niedziela, 25 października 2015

#veintidós.



  Nie było łatwo, ale nikt nie mówił, że tak będzie. Wręcz przeciwnie. Większość ganiła cię za twoje decyzje. Prawdę mówiąc sama się momentami za nią szczerze potępiałaś, jednak mogłaś winić w tych chwilach tylko i wyłącznie siebie. To był twój własny wybór. Twoja autonomiczna decyzja. Decyzja, której czasem sama do końca nie rozumiałaś, jednak była ona nieodwracalna. Byłaś tego absolutnie świadoma. Jednak w chwili jej podejmowania, byłaś kompletnie wyprana z emocji. Rozpaczliwie potrzebowałaś zmiany swojego życia. Inaczej doprowadziłabyś się do autodestrukcji. A do tego zniszczyłabyś życie osób, na których ci naprawdę zależało. Tego byłaś absolutnie pewna. Dlatego wyjechałaś. Z jednej strony spełniałaś swoje dziecięce marzenie, z drugiej świadomie rozstawałaś się z bliskimi. Pierwsze trzy miesiące twojej podróży minęły dość i szybko i bezboleśnie, jeśli możesz to tak określić. Spędziłaś je przemieszczając się między krajami Azji, poznając nowe osoby, kulturę, a przede wszystkim stawiając pierwsze kroki w kierunku zrealizowania twojej ogromnej pasji. W żadnym aspekcie nie było lekko. Żadnemu z kursantów. Chyba jako jedyna z całej, trzydziestoosobowej grupy nie narzekałaś. Zaciskałaś zęby i bez żadnego zająknięcia wstawałaś o świcie i kładłaś się spać grubo po północy. Bez stęknięcia biegałaś wśród Azjatów w poszukiwaniu jakiegoś składnika czy restauracji w której mieliście odbywać praktyki. Po prostu traktowałaś to jak wyzwanie, a byłaś typem osoby, która jeśli już się czegoś podjęła, to pracowała nad tym do końca. A twoja ciężka praca, nie pozostała niezauważona przez samą Katherine. Wraz z trójką pozostałych wybrańców miałaś o niebo lepsze warunki pracy, w zamian za jeszcze większą harówę. Wiele osób rezygnowała po pierwszym trymestrze, jednak ty byłaś ostatnią osobą, która tego pragnęła. Otóż po tym okresie czekało was kilka dni wolnego, więc nie czekając długo, wróciłaś do Polski. Dopiero będąc w samolocie uświadomiłaś sobie jak bardzo tęskniłaś. Jak bardzo brakowało ci trzpiotowatej Joanny, której buzia się nie zamykała, nieco wycofanego ostatnimi czasy Mikołaja, czy rodziców, którzy najwyraźniej postanowili dać sobie szansę na naprawienie błędów przeszłości.
 -O mój Boże, Lili!-słyszysz znajomy pisk, kiedy twoja stopa staje na płycie hali przylotów w Krakowie. Nie wykonujesz praktycznie kroku, kiedy nieco niższa od ciebie, rudowłosa kobieta rzuca się na ciebie.
 -Też się ciesze, że cię widzę wariatko.-chichoczesz przytulając ją do siebie
 -Mam wrażenie, że nie widziałam cię od wieków.-rzuca rozemocjonowana- Wiem, że jesteś pewnie zmęczona, ale błaaaaagam wyjdź ze mną wieczorem! Mam tyle do obgadania!-mówi rozemocjonowana
 -Okej, okej tylko przestań piszczeć mi do ucha.-mówisz rozbawiona, za co ona gromi cię spojrzeniem by po chwili wybuchnąć śmiechem.
  Tak jak się spodziewałaś, ledwo przekroczyłaś progi domu rodzinnego twojego ojca, a już zostałaś obskoczona przez rodziców. Przez pierwsze pół godziny mówili jak najęci, prześcigając się w opowiadaniu ci dosłownie o wszystkim, o czym już wiedziałaś, bo dość często z nimi rozmawiałaś. Chociaż wciąż miałaś żal do matki o to, jak traktowała ciebie i twojego ojca, to jednak nie potrafiłaś być obojętna na obrazki jakie miałaś przed oczami. Twoi rodzice wyglądali na naprawdę szczęśliwych. Patrzyli na siebie i chichotali jak nastolatkowie. Wiele byś dała by takie obrazki były jednym z przyjemnych wspomnień z dzieciństwa, jednak uwagę tę zachowałaś dla siebie. Kiedyś byś bez zastanowienia rzuciła kąśliwą uwagę, jednak teraz było inaczej. Twoja matka naprawdę starała się odzyskać twoje zaufanie. Pomimo różnych stref czasowych i twojego braku czasu, rozmawiałyście dość często. Pierwotnie rozmowy te były dość krępujące i nie należały do najbardziej porywających, jednak z czasem tematów do rozmów przybywało. W zasadzie mogłaś powiedzieć, że byłyście na całkiem dobrej drodze by odbudować lub też zbudować na nowo jakąkolwiek relację. A to z całą pewnością wspomagało atmosferę, jaka panowała w czasie twojego pobytu w domu. Wreszcie czułaś się jak w prawdziwej rodzinie. I nie ważne, że trwało to tyle. Zawsze pragnęłaś by mieć takie miejsce, do którego można zawsze wracać i bez względu na wszystko, poczuć to rodzinne ciepło. Dzisiaj po raz pierwszy w życiu to poczułaś. Poczułaś, że masz oboje rodziców, którzy naprawdę cię kochają.
 -Zostajesz z nami na święta, prawda?-dopytuje twoje matka- To będą pierwsze, prawdziwe święta. Wspólne święta.-uśmiecha się, a w jej oczach widać wręcz uczucie z jakim patrzy na twojego ojca i ciebie
 -Ja.. e... naprawdę bym chciała..-wzdychasz
 -Wyjeżdżasz za parę dni, prawda?-smuci się
 -Muszę.-potakujesz- Zgodziłam się na ten kurs, więc teraz muszę wytrwać. Zwłaszcza, że to sprawia mi naprawdę wielką satysfakcję.
 -Gdzie będziesz w okolicach dwudziestego czwartego grudnia?-pyta nagle twój ojciec
 -Wydaje mi się, że gdzieś w Ameryce. Nie jestem pewna, w której.-ściągasz brwi
 -W takim razie... święta przyjadą do ciebie.
 -Żartujesz sobie?-pytasz z niedowierzaniem
 -Kochanie, chcemy ten dzień spędzić wspólnie, nie ważne w którym zakątku świata.-uśmiecha się ciepło ściskając twoją dłoń- No i oczywiście zabierzemy Mikołaja.-dodaje
 -Przyda mu się.-potakuje twoja matka- Z resztą i tak jest dla nas jak syn.
 -Wciąż nie wierzę, że to się dzieje.-kręcisz z niedowierzaniem głową
 -Wiesz, że ja też?-śmieje się mężczyzna- To takie niewiarygodne, że mam obok dwie kobiety swojego życia.-obejmuje was obie- Nigdy nie wątpiłem, że kiedyś nadejdzie ta chwila.
 -Ja tak, ale to pozostawię dla siebie, okej?-mówisz chichocząc
 -Och, Lili, Lili.-kręci głową rozbawiony- Naprawdę musisz wyjeżdżać?
 -Czarek!-szturcha go blondynka
 -Nie, w porządku mamo.-odpowiadasz ze spokojem- Po prostu chcę stanąć na nogi. No i przy okazji spełnić dwa marzenia, w jednym.-uśmiechasz się- Wrócę, niedługo. Obiecuję.
 -Wiesz skarbie, nie ważne, co będziesz robić, gdzie, z kim. Niezależnie od tego my z tatą jesteśmy z ciebie okropnie dumni i gotowi jesteśmy pojechać za tobą nawet i na koniec świata.-patrzysz przez dłuższą chwilę na matkę, kompletnie zaskoczona jej szczerym wyznaniem. Bo nie miałaś najmniejszych wątpliwości, że takie właśnie było. Wtedy po prostu się do niej przytuliłaś. Zrobiłaś coś, co robi każde dziecko, od najmłodszych lat, a czego nigdy nie było ci dane uczynić. Tkwicie w dłuższym uścisku dopóki nie dołącza do was twój tata, co wywołuje u was salwę śmiechu. Po tych beztroskich chwilach z rodzicami, opowiedzeniu im wszystkiego po raz kolejny z najdrobniejszymi szczegółami i pokazaniu im zdjęć, wywinęłaś im się aby spotkać się z Joanną. Jej towarzystwo dzisiaj było także mile widziane
 -Pewnie zastanawiasz się co też tut robię?-pyta niemal na wstępie- Otóż zwiedziłam tyle zakątków we świecie, nie zdając sobie sprawy, że nigdy nie byłam w polskich górach. No nie licząc kryzysowego wypadu z tobą.-uśmiecha się delikatnie- Więc postanowiłam się zresetować na parę dni i tu wpaść. Zabrałbym ze sobą tą niedojdę, ale są w trakcie sezonu.-przewraca oczami- Aczkolwiek mam cię od niego wyściskać i przekazać żebyś szybciej wracała, bo ma dość faktu, że ciągam go tam, gdzie powinnam chodzić z tobą.-chichocze
 -Cieszę się, że do siebie wróciliście.-uśmiecham się- W oczach tańczą ci ogniki jak tylko o nim wspominasz.-zauważasz
 -O tak, też się cieszę.-szczerzy się- Tym bardziej, że po tym rozstaniu jest.. inaczej. W dobrym tego słowa znaczeniu. To była najlepsza rzecz jaką mogliśmy wtedy zrobić. Tak sądzę.-wypuszcza z siebie potok słów- Dobra, muszę się napić.-chichocze po czym zamawia dla was po drinku i kontynuuje wywód.
 -A wiesz co u..-gryziesz się w język- Nie, nie chcę wiedzieć.-kręcisz natychmiast głową
 -Myślałam, że macie ze sobą kontakt?
 -Tak. Choć to skomplikowane.-wzdychasz- Nie mówmy o tym.-przełykasz głośno ślinę po czym upijasz spory łyk słodkiego alkoholu
 -Jeśli cię to choć trochę pocieszy, to on też cierpi. Bardzo.-dodaje ściszonym głosem- Ale to tak jakby cię obchodziło.
 -Jakby mnie obchodziło to odpowiedziałabym, że nie cieszy.-kręcisz głową, powtórnie upijając za dużą ilość napoju- Ale to moja decyzja, wiem, że powinnam według ciebie smażyć się za nią w piekle pełnych jego klonów, ale oszczędźmy sobie. Wolę posłuchać o tym, co u was.
 -Lili, nie uciekniesz od tego, prędzej czy później to wróci.-mówi zrezygnowana- Co u nas? Masz wszystkie wieści na bieżąco.-zauważa dość trafnie
 -Ach, no tak.-kiwasz głową- Po prostu.. nie chcę poruszać pewnych tematów, żeby się nie zrobiło niezręcznie, czy coś. Zwłaszcza, że nie widujemy się zbyt często ostatnio.
 -Masz rację, przepraszam.-wypowiada- Po prostu się upijmy, jak za dawnych czasów.-chichocze po czym zamawia kolejne drinki dla was obu.
  Tak jak się spodziewałaś, to spotkanie trwało długo. Jeśli nie, bardzo długo. Do domu wróciłaś kiedy już świtało, a pierwsi śmiałkowie przemierzali ulice w celu dostania się na poranną zmianę do pracy. Generalnie rzec biorąc nie pamiętasz chwili podróży do domu ani tego jakim cudem wczołgałaś się na łóżko. W każdym bądź razie spałaś ubrana na łóżku, do chwili w której obudziła cię nadchodząca wiadomość tekstowa. Ledwie przytomna zdołałaś jednak przeczytać, że Joanna nawiasem mówiąc umiera i przeklina barmana za robienie tak dobrych drinków. Śmiejesz się pod nosem. Okropnie ci tego brakowało.
  Jednak błogie dni spędzone z rodzicami czy Joanną musiały dobiec końca. Po raz kolejny wyjeżdżałaś z ciężkim sercem. Po raz kolejny zostawiałaś swoich bliskich i udawałaś się w świat. Po to by stanąć na nogi. Odzyskać równowagę w życiu i nikogo więcej nie ranić. Taki był cel.
  Swoją przygodę zaczęłaś od Australii. Spędziłaś tam blisko miesiąc i szczerze mówiąc, żałowałaś, że dobiegł końca. Podobał ci się klimat tego kraju. Atmosfera jaka tam panowała. Ludzi, których tam spotkałaś. Stamtąd udałaś się do Ameryki Północnej. Kanada i USA nie były dla ciebie tak fascynujące, jednakże nie mogłaś zarzucić by były do tygodnie zmarnowane. Gotowa byłaś na dalszą podróż i kolejne miesiące. Zwłaszcza, że powoli zaczynałaś się otwierać na ludzi, którzy towarzyszyli ci w tej podróży. Więcej czasu spędzałaś wśród nich, nawet jeśli bywało to zazwyczaj kilka minut. Poczułaś się naprawdę ich częścią. Częścią grupy. W życiu byś nie pomyślałaś, że twoją sympatię zaskarbią sobie tak różne osoby. Arleen, Afroamerykanka z włoskimi korzeniami, która wybuchała śmiechem na niemal każde możliwe słowo, cicha i nieco zamknięta w sobie Francess z Prowansji, czerwonowłosa i żywiołowa Anne, która zdecydowanie przypominała ci Joannę, a także jeden z nielicznych Polaków z tego całe towarzystwa- Janek. Początkowo miałaś ochotę zabić go patelnią za zbyt natarczywe próby flirtowania z tobą, jednak z czasem ochota ta przeszła. Pomimo tatuaży, które z całą pewnością kolekcjonował, zbyt intensywnie niebieskich oczu w stosunku do kruczoczarnych włosów i śmiesznym śląskim akcencie, naprawdę go polubiłaś. Tak naprawdę dzięki niemu przestałaś się ukrywać ze wszystkimi emocjami i otworzyłaś się na towarzystwo innych. Wielokrotnie dziękowałaś mu za to wybawienie, za każdym razem otrzymując tą samą odpowiedź, iż najlepszym podziękowaniem będzie randka. Lubiłaś go, ale nie w ten sposób jaki by chciał. Przynajmniej w tej chwili. Ściskało cię w żołądku na samą myśl, iż miałabyś być blisko z mężczyzną. Mężczyzną, nie będącym Conte. Bo nie potrafiłaś ukryć, że tęskniłaś. Im więcej czasu spędzałaś wśród ludzi, tym więcej uczuć do ciebie powracało. Także tych, o których istnieniu chciałabyś zapomnieć. Wyjechałaś żeby wrócić do życia i nie ranić go dłużej swoją niemocą. Zraniłaś go swoim wyjazdem, lecz wiedziałaś, że tak było po prostu lepiej. Gdybyś została i zniszczyła was obydwoje, tym bardziej nie potrafiłabyś spojrzeć na siebie w lustrze. Chciałaś by był szczęśliwy. Zasługiwał na to. Przynajmniej on, z waszej dwójki. Choć to bolało bo niepodważalnie go kochałaś, to starałaś się przekonać siebie samą, że tak po prostu musiało się stać. Poiłaś się tym, niejednokrotnie, gdy twoje myśli zmierzały ku niemu. A z każdym kolejnym tygodniem, działo się to o wiele częściej aniżeli byś tego chciała. Nie raz przyłapywałaś się na tym, że trzymałaś w ręku telefon, z jego numerem wybranym na ekranie. Wielokrotnie gryzłaś się w język, ucinając tym samym chęć zapytania Joanny co u niego. Bałaś się o to spytać. Tak, to było głupie, ale takie właśnie uczucie ci towarzyszyło. Po prostu nie chciałaś z jej ust usłyszeć, że jest szczęśliwy z kimś innym. Owszem, dałaś mu na to przyzwolenie, jednak żywiłaś do niego zbyt silne uczucia, aby przyjąć tą wiadomość bez mrugnięcia. O wiele bardziej wolałaś życie w niewiedzy oraz udawanie, że cię to nie obchodzi, kiedy serce aż rwie się na sam dźwięk jego imienia. I tak właśnie minęły ci kolejne miesiące. Na udawaniu, że wcale go nie kochasz i że nie tęsknisz. Na uśmiechaniu się wśród nowych znajomych, kiedy serce cicho krwawiło. I nie mogłaś nic z tym zrobić. Sama sobie zgotowałaś ten los, więc musiałaś zacisnąć zęby i po prostu żyć dalej.
 -Hej, ja cię skądś znam!-słyszysz chrapliwy głos mężczyzny kiedy przechadzasz się po jednym z południowo-amerykańskich miasteczek
 -Ja, nie sądzę..-kręcisz głową
 -Czekaj, wiem!-odpowiada- Jesteś znajomą mojego kuzyna.
 -To raczej niemożliwe, przykro mi.-odpowiadasz- Nie jestem stąd.
 -Jesteś Polką?-zaskakuje cię tym pytaniem- Jestem Jorge Calabas, a moim kuzynem jest Facundo.-uśmiecha się ciepło
 -Skąd mnie znasz?
 -Czasem się z nim widuje jak wpada odwiedzić naszą wspaniałą rodzinkę i parę razy wspominał o tobie.-kiwa głową
 -To.. miłe.-nie bardzo wiesz, co mu odpowiedzieć
 -Cieszę się, że wreszcie przestał zachowywać się jak mazgaj.-na dźwięk jego słów, język grzęźnie ci w gardle- Musiałaś słyszeć o tej dziewczynie, prawda?
 -Taaaaaaak, słyszałam.-kłamiesz
 -Biedny, wszyscy myśleliśmy, że w końcu znalazł tą jedyną, a tu taka kaszana.-krzywi się- Paskudnie się rozstali, strasznie to przeżył. W życiu nie widziałem go smutnego, a wtedy był co najmniej.. zabity emocjonalnie. Był jak cień siebie, przysięgam.
 -Ja.. nie jestem pewna, czy powinieneś..
 -Przyjaźnicie się?-wtrąca
 -Chyba już nie bardzo.-wzruszasz ramionami
 -Szkoda, z tego co pamiętam mówił, że sobie bardzo ceni znajomość z tobą.-mówi- Z resztą teraz kiedy jakoś udało mu się w końcu pozbierać znowu lata z głową w chmurach.
 -Jak to?-dociekasz
 -Wrócili do siebie z Heleną.-wypowiada, a ty czujesz się jak porażona piorunem- Jakoś nigdy jej nie lubiłem, ale skoro jemu pasuje, to w sumie okej.-wzrusza ramionami- Jak to się nie skończy tym razem tak jak poprzednio, to z tego będą dzieci.-mówi rozbawiony swoim żartem nie dostrzegając twojej niemrawej miny
 -Możesz mu życzyć szczęścia, ode mnie.
 -Jasne.-potakuje głową- Mam nadzieję, że tym razem go nie zrani. Za dużo się już facet wycierpiał.
 -Tak, masz rację.-mówisz z trudem panując nad drżącym głosem- Zasługuje na szczęście.
 -A więc, co tu robisz? I błagam cię, przypomnij mi swoje imię!
 -Przepraszam ci Jorge, ale ja.. muszę iść.-rzucasz- Przepraszam.-dukasz po czym pędem gnasz w kierunku swojej bazy noclegowej. Wpadasz zdyszana do pokoju po czym chwytasz telefon i wybierasz numer Joanny. Sama nie wiesz dlaczego to właściwie robisz.
 -Wiem, że jest u was późno i pewnie już spisz, ale powiedz mi proszę jedną rzecz i dam ci spokój.
 -Boże, ktoś umarł?-jęczy zaspana do słuchawki
 -Nie.-przeczysz- Czy on... czy on kogoś.. ma?
 -Och, Lil.-wydusza z siebie- Przykro mi, ale.. tak. W tej całej rozpaczy jakoś wpadł na swoją byłą, która jak się okazało mieszka w Polsce bo coś tam robi i tak się jakoś zgadali.. Ugh, dlaczego ja ci to mówię.-napomina samą siebie- Och, nie wiem nawet co mam ci powiedzieć. Nie pytałaś o niego, a ja nie chciałam ci tego wszystkiego jeszcze bardziej utrudniać.-wzdycha ciężko- Przykro mi Lili, ale wiedziałaś, że to możliwe. Facu to w końcu nie najbrzydszy i nie najgorszy facet na tym świecie. Pozwoliłaś mu na to, pamiętasz?
 -Tak..-mówisz wreszcie- Ale nie sądziłam, że to mnie tak bardzo zaboli.-dodajesz nieco ciszej- Idź spać Jo.
 -Lili, jeśli potrzebujesz o tym pogadać, to mów.
 -Nie, wszystko w porządku.-kłamiesz- Po prostu.. chyba muszę to po prostu przyjąć do wiadomości. To wszystko. Przepraszam, że cię obudziłam. Śpij, pogadamy później. Muszę lecieć.-wypowiadasz po czym się rozłączasz. Siedzisz dłuższą chwilę w samotności po czym opuszczasz swój pokój i udajesz się na spacer. Siadasz na mostku i wpatrujesz się w dal. Wtedy tak naprawdę dociera do ciebie, co tak naprawdę się stało. On naprawdę to zrobił. Pomimo swoich zapewnień, tak po prostu wrócił do swojej byłej. Zabolało. Jednak zasłużyłaś sobie na to wszystko. Sama wybrałaś tą drogę i musiałaś się pogodzić z pewnym konsekwencjami, które za sobą niosła. Nawet jeśli raniły twoje serce.
 -Chyba nie zamierzasz się utopić?-słyszysz znajomy głos z nutą śląskiego akcentu
 -Nie, rozważałam raczej przepłynięcie wpław do Europy.-odpowiadasz ironicznie
 -Chciałbym to zobaczyć.-chichocze siadając obok w bezpiecznej odległości
 -Kto wie.-wzruszasz ramionami
 -Więc.. rozważyłaś ofertę Katherine?
 -W zasadzie to tak, rozważyłam.-kiwasz głową
 -Kiedy?-marszczy czoło
 -Teraz.-rzucasz
 -Wow, szybko działasz Lil.-odpowiada rozbawiony- I co tam postanowiłaś?
 -Że chętnie powłóczę się dalej.
 -Woooooooow!-wypala wyraźnie uradowany- Czyli mam kolejny rok na namówienie cię na randkę?-chichocze
 -Czemu nie.
 -Co?
 -No dobra, pójdę gdzieś z tobą.-przewracasz oczami
 -Czekaj bo ja muszę to chyba nagrać.-zachodzi się ze śmiechu- Czy ty naprawdę chcesz się ze mną umówić?
 -Nie.
 -O matko, a już myślałem...
 -Dobra uspokój się Janek bo cię zaraz utopię, pójdę z tobą.-wzdychasz
 -Jesteś okropna.-dostajesz kuksańca w ramie
 -Wiem to.-kiwasz głową- Ale mam już dość twojego marudzenia, a do tego chyba przyda mi się takie wyjście.
 -I tak wiem, że mnie lubisz.-szturcha cię
 -Okej, lubię cię.-potwierdzasz- Tylko sobie wiele nie wyobrażaj.
 -Za późno.-uśmiecha się po czym spogląda w dal.
Sama nie wiesz dlaczego to zrobiłaś. Czy wiadomość o związku Conte cię do tego popchnęła? Możliwe. Postanowiłaś, że przyszła pora na podjęcie samodzielnego życia. Bo skoro on potrafił tak po prostu wyrzucić wszelkie obietnice, to dlaczego ty miałaś wciąż się ich kurczowo trzymać? Postanowiłaś, że nie będziesz dłużej rozpamiętywać tego wszystkiego. Owszem, kochałaś go, jednak musiałaś wyciszyć to uczucie. Przestać żyć tym, co było. Zapomnieć o tych wszystkich cudownych chwilach i obietnicach. Zacząć nowy rozdział swojego życia, w którym zapomnisz o wszystkim, co było z nim związane. Nie porównywać każdego napotkanego faceta do niego. Nie zastanawiać się, co by było gdyby. Musisz po prostu iść do przodu, zostawiając myśli o Conte za sobą. On już zapomniał, więc po roku przyszła także twoja kolej. Pora zapomnieć. Spróbować to zrobić. Pokazać, że jesteś o wiele silniejsza aniżeli myślą. Pokazać, że już nie tęsknisz i nie płaczesz. Być lepszą wersją siebie. Wersją bez Conte. Nawet jeśli czasem twój rozum wpada w konflikt z sercem. Po prostu musisz.




~*~
Przepraszam, że tak późno, ale wróciłam nad ranem z pielgrzymki maturzystów i nie miałam
wcześniej jakoś głowy do bloggera.
W wydarzeniu od rozstania naszych bohaterów minęły miesiące, dla niektórych jakże długie. Wiele się zmieniło. A jak będzie dalej? To niebawem ;)
Ściskam,
wingspiker.

10 komentarzy:

  1. Spotkają się w tej Argentynie, muszą. Facu napewno nie zapomniał...
    Smutno mi się zrobiło ;(
    Jak ja doczekam do następnej niedzieli?!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabiję Cię! Boże, czemu Ty mi to robisz? ;c myślałam, że Facu do nirj pojedzie do tej Ameryki, że walnie pięścią w stół, zwiąże Lili i nie da jej wyjść, a on się schodzi z jakąś Helcią? No ja pitolę! I jaki kurde Janek?! lili, proszę mi się od niego trzymać z daleka! No jasny gwint, zaraz się rozpłaczę ze złości !:c

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem święcie przekonana, że Facu nie zapomniał o Lil, a powrót do Heleny to coś w rodzaju zasłony dymnej/aktu desperacji. Conte chciał zmienić coś w swoim życiu, by nie tkwić ciągle w próżni, nie rozpamiętywać, ale powrót "na stare śmieci" chyba nie był najlepszym rozwiązaniem. No i Lil znów będzie uciekać, bo przecież nie chce stawać na drodze "odradzającemu się uczuciu". Szkoda, że gdy była w Polsce, nie zdecydowała się na spotkanie z Conte, może wtedy nie doszłoby do tego wszystkiego. "Mądry Polak po szkodzie" - to chyba adekwatne do sytuacji powiedzenie...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie lubię Cię. <-- tak, to jest kropka nienawiści.

    OdpowiedzUsuń
  5. Caro, jesteś okropna. Ale to wiesz.
    Zapewne siedzisz sobie i śmiejesz z nas, że tutaj przeżywamy :(

    Janek, ciebie nie lubię i chyba nie polubię. Lekką złość poczułam na Facu za Helenę, ale w końcu ile ma chłopak cierpieć po odejściu Lil? Choć sądzę, że Heleną próbuje zapomnieć o Lil. To teraz czekamy czy miłość zwycięży? Jestem dzisiaj mało produktywna, a dodatkowo smutno mi z powodu ich rozstania :(
    Jednego jestem okropnie ciekawa - co zrobisz, że Facu i Lila ponownie się spotkają? Bo przecież spotkają! :)
    Aha, i jestem trochę zaskoczona takimi obrotem spraw - a raczej związkiem matki i ojca Lil. Jak to brzmi? Nie myślę już :)
    ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń