piątek, 18 września 2015

#diecisiete.


  Wbrew wszelkim komplikacjom, następne tygodnie twojego życia upłynęły w naprawdę przyjemnej atmosferze. Jak się okazało, twój dawny oprawca przebywał w Gdańsku bacznie obserwowany przez tamtejszą policję, więc jego obecność w Bełchatowie była niemal niemożliwa. Zdecydowanie uspokoiła cię ta informacja od detektywa twojej matki. Dlatego też odstawiłaś wszelkie zmartwienia na bok i mogłaś normalnie funkcjonować, nie jak pustelnik. Ogólnie rzecz biorąc atmosfera wokół ciebie zrobiła się jakby lżejsza. Conte może nie był już tak bardzo przewrażliwiony na twoim punkcie, aczkolwiek w dalszym ciągu nie udało ci się go wypchnąć za próg mieszkania. Tym oto sposobem wciąż mieszkaliście razem, choć Mikołaj wrócił do Bełchatowa, zamieszkał jednak ze swoją ukochaną. A jeśli miałaś być szczera, nie przejął cię za bardzo ten fakt. Bo pojedynczym przypływie szczerości z jego strony, nie miałaś z nim kontaktu. Jak gdybyś nie istniała, a więc ty nie pozostawałaś mu dłużna. 
 -Zastanawiałaś się już, co zrobisz jak on wyjedzie?-przerwała ci rozmyślanie Joanna
 -Nie mam pojęcia.-wzruszasz ramionami- To nie koniec świata.
 -Generalnie rzecz biorąc nie, ale ten sezon reprezentacyjny jest dość długi. Całe cztery miesiące.-odpowiada
 -Na razie jeszcze o tym nie myślę.-kręcisz głową
 -Wakacje?
 -O nich owszem, myślę, aczkolwiek do tego jeszcze dłuższa chwila.-odpowiadasz starając się skupić na oglądanym przez was spotkaniu
 -Miejmy nadzieję, że nie taka długa, bo przysięgam, zabiję go jeśli znowu będzie narzekał, że przegrali.-wzdycha twoja towarzyszka
 -Tylko nie dzwoń do mnie jak będziesz potrzebowała pomocy w ukryciu ponad dwumetrowych zwłok, okej?-zachichotałaś.
 Jednak patrząc na dalszą grę drużyny z Bełchatowa, szybko straciłaś humor. W dalszym ciągu nie potrafili wyjść z dołka w który wpadli tuż przed Final Four. Niemały zawał przeżywałyście obydwie w chwili kiedy przegrywali już dwa do jednego, aczkolwiek apogeum emocji osiągnęłaś na początku czwartego seta, kiedy brunet upadł na boisko z ogromnym grymasem bólu na twarzy. Choć wrócił chwilę później na boisko, to widziałaś po jego twarzy, że nie jest do końca w porządku bo nie był w stanie pomóc kolegom na tyle, ile by chciał, co niestety skutkowało się porażką i piątym meczem w Bełchatowie. Chcąc, nie chcąc martwiłaś się trochę o jego stan, więc nie mogłaś się obyć bez rozmowy telefonicznej. Pomimo jego zapewnień, że nie jest tak źle, doskonale wiedziałaś, że coś musiało być na rzeczy bo zdecydowanie cię zbywał. Dlatego też wbrew jego zakazu postanowiłaś wybrać się po Energię by naocznie się przekonać o jego słowach. Tak jak się spodziewałaś, kuśtykał na jednej nodze.
 -Wszystko okej, tak?-rzucasz
 -Mówiłem ci żebyś się nie tłukła w nocy.-mierzy cię spojrzeniem
 -Jak widać okropnie się nawzajem słuchamy.-chichoczesz cicho- No już nie patrz na mnie tak gniewnie, martwiłam się, okej?
 -Okej.-łagodnieje po chwili i przyciąga cię do siebie składając przelotny pocałunek na ustach. 
W przeciwieństwie do niego, nie zachowywałaś się w tak znacznym stopniu jak matka kwoka. Co prawda w pokucie trzymałaś go nieco na dystans, aczkolwiek z całą pewnością nie planowałaś wepchnąć go do izolatki żeby wydobrzał. Nie powiesz by nie była to kusząca perspektywa, aczkolwiek za bardzo ci go było szkoda, aby porwać się na takie złośliwości ze swojej strony. 
 -Jak się rokowania?-pytasz go spoglądając na kostkę w niemal purpurowym odcieniu
 -Jak dobrze pójdzie za dwa tygodnie będę mógł już normalnie chodzić.-kiwa głową- A pytasz, bo..?
 -Bo jakby coś kiedyś wspominałeś o wakacjach i pomyślałam, że...
 -Sądzisz, że się wywiniesz, tak?-przerywa ci- Nie masz żadnych, nawet najmniejszych szans.-szczerzy się
 -Och nie, nie wiem jak to przeżyję.-mówisz z trudem utrzymując powagę
 -Tylko, że to jest dopiero za prawie trzy tygodnie.-krzywi się- Nie chciałbym cię tu zostawiać.
 -Oj daj spokój.-przewracasz oczami- Nie widziałeś się z rodziną ze sto lat, a odpoczynek od siebie naprawdę dobrze nam zrobi.
 -Tak myślisz?
 -Jestem absolutnie pewna.-kiwasz głową- Jestem pewna, że Joanna nie pozostawi mnie samopas, tak samo jak mój ojciec, więc możesz być spokojny.
 -Po prostu wciąż nie jestem taki do końca przekonany.-ściąga brwi
 -Naprawdę nic mi nie grozi.-spoglądasz na niego- Nie musisz zaprzątać sobie mną głowy.
 -Ale chcę.-odpowiada ci z rozbrajającą szczerością- To całkiem przyjemne zajęcie.
 -To chyba zwariujesz przez najbliższe dwa tygodnie.-śmiejesz się
 -Nawet mi nie przypominaj, okej?-odpowiada równie rozbawiony- Aczkolwiek pociesza mnie to, że będę miał potem równie długą rekompensatę.-szczerzy się 
 -Wciąż nie jestem jakoś do tego przekonana. 
 -A teraz?-pyta po czym zachłannie wpija się w twoje usta powodując dreszcze na niemal całym twoim ciele. 
 -Trochę bardziej.-szepczesz zupełnie oddając się jego pocałunkom- Aczkolwiek nie planuję wykorzystywać kaleki.-dodajesz po dłuższej chwili namiętnych pieszczot. Oczywiście nie spotkało się to z aprobatą Conte, który starał się usilnie zmieniać twoje zdanie. Stwierdziłaś jednak, że przyszła pora na rekompensatę w zamian za to, jak traktował cię za obłożnie chorą po nokaucie Claude'a. Oczywiście twój niecny plan został dość szybko odkryty i sprawnie wykorzystany przeciw tobie.
 -Nie widzę tu nigdzie tabliczki z plażą dla prawie nudystów.-komentujesz kiedy siedzisz na łóżku z książką w ręku, a brunet paradował przed tobą owinięty w pasie ręcznikiem poszukując z całą pewnością jakiegoś odzienia wierzchniego.
 -Myślę, że jesteś akurat ostatnią osobą, która powinna w tym momencie narzekać.-rzucił przez ramię
 -Wiesz, że nie umiesz się gniewać, co?-chichoczesz
 -Nie gniewam się.-burczy pod nosem
 -Chociaż wiesz jak bardzo mnie wkurzałeś kiedy mnie traktowałeś jak trędowatą.-mówisz nieco rozbawiona jednak on wyraźnie nie reagował. Musiałaś więc przejąć inicjatywę i jakoś wkupić w łaskę urażonego męskiego ego. Dlatego też podniosłaś się z łóżka i nieśpiesznym krokiem podążyłaś w jego kierunku. 
