Po dość przyjemnym zwieńczeniu dnia, którego dotychczas raczej nie obchodziłaś uśmiech nie schodził z twojej twarzy. Z bliżej nieznanych ci powodów ta niespodzianka sprawiła, iż wręcz emanowałaś szczęściem. A to trzeba było przyznać, był ewenement na skalę krajową. Sama do końca nie wiedziałaś kiedy przeszłaś tak wielką przemianę. Bo nawet, gdy spoglądałaś w lustro, choć widziałaś tą samą osobę od lat, to jednak miałaś poczucie, że się zmieniłaś. Wewnętrznie nie byłaś już tą samą osobą, co chociażby przed kilkoma miesiącami. Teraz to widziałaś, bez żadnych najmniejszych wątpliwości. I byłaś naprawdę dumna z osoby, którą byłaś teraz. Może i ciążyło na tobie widmo przeszłości, jednak czułaś, że możesz je pokonać. I to już niebawem, raz na zawsze zostawić to za sobą.
-Lil?-pyta nieco zaspany Conte kiedy pojawiasz się w jego drzwiach kilka chwil przed dziewiątą. Nie odpowiadasz mu jednak, wspinasz się delikatnie na palce by zasmakować jego ust. A gest ten, wywołuje niemały szok na jego twarzy.- A to za co?
-To były nieoficjalne podziękowania za ten uroczy podarek sprzed kilku dni.-mówisz z uśmiechem
-Nieoficjalnie cieszę się, że się podobał.-mruczy po czym wpija się w twoje usta nieco zachłanniej aniżeli przed chwilą.
-Muszę iść.-odrywasz się od niego
-Juuż?-krzywi się
-Mam wizytę u lekarza amancie.-odpowiadasz mu i po chwili pomimo jego niechęci udajesz się w kierunku przychodni. Tam odbierasz swoje wyniki badań i odbywasz kontrolną wizytę u lekarza, który stwierdza, iż wszystko jest w jak najlepszym porządku i nie ma przeciwwskazań do powrotu do normalnego trybu życia, bez wszelakich zbędnych ograniczeń ruchu.
Korzystając z wczesnej pory bez zbędnego pośpiechu robisz małą rundkę po sklepach, a i na chwilę zaglądasz do Clauda'e, który wciąż wydawał się winić za twój mały wypadek sprzed kilkunastu dni. Po podniesieniu jego morałów podczas ponad godzinnej pogawędki udałaś się w drogę powrotną do domu. Szłaś spokojnym krokiem czując pod nogami chrzęszczący biały puch i zimno szczypiące policzki. W jednej chwili twój przyjemny spacer został przerwany. Przez jedną osobę. Kiedy stałaś przy przejściu dla pieszych w oczekiwaniu na zielone światło zezwalające na przekroczenie jezdni, zauważyłaś po drugiej stronie mężczyznę. Wydawał ci się być dziwnie znajomy. W chwili, gdy uśmiechnął się do ciebie kpiarsko nie miałaś żadnych wątpliwości. W jednej sekundzie zerwałaś się niemal na równe nogi i pognałaś pędem przed siebie. Nie oglądałaś się za siebie, za bardzo się bałaś. Po prostu biegłaś, aż do momentu w którym wpadałaś na zamieszkiwane przez siebie osiedle. Cała się trzęsłaś, z trudem łapałaś kolejne hausty powietrza. Kiedy poczułaś czyjąś dłoń na ramieniu, aż podskoczyłaś w pełni gotowa do użycia, któregoś z ciosów przyuczonego od Claude'a. Wypuściłaś głośno powietrze z ust, w chwili, w której ujrzałaś Mikołaja.
-Lili, co się stało?-zapytał wyraźnie zaniepokojony- Ducha zobaczyłaś?
-Prawie.-dukasz cicho z trudem panując nad emocjami. Twój przyjaciel pomimo ostatniego rozbratu z tobą, znał cię zbyt dobrze by w tej chwili nie zabrać cię do domu i nie wyciągać z ciebie za wszelką cenę wszelakich faktów.
-Nie pamiętam kiedy widziałem cię ostatni raz tak przerażoną.-rzuca jednocześnie podając ci kubek z herbatą
-A ja nie pamiętam kiedy ostatnio się tak bałam Mikołaj.-wzdychasz cicho
-Zobaczyłaś kogoś, kogo widoku się raczej nie spodziewałaś, mam rację?-pyta, a ty jedynie zmuszasz się do twierdzącego kiwnięcia głową.- Jak to możliwe?
-Nie mam pojęcia.-mówisz łamiącym się głosem
-A może jednak ci się pomyliło?-drążył
-Nie.-kręcisz głową- Widziałam go tutaj już kilka razy. A dzisiaj.. kiedy się tak paskudnie uśmiechnął.. To musiał być on...-czujesz gorzkie łzy spływające po policzku
-Myślę, że powinniśmy zadzwonić do twojej matki.-mówi ze stoickim spokojem, a ty choć wzdrygasz się na samą myśl kontaktu z nią, to wiesz, że ona będzie w stanie potwierdzić bądź też zaprzeczyć tym wydarzeniom. Na całe szczęście tą sprawą zajął się Mikołaj, ty w aktualnym stanie nie miałaś na to ani siły ani ochoty. Zaszyłaś się w swoim pokoju starając się bezskutecznie nie myśleć o tym, co miało miejsce chwilę temu. Nie zauważyłaś nawet kiedy Mikołaj z dość posępną miną pojawił się w twoim otoczeniu. Przez dłuższą chwilę żadne z was nie wypowiedziało ani słowa. Dopiero ty przerwałaś nieprzyzwoitą ciszę.
-I co ci powiedziała?-pytasz cicho
-Mają to sprawdzić i dadzą znać tak szybko, jak tylko im się uda.-odpowiada ze wzrokiem wbitym w podłogę
-Dziękuję, że do niej zadzwoniłeś.-dodajesz spoglądając w jego kierunku
-Zawaliłem już wystarczająco wiele razy jako przyjaciel, aby zrobić to powtórnie.-uśmiecha się blado
-Więc pozwól teraz mi nie zawalić po raz kolejny i powiedz, co cię gryzie.
-Naprawdę chcesz tego słuchać? Po tym co się dzisiaj stało?
-Muszę czymś zająć umysł.-potakujesz- Mów.
-W zasadzie to się chyba rozstaliśmy z Magdą.-mówi smutno
-Bo?-dopytujesz
-Było naprawdę świetnie, ale coś się chyba wypaliło.
-Nie wierzę, że tylko z tego powodu chodzisz tak struty Mikołaj.-zauważasz
-Jest w ciąży.
-CO?!-jesteś w kompletnym szoku
-Początek trzeciego miesiąca.-wzdycha
-I chyba nie chcesz mi powiedzieć, że ją zostawiłeś?
-No właśnie... Powiedziała mi o tym chwilę po tym, jak oznajmiłem jej o rozstaniu.
-Wiesz doskonale, że nie możesz jej zostawić Mikołaj, nie teraz.-kręcisz głową
-A co ty byś zrobiła na moim miejscu?
-Bez względu na to, jakie emocje masz w sobie i co ostatecznie do niej czujesz, powinieneś z nią teraz być.-oznajmiasz mu- Ona cię teraz potrzebuje jak nigdy, tak samo jak potrzebować cię będzie to dziecko za kilka miesięcy.
-I zrobiłabyś to, gdybyś teraz przypuszczalnie zaszła w ciążę z Conte? Zmusiłabyś się do takiego poświęcenia?-pyta wprost
-Nie.-kręcisz głową- Bo mniej więcej wiem co do niego czuję.
-Widzę, że chyba dużo mnie ominęło.-wzdycha ciężko
-Więc nie pozwól by to się stało również w przypadku Magdy.-zmuszasz się do uśmiechu- Więc nie zachowuj się jak cholery gnój migający się od odpowiedzialności i wróć do niej.
-Nawet jeśli wyprowadziła się na drugi koniec kraju?
-Nawet wtedy, nie szukaj wymówek. Weź odpowiedzialność za swoje czyny.-odpowiadasz mu
-Nie chciałbym cię zostawiać w takim momencie.-kręci głową- Wyjadę dopiero wtedy, jak będę wiedział, że jesteś bezpieczna Lil.
-W takim razie ściągnij ją tutaj i nie zasłaniaj się mną, okej?
-Okej.-odpowiada z cieniem uśmiechu na twarzy po czym z lekkim zakłopotaniem opuszcza twoje królestwo i zaszywa się w swoim pokoju. Ty przez dłuższą chwilę krążysz bez celu po mieszkaniu, jakkolwiek starając się znaleźć sobie miejsce. Ostatecznie lokujesz się na kanapie wraz z Bondem. Skaczesz bezcelowo po kanałach w poszukiwaniu jakiegoś godnego uwagi czasoumilacza. Po kilkuminutowych poszukiwaniach decydujesz się na powtórkę jakiegoś tasiemca. Ta jednak niezbyt cię porywa, gdyż po kilku minutach po prostu usypiasz. Nie wiesz nawet kiedy balansując gdzieś na granicy przytomności, a krainy snu czujesz jak za czyjąś sprawą zmieniasz miejsce aktualnego przebywania. Po przyjemnym zapachu perfum uderzającym do nozdrzy, doszłaś do wniosku, iż twój osobisty argentyński rycerz zameldował się na posterunku.
-Facu?-mruczysz niemal przez sen
-Hm?-odpowiada
-Nie odchodź.-mamroczesz
-Nigdzie się nie wybiera maleńka.-mówi po czym czujesz jego pocałunek na czubku głowy. Potem już odpływasz w krainę snu ze świadomością, iż jesteś absolutnie bezpieczna. Wbrew twoim wcześniejszym obawom, z krainy Morfeusza nie wyrywa cię koszmar. Nie otwierasz przerażona oczu. Nie zrywasz się na równe nogi jednocześnie czując paraliżujący strach ogarniający całe twoje ciało. Budzisz się otoczona przez silne, męski ramiona, a po chwili zauważasz parę brązowych tęczówek, usilnie ci się przyglądających.
-Wyspana?-zakłada kosmyk twoich włosów za ucho
-Jak zawsze.-odpowiadasz- Mikołaj cię wezwał?
-Nie.-potrząsa głową- Po całkiem miłym rozpoczęciu poranka i odbębnieniu treningu miałem ochotę cię zobaczyć. A z tego, co mi powiedział, tak znowu miło i przyjemnie nie było.
-Po prostu chyba moja przeszłość postanowiła wrócić.-wzdychasz
-Ten facet, którego widziałaś w Łodzi?-pyta, a ty kiwasz jedynie głową- Nie były?
-To jest część mnie, którą bardzo bym chciała wymazać z pamięci, ale niestety nie mogę.-mówisz zagryzając wargę- Sądziłam, że raczej nie będę musiała do tego nigdy wracać, ale chyba nie mam wyboru.
-Nie musisz mi tego mówić Lil.-przerywa ci
-I uwierz, nie chciałabym.-wdychasz- To nie jest krótka opowieść na pięć minut. To raczej dłuższy wywód, do tego dość paskudny.-przymykasz oczy- Naprawdę ci ufam i wiem, że zasługujesz na to by wiedzieć, ale ja jeszcze nie potrafię ci tego powiedzieć. Nie teraz.
-A ja nie zamierzam naciskać, bo absolutnie nic, co się wydarzyło nie sprawi bym cię zostawił.-mówi zupełnie szczerze wpatrując się prosto w twoje oczy
-Po prostu musisz wiedzieć, że ktoś, kiedyś w przeszłości bardzo mnie skrzywdził, praktycznie zniszczył ówczesny świat i psychikę dwunastoletniego dziecka...-wypuszczasz głośno powietrze ust
-Popatrz na mnie.-unosi twój podbródek- Jeśli faktycznie go spotkałaś to obiecuję ci, że nie pozwolę by cię jeszcze kiedykolwiek skrzywdził. Za bardzo mi na tobie zależy, rozumiesz?
-Rozumiem.-kiwasz głową- Ale i tak wciąż nie potrafię uwierzyć, że wciąż jesteś.
-Bo to do ciebie czuje jest zbyt silne żeby pozwoliło mi odejść.-mówi po czym zatapiacie się w namiętnym pocałunku. Wydajesz z siebie cichy pomruk zadowolenia kiedy jego dłonie wędrują po twoim ciele powodując przy tym przyjemne dreszcze. Z całą pewnością te przyjemne igraszki zakończyłyby się o wiele przyjemniejszym finałem, aczkolwiek u drzwi stał spragniony wizyty gość.
-Mam nadzieję, że wam niczego nie przerwałam.-chichocze Joanna pojawiając się w twoim polu widzenia
-Powiedzmy.-spoglądasz w kierunku Conte, który wydawał się być nieco rozbawiony jej słowami
-No, więc przyjęliście jakiś plan działania?-zapytała wprost, więc miałaś pewność, iż któryś z panów przekazał waszej rozmówczyni wszelakie szczegóły dzisiejszego zdarzenia- Mam nadzieję, że już się zobowiązałeś do całodobowego pilnowania?-rzuca w kierunku bruneta
-Halo, też tutaj jestem?-wtrącasz się
-Dobra, dobra.-macha ręką jakby od niechcenia- To jak, wie już czy nie?
-Mam się was bać?-dopytujesz
-Po prostu na razie dogadaliśmy się Mikołajem, że on pojedzie po swoją lepszą połowę i tutaj wrócą, ale do tego czasu zostajesz stąd wyeksmitowana.-oznajmia ci brunet
-Niby dokąd, do Warszawy?-prychasz
-Otóż zyskasz nowego współlokatora!-klaszcze w dłonie wyraźnie zadowolona Joanna
-Wysyłacie mnie w góry czy raczej do przytułku u Conte?-pytasz
-Myślę, że bardziej spodoba ci się druga opcja.-szczerzy się wasza rozmówczyni
-I wszystko postanowiliście za mnie, tak?
-A co, nie zgadzasz się?-ściąga brwi
-Oczywiście, że się.. zgadzam?-odpowiadasz, a w odpowiedzi dostajesz od Conte całkiem uroczego buziaka w policzek, który nie uszedł uwadze Joanny, z resztą bacznie was obserwującej. A ta dość szybko zbyć się nie dała i rozgościła się na dobre. Jak to ona, była duszą towarzystwa gadając jak najęta. I musiałaś przyznać, że dość skutecznie udało jej się odwieść cię od wszelakiego myślenia. Choć z początku krępowało cię nieco jej spoglądania na waszą dwójkę, aczkolwiek po dłuższej chwili przywykłaś do jej ciekawskiego spojrzenia wlepionego w ciebie i Conte. Skoro dla ciebie samej był to nie lada ewenement, to co mówić dla niej.
-Tak w ogóle to mamy z Andrzejem zakład, więc pozwólcie mi go wygrać, okej?
-Zakład?-dopytujesz- Gadaj!-ponaglasz ją
-Bo jak tak was zobaczyliśmy razem na Sylwestrze to obydwoje doszliśmy do różnych wniosków.
-Niech zgadnę, mój wspaniały kolega z drużyny stwierdził, że za miesiąc znajdę sobie kogoś innego?-wtrąca się brunet
-Za cztery.-poprawia go Joanna- Ale jak coś to ja wam tego nie powiedziałam.-chichocze
-No, a ty, ile obstawiasz?
-Walnę prosto z mostu, okej? Tylko mnie nie wyrzucajcie.-mówi rozbawiona- Otóż ja nie obstawiam końca. Interpretacja dowolna!
-Ty to chyba jednak jesteś porąbana.-prychasz
-Spędzam codziennie parę godzin z niezrównoważonymi psychicznie osobami, coś musiało mi się przestawić, tak?-mówi wesoło
-Może poszukamy ci jakiegoś dobrego psychoterapeuty?
-Myślę, że Andrzej chętnie pomoże. A jak nie, to będziecie chodzić wspólnie bo jemu też by się przydało.-mówi rozbawiony siatkarz.
I właśnie w takiej atmosferze przebiegało to spotkanie. Po dłuższej chwili spędzonej w tym towarzystwie, czułaś się naprawdę swobodnie. I przez to nawet nie zauważyłaś kiedy zaczęła się zbliżać północ, a twoje progi opuściła rozgadana Joanna. Oczywiście Conte ani myślał się gdziekolwiek wybierać, siedział rozwalony na kanapie z nosem w telefonie. Usiadłaś więc obok niego bacznie go obserwując.
-Liczysz, że wzrok potrafi rozbierać?-rzuca po chwili podnosząc wzrok sponad ekranu telefonu
-Głupi jesteś.-chichoczesz, po czym przyciąga cię do siebie. Przez dłuższą chwilę żadne z was się nie odzywa, aczkolwiek cisza między wami nie jest wcale uciążliwa. Jeśli miałaś być szczera to mogłabyś przy nim milczeć nawet i godzinami. I wcale nie bałaś się tego przyznać. Już nie.
-A teraz pytanie za sto punktów.-przerywa
-No?-pytasz
-Kim jesteś i kto zamienił Lil?-śmieje się- Nie sądziliśmy, że tak bezboleśnie się zgodzisz.
-Ja chyba też nie.-odpowiadasz zupełnie szczerze- Ale chyba w sumie wiem czemu.-dodajesz po chwili- Po prostu wiem, że gdyby nie ty nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem.
-Czyli po prostu chcesz mi powiedzieć, że mnie potrzebujesz?-ciągnie cię za język
-Mniej więcej.-kiwasz nieśmiało głową.
Bo tak właśnie było. Po godzinach uświadamiania przez Joannę w końcu sama doszłaś do takich właśnie wniosków. Doskonale wiedziałaś, że gdyby nie jego obecność, a także Joanny, nie ruszyłabyś z miejsca. Oni tak naprawdę byli bodźcami do zmian w twoim życiu. Teraz to wiedziałaś.
-Wyspana?-zakłada kosmyk twoich włosów za ucho
-Jak zawsze.-odpowiadasz- Mikołaj cię wezwał?
-Nie.-potrząsa głową- Po całkiem miłym rozpoczęciu poranka i odbębnieniu treningu miałem ochotę cię zobaczyć. A z tego, co mi powiedział, tak znowu miło i przyjemnie nie było.
-Po prostu chyba moja przeszłość postanowiła wrócić.-wzdychasz
-Ten facet, którego widziałaś w Łodzi?-pyta, a ty kiwasz jedynie głową- Nie były?
-To jest część mnie, którą bardzo bym chciała wymazać z pamięci, ale niestety nie mogę.-mówisz zagryzając wargę- Sądziłam, że raczej nie będę musiała do tego nigdy wracać, ale chyba nie mam wyboru.
-Nie musisz mi tego mówić Lil.-przerywa ci
-I uwierz, nie chciałabym.-wdychasz- To nie jest krótka opowieść na pięć minut. To raczej dłuższy wywód, do tego dość paskudny.-przymykasz oczy- Naprawdę ci ufam i wiem, że zasługujesz na to by wiedzieć, ale ja jeszcze nie potrafię ci tego powiedzieć. Nie teraz.
-A ja nie zamierzam naciskać, bo absolutnie nic, co się wydarzyło nie sprawi bym cię zostawił.-mówi zupełnie szczerze wpatrując się prosto w twoje oczy
-Po prostu musisz wiedzieć, że ktoś, kiedyś w przeszłości bardzo mnie skrzywdził, praktycznie zniszczył ówczesny świat i psychikę dwunastoletniego dziecka...-wypuszczasz głośno powietrze ust
-Popatrz na mnie.-unosi twój podbródek- Jeśli faktycznie go spotkałaś to obiecuję ci, że nie pozwolę by cię jeszcze kiedykolwiek skrzywdził. Za bardzo mi na tobie zależy, rozumiesz?
-Rozumiem.-kiwasz głową- Ale i tak wciąż nie potrafię uwierzyć, że wciąż jesteś.
-Bo to do ciebie czuje jest zbyt silne żeby pozwoliło mi odejść.-mówi po czym zatapiacie się w namiętnym pocałunku. Wydajesz z siebie cichy pomruk zadowolenia kiedy jego dłonie wędrują po twoim ciele powodując przy tym przyjemne dreszcze. Z całą pewnością te przyjemne igraszki zakończyłyby się o wiele przyjemniejszym finałem, aczkolwiek u drzwi stał spragniony wizyty gość.
-Mam nadzieję, że wam niczego nie przerwałam.-chichocze Joanna pojawiając się w twoim polu widzenia
-Powiedzmy.-spoglądasz w kierunku Conte, który wydawał się być nieco rozbawiony jej słowami
-No, więc przyjęliście jakiś plan działania?-zapytała wprost, więc miałaś pewność, iż któryś z panów przekazał waszej rozmówczyni wszelakie szczegóły dzisiejszego zdarzenia- Mam nadzieję, że już się zobowiązałeś do całodobowego pilnowania?-rzuca w kierunku bruneta
-Halo, też tutaj jestem?-wtrącasz się
-Dobra, dobra.-macha ręką jakby od niechcenia- To jak, wie już czy nie?
-Mam się was bać?-dopytujesz
-Po prostu na razie dogadaliśmy się Mikołajem, że on pojedzie po swoją lepszą połowę i tutaj wrócą, ale do tego czasu zostajesz stąd wyeksmitowana.-oznajmia ci brunet
-Niby dokąd, do Warszawy?-prychasz
-Otóż zyskasz nowego współlokatora!-klaszcze w dłonie wyraźnie zadowolona Joanna
-Wysyłacie mnie w góry czy raczej do przytułku u Conte?-pytasz
-Myślę, że bardziej spodoba ci się druga opcja.-szczerzy się wasza rozmówczyni
-I wszystko postanowiliście za mnie, tak?
-A co, nie zgadzasz się?-ściąga brwi
-Oczywiście, że się.. zgadzam?-odpowiadasz, a w odpowiedzi dostajesz od Conte całkiem uroczego buziaka w policzek, który nie uszedł uwadze Joanny, z resztą bacznie was obserwującej. A ta dość szybko zbyć się nie dała i rozgościła się na dobre. Jak to ona, była duszą towarzystwa gadając jak najęta. I musiałaś przyznać, że dość skutecznie udało jej się odwieść cię od wszelakiego myślenia. Choć z początku krępowało cię nieco jej spoglądania na waszą dwójkę, aczkolwiek po dłuższej chwili przywykłaś do jej ciekawskiego spojrzenia wlepionego w ciebie i Conte. Skoro dla ciebie samej był to nie lada ewenement, to co mówić dla niej.
-Tak w ogóle to mamy z Andrzejem zakład, więc pozwólcie mi go wygrać, okej?
-Zakład?-dopytujesz- Gadaj!-ponaglasz ją
-Bo jak tak was zobaczyliśmy razem na Sylwestrze to obydwoje doszliśmy do różnych wniosków.
-Niech zgadnę, mój wspaniały kolega z drużyny stwierdził, że za miesiąc znajdę sobie kogoś innego?-wtrąca się brunet
-Za cztery.-poprawia go Joanna- Ale jak coś to ja wam tego nie powiedziałam.-chichocze
-No, a ty, ile obstawiasz?
-Walnę prosto z mostu, okej? Tylko mnie nie wyrzucajcie.-mówi rozbawiona- Otóż ja nie obstawiam końca. Interpretacja dowolna!
-Ty to chyba jednak jesteś porąbana.-prychasz
-Spędzam codziennie parę godzin z niezrównoważonymi psychicznie osobami, coś musiało mi się przestawić, tak?-mówi wesoło
-Może poszukamy ci jakiegoś dobrego psychoterapeuty?
-Myślę, że Andrzej chętnie pomoże. A jak nie, to będziecie chodzić wspólnie bo jemu też by się przydało.-mówi rozbawiony siatkarz.
I właśnie w takiej atmosferze przebiegało to spotkanie. Po dłuższej chwili spędzonej w tym towarzystwie, czułaś się naprawdę swobodnie. I przez to nawet nie zauważyłaś kiedy zaczęła się zbliżać północ, a twoje progi opuściła rozgadana Joanna. Oczywiście Conte ani myślał się gdziekolwiek wybierać, siedział rozwalony na kanapie z nosem w telefonie. Usiadłaś więc obok niego bacznie go obserwując.
-Liczysz, że wzrok potrafi rozbierać?-rzuca po chwili podnosząc wzrok sponad ekranu telefonu
-Głupi jesteś.-chichoczesz, po czym przyciąga cię do siebie. Przez dłuższą chwilę żadne z was się nie odzywa, aczkolwiek cisza między wami nie jest wcale uciążliwa. Jeśli miałaś być szczera to mogłabyś przy nim milczeć nawet i godzinami. I wcale nie bałaś się tego przyznać. Już nie.
-A teraz pytanie za sto punktów.-przerywa
-No?-pytasz
-Kim jesteś i kto zamienił Lil?-śmieje się- Nie sądziliśmy, że tak bezboleśnie się zgodzisz.
-Ja chyba też nie.-odpowiadasz zupełnie szczerze- Ale chyba w sumie wiem czemu.-dodajesz po chwili- Po prostu wiem, że gdyby nie ty nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem.
-Czyli po prostu chcesz mi powiedzieć, że mnie potrzebujesz?-ciągnie cię za język
-Mniej więcej.-kiwasz nieśmiało głową.
Bo tak właśnie było. Po godzinach uświadamiania przez Joannę w końcu sama doszłaś do takich właśnie wniosków. Doskonale wiedziałaś, że gdyby nie jego obecność, a także Joanny, nie ruszyłabyś z miejsca. Oni tak naprawdę byli bodźcami do zmian w twoim życiu. Teraz to wiedziałaś.
~*~
Na wstępie przepraszam za brak drugiego epizodu w poprzednim tygodniu, aczkolwiek mam teraz sporo na głowie, w tym wszelkie sprawy związane z prawem jazdy. Aczkolwiek od obecnej chwili wracamy do publikacji co tygodniowej, raz w tygodniu w okolicach piątku/soboty. Wraca szkoła, a ja niestety jakoś się nie wyrobiłam za bardzo w wakacje z tym opowiadaniem, więc mój pobyt na bloggerze się chwilkę przeciągnie w czasie. Ale to tyle, co do spraw organizacyjnych, pozostawiam Waszej opinii ten rozdział.
Miłego dnia,
wingspiker.
Na wstępie przepraszam za brak drugiego epizodu w poprzednim tygodniu, aczkolwiek mam teraz sporo na głowie, w tym wszelkie sprawy związane z prawem jazdy. Aczkolwiek od obecnej chwili wracamy do publikacji co tygodniowej, raz w tygodniu w okolicach piątku/soboty. Wraca szkoła, a ja niestety jakoś się nie wyrobiłam za bardzo w wakacje z tym opowiadaniem, więc mój pobyt na bloggerze się chwilkę przeciągnie w czasie. Ale to tyle, co do spraw organizacyjnych, pozostawiam Waszej opinii ten rozdział.
Miłego dnia,
wingspiker.