Wedle twoich przewidywań niejaki Conte nie dał się tak szybko zbyć po tym jak wymordował cię na parkiecie do godziny czwartej z minutami. Także, gdy o godzinie czternastej otworzyłaś powtórnie oczy, kątem oka mogłaś dostrzec pogrążonego we śnie bruneta. Przez dłuższą chwilę napawałaś się tym widokiem, jednak boląca głowa dawała się we znaki, a więc wyplątałaś się z jego objęć, narzuciłaś coś na siebie i udałaś się w kierunku kuchni. Po spożyciu czegoś przeciwbólowego zabrałaś się za odpisywanie na noworoczne życzenia, których było nadspodziewanie wiele. Po zakończeniu tejże czynności zabrałaś się za przejęcie kuchni siatkarza, który wciąż w najlepsze drzemał.
-O nie, koniec tego dobrego Conte.-rzucasz kiedy powracasz do sypialni- Jest prawie piąta popołudniu, a ty wciąż się wylegujesz.
-Jeszcze chwila.-wysapał zaspany obracając się na drugi bok
-Wstaaaaaawaj!-nie dajesz za wygraną i siadasz bliżej niego
-Nudzisz się, hm?-otwiera wreszcie oczy
-Okrutnie.-kiwasz głową, a już po chwili lądujesz na plecach przygnieciona silnym, męskim ciałem. Po chwili siłownia z nim, dałaś za wygraną. Twoje szanse były po prostu nikłe, a więc dałaś mu satysfakcję. Dopiero po kilkunastu minutach jakimś cudem udało ci się wyrwać z jego objęć, co raczej nie spotkało się z aprobatą bruneta. Oczywiście nie długo było ci dane samotne przebywanie w samotności, gdyż po kilku minutach podążył za tobą Conte. Pochłonięta odpisywaniem na kolejną wiadomość z kubkiem kawy w ręku, nie zauważyłaś nawet, iż byłaś pod baczną obserwacją.
-No co?-ściągasz brwi
-Tak tylko sobie podziwiam widoki.-kręci głową, jednak widzisz w jego spojrzeniu, iż nie powiedział ci prawy. Odstawiasz więc kubek z czarną, parującą cieczą i nieśpiesznie podążasz w jego kierunku. Przyjmując dość stanowczą taktykę, mierzysz się z nim niemal twarzą w twarz, siadając mu uprzednio na kolanach.
-Mów.-nakazujesz mu- Nie mamy całego dnia Conte.-ponaglasz go
-Po prostu, nie sądziłem, że ta znajomość potrwa tak długo.-kiwa głową
-O tak, ja też jestem w szoku.-mówisz nieco rozbawiona- Poza tym, czy ja wyczuwam jakąś sugestię?
-Zdecydowanie nie.-kręci głową przeszywając cię spojrzeniem- Chciałabym żeby to trwało, jak najdłużej.-uśmiecha się zupełnie nieśmiało jak na niego
-Jest pierwszy dzień roku, a ty mnie po raz kolejny zastrzeliłeś.-kiwasz z uznaniem głową, lecz po chwili dodajesz- Żeby ci nie było przykro, to powiem ci, że mi to też całkowicie pasuje.
-Słabe wyznanie.-kręci głową rozbawiony
-Mówił ci ktoś, że jesteś okropny?
-Tak ty, jakieś tysiąc razy.-śmieje się- A tak poważnie, nie powiesz mi, że jestem dla ciebie kolejnym facetem do kolekcji, bo w to nie uwierzę.
-A skąd masz taką pewność?-pytasz go mierząc go spojrzeniem, lecz zamiast słów otrzymujesz coś innego. Na pozór był to jeden z niezliczonej ilości pocałunków jakie od niego otrzymałaś. Ten jednak, był inny. Byłaś tego niemal pewna. Ten nie miał w sobie tylko pożądliwości. Był niesamowicie czuły. Zupełnie odmienny od pozostałych.
-Łamiesz wszelkie możliwe granice Conte.-mówisz ciszej wciąż wpatrując się w jego brązowe tęczówki
-Jestem tego absolutnie świadom.-mówi wyraźnie usatysfakcjonowany- I nie powiem, to dość przyjemne zajęcie.
-Możesz być z siebie dumny.-kiwasz głową
-Owszem, moim życiowym sukcesem jest fakt, iż siedzisz tutaj, ubrana jedynie w nieswoją koszulkę i raczej nie planujesz ucieczki.-uśmiecha się
-W zasadzie to taki mam właśnie plan.-szczerzysz się- Ale nie martw się, nie planuję wyjazdu do Kongo bez słowa.-chichoczesz widząc jego minę
-Uff, ulżyło mi.-uśmiecha się.
W akompaniamencie rozmów i nieustannego uwodzenia pewnego bruneta, jego progi opuściłaś dopiero w okolicach dwudziestej. Kiedy postawiłaś stopę w mieszkaniu, po raz pierwszy w tym roku przeżyłaś nie mały szok widząc swojego przyjaciela, który ostatnimi dniami nie spędzał zbyt wielu dni w domu. I wcale nie chodziło o jego ubranie, bo w zasadzie o rzecz niemal przeciwną. Nie mając większej ochoty na patrzenie speszonych twoją obecnością we własnym mieszkaniu, czym prędzej pognałaś w kierunku swojego własnego królestwa. Bez większych perspektyw na ten wieczór, zasnęłaś ze słuchawkami w uszach w rytmach kojącej muzyki.
Gdy następnego dnia otworzyłaś oczy, było kilka minut po godzinie ósmej. Bez większego pośpiechu skonsumowałaś śniadanie i doprowadziłaś się do ładu. Jak zwykle ostatnimi czasy z resztą, spadł na ciebie obowiązek uzupełnienia lodówki w której widoczne było tylko światło. Po wykonaniu tejże czynności, pokręciłaś się chwilę po mieście. Mieszkanie opuściłaś niedługo po zakupowych wojażach, gdyż umówiłaś się z Claudem. Ten nie cię nie oszczędził, co skończyło się na tym, iż dostałaś porządny wycisk o którym będzie ci przypominał dość pokaźny, niemal purpurowy siniak w okolicach biodra. Popołudniem, gdy już byłaś w stanie niemal normalnie chodzić, Joanna zdołała wyciągnąć cię do baru.
-No więc?-rozpoczyna twoja towarzyszka
-Niech zgadnę, żyjesz wspomnieniami sylwestrowej nocy, a raczej ich brakiem?-chichoczesz mając w pamięci jej występ tuż po północy
-Ha. Ha. Ha.-przewraca oczami- Pamiętam w zasadzie wszystko. A już na pewno twój widok w objęciach nieziemsko przystojnego faceta, który świata poza tobą nie widzi.
-Alkohol uderzył ci do głowy.-śmiejesz się
-To nie tylko moje zdanie.-szczerzy się- Z resztą, nie dostałaś potwierdzenia moich słów kiedy zamiast patrzeć na tą kobietę, wciąż patrzył na ciebie?
-Możliwe, że tak.-wzruszasz obojętnie ramionami
-Matkoboskabełchatowska!-rzuca- Barman, najlepsze whisky jakie tutaj macie dla tej pani!-zaleca
-Zaczynam wątpić, czy aby na pewno to ja z naszej dwójki potrzebuję psychoterapeutki.
-Bo jej nie potrzebujesz.-wypala- Już nie.-kręci głową
-Słucham?-pytasz zszokowana
-W ostatnich miesiącach zrobiłaś niewiarygodne postępy, Lil.-spogląda w twoim kierunku- Nie masz już koszmarów, przeszłość nie jest już o krok przed tobą. I mimo, że pewnie tego nie zauważyłaś to przeszłaś niesamowitą przemianę. Uśmiechasz się niemal każdego dnia. Rozmawiasz ze mną o wszystkim i nie muszę wyciągać tego z ciebie niemal siłą. Może i jeszcze masz pewne zahamowania, ale one będą nikły.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że z okazji zakończenia terapii znikasz z mojego życia, a ta whisky to pożegnanie.-kręcisz głową
-To zależy od tego czy widzisz sens w spotkaniach ze mną.
-Oczywiście, że tak!-rzucasz niemal natychmiast- Wiesz o mnie niemal wszystko. Znosiłaś mnie kiedy byłam dla ciebie naprawdę paskudna, a do tego mi pomagałaś.-wzdychasz- Jesteś dla mnie.. jak przyjaciółka, której nie chciałabym stracić.
-Mój Boże, chyba też się muszę napić z tych wrażeń.-chichocze- A co do twojego wyznania. Jako twoja eks lub też obecna psychoterapeutka jestem z ciebie dumna, iż tak otwarcie mówisz o swoich uczuciach. A jako twoja przyjaciółka, czekam aż je wyrazisz także przed kimś innym.-szczerzy się
-Masz rację, lepiej się napij.-prychasz
-Nie wmówisz mi, że go nie lubisz.-kontynuuje wątek- Nie po tym co widziałam.
-A co takiego widziałaś?-pytasz dość spokojnie
-Dwójkę ludzi, którzy patrzyli na siebie jakby nikogo dookoła nich nie było.-mówi z delikatnym uśmiechem
-Jesteś strasznie uciążliwa.-przewracasz oczami- Tak, lubię go! Zadowolona?-nie wytrzymujesz jej spojrzenia
-To teraz możemy się napić.-mówi triumfalnie Joanna.
Tak jak i przewidywałaś, na jednej szklance whisky się nie skończyło. Potem wpadły dwa drinki, mojito oraz parę kieliszków wódki. Jako, że nie należałyście do osób o specjalnie mocnych głowach, nie mogło się obyć bez pijackich spazmów śmiechu czy wygłupów. W zasadzie ciężko było ci stwierdzić o której sięgnęło to absolutnego apogeum. Może po drugiej czy trzeciej nad ranem? W każdym bądź razie po wyznaniu Joanny, iż między nią, a jej lubym nie dzieje się ostatnimi czasy za dobrze. Dlatego po zbesztaniu i dość niepochlebnym wyrażaniu się o całej rasie męskiej, pod wpływem alkoholu buzującej w głowie sięgnęłaś po telefon i zadzwoniłaś oczywiście do nikogo innego, jak do bruneta. Ogólnie rzecz biorąc nie do końca pamiętałaś, co dokładnie mu powiedziałaś, ale musiałaś być dość pijana by nad ranem pojawił się w tym właśnie barze. W tym czasie twoja towarzyszka zdołała usnąć na stole, ciężko przy tym posapując. Ten stan rzeczy przerwał Andrzej, który pojawił się w owym miejscu dosłownie chwilę po Conte.
-Mam nadzieję, że chociaż warto było.-rzuca z politowaniem
-Oszywiście.-odpowiadasz o mały włos nie zabijając się o własne nogi
-Co to za okazja?
-Pfff, a to musi być jakaś okazja?-mamroczesz
-Chyba nie powiesz mi, że spiłaś się bez powodu?-pyta rozbawiony
-Nie martw się, to nie przez ciebie.-kręcisz głową starając się go poklepać po ramieniu, co raczej ci nie wychodzi biorąc pod uwagę twoją aktualną zdolność motoryczną
-Uff.-śmieje się- Tyle dobrze, że nie zasnęłaś chociaż na stole.-chichocze
-Ty się tu nie śmiej, bo to baaaaardzo poważna sprawa była.-grozisz mu palcem- Biedna kobieta wsadziła się w skomplikowane sprawy miłosne i teraz cierpi.-wzdychasz
-I kto to mówi.-kręci głową
-O nie, ja nie cierpię.-zaprzeczasz
-Więc dałaś się tak po prostu upić, hm?-dopytuje
-Chyba wolę jak alkohol miesza mi w głowie niż ty.-rechoczesz
-Gdyby nie fakt, że mi na tobie zależy to bym cię wysadził na najbliższym przystanku.-kręci głową nieco zażenowany
-Pffff, całkiem dobry z ciebie kłamca.-chichoczesz
-Uczę się do najlepszych.
-Żeeeeee niby od kogo?-dopytujesz, choć wewnętrznie czujesz wielkie zmęczenie- Ja nie kłamięęę.
-Yhym.-potakuje głową
-Doobra, to, że ci nie wyznaję miłości co pięć minut to nie znaczy...-mrużysz oczy- Boże, nie wiem. Nie ważne.-kręcisz zrezygnowana głową czując co raz bardziej ciążące ci powieki. Ogromne zmęczenie i litry wlanego w siebie alkoholu zrobiły swoje, bo nie wiedziałaś nawet kiedy usnęłaś na fotelu pasażera. Kiedy na chwilę powróciłaś do świata żywych leżałaś w swoim łóżku, a do twoich nozdrzy docierał znany męski zapach. Byłaś tak zmęczona, że nie miałaś nawet siły, aby podnieść powieki. Czułaś jedynie jak opuszkami palców delikatnie wodził po twoim policzku. I przy akompaniamencie tych przyjemnych gestów powtórnie odpłynęłaś.
Kiedy otworzyłaś oczy do pokoju wpadały wyraźne promienie słoneczne. W zasadzie nie zdążyłaś się podnieść, a uderzył w ciebie potworny ból głowy. Musiałaś przez chwilę siedzieć w bezruchu, aby nie zaliczyć za sekundę sprintu do łazienki i rozmów z klozetem. Jakimś cudem dotoczyłaś się do kuchni, w której zastałaś swojego nocnego wybawcę.
-Dzień dobry.-rzuca z całą pewnością rozbawiony twoim tragicznym wyglądem
-Bry.-mruczysz rozczesując dłonią splątane włosy- Boże, jak mnie boli głowa.-jęczysz, gdy siadasz przy kuchennym blacie tuż obok niego
-Nie mam pojęcia czemu.-śmieje się
-Nie śmiej się, bo chyba zaraz puszczę pawia.
-Byle nie na mnie.-mówi z trudem powstrzymując śmiech
-Beznadziejny ze mnie alkoholik.-wzdychasz
-Pocieszę cię, jesteś całkiem zabawna jak się napijesz.
-Och, niech zgadnę!-odpowiadasz- Gadałam jakieś kretyńskie rzeczy jak na przykład to, że rzucam wszytko, zmieniam płeć i zaczynam życie jako piekarz w Tajlandii?
-To jakiś plan awaryjny na życie?
-No pewnie.-przewracasz oczami- Gadaj.
-Jak do mnie zadzwoniłaś zaczęłaś się drzeć, że Joanna powiedziałaś barmanowi, że ma zaburzenia dysocjacyjne, a do tego, że jest księżną wielkiego księstwa wrońskiego.-mówi wyraźnie rozbawiony- Następnie dorzuciłaś, że wszyscy faceci są kompletnie do dupy, włącznie z barmanem.-wylicza- Potem stwierdziłaś w sumie, że ja to tak w połowie bo w sumie to mnie lubisz.-kiwa głową- Na końcu darłaś się, że pociąg zagłusza ci zasięg, a twoja wspaniała przyjaciółka zaś krzyknęła, że z dziką rozkoszą pomoże barmanowi w jego zaburzeniach za szklankę brandy.
-Ja pier..-kręcisz z niedowierzaniem głową
-Gdy was zastaliśmy w tym barze to Joanna spała na stole, a ty wyglądałaś jakbyś miała głupawkę bo siedziałaś obok niej i o mal nie płakałaś ze śmiechu.
-To koniec?-pytasz marszcząc brwi
-Takie uwagi jak ta, że mam całkiem zgrabny tyłek oraz ocenę moje wyglądu jako seksowny argentyński drwal pozostawię dla siebie.-dodaje
-W sumie te ostatnie były całkiem trafne.-chichoczesz
-Dzięki.-prycha patrząc na ciebie z politowaniem
-A ja dziękuję za no wiesz, uratowanie przed nocą na stole.-mówisz nieco zakłopotana
-To ty do mnie zadzwoniłaś.-wzrusza ramionami
-Obydwoje dobrze wiemy dlaczego przyjechałeś.-zaskakujesz go tymi słowami- Bo nie oszukujmy się, gdybym była pierwszą lepszą znajomą to nie wlókłbyś się w środku nocy na drugi koniec miasta. A nawet jeśli to wysadziłbyś mnie wtedy na tym przystanku.
-Więc produkowałem się niepotrzebnie?
-Nie, bo tamtego naprawdę nie pamiętam.-śmiejesz się- Ale za to co nieco z tej podróży owszem.
-I?-ciągnie
-I mi chyba też zależy.-mówisz niemal szeptem- Ale wiesz ciągle jestem pijana. Mogę bredzić
-Nie ważne, bo i tak słyszałem.-szczerzy się.
Któż by pomyślał, że ze zwykłego wyjścia do baru narodzą się takie wydarzenia? Bo nie masz tu już na myśli tylko i wyłącznie pijackich wybryków wraz z Joanną. Owszem, one też miały w tym wszystkim znaczny udział. Bo przecież gdyby nie one, tyle słów nie zostałoby wypowiedzianych. Nie prędko zmusiłabyś się do takich wyznań. A te, jak stwierdziła Joanna, były nie lada wyczynem dla osoby takiej jak ty. No i po raz kolejny miała rację, wypowiedzenie ich na głos wcale nie było bolesne, wręcz przeciwnie.
-O nie, koniec tego dobrego Conte.-rzucasz kiedy powracasz do sypialni- Jest prawie piąta popołudniu, a ty wciąż się wylegujesz.
-Jeszcze chwila.-wysapał zaspany obracając się na drugi bok
-Wstaaaaaawaj!-nie dajesz za wygraną i siadasz bliżej niego
-Nudzisz się, hm?-otwiera wreszcie oczy
-Okrutnie.-kiwasz głową, a już po chwili lądujesz na plecach przygnieciona silnym, męskim ciałem. Po chwili siłownia z nim, dałaś za wygraną. Twoje szanse były po prostu nikłe, a więc dałaś mu satysfakcję. Dopiero po kilkunastu minutach jakimś cudem udało ci się wyrwać z jego objęć, co raczej nie spotkało się z aprobatą bruneta. Oczywiście nie długo było ci dane samotne przebywanie w samotności, gdyż po kilku minutach podążył za tobą Conte. Pochłonięta odpisywaniem na kolejną wiadomość z kubkiem kawy w ręku, nie zauważyłaś nawet, iż byłaś pod baczną obserwacją.
-No co?-ściągasz brwi
-Tak tylko sobie podziwiam widoki.-kręci głową, jednak widzisz w jego spojrzeniu, iż nie powiedział ci prawy. Odstawiasz więc kubek z czarną, parującą cieczą i nieśpiesznie podążasz w jego kierunku. Przyjmując dość stanowczą taktykę, mierzysz się z nim niemal twarzą w twarz, siadając mu uprzednio na kolanach.
-Mów.-nakazujesz mu- Nie mamy całego dnia Conte.-ponaglasz go
-Po prostu, nie sądziłem, że ta znajomość potrwa tak długo.-kiwa głową
-O tak, ja też jestem w szoku.-mówisz nieco rozbawiona- Poza tym, czy ja wyczuwam jakąś sugestię?
-Zdecydowanie nie.-kręci głową przeszywając cię spojrzeniem- Chciałabym żeby to trwało, jak najdłużej.-uśmiecha się zupełnie nieśmiało jak na niego
-Jest pierwszy dzień roku, a ty mnie po raz kolejny zastrzeliłeś.-kiwasz z uznaniem głową, lecz po chwili dodajesz- Żeby ci nie było przykro, to powiem ci, że mi to też całkowicie pasuje.
-Słabe wyznanie.-kręci głową rozbawiony
-Mówił ci ktoś, że jesteś okropny?
-Tak ty, jakieś tysiąc razy.-śmieje się- A tak poważnie, nie powiesz mi, że jestem dla ciebie kolejnym facetem do kolekcji, bo w to nie uwierzę.
-A skąd masz taką pewność?-pytasz go mierząc go spojrzeniem, lecz zamiast słów otrzymujesz coś innego. Na pozór był to jeden z niezliczonej ilości pocałunków jakie od niego otrzymałaś. Ten jednak, był inny. Byłaś tego niemal pewna. Ten nie miał w sobie tylko pożądliwości. Był niesamowicie czuły. Zupełnie odmienny od pozostałych.
-Łamiesz wszelkie możliwe granice Conte.-mówisz ciszej wciąż wpatrując się w jego brązowe tęczówki
-Jestem tego absolutnie świadom.-mówi wyraźnie usatysfakcjonowany- I nie powiem, to dość przyjemne zajęcie.
-Możesz być z siebie dumny.-kiwasz głową
-Owszem, moim życiowym sukcesem jest fakt, iż siedzisz tutaj, ubrana jedynie w nieswoją koszulkę i raczej nie planujesz ucieczki.-uśmiecha się
-W zasadzie to taki mam właśnie plan.-szczerzysz się- Ale nie martw się, nie planuję wyjazdu do Kongo bez słowa.-chichoczesz widząc jego minę
-Uff, ulżyło mi.-uśmiecha się.
W akompaniamencie rozmów i nieustannego uwodzenia pewnego bruneta, jego progi opuściłaś dopiero w okolicach dwudziestej. Kiedy postawiłaś stopę w mieszkaniu, po raz pierwszy w tym roku przeżyłaś nie mały szok widząc swojego przyjaciela, który ostatnimi dniami nie spędzał zbyt wielu dni w domu. I wcale nie chodziło o jego ubranie, bo w zasadzie o rzecz niemal przeciwną. Nie mając większej ochoty na patrzenie speszonych twoją obecnością we własnym mieszkaniu, czym prędzej pognałaś w kierunku swojego własnego królestwa. Bez większych perspektyw na ten wieczór, zasnęłaś ze słuchawkami w uszach w rytmach kojącej muzyki.
Gdy następnego dnia otworzyłaś oczy, było kilka minut po godzinie ósmej. Bez większego pośpiechu skonsumowałaś śniadanie i doprowadziłaś się do ładu. Jak zwykle ostatnimi czasy z resztą, spadł na ciebie obowiązek uzupełnienia lodówki w której widoczne było tylko światło. Po wykonaniu tejże czynności, pokręciłaś się chwilę po mieście. Mieszkanie opuściłaś niedługo po zakupowych wojażach, gdyż umówiłaś się z Claudem. Ten nie cię nie oszczędził, co skończyło się na tym, iż dostałaś porządny wycisk o którym będzie ci przypominał dość pokaźny, niemal purpurowy siniak w okolicach biodra. Popołudniem, gdy już byłaś w stanie niemal normalnie chodzić, Joanna zdołała wyciągnąć cię do baru.
-No więc?-rozpoczyna twoja towarzyszka
-Niech zgadnę, żyjesz wspomnieniami sylwestrowej nocy, a raczej ich brakiem?-chichoczesz mając w pamięci jej występ tuż po północy
-Ha. Ha. Ha.-przewraca oczami- Pamiętam w zasadzie wszystko. A już na pewno twój widok w objęciach nieziemsko przystojnego faceta, który świata poza tobą nie widzi.
-Alkohol uderzył ci do głowy.-śmiejesz się
-To nie tylko moje zdanie.-szczerzy się- Z resztą, nie dostałaś potwierdzenia moich słów kiedy zamiast patrzeć na tą kobietę, wciąż patrzył na ciebie?
-Możliwe, że tak.-wzruszasz obojętnie ramionami
-Matkoboskabełchatowska!-rzuca- Barman, najlepsze whisky jakie tutaj macie dla tej pani!-zaleca
-Zaczynam wątpić, czy aby na pewno to ja z naszej dwójki potrzebuję psychoterapeutki.
-Bo jej nie potrzebujesz.-wypala- Już nie.-kręci głową
-Słucham?-pytasz zszokowana
-W ostatnich miesiącach zrobiłaś niewiarygodne postępy, Lil.-spogląda w twoim kierunku- Nie masz już koszmarów, przeszłość nie jest już o krok przed tobą. I mimo, że pewnie tego nie zauważyłaś to przeszłaś niesamowitą przemianę. Uśmiechasz się niemal każdego dnia. Rozmawiasz ze mną o wszystkim i nie muszę wyciągać tego z ciebie niemal siłą. Może i jeszcze masz pewne zahamowania, ale one będą nikły.
-Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że z okazji zakończenia terapii znikasz z mojego życia, a ta whisky to pożegnanie.-kręcisz głową
-To zależy od tego czy widzisz sens w spotkaniach ze mną.
-Oczywiście, że tak!-rzucasz niemal natychmiast- Wiesz o mnie niemal wszystko. Znosiłaś mnie kiedy byłam dla ciebie naprawdę paskudna, a do tego mi pomagałaś.-wzdychasz- Jesteś dla mnie.. jak przyjaciółka, której nie chciałabym stracić.
-Mój Boże, chyba też się muszę napić z tych wrażeń.-chichocze- A co do twojego wyznania. Jako twoja eks lub też obecna psychoterapeutka jestem z ciebie dumna, iż tak otwarcie mówisz o swoich uczuciach. A jako twoja przyjaciółka, czekam aż je wyrazisz także przed kimś innym.-szczerzy się
-Masz rację, lepiej się napij.-prychasz
-Nie wmówisz mi, że go nie lubisz.-kontynuuje wątek- Nie po tym co widziałam.
-A co takiego widziałaś?-pytasz dość spokojnie
-Dwójkę ludzi, którzy patrzyli na siebie jakby nikogo dookoła nich nie było.-mówi z delikatnym uśmiechem
-Jesteś strasznie uciążliwa.-przewracasz oczami- Tak, lubię go! Zadowolona?-nie wytrzymujesz jej spojrzenia
-To teraz możemy się napić.-mówi triumfalnie Joanna.
Tak jak i przewidywałaś, na jednej szklance whisky się nie skończyło. Potem wpadły dwa drinki, mojito oraz parę kieliszków wódki. Jako, że nie należałyście do osób o specjalnie mocnych głowach, nie mogło się obyć bez pijackich spazmów śmiechu czy wygłupów. W zasadzie ciężko było ci stwierdzić o której sięgnęło to absolutnego apogeum. Może po drugiej czy trzeciej nad ranem? W każdym bądź razie po wyznaniu Joanny, iż między nią, a jej lubym nie dzieje się ostatnimi czasy za dobrze. Dlatego po zbesztaniu i dość niepochlebnym wyrażaniu się o całej rasie męskiej, pod wpływem alkoholu buzującej w głowie sięgnęłaś po telefon i zadzwoniłaś oczywiście do nikogo innego, jak do bruneta. Ogólnie rzecz biorąc nie do końca pamiętałaś, co dokładnie mu powiedziałaś, ale musiałaś być dość pijana by nad ranem pojawił się w tym właśnie barze. W tym czasie twoja towarzyszka zdołała usnąć na stole, ciężko przy tym posapując. Ten stan rzeczy przerwał Andrzej, który pojawił się w owym miejscu dosłownie chwilę po Conte.
-Mam nadzieję, że chociaż warto było.-rzuca z politowaniem
-Oszywiście.-odpowiadasz o mały włos nie zabijając się o własne nogi
-Co to za okazja?
-Pfff, a to musi być jakaś okazja?-mamroczesz
-Chyba nie powiesz mi, że spiłaś się bez powodu?-pyta rozbawiony
-Nie martw się, to nie przez ciebie.-kręcisz głową starając się go poklepać po ramieniu, co raczej ci nie wychodzi biorąc pod uwagę twoją aktualną zdolność motoryczną
-Uff.-śmieje się- Tyle dobrze, że nie zasnęłaś chociaż na stole.-chichocze
-Ty się tu nie śmiej, bo to baaaaardzo poważna sprawa była.-grozisz mu palcem- Biedna kobieta wsadziła się w skomplikowane sprawy miłosne i teraz cierpi.-wzdychasz
-I kto to mówi.-kręci głową
-O nie, ja nie cierpię.-zaprzeczasz
-Więc dałaś się tak po prostu upić, hm?-dopytuje
-Chyba wolę jak alkohol miesza mi w głowie niż ty.-rechoczesz
-Gdyby nie fakt, że mi na tobie zależy to bym cię wysadził na najbliższym przystanku.-kręci głową nieco zażenowany
-Pffff, całkiem dobry z ciebie kłamca.-chichoczesz
-Uczę się do najlepszych.
-Żeeeeee niby od kogo?-dopytujesz, choć wewnętrznie czujesz wielkie zmęczenie- Ja nie kłamięęę.
-Yhym.-potakuje głową
-Doobra, to, że ci nie wyznaję miłości co pięć minut to nie znaczy...-mrużysz oczy- Boże, nie wiem. Nie ważne.-kręcisz zrezygnowana głową czując co raz bardziej ciążące ci powieki. Ogromne zmęczenie i litry wlanego w siebie alkoholu zrobiły swoje, bo nie wiedziałaś nawet kiedy usnęłaś na fotelu pasażera. Kiedy na chwilę powróciłaś do świata żywych leżałaś w swoim łóżku, a do twoich nozdrzy docierał znany męski zapach. Byłaś tak zmęczona, że nie miałaś nawet siły, aby podnieść powieki. Czułaś jedynie jak opuszkami palców delikatnie wodził po twoim policzku. I przy akompaniamencie tych przyjemnych gestów powtórnie odpłynęłaś.
Kiedy otworzyłaś oczy do pokoju wpadały wyraźne promienie słoneczne. W zasadzie nie zdążyłaś się podnieść, a uderzył w ciebie potworny ból głowy. Musiałaś przez chwilę siedzieć w bezruchu, aby nie zaliczyć za sekundę sprintu do łazienki i rozmów z klozetem. Jakimś cudem dotoczyłaś się do kuchni, w której zastałaś swojego nocnego wybawcę.
-Dzień dobry.-rzuca z całą pewnością rozbawiony twoim tragicznym wyglądem
-Bry.-mruczysz rozczesując dłonią splątane włosy- Boże, jak mnie boli głowa.-jęczysz, gdy siadasz przy kuchennym blacie tuż obok niego
-Nie mam pojęcia czemu.-śmieje się
-Nie śmiej się, bo chyba zaraz puszczę pawia.
-Byle nie na mnie.-mówi z trudem powstrzymując śmiech
-Beznadziejny ze mnie alkoholik.-wzdychasz
-Pocieszę cię, jesteś całkiem zabawna jak się napijesz.
-Och, niech zgadnę!-odpowiadasz- Gadałam jakieś kretyńskie rzeczy jak na przykład to, że rzucam wszytko, zmieniam płeć i zaczynam życie jako piekarz w Tajlandii?
-To jakiś plan awaryjny na życie?
-No pewnie.-przewracasz oczami- Gadaj.
-Jak do mnie zadzwoniłaś zaczęłaś się drzeć, że Joanna powiedziałaś barmanowi, że ma zaburzenia dysocjacyjne, a do tego, że jest księżną wielkiego księstwa wrońskiego.-mówi wyraźnie rozbawiony- Następnie dorzuciłaś, że wszyscy faceci są kompletnie do dupy, włącznie z barmanem.-wylicza- Potem stwierdziłaś w sumie, że ja to tak w połowie bo w sumie to mnie lubisz.-kiwa głową- Na końcu darłaś się, że pociąg zagłusza ci zasięg, a twoja wspaniała przyjaciółka zaś krzyknęła, że z dziką rozkoszą pomoże barmanowi w jego zaburzeniach za szklankę brandy.
-Ja pier..-kręcisz z niedowierzaniem głową
-Gdy was zastaliśmy w tym barze to Joanna spała na stole, a ty wyglądałaś jakbyś miała głupawkę bo siedziałaś obok niej i o mal nie płakałaś ze śmiechu.
-To koniec?-pytasz marszcząc brwi
-Takie uwagi jak ta, że mam całkiem zgrabny tyłek oraz ocenę moje wyglądu jako seksowny argentyński drwal pozostawię dla siebie.-dodaje
-W sumie te ostatnie były całkiem trafne.-chichoczesz
-Dzięki.-prycha patrząc na ciebie z politowaniem
-A ja dziękuję za no wiesz, uratowanie przed nocą na stole.-mówisz nieco zakłopotana
-To ty do mnie zadzwoniłaś.-wzrusza ramionami
-Obydwoje dobrze wiemy dlaczego przyjechałeś.-zaskakujesz go tymi słowami- Bo nie oszukujmy się, gdybym była pierwszą lepszą znajomą to nie wlókłbyś się w środku nocy na drugi koniec miasta. A nawet jeśli to wysadziłbyś mnie wtedy na tym przystanku.
-Więc produkowałem się niepotrzebnie?
-Nie, bo tamtego naprawdę nie pamiętam.-śmiejesz się- Ale za to co nieco z tej podróży owszem.
-I?-ciągnie
-I mi chyba też zależy.-mówisz niemal szeptem- Ale wiesz ciągle jestem pijana. Mogę bredzić
-Nie ważne, bo i tak słyszałem.-szczerzy się.
Któż by pomyślał, że ze zwykłego wyjścia do baru narodzą się takie wydarzenia? Bo nie masz tu już na myśli tylko i wyłącznie pijackich wybryków wraz z Joanną. Owszem, one też miały w tym wszystkim znaczny udział. Bo przecież gdyby nie one, tyle słów nie zostałoby wypowiedzianych. Nie prędko zmusiłabyś się do takich wyznań. A te, jak stwierdziła Joanna, były nie lada wyczynem dla osoby takiej jak ty. No i po raz kolejny miała rację, wypowiedzenie ich na głos wcale nie było bolesne, wręcz przeciwnie.
~*~
Na wstępie dziękuję za odzew i od razu dodam, iż od przyszłego tygodnia będziemy się spotykać tutaj troszeczkę częściej :)
W dzisiejszym epizodzie relacja na linii Conte-Lili stale idzie do przodu, aczkolwiek motywem przewodnim jest schadzka z niezastąpioną Joanną. Humoru od czasu do czasu nie zaszkodzi, racja? ;)
Widzimy się w środę, a do tego czasu postarajcie się nie rozpłynąć w tych upałach!
Ściskam,
wingspiker.
Na wstępie dziękuję za odzew i od razu dodam, iż od przyszłego tygodnia będziemy się spotykać tutaj troszeczkę częściej :)
W dzisiejszym epizodzie relacja na linii Conte-Lili stale idzie do przodu, aczkolwiek motywem przewodnim jest schadzka z niezastąpioną Joanną. Humoru od czasu do czasu nie zaszkodzi, racja? ;)
Widzimy się w środę, a do tego czasu postarajcie się nie rozpłynąć w tych upałach!
Ściskam,
wingspiker.
Jak ja dawno nie czytałam czegoś Twojego. ;o. Muszę nadrobić rozdziały, bo jestem pewna, że mi się spodoba! :D :D ;*
OdpowiedzUsuńNadrobiłam wszystkie rozdziały i jestem pewna, że tu będę! :D. Zdecydowanie podoba mi się za zawiłość Facundo z Lilianą. :). No i Aśka - widać, że na prawdę zaprzyjaźniła się z nią. Jednak nie mam teraz przekonania co do Mikołaja, jakoś tak nie widzi mi się on. Ale zobaczymy jak to się dalej potoczy. :)
UsuńCieszę się, że Cię tutaj widzę :)
UsuńJoanna ma absolutną rację - Lil naprawdę poczyniła ogromne postępy. Nie jest już tą kapryśną i wrogo nastawioną do świata i ludzi Lilianą z pierwszych rozdziałów, która usiłowała zagłuszyć ból i przykre wspomnienia podążając losowo wybranymi ścieżkami i poszukując czegoś nieokreślonego - zupełnie jak jej matka. I co najważniejsze - przestała bać się mówić o swoich prawdziwych uczuciach. Wydawało się, że Conte będzie tylko jednym z wielu rozdziałów w jej życiu, ale szybko okazało się, że jest zupełnie inaczej. Swoją drogą, dobrze, że Facundo podziela jej zdanie dotyczące ich relacji, bo przecież równie dobrze mogła przeżyć rozczarowanie, a to z pewnością nie pomogłoby jej w wychodzeniu na prostą. No i Joanna. Coś w tym jest, że ona już dawno awansowała z terapeutki na przyjaciółkę i co najlepsze, ta transformacja odbyła się płynnie i wręcz niezauważalnie dla nich samych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Zdecydowanie, zrobiła niebagatelny krok naprzód w swoim życiu, a wszystko to dzięki dwóm jakże ekscentrycznym osobom ;)
Usuńświetny
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
UsuńJoanna i Lil- duet przyjaciółek idealny :) Conte to rycerz haha, leci nawet w nocy by uratować swoją księżniczkę :P Wreszcie powiedzieli sobie, że im zależy. Cieszę się, że teraz będziesz dodawać częściej :P
OdpowiedzUsuńNo to zaległości nadrobione!
Pozdrawiam z upalnych Mazur :D
Rycerz jakich mało! :D
UsuńJa się rozpłynęłam, ale nad rozdziałem. Będę ochac i achać :D Brawo, Lil, zrobiłaś to! :D Kocham ich. Po prostu kocham Liliane i Facu i przysięgam, jeśli im coś zrobisz, to się śmiertelnie obrażę! :c Joanna jest cudowna <3 Tak przez wygląd jak i zachowanie przypomina mo moją przyjaciółkę, obie są tak samo szalone, wprost nie do podrobienia! :) conte kocham, co już mówiłam tryliard razy i powtórzę jeszcze, kocham, kocham i kocham :3
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę, że będę miała powód, by częściej tu zaglądać :D całuski ;*
Przeczytałam sobie jeszcze raz ;) Państwo wrońskie <3
UsuńZapraszam do siebie ;) Przełomowy dla historii epizod, zapraszam <3 http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/08/rozdzia-16.html
Ej no, co to za szantaż? Wiecznie kolorowo nie będzie, takie rzeczy tylko w telenowelach :D
UsuńMoim zdaniem powiniem powstac osobny blog o Joannie oraz jej przygodach.Ona kradnie tę historię :)
OdpowiedzUsuńPewne deklaracje padają z ust obojga :)
Zaczyna się dziać :)
Czekam do środy :)
pozdrawiam :*
Przemyślę to, ale to w przyszłości może :P
Usuń