 -Conte, czasem mnie tak bardzo wkurzasz, że mam ochotę ci przyłożyć. Chociażby teraz.-powiedziałaś przytulając się do jego umięśnionych pleców- Ale i tak cię lubię. Nawet bardziej niż lubię.-mówisz zupełnie szczerze, co musi go zdecydowanie dziwić bo przez dłuższą chwilę nie mówi nic. Dopiero po kilku sekundach jednym ruchem zmienia twoją pozycję tak, iż stoisz tuż przed nim, czując idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową.- Już ci przeszło Don Juanie?-pytasz
 -Jeszcze niezupełnie.-odpowiada zakładając ci kosmyk włosów za ucho jednocześnie bacznie cię przy tym obserwując
 -Wiesz, że mówiłam prawdę.-mówisz po chwili
 -Wiem.-odpowiada zdawkowo, a ty zniecierpliwiona jego awersją do konwersacji opierasz głowę o jego tors.
 -Odezwiesz się czy do reszty pochłonął cię szok Conte?-nie wytrzymujesz tej ciszy
 -Po prostu zastanawiam się, kiedy to wszystko się stało.
 -Co znowu?-ściągasz brwi spoglądając na niego
 -To, że tak bardzo straciłem dla ciebie głowę, choć pierwotnie nie planowałem.
 -To całkiem znajome rozważanie.-kiwasz głową
 -A to głupie, uprzykrzające każdą sekundę życia, uczucie, że powoli chyba zaczynasz tracić kontrolę nad emocjami?
 -A więc zacząłeś się zastanawiać czy to ma sens?-mrużysz oczy
 -Nie.-przeczy- Zacząłem się zastanawiać kiedy tak naprawdę zrozumiałem jedną rzecz.
 -Niech zgadnę.-mówisz- To, że naprawdę ci zależy? Że to nie tylko nic nieznacząca znajomość?-pytasz cicho, a on kiwa twierdząco głową.
 -Naprawdę chcę z tobą być.-dodaje dopiero po chwili opierając swoją głowę o twoją- To jest aż przerażające jak bardzo.
 -Dla mnie też, ale dochodzi do mnie to dopiero wtedy kiedy cię nie ma i mogę racjonalnie myśleć.-odpowiadasz mu- Pozbawiasz mnie wszelkiego racjonalnego myślenia Conte, a co gorsze naprawdę mi się to podoba.
 -Cieszę się, że mogę ci się przysłużyć.-uśmiecha się- A teraz mi odpowiedz na jedno pytanie.
 -Nie muszę.-kręcisz głową- Znasz odpowiedź, bo jest taka sama jak twoja.-szepczesz po czym całujesz go najczulej jak potrafisz, zapominając na chwilę o całym świecie. Choć naprawdę przerażało cię to, co czułaś kiedy tylko pojawiał się w zasięgu twojego wzroku, to za nic w świecie nie chciałaś tego przerywać. Nie walczyłaś z tym, już nie. To było zbyt silne, byś była w stanie zwalczyć to uczucie. Po prostu, dałaś się temu rozwinąć, bez żadnych zbędnych zahamowań. 
 -Już mi przeszło.-szepcze ci do ucha po czym składa delikatny pocałunek na twoim policzku kiedy leży tuż obok ciebie.
 -Mhm.
 -Jesteś jedyną osobą na tym świecie, na którą nie potrafię się gniewać, wiesz o tym.
 -Mhm.-mruczysz zupełnie zmęczona
 -Chyba nie jesteś zbyt rozmowna, co?-pyta rozbawiony
 -Mhm.
 -Okej, dobranoc.-śmieje się, a ty niewiele potem zapadasz w głęboki i jakże sen.
Ze snu wyrywały cię promienie słoneczne przyjemne opadające na twoją twarz. Kiedy się rozejrzałaś, stwierdziłaś, że jesteś sama, jednak z salonu dochodziły cię dźwięki rozmowy. Nieco rozbudzona, przekręciłaś się na brzuch wsłuchując cię w dźwięczny głos Argentyńczyka.
 -Nie, naprawdę nie mogę.-dało się usłyszeć- Po prostu zaplanowałem już wakacje, przepraszam... Naprawdę sądzisz, że wolałbym wakacje z Sebą niż z rodziną, tak?-zaśmiał się- I tak do was wpadnę, w czym problem?-westchnął cicho- Daj spokój, naprawdę mam inne plany i nie dam się namówić... O nie, nie dam się, nie weźmiesz mnie na litość.-mówi rozbawiony- Zgadnij... Tak, z nią.-odpowiada, a ty domyślasz się, że mówił właśnie o tobie- O nie, to zdecydowanie coś innego... Tak, jestem tego absolutnie pewien.-mówi stanowczo- Nie musisz się martwić, nie ma potrzeby... To naprawdę nie jest to samo, co wtedy.-dodaje nieco ciszej- To jest.. naprawdę coś silniejszego.-wzdycha- Nie, nie mam wątpliwości.-odpowiada swojemu rozmówcy- Tak, wydaje mi się, że tak... Mówisz jakby to, że się zakochałem było jakimś absolutnym zjawiskiem?-śmieje się- Okej, rozumiem.-odpowiada wciąż rozbawiony- Do zobaczenia.
Dłuższą chwilę zajęło cię przetrawienie tego, co właśnie usłyszałaś. Oczywiście, byłaś świadoma własnych uczuć, jak i uczuć Conte, ale wypowiedziane na głos wydawały się być ogromną abstrakcją. Aczkolwiek należało przyznać, dość przyjemną abstrakcją.
  Choć nie przyznałaś się mu, że słyszałaś jego rozmowę, to zaczął coś podejrzewać kiedy uśmiechałaś się jak głupia do siebie. Bo to, co usłyszałaś wlało w ciebie całe tony przyjemnych uczuć, które trudno było ukryć. Nawet przed sobą samą.
 -Ktoś cię zaraz rozbierze wzrokiem.-chichocze Joanna kiedy siedzicie obok siebie na bełchatowskiej hali, a ciebie pochłaniało niemal w całości w spojrzenie Conte, który siedział nieopodal za bandami.- Czy coś się między wami wydarzyło o czym chciałabyś mi powiedzieć?
 -A co miałoby się wydarzyć?-ściągasz brwi
 -Tak po prostu zamiast na kolegów patrzy na ciebie, a ty uśmiechasz się jak kretynka do siebie?-dość szybko cię rozszyfrowała
 -Czy naprawdę powinnyśmy tutaj o tym rozmawiać?-jęczysz
 -A sądzisz kochana, że ci odpuszczę?-chichocze- Gadaj moja droga panno, jak na przesłuchaniu.
 -Po prostu.. chyba w pewnym sensie sobie wyznaliśmy swoje uczucia.
 -Powiedział ci, że cię kocha?-zapytała podekscytowana
 -No może niekoniecznie dokładnie to i nie mi, ale możliwe.
 -Matko, Lil, a możesz jaśniej?-dopytuje
 -Powiedziałam mu, że go lubię, nawet bardziej niż lubię bo to słowo na k jeszcze mi nie wchodzi.-zachichotałaś- A on w rozmowie z kimś przez telefon stwierdził, że.. jest zakochany.
 -O mój Boże!-rzuciła piszcząc zwracając na siebie uwagę niemal połowy hali- Lili, przecież to takie cudowne!-o mało nie skakała z radości- Ja od razu mówiłam, że z tego będzie coś więcej.
 -Mówisz, jakby nie wiadomo co się stało.
 -Bo się stało!-odpowiedziała- Masz pojęcie jak daleko zaszłaś, Lil? Jeszcze kilka miesięcy temu wzdrygałaś się na słowo miłość, facet, związek. A dzisiaj ich dźwięk nie robi na tobie większego wrażenia.-uśmiechnęła się szeroko- Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się cieszę, widząc cię taką szczęśliwą. Brawo słoneczko.-uściskała cię, a wtedy w jednej chwili na hali wybuchła niesamowita wrzawa. Otóż zajęte swoimi ekscytacjami nie zauważyłyście nawet kiedy bełchatowska drużyna po kolejnym wielkim boju pokonała zespół z Jastrzębia i zdobyła brązowe medale. Po euforii zawodników ubranych na żółto, nadeszła chwila na dekoracje medalową, a w tym także ciąg dalszy radości i okrzyków w świetle fleszy fotoreporterów.
 -A ty gdzie się wybierasz?-pyta cię Joanna
 -Do domu?-odpowiadasz jej
 -Oszalałaś?-śmieje się- Leć do tego faceta, co cię o mal nie pożar wzrokiem.
 -Ale po co?
 -Pogratulować mu pierdoło.-przewraca oczami- Uwierz mi, będzie zdecydowanie zadowolony. Zwłaszcza, że wodzi właśnie za tobą wzrokiem.
Oczywiście się nie myliła, bo kiedy tylko odwróciłaś się w kierunku boiska, napotkałaś przenikliwy wzrok czekoladowych tęczówek. Nie miałaś więc wyboru, dlatego też wedle poleceń Joanny, udałaś się w jego kierunku. 
 -W sumie to chyba gratulacje.-rzucasz kiedy pojawia się naprzeciw ciebie
 -W sumie to chyba dzięki.-śmieje się- Cieszę się, że w końcu zajrzałaś w te rejony hali.
 -Wiesz, ciężko się było przedrzeć przez twoje piszczące fanki.-kiwasz głową
 -W takim razie, ułatwmy ci zadanie.-mówi po czym dość niespodziewanie wpija się zachłannie w twoje usta. Miałaś ochotę wybuchnąć gromkim śmiechem, kiedy słyszałaś za plecami głosy zawiedzionych dziewcząt liczących na coś więcej aniżeli autograf czy zdjęcie.
 -Właśnie straciłeś wszystkie fanki Conte.-chichoczesz 
 -Wystarczy mi ta, która stoi przede mną.-uśmiecha się absolutnie uroczo przyciągając cię do siebie. Przez chwilę nawet zapomniałaś, że znajdujecie się w hali pełnej ludzi. Choć z początku nieco skrępowały cię te publiczne czułości, to jednak nie potrafiłaś się im oprzeć. 
 -A więc to jest kobieta, która zawróciła mojemu synowi w głowie?-słyszysz dość niespodziewanie męski głos zaraz za sobą. Kiedy odwracasz wzrok w kierunku z którego dochodził, nie miałaś najmniejszych wątpliwości kim był owy mężczyzna. Jego syn był zbyt podobny, by móc się pomylić. 
 -Synu, mówiłeś, że jest ładna, ale nie, że aż tak.-zaśmiał się
 -Tato..-zmierzył go spojrzeniem- To jest właśnie Lili.-dodał po chwili
 -Twoja...-ciągnął za niego
 -Dziewczyna.-dokończył, a ty o mało nie udławiłaś się wdychanym właśnie powietrzem. 
 -Miło mi cię wreszcie poznać.-uśmiechnął się szeroko- Jestem Hugo i bardzo prawdopodobne, jeśli mój syn niczego nie schrzani, że jeszcze się nieraz spotkamy.-puścił oko wywołując u ciebie śmiech. 
A jeśli miałaś być zupełnie szczera, nie miałabyś nic przeciwko. Bo na chwilę obecną, nie brałaś nawet pod uwagę faktu, iż coś mogło pójść nie tak. Zbyt długo czekałaś w swoim życiu na tą chwilę, by pozwolić jej tak łatwo się ulotnić.

