środa, 12 sierpnia 2015

#doce.


  Nowy Rok tak jak przyszedł szybko, tak samo minął. Dni po szaleństwach sylwestrowej nocy wydawały się uciekać jeden, za drugim. Z trudem dostrzegałaś zmianę daty z trzeciego stycznia na czternastego. Każda kolejna doba wydawała się być niemal ułamkiem chwili. Z całą pewnością dlatego, iż wszystkie styczniowe dni wyglądały dla ciebie niemal tak samo. Pobudka kilka chwil przed siódmą. Szybkie śniadanie, wiadro kawy na pobudzenie, poranna toaleta i pędem do pracy. A ta ostatnimi dniami stała się dla ciebie niemal drugim domem. Byłaś jedną z odpowiedzialnych za pracę nad projektem dla zagranicznej firmy, więc zamiast kończyć o piętnastej pracę, tak na dobrą sprawę o tej porze dopiero ją rozpoczynałaś ze zdwojoną siłą. Twój dzień pracy miał niemal każdego dnia po kilkanaście, jakże wyczerpujących godzin. Kiedy wracałaś po dwudziestej do domu, nie wiedziałaś już nawet jak się nazywasz. Jedyne o czym wtedy marzyłaś to gorąca kąpiel i sen. Kompletnie przepadłaś, na czym zdecydowanie cierpiało twoje życie prywatne. Mikołaja w zasadzie nie widywałaś, Joannę ogarniała dzika furia, gdy raz po raz odmawiałaś jej spotkania na kawę czy wieczornego wypadu na drinka. Nie wypominałaś już nawet o Conte, który również miał wyraźnie dość twojej niedyspozycji. Nie powiesz, abyś była zadowolona z takiego stanu rzeczy, aczkolwiek chciałaś jak najszybciej skończyć to, co miałaś do skończenia i powrócić do społeczeństwa.
 -Nie sądziłem, że zdecydujesz się dzisiaj na powrót do domu.-słyszysz znajomy męski głos w chwili, gdy zmierzasz w kierunku swojego miejsca zamieszkania
 -Tak wyszło.-wzruszasz ramionami kompletnie wykończona, nie mając większej ochoty na kłótnię
 -To nie jest normalne żeby do dwudziestej pierwszej siedzieć w pracy.-grzmi
 -Owszem, nie jest, ale nie mam innego wyjścia.-podnosisz ton głosu
 -Zawsze jest jakieś wyjście, jeśli się chce.
 -Nie bądź śmieszny, nie masz zielonego pojęcia jak to jest!-burzysz się
 -Może i masz rację, nie wiem jak to jest.-kiwa głową- Ale wiem, że to mi się nie podoba.
 -Możesz się wpisać jako kolejny do księgi skarg i zażaleń w kategorii moje życie.-przewracasz oczami
 -Jak widać nie ja jedyny jestem zniesmaczony tym, że nie masz czasu na nic i jako jedyna nie widzisz w tym nic złego.-zauważa dość trafnie
 -Naprawdę wszyscy sądzicie, że dla własnej przyjemności siedzę od rana do wieczora w tej cholernej pracy?!-nie wytrzymujesz- Rzuciłabym to w cholerę, ale tak się składa, że nie mogę i bardzo mi przykro, że nie jestem do waszej dyspozycji dwadzieścia cztery na dobę, ale się kurwa nie rozerwę. Albo to zrozumcie albo się odwalcie, wasz wybór.-wygłaszasz niemal litanię po czym cała w nerwach odwracasz się na pięcie i niemal biegiem wpadasz do mieszkania. Jak zwykle pod nogami plącze ci się Bond, spragniony uwagi swojej pani. Dzisiaj jednak byłaś na tyle wytrącona z równowagi, iż nie uśmiechały ci owe zajęcia. Po szybkim przekąszeniu kolacji, wskoczyłaś po prysznic chcąc zmyć z siebie wszelakie wydarzenia dnia dzisiejszego, a zwłaszcza ostatnie minuty. Pomimo ogromnego zmęczenia jakie ogarniało niemal całe twoje ciało, nijak nie potrafiłaś usnąć. Przewracałaś się z boku na bok przez co najmniej dwie godziny, bez większych efektów. Dopiero w okolicach trzeciej nad ranem udało ci się zasnąć, choć nie na długo. Po raz pierwszy od niemal miesięcy obudziłaś się kompletnie przerażona. Trzęsłaś się ze strachu, a w oczach czułaś słone łzy. Siedząc na skraju łóżka z trudem łapałaś oddech, czując wszechogarniający paraliż na całym ciele. Dopiero po chwili przygarnęłaś kolana do siebie i rozpłakałaś jak małe dziecko. Ten koszmar był taki sam jak inne, poza jednym, jedynym szczegółem. Jego twarz była okrutnie wyraźna, a co gorsze był widocznie starszy aniżeli te kilkanaście lat temu. Głos miał jednak wciąż tak samo przerażający. Nawet pomimo upływu lat, wciąż trzęsłaś się ze strachu, na samą myśl o słowach "jeśli komuś powiesz mała suko, to znajdę cię i zabiję, nie ważne kiedy to nastąpi, zapamiętaj to sobie".
  Tej nocy już w zasadzie nie spałaś przez co, gdy w pokoju rozbrzmiał dźwięk budzika byłaś wykończona. Tradycyjnie wlałaś w siebie całą masę kawy na pobudzenie i po doprowadzeniu się do ładu, udałaś się w kierunku pracy. Cały dzień chodziłaś rozkojarzona i niewyspana, a co gorsza, wieczorem czekało cię jeszcze spotkanie z Claud'em. Szczęście w nieszczęściu, iż miałaś chociaż powód o motywację do tego, aby opuścić mury miejsca pracy wcześniej aniżeli w dniach poprzednich. Tradycyjnie jednak wpadłaś niemal spóźniona niemal taranując faceta kręcącego się pod wejściem do klubu fitness. Nie patrząc nawet w jego stronę wydukałaś przeprosiny i pobiegłaś prosto do szatni. Jak zwykle dostałaś lekką naganę za spóźnienie po czym przystąpiłaś do rozgrzewki. A już w jej trakcie o mało nie straciłaś życia, gdy Claude zapragnął sprawdzić twój refleks. Po uniknięciu ciosu, udało ci się przetrwać rozgrzewkę po której rozpoczęliście właściwą część treningu.
 -W tym roku bronisz się jeszcze gorzej niż na pierwszym treningu ze mną.-zauważa twój trener
 -Dzięki.-fukasz
 -Mówię poważnie Lil, jak masz jakieś kłopoty z robotą albo chłopakiem to dalej, wyżyj się tutaj.
 -Z przyjemnością.-prychasz bo czym rozpoczynasz zmasowany atak na swojego instruktora i musisz przyznać, że po jego przypuszczeniu jest ci o wiele lżej. Następne pół godziny treningu jest naprawdę konkretne, tak jak przed tygodniem. W czasie krótkiej przerwy na uzupełnienie płynów przez oszklone drzwi do sali ujrzałaś męską posturę. Z całą pewnością puściłabyś ten fakt mimochodem, gdyby nie to, iż owy mężczyzna zdecydowanie kogoś ci przypominał. I to nie tylko osobnika, na którego wpadłaś przypadkiem w drodze na zajęcia. Poczułaś gdzieś w środku mocne ukłucie, jednak zanim zdążyłaś jakkolwiek zareagować zostałaś przywołana przez swojego trenera. Byłaś strasznie rozkojarzona po tym całym zajściu. Początkowo jakoś jeszcze udawało ci się unikać ciosów Claude'a, a nawet skontrować, jednak ostatecznie otrzymałaś dość bolesny cios w ramię, a skwitowaniem twojej dzisiejszej postawy był siarczysty cios w twarz, którego nie zdążyłaś do końca zamortyzować i runęłaś na matę jak długa, tracąc przy tym kontakt z rzeczywistością na kilka chwil. Kiedy otworzyłaś oczy, wciąż leżałaś na plecach, a światło raziło cię w oczy. Zupełnie nie pamiętałaś dlaczego znajdujesz się w takiej pozycji, co wprawiło cię w kompletne zdezorientowanie.
 -Jezus Maria nie wstawaj!-słyszysz głos Claude'a kiedy próbujesz się podnieść
 -Nic mi nie jest.-wybełkotałaś i kiedy tylko podniosłaś się do pozycji siedzącej, już wiedziałaś, że był to zły pomysł. Mieniło ci się w oczach, a na dodatek czułaś się jakbyś miała za chwilę zwymiotować.
 -Matko, Lil!-słyszysz jakby znajomy kobiecy pisk, a już za chwilę przed oczami masz Joannę w sportowym trykocie, wyraźnie zmartwioną
 -Przestań, nic mi nie jest.-starasz się wierzyć własnym słowom
 -Jasne, jesteś blada jak śmierć i wyglądasz jakbyś miała za chwilę zejść.-marszczy brwi- Dzwoniłeś już po posiłki Claude?-pyta po chwili
 -Za chwilę powinni być.
 -Chyba oszaleliście!-wybuchasz i zrywasz się w jednej chwili na nogi. A to musiałaś przyznać, była tragiczna w skutkach decyzja. Niemal natychmiast zaczęło kręcić ci się w głowie, a obraz przed oczami z sekundy na sekundę zanikał. Potem była już tylko ciemność.
  Kiedy się powtórnie budzisz nie jesteś już w sali do ćwiczeń. Niemal natychmiast uderza cię sterylna biel ścian i żółć, burczących jarzeniówek. Kiedy w pełni przytomniejesz możesz bez zastanowienia określić swoje aktualne położenie. Szpitalne łóżku z kroplówką podłączoną do prawej ręki i cisza, przerywana od czasu do czasu głosami dochodzącymi z korytarza. Dopiero po kilku dłuższych minutach kobieta w białym kitlu uraczyła cię swoją obecnością. Jak zdołała cię poinformować pozostaniesz w szpitalnych progach, co najmniej do jutrzejszego poranka z racji tego, iż miałaś lekkie wstrząśnienie mózgu.
 -Ale nas nastraszyłaś.-rzuca na wejściu Joanna
 -Sama się znokautowałam?-pytasz nieco rozbawiona jednak widząc minę Claudea'a poważniejesz- Nic mi nie jest, żyję Claude.
 -A co to za życie?-odpowiada wyraźnie przejęty
 -To była moja wina, nie zamartwiaj się tak.-starasz się go jakkolwiek podnieść na duchu- Będę przynajmniej pamiętać, żeby unikać twojego lewego sierpowego na mojej twarzy.-uśmiechasz się
 -Ale jak będziesz czegoś potrzebować to mów.
 -Daj spokój, jedyne czego będę od ciebie potrzebować to kolejny wycisk, ale to chyba nie prędko na razie.-chichoczesz pomimo pulsującego bólu głowy
 -Spokojnie, zajmiemy się nią.-wtrąca Joanna po czym pozostajecie tylko we dwie na sali i przez dłuższą chwilę trwa między wami dość nieprzyzwoita cisza. Pod naporem spojrzenia swojej towarzyszki, zostałaś niemal zmuszona do jej przerwania.
 -Nie masz jakiegoś życia towarzyskiego? Nie musisz tutaj ze mną siedzieć.-zaczynasz
 -Mam i właśnie jedna z jego części próbuje mnie wygonić, znowu.-mierzy cię spojrzeniem
 -Nie wyganiam cię.-protestujesz- Dbam jedynie o twoje życie miłosne. Jestem pewna, że Andrzej na ciebie czeka.
 -W Gdańsku.-prycha- Mają mecz wyjazdowy.-dodaje- A on również podziela moje zdanie.
 -Jakie znowu?
 -Musiałaś wylądować na ostrym dyżurze żeby wreszcie przestać być niewolnikiem w pracy.-odpowiada ci niemal ze stoickim spokojem
 -Nie miałam innego wyjścia, okej?
 -To już też słyszeliśmy.-kiwa głową- Zrozum Lili.-wzdycha po chwili- My nie chcemy zrobić co na złość, po prostu się o ciebie po ludzku martwimy. Praca to nie wszystko, tym bardziej taka, której specjalnie nie kochasz.-śmieje się
 -Widzę, że zebrałaś jakiś większy tłum niezadowolonych z moich usług.-prychasz
 -Zdecydowanie.-kiwa głową- Ja to jak ja, jestem w stanie przeboleć tydzień bez plotek w męczarniach, aczkolwiek faceci nie lubią czekać.
 -Ja mu nie nie wypominam jak lata sobie na mecze.-przewracasz oczami
 -Owszem, ale jego nie ma dzień czy dwa i zawsze wraca. A ciebie teoretycznie rzecz biorąc nie ma od długich dni.-dość trafnie spostrzega- A, że facet za tobą szaleje to się wkurza, że go ignorujesz, to cała historia.
-Dobra, dobra, już wiem, że jestem beznadziejna, nie dokładaj.-wzdychasz
-Och, nie planuję, gdzież bym śmiała?-pokazuje ci język- A tak na poważnie to naprawdę się tobą przejął sieroto.
 -Jakoś tego nie widzę.-prychasz
 -Zobaczysz.-szczerzy się.
  Niebawem po tych słowach Joanna została wręcz siłą wygoniona z sali przez pielęgniarkę stwierdzającą, iż godziny odwiedzin zakończyły się całe lata temu. Nie obyło się bez wszelakich dyskusji, aczkolwiek pod groźbą wezwania ochrony opuściła budynek. Tobie zaś przyszło spędzić noc na szalenie niewygodnym i skrzypiącym przy każdym ruchu łóżku. Nie spałaś, więc za dobrze, a do tego otrzymałaś wspaniałą pobudkę tuż o godzinie szóstej. Po papce nazywanej przez pracujących tutaj śniadaniem otrzymałaś kolejną kroplówkę po której udałaś się na kolejne prześwietlenie głowy. Te potwierdziło jedynie wczorajszą diagnozę o niegroźnym wstrząśnieniu. Oczywiście dostałaś co najmniej tygodniowy zakaz wszelakiego zbędnego ruchu ograniczającego twoje działania tylko i wyłącznie do spaceru w kierunku łazienki. Po otrzymaniu tego typu reprymend dostałaś także upragniony wypis zezwalający ci na powrót do domu. Myślałaś, że tego dnia raczej nic cię nie zaskoczy, a jednak. Zamiast spodziewanego widoku Joanny, twoim oczom ukazał się brunet w pełnej krasie, na widok, którego pielęgniarki o mało nie pozabijały się o własne nogi.
 -Spodziewałam się raczej Joanny.-rzucasz na wstępie
 -A ja spodziewałem się raczej, że przez te dwa nie zrobisz sobie krzywdy.-uśmiecha się nikle
 -Wyszłam z pracy przed dwudziestą pierwszą i tak to się skończyło.-wzruszasz ramionami nawiązując do jego słów z waszego ostatniego spotkania
 -Długo jeszcze zamierzasz mordować mnie wzrokiem czy raczej pozwolisz się zabrać do domu?-przerywa mało przyjazną wymianę
 -Nie musiałeś się fatygować, poradzę sobie.-fukasz
 -Właśnie widzę.-słyszysz jego głos, gdy po przejściu paru kroków zatrzymujesz się, czując doskwierający ból w skroni. Nie pozostało ci więc nic innego jak zdanie się na łaskę Conte. Ten wydawał się być wciąż nieco obrażony i nie mówił jak na siebie za wiele. Oczywiście po odstawieniu cię na miejsce nie dał się wypchnąć za drzwi. Ty nie chcąc podsycać i tak już dość napiętej atmosfery po prostu się położyłaś spać ze złudną nadzieją, iż twój towarzysz dzisiejszej niedoli się rozmyśli i zostawi cię w spokoju. Nadzieje te jednak odłożyłaś na bok kiedy odpłynęłaś w krainę snu. Ten jednak nie był za przyjemny, jeśli być szczerym przybrał on raczej rangę potwornego koszmaru z diabelską dokładnością. Wciąż ta sama sceneria. Ciemna noc, na pozór cudowne królestwo nastoletniej dziewczynki. Królestwo, które zamienia się w piekło. To wszystko się powtarza w tym samym schemacie. Wciąż nie potrafisz tego wytrzymać. Budzisz się z krzykiem, kompletnie przerażona. Czujesz jak po policzkach spływają pojedyncze strużki łez, a każdy kolejny oddech jest niemal walką. Nie zauważasz nawet kiedy w progu twojej sypialni pojawia się brunet i dość sprawnie znajduje się obok ciebie.
 -Już okej.-mówi cicho kiedy przytulasz się niego kompletnie roztrzęsiona- Ciiiii.-stara się cię uspokoić
 -Myślałam, że..
 -Poszedłem, tak?-przerywa ci- Kobieto małej wiary, nie będę ci tego powtarzał do znużenia. Nie wybieram się nigdzie.-mówi całkiem poważnie- Z resztą nawet jeśli, nie sądzę bym zdołał cię od siebie odkleić.-mówi nieco żartobliwym tonem głosu chcąc tym samym nieco rozluźnić atmosferę
 -Nie powinieneś tu być. Nie chcę cię w to wciągać.-mówi zupełnie cicho
 -Co zostało zobaczone, nie zostanie.. odzobaczone, tak?-śmieje się cicho
 -Mówię poważnie, przydałby ci się ktoś z normalną przeszłością, bez tego bagażu życiowych doświadczeń na plecach.
 -Gdybyś rzuciła te słowa powiedzmy tak tydzień po rozpoczęciu tej.. relacji to pewnie bym je dogłębnie przeanalizował i z pewnością wykonał.-mówi- Ale teraz, po kilku miesiącach zamierzam puścić je mimochodem.
 -Matko, czy ty zawsze musisz być tak trudny?-przewracasz oczami- Po prostu chce ci powiedzieć, że to nie ma sensu. Nie jestem osobą odpowiednią dla ciebie. Boję się tego wszystkiego, nie mniej niż tego co mnie prześladuje od lat. Nie jestem w stanie..-wzdychasz ciężko wciąż nie patrząc mu w oczy
 -Więc po prostu chcesz powiedzieć, że to koniec?
 -Mniej więcej?-odpowiadasz dość niepewnie
 -Okej, powtórz.-rzuca, a po chwili unosi twój podbródek i obdarowuje cię pocałunkiem, w którym na próżno było doszukiwać się wyłącznie pożądliwości. Oczywiście doskonale wiedział, co robił. Kompletnie wybił cię z wszelakiego racjonalnego rozumowania.
 -Doskonale wiesz, że..-powtórnie ci przerywa, co tym razem trochę cię wyprowadza z równowagi- Przestań mnie uciszać!-wybuchasz- Doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie ma żadnego sensu.
 -Obydwoje doskonale wiemy, że tak nie uważasz Lil.-potrząsa głową- A teraz mnie posłuchaj.-mówi dość stanowczo- Gdyby to nie miało sensu, po miesiącu już dawno dalibyśmy sobie spokój i każde z nas poszłoby w swoją stronę. Ale jakimś cudem dalej się spotykamy i się nie pozabijaliśmy.-zauważa- Tak naprawdę sami nie zauważyliśmy kiedy to nam się wymknęło spod kontroli i zaczęło żyć własnym życiem.-mówi wciąż nie odrywając wzroku od ciebie- I hej, też jestem trochę przerażony, ale ostatnią rzeczą jaką chciałbym w tym momencie uczynić jest pozbawienie się patrzenia się na ciebie godzinami.-uśmiecha się
 -Czyli nie dasz się spławić, hm?
 -W życiu.-kręci głową nieco rozbawiony
 -Coś mi chyba jednak obiecywałeś jakiś czas temu.-mierzysz go spojrzeniem
 -Nie odezwałem się wtedy ani słowem.-zauważa
 -Milczenie oznacza zgodę?-pytasz z nutką nadziei w głosie
 -Wmawiaj sobie.-przewraca oczami
 -Conte, co ty ze mną wyprawiasz.-wzdychasz doskonale wiedząc, iż twoje wszelakie argumenty są tragicznie słabe w obliczu jego słów. Bo tak oto narodziło się chyba coś większego aniżeli romans. A przynajmniej w twoim mniemaniu. Choć może nie przyznawałaś się jeszcze do tego na głos, to doskonale wiedziałaś, że to nie jest już tylko pociąg fizyczny. Już dawno nim nie był. I właśnie w tej chwili do ciebie to dotarło.



~*~
Wedle zapowiedzi, będziemy się tutaj widywać odrobinkę częściej. Wiadomo, że za tym idzie fakt, iż ta historia dobiegnie końca nieco szybciej, ale jest i plus dla spragnionych kolejnych epizodów- nie trzeba będzie czekać tygodnia ;)
A cóż mogę powiedzieć o rozdziale? Chyba tylko jedno. Kolejne granice zostają raz, po raz przełamane. A jak będzie dalej? To już niebawem :)
Ściskam,
wingspiker.

PS. Podreperowałam trochę muzykę i wygląd, poprzednie nie wpasował mi się jakoś w tematykę :P

14 komentarzy:

  1. No to Lil poleciała :) tyle pracy, brak czasu dla najbliższych. Ale może ten "wypadek" da jej trochę wytchnąć.
    Te sny i ta dziwna osoba robi się groźnie, pewnie coś się niedługo popsuje.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten wypadek to z pewnością mała nauczka za ignorowanie najbliższych. Przeistaczanie się w pracoholika nigdy nie może przynieść nic dobrego. No i jeszcze powrót sennych koszmarów. To zdecydowanie nie jest najlepszy czas dla naszej bohaterki.
    Aż miło popatrzeć na tę pozytywną rewolucję w relacjach Lil i Facu. Nie rozumiem tylko, dlaczego Liliana nadal stawiała opór, skoro już dawno dotarło do niej, że znajomość z przystojnym Argentyńczykiem już dawno weszła w zupełnie nowy etap. Myślę, że nawet przeszłość nie byłaby w stanie skutecznie odstraszyć Conte, a poza tym w relacjach uczuciowych istnieje coś takiego jak bezwarunkowość.
    Pozdrawiam :*
    PS: Uwielbiam cover "Earned It" rozbrzmiewający w tle. Zresztą wszystkie covery Madilyn Bailey są cudowne :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki charakter, być może chciała go uchronić bo sądziła, że on nie zniesie jej przeszłości? ;)

      Usuń
  3. Na wstępie - nowa muzyka i zdjęcie w nagłówku BOMBA ♥ nie mogę się napatrzeć ani nasłuchać :3
    A teraz do konkretów. Cudowny rozdział. Trochę bardziej tajemniczy niż zwykle, coś tak czuję, że powoli będziemy się żegnać z sielanką, ale kto wie, może jednak nas zaskoczysz :P Początkiem mnie trochę zirytowałaś. A może bardziej Joanna i Conte mnie zirytowali :P Rozumiem, że martwią się o Lilianę, ale oni mają wolne zawody. Nie są zobowiązani żadnymi wielkimi terminami, projektami, co najwyżej Facu wyjeżdża na te 2 dni na mecze. Nie każdy ma tak dobrze, powinni to zrozumieć! Okay, Lil się przepracowuje, wcale tej pracy nie kocha, ale musi zarabiać na życie, a skoro dostała takie zlecenie, to musi to przetrwać. A oni ją powinni wspierać, a nie się obrażać -,- Swoją drogą, martwię się o Lili. Już było tak dobrze, a teraz znowu te demony przeszłości ją nawiedzają :c Mam nadzieję, że Conte okaże się facetem z krwi i kości i stanie na wysokości zadania, w razie potrzeby obroni Lil i po prostu jej nie zostawi. Bo choćby się zapierała rękoma i nogami, to tego właśnie potrzebuje - wsparcia i poczucia bezpieczeństwa. Cieszę się, że w końcu zrozumiała, że czuje coś do Facundo (w zasadzie przyszło jej to szybciej, niż mojej Amelii, haha :P) i oby o tym nie zapominała już!
    Mimo wszystko, mam nadzieję, że jeszcze trochę tych rozdziałów w planach masz, bo ja się nie chcę żegnać! ♥

    Zapraszam do siebie na kolejny epizod ;* http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/08/rozdzia-17.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojawił się kolejny rozdział, zapraszam ;*
      http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/08/rozdzia-18.html

      Usuń
    2. Zdecydowanie ją rozpracowałaś! :P

      Usuń
  4. Ja rozumiem, praca pracą, no ale przecież ma też znajomych i życie prywatne. Myślę, że ten wypadek da jej dużo do myślenia i zmieni trochę swoje podejście do pracy i do innych osób. Przecież widać, że Facundo ją kocha, a ona jego. Mam nadzieję, że przemyśli to wszystko i po tym wypadku wróci do świata żywych i będzie znajdować czas dla swoich bliskich, no.

    Pozdrawiam! ;* ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam, za tą zwłokę, ale już jestem! :)
    Niby nie byłam na bieżąco, ale nawet sobie nie wyobrażasz, jaka to przyjemność czytać trzy epizody pod rząd... i aż chce się kolejny, a tutaj nie ma i ciekawość pozostawia wiele do życzenia.
    Wiele się tutaj działo, ale myślę, że jeszcze sporo będzie! Lekko przeraża mnie ten koniec (definitywny u Ciebie), ale póki co nie zaplątuję sobie tym głowy.
    Facu, nawet nie wiesz, jak ja Ciebie tutaj lubię :D Jestem pod ogromnym wrażeniem, jakie Lil uczyniła postępy po współpracy z Joanną, a po drodze wiele jej dało spotkanie z ojcem i babcią. Brunet także jest nieustępliwy i nie poddaje się. Wiesz co, może to aż śmiesznie brzmi, ale nie mam żadnego pomysłu, co Ty dalej z nimi zrobisz? Bo co rozdział jest piękniej. Relacje między główną dwójką się zabliźniają, i nie jestem zbyt pewna czy dalej ta na pozór sielanka będzie trwać? Pewnie jakąś bombę nam zrzucisz :P Cokolwiek będzie się działo niecierpliwie czekam kibicując Lilce i Facundo!
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie, będzie się działo, no u mnie byłoby nudno? :P

      Usuń
  6. Jak zwykle cudowny! Niech tak sielankowo będzie dalej, proszę! Ale znając Twoje opowiadania, wiem że tak nie będzie ;) Mimo to czekam na więcej . Pozdrawiam gorąco! Kina :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Boziu te ponad programowe godziny spędzone w pracy musiały zakończyć się szpitalem. Biedny Conte był odstawiony na boczny tor, ale go Lil tak łatwo nie spławi! Dobrze, że Facu się nie poddaje!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń