tak szczerej odpowiedzi.-ściąga brwi- Co się dzieje, Lil?
 -Chyba powinieneś usiąść bo muszę ci powiedzieć coś.. ważnego.
 -Mam się bać?-spogląda na ciebie z niepokojem
 -Nie jestem w ciąży.-dodajesz kiedy jego wzrok zatrzymuje się na twoim brzuchu- Uwierz, o wiele bardziej bym to wolała, nawet pomimo faktu, że nie lubię dzieci.-krzywisz się
 -Chodzi o tego faceta, prawda?-dopytuje dopiero po chwili na co ty kiwasz twierdząco głową
 -Nie bardzo wiem od czego zacząć, ale chyba zacznę od początku.-wzdychasz
 -Jeśli nie chcesz, nie musisz..-łapie cię za dłoń
 -Nie, wiem, że w końcu muszę ci to powiedzieć. Mimo wszelkich drastycznych elementów.
 -W takim razie zamieniam się w słuch.-splótł wasze palce, jak gdyby chcąc dodać ci tym gestem otuchy.
 -Moja matka nigdy nie była zbyt stała w uczuciach, przede wszystkim kandydat musiał mieć odpowiednią ilość zer na rachunku bankowym i nieposzlakowaną opinię. Z pierwszym mężem rozstała się dość szybko, w zasadzie to nawet go nie pamiętam. Z drugim zaczęła się spotykać kiedy byłam w trzeciej klasie podstawówki. Po jakimś roku wzięli ślub i tak oto zamieszkałyśmy w ponad stumetrowym domu przypominającym dworek. Jej ówczesny mąż traktował mnie raczej jak dodatek do mojej wspaniałej matki, kiedy tylko mógł zbywał mnie wszelkimi możliwymi udogodnieniami jak nowe zabawki, obozy, wycieczki. Sam miał syna z poprzedniego małżeństwa, starszego ode mnie o siedem lat. Na początku nawet się do mnie odzywał, dopiero po roku wypowiedział w moim kierunku pierwsze słowa. Przez kolejne miesiące mi dokuczał, oczywiście moja matka sądziła, że to takie "braterskie" dokuczanie.-wypuszczasz głośno powietrze z ust- Potem było tylko gorzej. Łaził za mną wszędzie, potrafił siedzieć i gapić się na mnie bez powodu przez godzinę. Niedługo potem wpadł do mojego pokoju, gdy się bawiłam i zaczął mnie bić. Mojej matki oczywiście nie przejął fakt, że miałam stłuczoną rękę i wielkie sińce na prawie całym ciele. To przecież była zabawa..-zbierasz myśli przez chwilę- Prawdziwy dramat zaczął się później. Pewnego wieczora wkradł się do mojego pokoju... Miałam wtedy niespełna dwanaście lat... Zaczął mnie dotykać, wkładać ręce pod piżamę. Kiedy zaczęłam krzyczeć zatkał mi usta ze słowami "spróbuj tylko komuś powiedzieć, a cię zabiję mała suko". Byłam przerażona. Co raz bardziej zamykałam się w sobie. Bałam się nawet własnego cienia. Ale nikt nie potrafił tego zauważyć, nikt nie widział tego, co się działo. Przychodziło do mojego pokoju nawet kilka razy w tygodniu. Oczywiście w nocy, kiedy wszyscy spali i nikt nie był w stanie niczego usłyszeć. Robił to raz, po razie. A im dłużej się broniłam, tym bardziej brutalny był.-czujesz spływającą po policzku pojedynczą strużkę słonych łez- Nie wiem nawet ile to trwało, kilka czy kilkanaście tygodni. Psychicznie byłam u skraju wszelakiej wytrzymałości. Bałam się kiedy za oknem robiło się ciemno. Praktycznie nie sypiałam, nie byłam w stanie. To, że jest coś ze mną nie w porządku zauważyła jedna z nauczycielek w szkole. Miałam zadrapania, siniaki, a nawet ślady ugryzienia na prawym ramieniu. Do tego nie czułam się najlepiej, więc odesłała mnie do domu. Miałam pecha, bo niestety on był wtedy w domu. Zgwałcił mnie ze zwierzęcą brutalnością śmiejąc mi się przy tym w twarz.-bierzesz głęboki wdech- Z trudem doczołgałam się na górę. Zemdlałam w łazience. Obudziły mnie dopiero krzyki mojej mamy. Kiedy się obudziłam, podłoga w łazience była prawie pełna krwi. Mama wezwała pogotowie, a tam wszystko wyszło na jaw. Do tego okazało się, że przyczyną krwotoku było to, że.. poroniłam. W wieku dwunastu lat.-z trudem panowałaś nad emocjami- Ten gnój dostał dwadzieścia pięć lat więzienia, ale jak się dowiedziałam, wyszedł za dobre sprawowanie. Przez czternaście ostatnich lat mojego życia czułam się jak kompletny śmieć. Moja psychika była kompletnie zniszczona. Co noc kiedy tylko zamykałam oczy, miałam ten sam obraz. Tak samo przerażający, mimo, że minęło już tak wiele lat od tego zdarzenia. Niszczący od środka. A kiedy wreszcie udało mi się podnieść z tego wszystkiego, to znowu wraca...-ocierasz łzę w policzka- Boję się. Tak bardzo się boję.-nie powstrzymujesz już łez- I nie chodzi już tylko o mnie, boję się, że ucierpi ktoś, na kim mi zależy.-mówisz nieco ciszej- Nie chcę żebyś przeze mnie w jakikolwiek sposób cierpiał Facu. Nie potrafiłabym tego znieść.-kręcisz głową
 -A ja nie potrafiłbym znieść, gdyby cokolwiek stało się tobie, Lili.-odpowiada miękko- Zależy mi na tobie i przysięgam ci, że zrobię absolutnie wszystko, co w mojej mocy żebyś była bezpieczna.-mówi z rozbrajającą szczerością- Nie mam pojęcia jak można być takim cholernym zwyrodnialcem żeby skrzywdzić bezbronne dziecko i nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakie piekło musiałaś przejść. Ale musisz wiedzieć jedno.-mówiąc to spogląda ci w oczy- Masz osoby, na które możesz liczyć absolutnie w każdej chwili. Nie ważne, co miałoby się stać. Wskoczyłyby za tobą w ogień, a ja jestem pewien, że zrobiłbym to pierwszy, bez żadnego zastanowienia.
 -Nie wiesz tego.-przerywasz mu
 -Ależ wiem.-odpowiada ci- Bo jesteś dla mnie ważniejsza aniżeli wszystko inne Lili.
 -Nie wierzę, że to powiedziałeś.-kręcisz głową
 -Ja w sumie też nie, ale tak naprawdę jest. Coś mi kazało to powiedzieć.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze, po czym wskazuje na lewą stronę swojej klatki piersiowej.- Nie pozwolę żeby cię skrzywdził.-dodaje cicho- Nie pozwolę.-tuli cię do siebie. Nigdy chyba nie czułaś się tak bezpiecznie, tak jak tu i teraz z nim. Zwłaszcza, że w zasadzie nie miałaś większych wątpliwości co do tego, co was łączyło. Już na pewno nie po tym, co usłyszałaś od niego chwilę temu. Dlatego tak bardzo przerażał cię powrót przeszłości. Bałaś się, że go stracisz. Stracisz to wszystko, co udało ci się ostatnimi czasy osiągnąć. Normalne życie, szczęście, miłość...


~*~
Rozdział przełom. Wreszcie, chciałoby się rzec dowiadujecie się o wydarzeniach z przeszłości Lili. Z całą pewnością większość z Was się spodziewała takiego obrotu spraw. Jednak nie bójcie się, to wyznanie nie jest końcem, tak naprawdę to dopiero początek akcji :P
Ściskam,
wingspiker.

czwartek, 3 września 2015

#quince.


  Tak jak i przewidywałaś, Mikołaj wykorzystał sytuację i postanowił spędzić na zachodzie kraju zdecydowanie więcej czasu aniżeli ci obiecywał. Generalnie byłaś przygotowana na taką ewentualność i zbytnio się nie przejęłaś jego nieobecnością. Za bardzo się od siebie oddaliście, abyś wyrażała swoją wielką tęsknotę za jego osobą. Jeśli miałaś być szczera to mógł jak dla ciebie nie wracać. Może i było to dość brutalne stwierdzenie, jednak w twoim życiu pojawiły się osoby, które skutecznie zapełniły brak jego osoby. Owszem, straciłaś przyjaciela, którego znałaś kilkanaście lat, jednak najwyraźniej tak miało być. Mieliście po prostu pójść własnym życiowym ścieżkami, poukładać swoje życia osobno. A to, musiałaś stwierdzić, że wychodziło ci całkiem nieźle. Pomijając nawet pewien incydent sprzed kilku tygodni. Czułaś się naprawdę dobrze we własnej skórze, a to było nie lada osiągnięciem. Nawet praca, której za bardzo nie kochałaś, sprawiała ci przyjemność. A ten fakt zdecydowanie przemawiał na twoją korzyść.
 -Jak tam Lil?-pyta Joanna kiedy spotykacie się na cotygodniowej kawie
 -Jak widać, doskonale.-odpowiadasz niemal bez zastanowienia
 -Łał, nie sądziłam, że kiedykolwiek odpowiesz mi z takim entuzjazmem w głosie.-nie kryje zdziwienia
 -Jeśli mam być szczera, to ja chyba też nie sądziłam, że nadejdzie taki dzień.-chichoczesz
 -A jak tam idzie mieszkanie nie z Mikołajem?-zmienia temat jak na typową kobietę przystało
 -Jak widać jeszcze się nie pozabijaliśmy, więc można stwierdzić, że chyba dobrze.-uśmiechasz się
 -Czyli mówisz ten model współlokatora o wiele bardziej cię satysfakcjonuje?
 -To pytanie ma zapewne drugie dno, którego nie chcę poruszać, jednak w każdym bądź razie odpowiedź będzie twierdząca.-odpowiadasz zgodnie z prawdą
 -I wcale na jego poruszanie nie liczyłam.-śmieje się- Aczkolwiek cieszę się twoim szczęściem Lil, naprawdę.-kiwa głową- Zrobiłaś tak niewyobrażalny postęp od czasów naszego pierwszego spotkania, że aż sama momentami jestem w szoku.
 -Takie były nasze cele, nieprawdaż?-unosisz kąciki ust ku górze- Nie wyobrażasz sobie nawet jak cudownie jest żyć bez tej uciążliwej świadomości, że masz spieprzoną przeszłość. To jest wreszcie jakby za mną.-wzdychasz- Dopiero teraz czuję, że naprawdę żyje.
 -A to są słowa, które cholernie fajnie jest usłyszeć od ludzi, którym się pomaga. Najlepsza zapłata za wszystkie godziny wytężonej pracy.-szczerzy się
 -No to muszę ci przyznać, jesteś absolutnym fenomenem, nie sądziłam, że nam się uda.-uśmiechasz się
 -Och ty, kobieto małej wiary.-dźga cię w bok wywołując u ciebie ciche salwy śmiechu- Trzeba by to uczcić, ale w kawiarni nie mają mocniejszych trunków, a dzisiaj wracają te brzydsze połowy z nieudanego podboju Berlina, więc trzeba będzie się nimi zająć.-wzdycha teatralnie
 -Obstawiasz jakąś pogadankę psychologiczną?-śmiejesz się
 -Niestety, ale tak, ostatnio co raz gorzej się przewraca w tym durnym łbie.-przewraca oczami
 -Poważnie?-dziwisz się
 -Niestety, po tym mistrzostwie świata delikatnie rzecz biorąc mu odbiło i przeniósł swojego fejma na wyższy poziom.-kręci głową- Ma szczęście, że jestem psychoterapeutą i mam tony cierpliwości bo inaczej dawno bym go albo zabiła albo zostawiła.
 -Jej, nie sądziłam, że to tak między wami wygląda. Na Sylwestrze...
 -Gdybyś ty miała problemy z Conte nie pokazywalibyście tego publice, prawda?-przerywa spoglądając na ciebie smutno
 -W książkach dla psychoterapeutów nie ma rozdziału pod tytułem "zakała tego świata: niereformowalny facet"?-starasz się poprawić humor swojej rozmówczyni
 -Jeden rozdział nie byłby w stanie tego objąć, uwierz mi.-kręci głową rozbawiona- Z resztą, czy tobie on by był w ogóle potrzebny?-mierzy cię spojrzeniem
 -Dla prewencji warto przejrzeć, okej?-odpowiadasz jej- Och, przestań na mnie tak patrzeć! Oczywiście, że się czasem kłócimy i mam dość często ochotę go udusić, ale jakoś się hamuję, tak?
 -Czyli wszystko w normie.-prycha
 -W zasadzie to chyba można to tak spuentować.-kiwasz głową- W życiu bym się nie posądziła, że mieszkanie pod jednym dachem z innym facetem będzie takie... normalne.
 -Wiesz, pilnowanie cię to tylko wymówka żeby cię widzieć dwadzieścia cztery na dobę.-mówi Joanna- Z tego jak na ciebie patrzy wnioskuję, że mógłby to w zasadzie robić i to w sumienie tylko.-dodaje rozbawiona
 -Mówił ci już ktoś, że masz paskudne poczucie humoru?
 -Tak, ty kilkadziesiąt razy.-chichocze- No, ale co, mylę się? On cię ubóstwia Lili i szczerze mówiąc nawet ci trochę zazdroszczę.
 -Oj, przestań, to, że Andrzejowi zachciało się być internetowym celebrytą nie znaczy, że cię odstawił na bok.-przewracasz oczami- Wróci do ciebie czym prędzej czy później, bo w końcu przetworzy informację, że ma za wielkie szczęście mając ciebie, by to stracić z własnej wrodzonej głupoty.
 -Taką mam nadzieję.-uśmiecha się niemrawo.
Po tym spotkaniu miałaś trochę słodko-gorzkie uczucia. Widziałaś, że Joannie zdecydowanie ciążyła cała sprawa z jej ukochanym. Próbowałaś podejmować wszelkie próby odwiedzenia jej myśli od tego tematu, bo to była w zasadzie jedyna rzecz jaką mogłaś uczynić. Musiała sama się z tym uporać, to była sprawa między dwójką dorosłych ludzi i szczerze powiedziawszy miałaś nadzieję, że szybko się z nią uporają, bo widok smutnej Joanny był dość przerażający, zwłaszcza, że zawsze chodziła pełne energii, uśmiechnięta od ucha do ucha. Twoje rozmyślania przerwał dźwięk zgrzytania zamka, otwieranych przez ciebie drzwi. Już w progu powitał cię przyjemnym mruczeniem brytyjski kot, a także widok klubowych walizek stojących nieopodal. Chwilę potem uraczył cię widok pogrążonego we śnie Argentyńczyka. Jak zdążyłaś się zorientować, musiał być naprawdę zmordowany bo wciąż ubrany był w klubowe rzeczy. Nie miałaś więc serca by go budzić. Na palcach przemknęłaś się do garderoby, gdzie zmieniłaś strój na bardziej nieformalny, po czym udałaś się do kuchni. Jak zwykle postawiłaś na coś niestandardowego, co zajęło ci dłuższą chwilę, w każdym bądź razie nie dłuższą od rozmowy telefonicznej z twoim ojcem. Szczerze mówiąc, nie miałaś nawet pojęcia kiedy minęły prawie dwie godziny od rozpoczęcia konwersacji i o mal nie puściłaś z dymem mieszkania. Po opanowaniu sytuacji i uzupełnieniu treści żołądkowej, bez większych perspektyw na ten wieczór zajęłaś się buszowaniem po internecie.
 -Hej.-poczułaś przyjemne drapanie kilkudniowego zarostu bruneta w okolicach szyi
 -No cześć.-odpowiadasz mu- Jak się spało jednemu z najlepszych przyjmujących Ligi Mistrzów?-odwracasz się do niego przodem
 -Myślę, że byłoby zdecydowanie lepiej gdyby nie spał samotnie.-opiera swoje czoło o twoje- Mam nadzieję, że byłyście z Joanną grzeczne?
 -Czy ty wątpisz w nasze nienaganne zachowanie?
 -Chyba mam podstawy.-śmieje się
 -Nie przesadzajmy, raz się nam zdarzyło przedobrzyć, tak?-chichoczesz
 -W sumie to brakowało mi tego dźwięku.-mówi po czym jego usta odnajdują twoje i łączą się w zachłannym pocałunku.- No i w ogóle ciebie.
 -Nie było fajnych Niemek?-pytasz rozbawiona
 -Pozostawię to bez komentarza.-odpowiada ze śmiechem.
Można by rzec, że resztą tego wieczoru spędziliście dość typowo nie tylko dla siebie, ale i większości par na tym globie. Po kolacji wysłuchałaś wszelakich szalonych opowieści bruneta na temat podróży do stolicy Niemiec. Pomimo wyniku, nie brakowało także i zabawnych akcentów na czele z nim samym. Natomiast po maratonie opowieści i odświeżeniu leżeliście obok siebie.
 -Fajne widoki, co?-przerywa ci przyglądanie się na niego
 -Zdecydowanie.-kiwasz zadowolona głową nieustannie mu się przyglądając- A jak z twoimi?
 -Odpowiem tak, w Berlinie takich nie znajdziesz.-śmieje się po czym przysuwa cię do siebie i bez zbędnego uprzedzania całuję tak, że zapiera ci niemal dech w piersiach. Przez ostatnie kilka dni zdążyłaś zatęsknić za jego obecnością, więc nie pozostałaś mu dłużna. We fryworze namiętnej walki nie wiesz nawet kiedy pozbawiliście się ubrań i oddaliście się większym przyjemnościom.
  Przyjemny sen dnia następnego został przerwany przez czyjeś natrętne dobijanie się do drzwi. Po kolejnych pięciu minutach dzwonka byłaś zmuszona się podnieść. Conte odwrócił się jedynie na drugi bok i z cichym westchnieniem kontynuował drzemkę. Nie zwracając na niego uwagi, wrzuciłaś na siebie ubrania po czym udałaś się w kierunku drzwi. O mało nie wydałaś z siebie okrzyku zaskoczenia widząc osobę zza nimi. Nie miałaś innego wyjścia jak wziąć głęboki wdech i wydech, po czym otworzyć drzwi.
 -Tato?-wciąż nie kryjesz zaskoczenia
 -Nie jesteś chyba zbyt szczęśliwa z powodu wizyty staruszka, co?
 -Nie, po prostu się w życiu ciebie tutaj nie spodziewałam.-mówisz zakłopotana
 -Pomyślałem, że skoro Mikołaja nie ma, to na parę dni dasz radę przygarnąć swojego staruszka?
 -Tak, yy.. pewnie.-odpowiadasz nieco poddenerwowana
 -Niech zgadnę, wcale nie jesteś taka samotna jak myślałem?-pyta po chwili
 -No w zasadzie to.. nie.-uśmiechasz się niemrawo, a niewiele potem w zasięgu wzroku pojawia się wyraźnie niewyspany Conte. W duchu dziękowałaś sobie, iż wpadł na genialny pomysł ubrania całej garderoby, bo nie miałaś ochoty na wyobrażanie sobie miny swojego ojca na jego widok w niepełnym ubiorze.
 -A to jest właśnie...
 -Facet o którym ci się przypadkiem udało coś powiedzieć?-przerywa ci ojciec
 -Tato.-przewracasz oczami
 -Nie pal buraka już, to się musiało kiedyś stać.-śmieje się mężczyzna, a ty niema natychmiast gromisz go wzrokiem. Czy rzeczywiście byłaś czerwona?- Miło mi cię w końcu poznać, jestem ojcem tej niechlubnie zawstydzonej istoty.-mówi rozbawiony. W duchu dziękowałaś sobie, że wysłałaś go na kurs językowy, bo w tej chwili nie miałaś ochoty zostać tłumaczem.
 -Mnie również miło poznać, Facundo.-odpowiada twojemu ojcu
 -Więc rozumiem, że przeszkadzam?
 -Jezus, tato nie przesadzaj.-przewracasz oczami- Mogłeś mnie chociaż uprzedzić.
 -W takim razie to będzie szybka wizyta.-śmieje się.
Przez najbliższą godzinę byłaś chyba najbardziej skrępowaną osobą na świecie. Dziwnie się czułaś w obecność dwóch facetów w swoim bliskim otoczeniu. I do tego takich, którzy są całkiem ważni w twoim życiu. Dla nich jak się okazało ta sytuacja nie była aż takim problemem bo w najlepsze byli pochłonięci konwersacją o jakichś typowo męskich sprawach.To było przerażająco jak szybko zdołali się dogadać. No przynajmniej dla ciebie, bo dla nich wydawało się to być całkiem normalną sprawą. Jednak gwoździem imprezy został kto inny.
 -Mamo?-wypowiadasz w ogromnym szoku kiedy otwierasz drzwi
 -Chyba przyszła pora żeby porozmawiać, co córko?-odpowiada nieco sarkastycznie
 -To nie jest dobra chwila na rozmowę.-kręcisz głową
 -Dla ciebie nigdy nie jest dobra chwila.-przewraca oczami i wymija cię
 -Mamo, stój!-podnosisz ton głosu jednak twoja matka staje jak wryta dopiero po chwili. Kiedy stajesz obok niej widzisz w oczach swoich rodziców mieszankę szoku z niedowierzaniem.-Mówiłam, że to jest dobra chwila.-przerywasz morderczą chwilę ciszy
 -Chyba faktycznie nie jest.-odpowiada cicho twoja matka, by po chwili bez słowa wyjść. Chyba nigdy w życiu nie widziałaś jej w takim stanie. Nie dość, że wyglądała jakby ją potrącił tramwaj to do tego miałaś wrażenie jakby się miała za chwilę rozpłakać. Z resztą twój ojciec wcale nie wyglądał lepiej. Naprawdę nie miałaś pojęcia, co powiedzieć. Dopiero po dłuższej chwili twój ojciec stwierdził, że się musi przewietrzyć.
 -I to właśnie jest moja wspaniała rodzina.-komentujesz, gdy zostajecie sami
 -Chyba w tym momencie się cieszę, że nie rozumiem za wiele po polsku, chociaż i tak to była dość niezręczna sytuacja.-kiwa głową
 -Błagam cię, byłam przygotowana, że będą się zabijać, ale nie, że obydwoje będą milczeć.-kręcisz z niedowierzaniem głową- Wiesz, że nawet nie pamiętam czy widziałam ich kiedykolwiek razem w jednym pokoju?
 -No może to będzie jakiś impuls dla nich.-wzrusza ramionami- Ale jedno mogę stwierdzić. Jesteś do nich strasznie podobna. I nie mówię tu tylko o wyglądzie.-pstryka cię w nos
 -Nie rozumiesz po polsku, tak?
 -Wystarczyło mi to, co powiedziałaś mi ty, a nawet i chwila rozmowy z twoim ojcem.-odpowiada- Jesteś tak samo uparta, jak masz swoje zdanie to w życiu go nie zmienisz.-chichocze
 -Ha. Ha. Ha Conte, bardzo zabawne.-przewracasz oczami
 -Nawet tak samo jak twoja matka się złościsz.-dodaje rozbawiony
 -Ja chociaż nie wyglądam jak jej bliźniaczka jak co niektórzy ze swoimi ojcami.-odgryzasz mu się
 -Tęskniłem za tym, wiesz?-uśmiecha się.
Twojemu ojcu zeszła zdecydowanie dłuższa chwila na spacerze, już miałaś ochotę wzywać ekipę poszukiwawczą jednak na całe szczęście wrócił, aczkolwiek nie był zbyt rozmowny. Nie zaczynałaś, więc tematu i powtórnie wpadłaś w sieć internetu, gdyż Conte zniknął na rozruch poturniejowy. Jako, że ostatnimi dniami korzystał z twojego komputera i miał tendencję do niezamykania miliona kart, które na otwierał jak zwykle czekała cię chwila rozrywki. Oczywiście musiałaś się natknąć na coś, czego z całą pewnością widzieć nie powinnaś. Twoją uwagę przykuła strona z ofertą jakiegoś biura podróży na wakacje w Meksyku. Generalnie nie wiedziałaś co o niej myśleć, więc po prostu to zamknęłaś. Nie dawało ci to spokoju przez dłuższą chwilę, no przynajmniej do czasu, aż z treningu powrócił sam podejrzany.
 -Wybierasz się gdzieś?
 -To znaczy?-pyta opierając się o oparcie kanapy
 -Nie wiem, może do Meksyku.-mówisz nieco sarkastycznie
 -W sumie to jeszcze nie wiem, może z kolegami.-wzrusza obojętnie ramionami
 -Fajnie.-komentujesz
 -Ktoś tu jest zazdrosny.-dodaje po chwili ciszy całkiem rozbawiony- No raczej, że nie jadę z jakaś napaloną fanką, tylko z tobą.
 -Może nie chcę jechać?
 -Obydwoje wiemy, że chcesz, z resztą twój sprzeciw nie ma tu w zasadzie wiele do gadania.-mówi rozbawiony
 -Jak zwykle.-wzdychasz, a już za chwilę obserwujesz jak twój ojciec powtórnie opuszcza twoje mieszkania, tym razem niemal biegiem pokonuje dystans do drzwi rzucając po drodze, że niedługo wróci. Obydwoje przez dłuższą chwilę w osłupieni wpatrywaliście w zamknięte drzwi, nie do końca rozumiejąc czego właśnie byliście świadkami.
 -Założę się o te wakacje, że pewnie ma spotkanie z twoją matką.-mówi siadając obok ciebie
 -Nie ma szans.-kręcisz głową
 -Możesz to wypierać, ale fakty są dość jasne. Obydwoje patrzyli dzisiaj na siebie jakby mieli zaraz się rozpłakać i jak na romantycznych filmach wpaść sobie w ramiona.
 -Matko boska, Conte, co ty oglądałeś? Brazylijskie telenowele?
 -Mam siostrę, niestety byłem zmuszony do oglądania takich badziewi.
 -Filmy romantyczne nie są badziewiami, okej?-szturchasz go w ramię
 -No dobra, dobra.-odpowiada ci- Aczkolwiek widziałem lepsze.
 -Nie widziałam raczej męskiego fana tego typu filmów, więc raczej cieszy mnie twoja odpowiedź.-śmiejesz się po czym wędrujesz w kierunku kuchni po coś do picia. Sięgasz po szklankę z której upijasz łyk soku i spoglądasz przelotnie w okno i mało nie krztusisz się zawartością w twojej jamie ustnej na widok tego, co w nim ujrzałaś. Jak na zawołanie tuż obok ciebie pojawia się Facundo gotowy niemal do reanimacji.
 -To kiedy jedziemy na te wakacje?-dopytuje.
Byłaś w życiu w stanie przewidzieć naprawdę wiele rzeczy. Poza dwoma. Tym, że będziesz kiedykolwiek w związku z facetem oraz tym, że twoi rodzice nadal coś do siebie czują. A jedno szokowało cię bardziej od drugiego, bo dotychczas wydawało się być niemal niemożliwym.


~*~
Coś się powolutku zaczyna dziać, aczkolwiek nasi bohaterowie mają się całkiem nieźle, oczywiście mam tu na myśli ich związek.
Powoli do łask powraca przeszłość, ale nie myślcie, że wszystko od razu stanie się jasne. Nie u mnie.. ;)
Liczę na wasze opinie, bo wiecie, małymi krokami zbliżamy się ku końcowi, tak tylko mówię :P
Mam nadzieję, że powrót do szkoły był dla Was równie przyjemny, co dla mnie (o dziwo!), a jeśli dalej korzystacie z uroków bycia studentem, to cóż mogę powiedzieć, po raz ostatni zazdroszczę :P
Ściskam,
wingspiker.