~*~
Rozdział wyznań i ważnych słów, to tak pokrótce.
Dzisiaj nie będę się rozwodzić, z resztą czy muszę tu cokolwiek dodawać? ;) loveisintheair
Widzimy się za tydzień, w dość szczególnym dla mnie dniu :)
Ściskam,
wingspiker.

| ask |

8 komentarzy:

  1. Pięknie :) Chociaż pod tą skorupką słodyczy czuję jakieś... niedopowiedzenia, zwłaszcza ze strony Conte. Cały czas nie daje mi spokoju to, o czym pisałam Ci wcześniej, a jeszcze ta rozmowa przez telefon. "Nie musisz się martwić, nie ma potrzeby... To naprawdę nie jest to samo, co wtedy.-dodaje nieco ciszej" -> to mnie napawa pewnym niepokojem :/ Aczkolwiek cieszę się bardzo, że do obojga w końcu dotarło, że są zakochani ^^ Za to pana Hugo Conte już czuję, że pokocham :D Mam też dziwne wrażenie, że razem z wyjazdem Conte na kadrę, u Lili stanie się coś złego :/ Nie wiem, może za dużo myślę, a może to kwestia tego, że za znając Twój styl pisania, to w tym opowiadaniu zdecydowanie za długo nie stało się nic, co mogłoby zagrozić życiu i/lub zdrowiu głównych bohaterów... Mam tylko nadzieję, że nie sprawisz, że Cię znienawidzę :P Bo naprawdę pokochałam to opowiadanie jak mało które ♥
    Jedna uwaga a propos stylu w tym rozdziale - strasznie mało przecinków. Pozjadałaś je jak jeszcze nigdy :P Popracuj nad tym troszkę, bo znaki interpunkcyjne warunkują często to, w jakim tonie odbieramy daną wypowiedź, kierunkują emocje w czasie czytania. A bez nich to taka trochę... masa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba nic nie trzeba dodawać i dzięki za powiadomienie ;) Fajnie było sobie pamięcią wrócić do meczów z Jastrzębiem. Szczególnie, że wtedy tak naprawdę mogłam obserwować jak Facu żyje meczem i jak bardzo chciałby wtedy zrzucić ten stabilizator z nogi i iść grać. Zdecydowanie czasem się przydaje taki rozdział. Gdzie autentycznie można sobie to wszystko świetnie wyobrazić. Tak jak Joanna zauważyła tu jeszcze uwidaczniasz zmianę głównej bohaterki na przestrzeni opowiadania. Ogromny plusik za to :) Papa Conte to faktycznie bardzo przemiły pan. Rozmowa telefoniczna każe mi podejrzewać, że był to chyba ktoś z rodziny i chyba odnosi się do poprzedniego związku Facundo. Coś tu się jeszcze może ciekawego podziać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Facu jest taki kochany! Bardzo dobrze, że Lili dała mu chwilową karę ;) i poznała jego tatę ;-)
    Dziś krótko bo chemia wzywa. Wiesz jak to jest. Jak idą przygotowania do maturki i studniówki?
    Pozdrowienia (z ostatnio gorących?!) Mazur ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do matury pełną parą, z książek nie wychodzę, co do studniówki to jeszcze baaardzo spokojnie ;)

      Usuń
  4. Jestem wreszcie.
    Och, Facu, będę się nad tobą rozpływała part kolejny xD
    Jestem zła na Ciebie Caro, że robisz z niego takiego ideała! Takich facetów nie ma, nawet w Argentynie :P
    Zwyrodnialec w Gdańsku, miłość w Bełchatowie kwitnie, między Andrzejem a Asią także chyba ciut lepiej, czego chcieć więcej? Nie wiem, ale się boję coraz bardziej! Teraz się zastanawiam czy ta rozłąka na rzecz reprezentacji scali ich jeszcze bardziej czy jakieś problemy wynikną? Zobaczymy co wymyśliłaś :)
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń