wtorek, 18 sierpnia 2015

#trece.


  Kiedy człowiek wpada w ogromny dół i nijak nie potrafi się z niego wydostać, zaczyna się zastanawiać. Dlaczego akurat on? Przecież był całkiem wzorowym obywatelem, no może lepiej oddałyby to słowa, iż raczej nie czynił źle. Dlaczego, więc koleje losu wepchnęły go w to życiowe bagno?  To było pytanie, które można zadawać sobie latami. Nawet w chwili, w której będzie się nam wydawać, że powoli się dźwigamy i wychodzimy na prostą. Jednak nawet wtedy nie jesteśmy w stanie uwierzyć w to, że tak po prostu w waszym życiu nie ma już złego. Zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a ty przyzwyczajona do jego destrukcyjnej działalności zaczynasz się zastanawiać kiedy ta harmonia upadnie. Przewidujesz to, co najgorsze. Takie właśnie było twoje życie. Nawet kiedy ostatnimi dniami czy tygodniami wydawało się być całkiem spokojne, miałaś w sobie wewnętrzny niepokój. Wciąż odczuwałaś wrażenie, iż ta harmonia jest tylko pozorna. Możliwe, że wpędzałaś się sama w paranoję. W zasadzie nie pamiętałaś swojego życia w kategoriach spokoju ducha, dlatego też pewnie w twoich myślach pojawiały się wszelakie czarne scenariusze.
 -Wciąż jestem w szoku.-kręci z niedowierzaniem głową Joanna kiedy wpada z wizytą
 -To znaczy?-ściągasz brwi
 -Sądziłam, że będę musiała raczej uruchomić kontakty i załatwić ci kaftan żebyś siedziała w domu, a tu proszę.
 -Wasze groźby mi w zupełności wystarczyły.-prychasz głaszcząc swojego ulubieńca między uszami
 -Cieszę się, że mamy u ciebie taki posłuch.-śmieje się
 -Nie schlebiajcie tak sobie.-śmiejesz się- Dzwonił do mnie mój ojciec i powiedział, że jak nie skończę z tym cytuję, brutalnym sportem dla chłopów to osobiście tutaj przyjdzie i mnie porwie do jakiejś wysokogórskiej bacówki.-chichoczesz
 -Słabe szanse na powodzenie, Conte by na to nie pozwolił.-odpowiada twoja towarzyszka
 -A ty jak zwykle o jednym.-przewracasz ostentacyjnie oczami
 -Bo to całkiem interesujący temat, nie uważasz?-uśmiecha się szeroko
 -Może i jest, ale nie dwadzieścia cztery na dobę.-zauważasz
 -Pamiętaj, że nawet jak nie pracujemy, to ja te swoje psychoterapeutyczne odchyły mieć będę zawsze.-dodaje kobieta
 -Dobra, to co masz na dzisiaj?-wzdychasz
 -Ciągle go próbujesz do siebie zniechęcić?
 -Spodziewałam się dość bezpośredniego pytania, ale nie aż tak.-śmiejesz się, lecz po chwili poważniejesz- Po prostu nie chcę nikogo wciągać w to całe bagno mojej przyszłości, a już na pewno nie jego.-potrząsasz głową
 -A wiesz czemu nie chcesz tego robić?-pyta, a ty spoglądasz na nią jedynie pytająco- Bo ci na nim CHOLERNIE zależy.
 -Z naszej dwójki chyba teraz to ty potrzebujesz specjalisty.-odpierasz
 -Gdyby tak nie było, nie chciałabyś go ochronić przed tymi wszystkimi demonami.-mówi niezrażona twoją reakcją- A na to już na późno. Wiesz czemu? Bo on się w tobie kompletnie zadurzył i choćbyś nie wiadomo jak go zniechęcała do siebie, to ci się to nie uda.
 -Boże, a może my to powinnaś pracować jakoś telewróżka w walentynki?
 -O właśnie!-klaszcze w dłonie- Gdzie się wybierasz z tenże dzień?
 -Nigdzie?-odpowiadasz
 -Fatalna odpowiedź moja droga.-kręci głową
 -Nie obchodzę tego komercyjnego święta.
 -Dobra, dobra i tak wiem, że gdzieś w środku tego nieco skamieniałego i lodowatego serca czekasz na zaproszenie od swojego rycerza.
 -Błagam cię, czy my nie możemy porozmawiać o czymś innym niż o mnie i o Conte?-krzywisz się
 -No w sumie to chyba byśmy mogły, ale...-urywa- Co powiedziałaś?!
 -Spokojnie, bo mnie twój wspaniały partner zabije jak wylądujesz w szpitalu z tych emocji przed tym jakże wspaniałym świętem.-prychasz
 -Ja to sobie muszę zapisać i od razu opić, nie często mi mówisz takie rzeczy.-mówi po czym czuję się jak u siebie i sięga do barku po jeden z trunków.
 -Tylko wiesz, że masz mi nie zaślinić stołu, a i tutaj nie ma barmana chętnego na terapię.-chichoczesz mając w pamięci jej ostatnie popisy
 -Spokojnie kochanieńka, dzisiaj na spokojnie bo ty jesteś jeszcze nieco poturbowana, a ja mam rano robotę.
  Wedle zapowiedzi Joanny wieczór ten należy do wyjątkowo spokojnych w waszym wykonaniu. Oczywiście twoja towarzyszka nie mogła się powstrzymać od opróżnienia twojego ulubionego likieru niemal w pojedynkę, gdyż ty po małym wypadku z Claude'm wciąż nie mogłaś za bardzo szaleć. Nie powiesz byś jakkolwiek przejęła się reprymendami lekarzy, którzy gdyby mogli, to pewnie zabroniliby ci oddychania bo to męczące. Aczkolwiek znalazły się trzy absolutnie upierdliwe osoby, które pilnowały cię niemal w każdej sekundzie twojego życia. Ojciec wydzwaniał kilka razy dziennie, jedno kroć ochrzaniając cię za korzystanie z telefonu. Joanna robiła niezapowiedziane wizyty o najróżniejszych porach dniach, nie stroniąc od pobudki o szóstej czy kontroli w okolicach północy. Najgorszy zaś z nich wszystkich był Conte, który traktował cię jakbyś była ze szkła. Z całą pewnością, gdyby tylko miał sposobność, to wsadziłby cię w wielką sterylną kulę i nie dotykał. Zachował się momentami jak nadopiekuńcza mamuśka, a tej zdecydowanie nie potrzebowałaś. A już na pewno nie traktowania jak inwalidę.
 -Mam nadzieję, że dobrze wyliczyłeś swoją strefę intymną bo zamierzam pójść do kuchni, a jakby siedzisz mi w przejściu.-informujesz go
 -Oczywiście.-śmieje się pod nosem, a jak tylko go mijasz, odsuwa się najdalej jak tylko potrafi. Najchętniej zdzieliłabyś go w tym momencie po głowie, jednak pragnienie zdecydowanie z wygrało z tą morderczą chęcią. Za nic nie potrafiłaś go rozgryźć, więc postanowiłaś mu trochę utrudnić życie. Siadłaś maksymalnie blisko niego, wlepiając w niego wzrok.
 -Myślę, że raczej twój wzrok nie zabija.-komentuje po chwili
 -Szkoda.-odpowiadasz mu z przekąsem
 -Słyszałem chyba nutkę niezadowolenia w twoim głosie.
 -Bo mnie wkurwiasz Conte.-grzmisz
 -Trzeba było chodzić na ten tajski boks.-mówi rozbawiony
 -Kravmaga.-przewracasz oczami- Czy ja ci mówię co masz robić?-spoglądasz w jego kierunku, a widząc brak jakiegokolwiek odzewu dodajesz-Więc ty mi też nie mów, co mam czynić ze swoim życiem bo jestem dorosła i potrafię zadecydować. A kravmagi nie skończę.-mówi lodowatym tonem głosu
 -Okej, jak chcesz.-odpowiada dość łagodnie
 -I tyle?-pytasz zszokowana- Żadnego wykładu jakie to niebezpieczne, że wrócę bez zębów czy coś?
 -Właśnie sobie to wyobraziłem.-mówi po czym wybucha śmiechem
 -Bardzo zabawne. Ha. Ha. Ha.-uderzasz go delikatnie ramie- No nie wierzę! A gdzie strefa dwóch metrów bezpieczeństwa?-chichoczesz po chwili
 -Powiedzmy, że za dobre sprawowanie masz pozwolenie na jej drobne przekroczenie.-odpowiada rozbawiony
 -Naprawdę mnie wkurzasz.-mówisz- Nie traktuj mnie jak jakiegoś wojennego inwalidę ani obłożnie chorą. Nic. Mi. Nie. Jest.
 -Miałaś wstrząśnienie mózgu, serio nic?
 -Nie będę mieć tego do końca życia!-wybuchasz- Minęło półtorej tygodnia od tego cholernego dnia.-przewracasz oczami- Nie zachowuj się jak matka kwoka.
 -Dobra, skoro się już tak wspaniale czujesz to jutro masz zajęty wieczór.
 -Tylko mi nie mów, że jesteś kolejnym fanem tego święta uroczego do porzygu.-krzywisz się
 -Ach, no tak, to jest jutro.-kiwa głową- Bojkot?
 -Dobra, przeżyję.-wzdychasz
 -Dziękuję za to poświęcenie, na pewno zostanie wynagrodzone.-szczerzy się, a po chwili składa przelotny pocałunek na twoich ustach.
  Standardowo twoje progi opuszcza, gdy zjawia się w nich twój teoretyczny współlokator, który ostatnimi tygodniami dość często gości w owych progach. Początkowo cię to dość konkretnie ciekawiło, jednak nie zamierzałaś zaczynać pierwsza tematu. Wyszłaś z założenia, że jeśli zechce wreszcie z tobą porozmawiać, to sam to zrobi. Zwłaszcza, że poszłaś zdecydowanie podstawkę, a wasze ostatnie wymiany zdań zazwyczaj kończyły się tak, iż któreś odwracało się na pięcie z urażoną dumą. Przerażał cię fakt w jak krótkim czasie się od siebie oddaliliście, aczkolwiek nie lamentowałaś nad tym. Bo skoro twój przyjaciel wybrał taką, a nie inną drogę, to musiałaś po prostu przyjąć ją do wiadomości. A ostatnimi tygodniami, musiałaś przyznać, że jego postać zupełnie ci zobojętniała. Kiedyś wskoczyłabyś za nim bez zawahania w ogień, w obecnej chwili raczej byś odmówiła takiego wyczynu. Nie chodzi o to, że nagle stał się dla ciebie nikim. Wciąż uważałaś go za kogoś ważnego w swoim życiu, jednak od kilkunastu tygodni żyliście własnymi żywotami i jeśli miałaś być szczera, to ten obecny układ wydawał ci się pasować. Twój świat nie ograniczał się tylko do niego. Grono twoich rozmówców znacznie się poszerzyło z czego musiałaś przyznać, byłaś całkiem zadowolona.
 -Hej Lil, masz może chwilę?-zaskakuje cię nie kto inny jak Mikołaj
 -Aktualnie niekoniecznie.-wzdychasz przygotowując się na wieczorne wrażenia
 -Naprawdę chciałbym porozmawiać.-mówi wyraźnie zakłopotany
 -Mikołaj, nie mówię tego dlatego, że nie chcę z tobą rozmawiać choć nie powiem, abym skakała z radości na myśl o tym.-mierzysz go spojrzeniem- Naprawdę nie mam w tej chwili czasu.
 -Wychodzisz?-dziwi się
 -Wychodzę.-potwierdzasz jego słowa, po których znika z pola widzenia. Nie zaprzątasz raczej sobie głowy dość posępną miną Mikołaja. Po tylu tygodniach ignorancji nie zamierzałaś być na jego każde skinienie. Jeśli nagle zapragnął kontaktu, to musiał cierpliwie poczekać. W tej chwili miała odrobinę przyjemniejsze sprawy na głowie. W pełni gotowa na wszelakie atrakcje tego wieczoru, wyruszyłaś w kierunku drzwi wyjściowych. Generalnie nie spodziewałaś się kwiatków i serduszek. W zasadzie nawet się trochę obawiałaś czy Conte nie wyskoczy z czymś takim, jednak po chwili namysłu stwierdziłaś, że to raczej nie byłoby w jego stylu, z resztą doskonale wiedział, że to raczej nie w twoim guście. Chyba.
 -Więc idziemy do kina?-zagajasz
 -Owszem.-potakuje
 -Nauczyłeś się polskiego w dobę?-nieco ironizujesz
 -Pewnie.-śmieje się
 -W takim razie na co idziemy, chyba nie nieme kino?-chichoczesz
 -Myślę, że raczej na nim nie zaśniesz, nie bój się.
  Nie wiesz nawet co cię bardziej zażenowało. Film jaki wybrał Conte czy jego fanki, które w pierwszej chwili o mal nie popuściły z radości na jego widok, a potem komentowały żyjąc w nieświadomości, iż mówisz po polsku. Planowała je raczej zignorować, jednak, gdy komentarzy było aż nadto przemówiłaś do owych dziewczyn, które wyglądały jakbyś co najmniej zabiła im pół rodziny plastikowym nożem. A tu rozrywki się nie zakończyły, wręcz przeciwnie. Słynny film o sadomasochistycznych zapędach milionera i niedoświadczonej studentce byłby nieporównywalnym gniotem, gdyby nie jedna rzecz. Po pięciu minutach oglądania miałaś ochotę po prostu wyjść, jednak twój towarzysz skutecznie odwiódł cię od tej myśli. Płakałaś ze śmiechu słuchając jego komentarzy czy widząc wyraz jego twarzy na widok niektórych scen. Kiedy wreszcie zakończyły się te męczarnie i na ekranie widniały napisy końcowe, prawie nie czułaś policzków.
 -Ten film to największe gówno na tym świecie.-rzucasz
 -Jeśli mam szukać w nim pozytywów to chyba nie znajdę.-śmieje sie
 -W zasadzie ten aktor był całkiem, całkiem.
 -Za to Anastasia wyglądała jak jego matka.-dodaje- W porównaniu z tobą słabe dwa na dziesięć.
 -Skoro już sobie podwyższamy samoocenę to Grey zyskuje koło trójki, ale to tylko za klatę.
 -Czy ja mam się poczuć urażony?
 -Mógłbyś gdybym mu dała więcej niż siedem.-chichoczesz- Nie martw się Conte, wolę ciebie.
 -Uff.-śmieje- Skoro już podsumowaliśmy to badziewie to proponuję wymazanie tego z pamięci, czyli coś konkretniejszego. No ty to co najwyżej soczek.-szczerzy się na co ty jedynie przewracasz oczami i podążasz tuż za swoim towarzyszem. Po kilku minutach twoim oczom ukazuje się całkiem klimatyczna knajpka. Już na wstępie zostajesz przyodziana w wielkie sombrero, przez co jesteś już niemal pewna w czym specjalizuje się owa kuchnia. W zasadzie to się nie pomyliłaś, w menu roiło się aż od empanadas, locro czy humity. Musiałaś przyznać, że zdecydowanie cię kupił tym pomysłem.
 -Chyba będę tu częściej wpadać.-śmiejesz się mając przed sobą deser, czyli queso y dulce, przypominające sernik z dżemem pigwowym.
 -Przez żołądek do serca w końcu, tak?-uśmiecha się
 -Jak wynalazłeś tą restaurację?-nie drążysz dalej tematu
 -Rok temu tak się błąkaliśmy z Nicolasem, że aż wpadliśmy do Buenos i tak do tej pory tu przychodzimy.-wzrusza ramionami
 -I całkiem przypadkiem mnie tu przywlekłeś?
 -A wolałaś jakąś wykwitną restaurację?-pyta rozbawiony- I tak gotujesz lepiej niż oni.-chichocze
 -Dobra, dobra pewnie chcesz mnie przerobić na jakąś szaloną Argentynkę.
 -W zasadzie to twoja polska wersja mnie w zupełności satysfakcjonuje.-odpowiada
 -No, ale wiesz, nie mówię po hiszpańsku, nie znam żadnych twoich wspaniałych zwyczajów, nie jestem nawet z Ameryki Południowej...-wyliczasz
 -Jak już skończysz to czekam przy wyjściu.-wzdycha
 -Z faktami się nie dyskutuje.
 -Ależ ja nie zamierzam im przeczyć, jednak są też inne.-dodaje- Podobasz mi się właśnie taka, jaka jesteś, więc lepiej zakończ te próby zniechęcenia mnie, bo ci się nie uda Lil.
 -Nie?-pytasz
 -Definitywnie.-pstryka cię w nos, a ty wiesz, że możesz ostatecznie porzucić wszelakie próby odwiedzenia go od twojej osoby. Miał przecież rację, to zabrnęło za daleko, aby teraz nagle to zakończyć. I chyba po prostu musiałaś się z tym pogodzić, nawet jeśli wydawało ci się to być zupełną abstrakcją.
  Pomimo usilnych namów, nie udało ci się namówić bruneta na wejście. Generalnie uznałaś, iż jego dzień dobroci dla ciebie się skończył i wróciło traktowanie cię jak inwalidę. Jednak, gdy weszłaś do mieszkania w którym o dziwo przebywał Mikołaj, poznałaś prawdziwą przyczynę jego niechęci. A stała ona na stole w salonie. Kiedy podeszłaś do bukietu, ujrzałaś liścik, który wzięłaś do ręki.

miało nie być kwiatków i serduszek, więc oficjalnie nie było.
¡Feliz Día de los Enamorados!

 Choć po raz kolejny dość ostentacyjnie złamał twoje zasady, to naprawdę nie potrafiłaś się nie uśmiechnąć na widok takiej niespodzianki. A ta, musiałaś przyznać była całkiem przyjemnym zwieńczeniem tego dnia. Bo pierwszy raz w historii spędziłaś dzień zakochanych naprawdę świetnie, a co gorsza, wcale ci nie przeszkadzało, iż się wyłamałaś ze swoich dotychczasowych założeń. A te sypały się ostatnimi czasy jak domki z kart. I jeśli miałaś być szczera, nie miałaś nic przeciwko.


~*~
Przepraszam najmocniej za obsuwę, ale miałam kilka spraw niecierpiących zwłoki do załatwienia i tak mi jakoś zeszło. Aczkolwiek rozdział jest tak przyjemny, że chyba wynagradzana to nieco dłuższe czekanie :) Nie będę się, co do niego rozpisywać, Wy się tym zajmijcie ;)
Ściskam,
wingspiker. 
| ask |

19 komentarzy:

  1. Oj jak ja kocham ciebie i tego bloga *.* i Conte i Lil, są po prostu cudowni :) kibicuje im jak chyba kazda z czytelniczek :) do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepsze w relacji Lil i Conte jest to, że nie potrzebuje ona być ubieraną w słowa. Chodzi mi o to, że przecież tak naprawdę żadne z nich nie powiedziało nic wprost, a mimo to wszystko jest aż nadto jasne i klarowne, a chemię wręcz czuć w powietrzu.
    Ech, Mikołaj... Muszę przyznać, że kiepski z ciebie przyjaciel. Pojawiasz się i znikasz, a jak już się pojawiasz, to nie jesteś zbyt zainteresowany swoją przyjaciółką.
    A co do Greya, to sama już nie wiem co jest gorszym gniotem - film czy książka ;) Plusem ekranizacji jest przynajmniej aparycja głównego bohatera (powiedzmy sobie wprost - jest na kogo popatrzeć ;)) natomiast co do powieści, to oczywiście gusta są różne, ale ja osobiście płakałam ze śmiechu ;)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie dodaje urokowi tej historii i w sumie o to mi chodziło :) Co do Greya się zgodzę, tylko Dornan ratuje ten gniotowaty film :P

      Usuń
  3. Hej, zostałaś nominowana do "Top 10". Więcej informacji tutaj http://dziesiec-razy-trudniej.blogspot.com/p/top-10.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię tę relację Lil i Conte, zdecydowanie. Nie potrzebuje ona jakiś niepotrzebnych słów, podarków czy czegokolwiek innego. Conte ją wkurza, a ona i tak nie potrafi się mu oprzeć, że tak powiem. Walentynki? Widzę, że mam coś wspólnego pod tym względem z główną bohaterką, też nie lubię tego święta, ale jak dostanę kwiatka to się cieszę. :D. No i mam nadzieję, że w końcu wybije sobie z głowy to zniechęcanie do swojej osoby, bo Facundo i tak na to nie pójdzie, oj nie pójdzie. :)

    Pozdrawiam! ;* ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. ehh "50 Twarzy Greya".. Lil i Conte mają dobry gust xd Nie spodobał im się film, ale to jak większości.
    Brawo dla Conte, że potrafi przełamać granice, a Lil nawet bardzo zła na niego nie jest :)
    Troska siatkarza po wypadku może sugerować jedno.
    Rozdział miły, sympatyczny, ciekawy :)
    Pozdrawiam :)!

    OdpowiedzUsuń
  6. O Boże, jakie cudne to było :3 Niby nie było wylewania miłości uszami i tęczy, ale i tak czytałam ten rozdział z wielkim bananem na twarzy. Co prawda początek sprawił, że poczułam się trochę zagubiona, ale te walentynki... Jejku, cudowne :3 Rozbawiłaś mnie
    "50 Twarzami". Nie przypuszczałam, że Conte wyjdzie z takim pomysłem, rozłożył mnie tym na łopatki :P No i przez Ciebie coraz bardziej sama chcę mieć faceta xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam na następny rozdział: http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/08/rozdzia-19.html

      Usuń
    2. Kolejny rozdział u Miśka i Amy, zapraszam :)
      http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/08/rozdzia-20.html

      Usuń
    3. Dziwne by było gdyby było wylewanie miłości, to nie przy tej dwójce :D Oj tak, Grey to zdecydowanie główna rozrywka tego epizodu ;)

      Usuń
  7. trochę mi to zajęło, ale w końcu jestem na bieżąco :) Teraz będzie mi brakować tego, że nie musiałam czekać na to co się wydarzy w kolejnym rozdziale tak dużo czasu ;)
    Zacieśnianie relacji między Lili a Facu bardzo mi się podoba. Ciesze się, że Lili zrobiła taki postęp, ale martwi mnie ten facet którego widzi w Bełchatowie po raz kolejny....
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak zwykle Joanna najlepsza terapeutka i przyjaciółka w akcji! Conte w tej walentynkowej, romantycznej i opiekuńczej wersji baaaardzo mi się podoba. Mikołaj chce rozmawiać, no nie wierzę!
    Pozdrowienia z Mazur :*

    OdpowiedzUsuń