poniedziałek, 3 sierpnia 2015

#diez.



  Pierwotnie w zimowej stolicy Polski miałaś spędzić tylko i aż trzy dni. Twój plan jednak dość szybko uległ zmianie. To miejsce miało w sobie coś niezwykłego, coś co nie pozwalało ci tak po prostu odjechać. Niemal każdego ranka budziłaś się z motywacją, iż pora opuścić rodzinne strony  swojego ojca i wrócić do Bełchatowa. Jednak ilekroć po opuszczeniu łóżka spoglądałaś za okno i widziałaś górskie szczyty spowite białym puchem, tylekroć odkładałaś tą decyzję. Przez te kilka dni poczułaś się znowu jak mała dziewczynka, która tutaj przyjeżdżała z wielką ochotą, bez żadnych trosk, marząc jedynie o dobrej zabawie. I zupełnie tak jak wtedy, wymykałaś się z domu, nie zważając na niskie temperatury i ogromne puchowe zaspy, spacerowałaś po okolicy, przypominając sobie o dawnych kryjówkach czy miejscach zabaw. Do domu wracałaś dopiero wtedy jak twój nos wyglądał jak nos renifera, a knykcie u rąk i stóp wydawały się nie istnieć. I jak za dziecięcych lat, babcia czekała na ciebie z kubkiem gorącego kakao z imbirem, serwując przy tym historię z przeszłości, która pochłaniała twoją uwagę bez reszty. Przez te kilka dni niemal nadrobiłaś wszystkie lata w czasie, których nie dane ci było pojawić się w Białce. Poczułaś tak silną więź z tym miejscem, że niemal ze łzami w oczach opuszczałaś to miejsce w przeddzień Sylwestra. Obiecałaś sobie, że wrócisz tu jak najszybciej. Szczerze pokochałaś to miejsce, z nim wiązała się cała masa cudownych wspomnień, więc odczuwałaś wewnętrzną potrzebę powrotu. Po prostu.
 -Nie wierzę, przypomniałaś sobie co to telefon komórkowy?-słyszysz ironiczny głos Joanny, gdy wreszcie do niej oddzwaniasz
 -Taki jeden góral mi opowiedział o magicznym prostokącie z którego wychodzą dźwięki.-zachichotałaś
 -Och, widzę ktoś tu jest w dobrym humorze.-zauważa kobieta- Czyżbyś zbałamuciła jakiegoś przystojnego górala?
 -Bo to jednego.-prychasz, lecz po chwili zaczynasz się śmiać- Nie uznaję raczej poligamii.
 -Chyba już dawno powinnam cię wysłać w te cholerne góry.-chichocze- Wracasz już czy dzwonisz by mi powiedzieć, że tam zostajesz na amen i postanowiłaś hodować owce i kozy?
 -Tak, odkryłam swoje życiowe powołanie.-przytakujesz- Do tego wieczorami będę pracować w karcmie i serwować kwaśnicę po zbójnicku.-mówisz rozbawiona- A tak poważnie, to jestem w drodze do Bełchatowa.
 -Wiesz, mogłaś chociaż napisać „nie martw się, bałamucę górala” czy coś w tym stylu, byłabym spokojniejsza.
 -Przepraszam, ale będąc tam poczułam jakby zatrzymał się czas, jakbym znowu miała dziesięć lat, a to było moje miejsce na ziemi.-wzdychasz
 -Czyli rozumiem, że to była zdecydowanie dobra decyzja.
 -Owszem.-przytakujesz- To były właśnie święta, o których marzyłam przez niemal całe życie. Prawdziwa rodzina, nie udająca, że obchodzi ich co robię i kim jestem, bo tak naprawdę było.
 -A tego właśnie ci trzeba było, odrobiny spokoju i ciepła rodzinnego ogniska.-mówi pogodnie- Od czasu do czasu powinnaś tam się udać, zresetować się i zastanowić jak masz jakiś problem. Taka odskocznia od tego całego pieprzonego życia.-rzuca- A teraz słoneczko, podstawowe pytania dotyczące dnia jutrzejszego.-zmienia ton głosu- Pierwsze, masz kieckę czy kupiłaś u górali jakiś kilt czy coś? Po drugie, kosmetyczka, musisz wyglądać jak zawsze oszałamiająco, a po trzecie, co robisz z włosami i dlaczego nie masz umówionego fryzjera?-trajkocze jak najęta
 -Umm, dobra, stop.-przerywasz jej- Kilty są w Szkocji głupolu, nie w górach. Tu są jedynie piękne kiece w ludowe wzory i tak, kupiłam sobie, z resztą tobie też. Kosmetyczkę i fryzjera mam już dawno umówione, a kiecka wisi w garderobie i nie, nie jest zrobiona z wełny ani owczej ani kozy.-artykułujesz jej-Jakieś dodatkowe pytania?
 -Owszem!-klaszcze w dłonie- Mikołaj i ta jego lala się wybierają? Ach, no i najważniejsze primo! Idziesz z nim czy samotna i liczysz na szczęście?
 -Niestety, ale tak, będą.-chichoczesz- Liczę na łut szczęścia, nie wiesz?-odpowiadasz nieco ironicznie
 -No tak, zapomniałam.-prycha- No cóż, wracaj bezpiecznie do domu słoneczko, a jutro masz wyglądać jak milion dolarów jak po ciebie wpadnę!-zarekomendowała.
  Po kilku godzinach całkiem przyjemnej jazdy przekraczasz wreszcie próg swojego mieszkania. Oczywiście nie zastajesz w nim nikogo poza Bondem, który wyglądał jakby nie jadł co najmniej od roku. Po dokarmieniu i wypieszczeniu zwierzaka wyrzuciłaś niemal całą zawartość walizki do pralki, po czym z lampką wina zajęłaś miejsce na parapecie i w ciszy obserwowałaś miasto, które powoli spowijał mrok. I tak właśnie spędziłaś jeden z ostatnich wieczorów tego roku.
  Po pobudce grubo po godzinie dziewiątej, skonsumowaniu śniadania i przystosowaniu swojego wyglądu do pokazania się publicznie opuściłaś mieszkanie i udałaś się w kierunku supermarketu, gdyż twoją lodówkę w większej części wypełniało światło. Po ponad półgodzinnym staniu w kolejce, gdyż nagle cały Bełchatów przypomniał sobie o tym, że pora skoczyć na zakupy bo zabrakło mleka czy cukru. Po dwunastej uporałaś się z nieładem jaki panował niemal w całym mieszkaniu, co również okazało się całkiem czasochłonnym zajęciem. Nie wiedziałaś nawet kiedy na zegarku wybiła godzina szesnasta, co było jednoznaczne z udaniem się w kierunku kobiecego królestwa, czyli salonu urody wszelakiej. Stamtąd wyszłaś po trzech godzinach niemal gotowa na wszelakie atrakcje ostatniego wieczoru tego roku.
 -Nie sądziłam, że jeszcze pamiętasz, gdzie mieszkasz.-rzucasz nieco sarkastycznie, gdy wchodząc do mieszkania zauważasz Mikołaja
 -I vice versa.-odpowiada
 -Tylko, że mnie nie było niecały tydzień, ciebie nie ma od miesięcy.-prychasz
 -Nie bądź zła, okej?
 -Nie jestem.-potrząsasz głową- Po prostu nie zapominaj o przyjaciołach. Kiedyś możesz ich potrzebować.-rzucasz po czym wymijasz go i udajesz się w kierunku swojego pokoju. Tam wkładasz na siebie dopasowaną, w kolorze butelkowym sukienkę, całość uzupełniasz wysokimi szpilkami i ulubionym zapachem słodkich perfum. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze, musiałaś stwierdzić, że efekt końcowy był całkiem niezły. Kiedy wychodzisz przez budynek, dostrzegasz czekającą na ciebie Joannę, która na twój widok energicznie macha do ciebie ręką. Po kilku krótkich minutach docieracie na miejsce. Płacicie za taksówkę i udajecie w kierunku szatni, w których pozostawiacie swoje płaszcze.
 -Nie wyglądasz jak milion dolarów.-kręci głową- Zdecydowanie widzę tu bilion.-chichocze
 -Ty już coś piłaś?-pytasz rozbawiona
 -Jeszcze nie.-kręci głową- Ale mówię prawdę, wyglądasz zjawiskowo!-klaszcze w dłonie- Ale brakuje ci pewnego atrybutu.
 -Czego znowu?-ściągasz brwi
 -Tak myślałam, że nie doczytałaś.-wzdycha- To bal maskowy głuptasie.
 -Cholera.-przygryzasz wargę
 -Spokojnie, ciocia Joanna zadbała o twoją piękną buźkę.-uśmiecha się po czym wyciąga z torebki piękną, wenecką maskę, idealnie kontrastującą z twoją połyskującą kreacją. Kiedy wchodzicie na salę niemal natychmiast uderza cię nie tylko jej rozmiar i blichtr, ale i liczba osób w niej zgromadzona. Możliwe, że pół Bełchatowa przyszło się tutaj bawić, jak nie i trzy czwarte.
 -Pora znaleźć ofiarę, której umilisz ten wieczór i pozwolisz spędzić w swoim towarzystwie tą wyjątkową noc.-rzuca Joanna- Ja już swoją widzę, właśnie stara się upić swoich argentyńskich kompanów z drużyny.-chichocze wskazując ruchem podbródka swojego wybranka w całkiem znajomym towarzystwie. Ukochany twojej towarzyski nieśpiesznym krokiem udaje się w waszym kierunku. Na pierwszy rzut oka, uznałaś, iż jak na tak ekscentryczną osobę, miała całkiem niezły gust.

 -Musisz być Liliana?-pyta mężczyzna szarmancko ujmując twoją dłoń- Ta szalona baba ciągle o tobie nawija, aż zaczynam się bać czy nie planuje zmienić orientacji.-śmieje się- Jestem Andrzej.-uśmiecha się
 -Zapewniam cię, jesteś całkiem bezpieczny.-chichoczesz- O tobie też dość często mówi.
 -Uff, ulżyło mi.-westchnął, a w odpowiedzi dostał kuksańca w bok od swojej ukochaną, która przyciągnął do siebie- A teraz wybacz, ale obiecałem tej okropnej kreaturze taniec.
 -Och tak, ten łaskawca to całkiem beznadziejny tancerz, więc wolę mieć to na początku za sobą, ciężko to na trzeźwo znieść jak taką płetwą miażdży ci stopy.-chichocze kobieta
 -Dzięki kochanie, dobrą mi reklamę robisz.
 -Więc jeśli poprosi cię do tańca, to walnij sobie ze cztery kolejki.-mówi rozbawiona, a po chwili oddala się wraz ze swoim partnerem w kierunku parkietu. Przez chwilę bacznie im się przyglądasz i stwierdzasz, że ta dwójka była tak samo szalona i pokręcona, więc musieli być parą idealną i stworzoną dla siebie. Po bacznej analizie usunęłaś się ze środka sali i udałaś się w kierunku barku, nie do końca mając pomysł co ze sobą uczynić.
 -Hej laleczko, może kolejeczka i coś nieprzyzwoitego?-zaskoczył cię głos całkiem wstawionego już mężczyzny
 -A co, masz ochotę dostać w twarz?-warczysz
 -Ohohoho jaka ostra.-szczerzy się- To jak lubisz?
 -Nie ma ochoty przypadkiem zbierać swoich zwłok z podłogi za sekundę?-zaskakuje cię znajomy męski głos tuż za tobą. Kiedy się odwracasz widzisz nikogo innego jak Conte odzianego w idealnie skrojony garnitur i muchę, a po nieprzyjemnym rozmówcy nie ma ani śladu. Bez słowa bierze cię za rękę, prowadzi przez tłum i przystaje przy stoliku. Zdejmuje marynarkę i wiesza ją na oparciu krzesła.
  -Hej.-wypowiada dopiero po chwili- Całkiem dawno się widzieliśmy, nieprawdaż?
 -Trudno zaprzeczyć.-odpowiadasz nieprzerwanie patrząc w jego kierunku
 -Już myślałem, że zostałem wymieniony na jakiegoś górala.-uśmiechnął się nieznacznie
 -Co wy macie z tymi góralami?-przewracasz oczami
 -Wyjazd udany?-pyta łagodnie nie zwracając uwagi na twoje wzburzenie
 -Zdecydowanie udany.-kiwasz głową- Prawdziwe święta, wreszcie.
 -Mam nadzieję, że nie planujesz zostać góralką i opuścić Bełchatowa.-mówi nieco rozbawiony
 -Wspomnij jeszcze choć raz o tym, to się zastanowię.-odgryzasz się- Z resztą, nie przeżyłbyś tego.
 -Owszem, nie.-kręci głową- Dlatego postanowiłem, że zostanę tu dłużej.
 -Spodobał ci się Bełchatów?-pytasz kokieteryjnie
 -Och, szalenie.-uśmiecha się- Ale i tak ma się to nijak do pewnej oszałamiająco wyglądającej szatynki, która niepodważalnie w tej chwili próbuje mnie uwieść.
 -I jak jej idzie?
 -Biorąc po uwagę fakt, iż przez cały tydzień nie dawała znaku życia, zostawiła mnie na pastwę losu to zdecydowanie doskonale.-wypowiadając te słowa znacznie zmniejszał odległość między wami do momentu aż mogłaś poczuć na sobie jego oddech i zapach jego perfum uderzający do nozdrzy.-W sumie to chyba nawet mi cię brakowało.-mówi nieco ciszej patrząc ci prosto w oczu i powodując zdecydowaną utratę zdrowych zmysłów
 -W sumie mi ciebie też.-wyduszasz z siebie dość niespodziewanie
 -Na taką właśnie odpowiedź liczyłem maleńka.-uśmiecha się po czym kosztuje twoich ust tak, że na chwilę zapominasz o otaczającym was tłumie ludzi. I chyba właśnie w tym momencie poczułaś jak kolejna linia obrony została przełamana, przez nieziemsko przystojnego Argentyńczyka, który bezprecedensowo obalił większość twoich dotychczasowych założeń i osądów. Dlatego aż bałaś się na samą myśl, co będzie dalej.
 A dalej była absolutnie szampańska zabawa. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałaś nawet kiedy od północy dzieliły was zaledwie minuty. Conte dość skutecznie wypełniał każdą możliwą minutę, a nawet sekundę twojego pobytu tutaj. Oczywiście nie ominęłaś ciekawskich wzroków Mikołaja czy Joanny, którzy z wielką ekscytacją przyglądali ci się w objęciach przystojnego Argentyńczyka. A jeśli o nim była mowa, to miał niesamowite wzięcie u kobiet. Widziałaś nie tylko pożądliwe wzroki kobiet na sali, ale i byłaś świadkiem prób flirtu, dość opłakanych w skutkach. 
 -Jak się bawisz ze swoim przystojniakiem?-wpada na ciebie Joanna
 -On nie jest mój.-zauważasz- Ogólnie rzecz biorąc to świetnie. 
 -Och, nie jest twój, tak?-pyta patrząc nieco w lewo, co także ciebie zmusza do skupieniu swojej uwagi na tymże miejscu. Otóż stał tam nie kto inny jak Facundo w towarzystwie bliżej nieznanej ci blondynki. Kobieta wyglądająca jak stała bywalczyni klinik medycyny estetycznej mając na uwadze jej kształty tu i ówdzie, wydawała się niezbyt fascynować siatkarza. Jego wyraz twarzy był dość obojętny, a wzrok wyraźnie podążał po całej sali. Sądziłaś, iż poszukiwał on raczej swojego przyjaciela, więc obróciłaś wzrok w kierunku swojej szalonej rozmówczyni.
 -I?-dodajesz
 -Patrz teraz.-mówi z triumfalnym uśmiechem, a ty powtórnie spoglądasz w kierunku bruneta. Jego wzrok tkwił na tobie. A jego mimika mówiła wyraźnie "ratuj", co niesamowicie cię rozbawiło. Jako, że nie zamierzałaś go wybawiać z opresji, musiał sam sobie poradzić, co zaowocowało tym, iż po kilku sekundach stał tuż obok ciebie wraz z lampką szampana. Nie zdołaliście w zasadzie zamienić słowa, a na sali rozległo się głośne odliczanie. Dołączyłaś do Joanny, która pod wpływem wypitych procentów doskonale się bawiła, przekrzykując tłum, ty oczywiście wspierałaś ją cichym odliczaniem. Nie wiesz co cię zszokowało w chwili, w której nastał Nowy Rok. Drąca się  wniebogłosy Joanna, czy fakt, iż ostatnie i pierwsze sekundy roku spędziłaś w dość niespodziewanym pocałunku i to nie z pijaną psychoterapeutką. 
 -Feliz Año Nuevo, amor.-słyszysz chrapliwy głos Facundo
 -Conte, jesteś już chyba pijany skoro gadasz po hiszpańsku i to jeszcze takie rzeczy.-chichoczesz
 -W tej kategorii zwycięzcą jest raczej Joanna.-mówi rozbawiony- A tak na marginesie, wypiłaś o wiele więcej.
 -Zaczynasz mnie przerażać i to już w pierwszych minutach tego roku.-mówisz z bezpardonową szczerością spoglądając w czekoladowe oczy
 -W dobrym czy złym znaczeniu?-marszczy brwi
 -Jeszcze nie wiem.-kręcisz głową- Ale wiesz, szczęśliwego Nowego Roku. 
 -Jak na razie zaczął się doskonale.-szczerzy się
 -Go home Conte, you're drunk.-wtrąca się niezawodna Joanna- Ale zanim sobie pójdziesz, bierz tę pannę na parkiet bo widzę co najmniej dziesięciu chętnych na taniec, a drugie tyle na co innego.-chichocze
 -O nie, w tym roku też jesteś tylko moja, pamiętaj.-śmieje się po czym wędrujecie w kierunku parkietu na którym cała masa par porusza się w wolnych rytmach Aerosmith. Wtedy jak na złość przypominasz sobie słowa babci Nadii. A także słowa i gesty wczorajszego wieczoru i te wykonane w pierwszych minutach tegoż roku. Czy miały one ze sobą jakikolwiek związek? Możliwe, że przez buzujący alkohol doszłaś do wniosków, iż zdecydowanie się to ze sobą łączyło. A wnioskiem tym przeraziłaś nawet samą sobie, nawet w stanie nietrzeźwości. 


~*~ 

Po weekendowych wrażeniach na Final Four drugiej dywizji w Lublinie pora powrócić do rzeczywistości, czyli do opublikowania kolejnego epizodu! 

Standardowo akcja powoli brnie do przodu, relacje głównych bohaterów również nie pozostają na tym samym etapie. No i główna "atrakcja" i sponsorka humoru w tym epizodzie, niezawodna Joanna! 

A także malutka prośba do Was. To moja ostatnia historia, więc proszę, nie zostawiajcie mnie teraz, bo ostatnio zainteresowanie nieco spadło, a ja tu byłam gotowa na dwa rozdziały w tygodniu! :P

Ściskam,

wingspiker. 


| ask |


17 komentarzy:

  1. Ale się pośmiałam dzisiaj :D GENIUSZ, geniusz po prostu! Joanna i Andrzej, Big Love! Boże, jestem ich fanką numer jeden! :D
    "Nie wiesz co cię zszokowało w chwili, w której nastał Nowy Rok. Drąca się wniebogłosy Joanna, czy fakt, iż ostatnie i pierwsze sekundy roku spędziłaś w dość niespodziewanym pocałunku i to nie z pijaną psychoterapeutką. " -> to wygrało wszystko!
    Kontakty na linii Lili-Joanna również uległy ociepleniu, co bardzo mnie cieszy. To już nie jest ekscentryczna pani psycholog, to jest przyjaciółka i aż mi serduszko z tego powodu urosło <3
    Troszkę mnie zaniepokoiła końcóweczka. Niech się teraz Liliana nie wystraszy, już tak dobrze jej idzie! :<
    No a Facundo, cóż mogę rzec... Poproszę takiego dla siebie :P

    Ja jestem na tak jeśli chodzi o 2 rozdziały na tydzień, bardzo na tak! :D Całusy :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Joanna zdecydowanie ubarwia tą historię ;)

      Usuń
  2. cudo :) kocham tego bloga ...fajnie ze opisujesz cos tak trudnego jak przeszłość która potrafi zniszczyć przyszłość i jak nie łatwo jest się z nią zmierzyć. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja się nigdzie nie wybieram ;) Jak ci gdzieś mignęła w Lublinie dziewczyna w różowych spodniach i koszulce z serem edamskim to byłam ja ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co rozdział to historia coraz lepsza. Życzę udanego ostatniego miesiąca wakacji! Pozdrawiami i czekam na dalsze losy bohaterów :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dziękuję bardzo za opinię! I również życzę udanych wakacji, no przynajmniej ich końcówki :)

      Usuń
  5. Nadrabiam zaległości na tym blogu. Jakiś czas mnie nie było. Ale jestem zachwycona. Wydaje mi się, że Facundo idealnie pasuje do tej roli.
    Joanna jest mistrzem. Prawdziwy psycholog z powołania.
    Co do rozdziału hmm :) Która z nas nie marzy, aby zakończyć i rozpocząć rok z kimś takim jak Conte? :) Lil angażuje się, jest na dobrej drodze, aby wyjść na prostą. :)
    Szkoda, że to Twoje ostatnie opowiadanie. Ale wszystko rozumiem. Matura najważniejsza :)
    Szkoda, tylko, że mecze Pucharu Świata są o takich mało przystępnych dla uczniów porach ;/
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też już nie mam żadnych wątpliwości, że on tu jest idealnie wpasowany :P
      No tak, są rzeczy ważne i ważniejsze ;)

      Usuń
  6. Ktoś tu chyba pała ogromną sympatią do Kodaline, bo ostatnio dość często piosenki tego zespołu przewijają się w rozdziałach ;)
    Po raz tysięczny powtórzę, że uwielbiam Joannę. Jest chyba najbardziej wyrazistą i charyzmatyczną postacią w całym opowiadaniu, Kobieta ma gotową odpowiedź dosłownie na wszystko. Totalnie rozbrajająca osoba, rzecz jasna, w sensie pozytywnym.
    Facundo vel Rycerz na białym koniu znów wkracza do akcji! No i na co jeszcze czekasz, Liliano? Bierz go, póki wolny! ;) Drugiego takiego ze świecą szukać!
    Rozdziały dwa razy w tygodniu to kusząca perspektywa, ale z pewnością równoznaczna z szybszym zakończeniem historii :/
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, Kodaline to ostatnio moja druga miłość :D
      Joanna to taka barwna postać, której nie sposób nie lubić i o to chodzi!

      Usuń
  7. w tym rozdziale jednak najbardziej podoba mi się Joanna ona wygrała :) już nie mogę się doczekać następnego rozdziału to jak 2 na tydzień jak dla mnie mogła byś dodawać je codziennie :0

    OdpowiedzUsuń
  8. I bardzo dobrze, że została dłużej w górach ;) Górali tez trzeba pobałamucić :D Joanna jak zwykle najlepsza! A impreza sylwestrowa u boku przystojnego Conte- niezapomniana! :P

    OdpowiedzUsuń