niedziela, 18 października 2015

#veintiuno.



  Następne dni, a nawet tygodnie były dla ciebie ciężkie, aby nie powiedzieć bardzo ciężkie.  Był to okres wytężonej walki o powrót do wszelakiej sprawności, a także zdrowia. Nie należałaś nigdy do osób przesadnie cierpliwych, więc to były dla ciebie bardzo wymagające dni. Przy twoich obrażeniach wszelki pośpiech był niewskazany, wszystko odbywało się więc w iście żółwim tempie, co momentami doprowadzało cię do szewskiej pasji. Przychodziły czasem dni, w których miałaś najzwyczajniej, po ludzku dość. Dość tego, że jesteś zależna w tak wielkim stopniu od innych. Choć wiedziałaś, że w tamtym momencie, twoi najbliżsi nie widzieli tej pomocy w ten sposób, ale ty czułaś się potwornie będąc ciężarem. Dlatego też z taką zapalczywością wykonywałaś wszelkie polecenia i ćwiczenia wszelkich lekarzy. Wiedziałaś, że tylko tak przybliżysz się do osiągnięcia choć częściowej sprawności. I tak, małymi kroczkami powoli byłaś w stanie samodzielnie zmienić swoją pozycję. Nie posiadałaś się z radości kiedy powoli, zaczynałaś mieć władzę nad własnym ciałem. Chociaż wciąż odczuwałaś bolesne skutki sytuacji sprzed kilku tygodni, to się nie poddawałaś. Twoja determinacja i samozaparcie zaprowadziły cię do momentu, w którym byłaś w stanie bez niczyjej pomocy podnieść się z łóżka do pozycji siedzącej. A to było dla ciebie siedmiomilowym krokiem, zwłaszcza, iż przez czterdzieści osiem godzin musiałaś się mierzyć ze świadomością, iż przez uszkodzenia kręgosłupa, możesz się podnieść dopiero za kilkanaście tygodni, jak nie miesięcy. Wtedy poczułaś się jak spoliczkowana, ale ani przez chwilę się nie zwątpiłaś. Dlaczego? Po prostu nie widziałaś nawet takiej opcji. Musiałaś wyzdrowieć i tyle. To był twój absolutny priorytet. I nie miałaś tu na myśli, tylko i wyłącznie formy fizycznej. Psychicznie byłaś niestety w jeszcze gorszym stanie, aniżeli fizycznie. Choć może do końca tego nie okazywałaś, to czułaś obecność strachu w swoim wnętrzu. Mogłaś z tym walczyć, co pierwotnie robiłaś, jednak w obecności osobnika płci męskiej, po prostu drżałaś. A co gorsze, nie potrafiłaś tego powstrzymać. Nie ważne czy był to ktoś znajomy, czy nieznany ci mężczyzna. Zamieniałaś się wtedy w małą, bezbronną dziewczynkę, bojącą się własnego cienia. Dlatego tak bardzo bałaś się chwili, w której w drzwiach swojego aktualnego miejsca pobytu, ujrzysz bruneta. Minęły długie tygodnie od czasu waszego ostatniego spotkania, co prawda utrzymywaliście kontakt, jednak mimo to, odczuwałaś jakąś wewnętrzną blokadę.
 -Jak dzisiejsze samopoczucie?-z rozmyślań wyrywa cię ciepły głos Joanny, która połączyła przyjemne z pożytecznym i prócz bycia przyjaciółką, włączyła się w pomoc także jako psychoterapeuta.
 -Ujdzie w tłoku.-rzucasz
 -Goście na dzisiaj zaplanowani?
 -Ci, co zawsze.-wzruszasz ramionami
 -Kiedy wraca Conte?
 -Z tego, co mi mówił to za kilka dni.-odpowiadasz beznamiętnie
 -Boisz się trochę swojej reakcji na jego widok, mam rację?-pyta dopiero po dłuższej chwili ciszy
 -Tak.-mówisz cicho odwracając wzrok w kierunku okna- Jakaś część mnie tęskni za jego widokiem, ale druga.. aż drży na samą myśl o jego obecności. Obecności jakiegokolwiek faceta obok.
 -To blokada, którą z czasem musisz przełamać sama.-mówi- Powoli, dzięki słowom, gestom. Potrzebujesz na to czasu i jestem absolutnie pewna, że oni to rozumieją.
 -Jestem tego świadoma, ale naprawdę czuję się beznadziejnie na samą myśl, że moja własna podświadomość zmusza mnie do strachu wobec facetów, których.. darzę uczuciem.-przełykasz głośno ślinę
 -To jest po prostu jeszcze zbyt świeże byś mogła to zostawić za sobą.-wypowiada niewzruszona- A siedzenie nieustannie w tych samych czterech ścianach tym bardziej ci nie pomaga.
 -A co mogę zrobić?-pytasz retorycznie- Wypiszą mnie dopiero prawdopodobnie za miesiąc, przy dobrych wiatrach.-wzdychasz
 -Nie dać się zwariować, przede wszystkim.-uspokaja cię- I przede wszystkim, próbować powoli przemóc własne ograniczenia, nie pozwolić by zapanowały nad tobą.
 -O wiele łatwiej powiedzieć, niż wykonać.
 -W tym sztuka, żeby to wykonać.-uśmiecha się ciepło w twoim kierunku.
Naprawdę starałaś się wykonać zalecenia Joanny. Bywały dni, kiedy wychodziło ci to lepiej, bądź też gorzej, ale najważniejsze było, że nie chciałaś się poddać. Oczywiście miałaś chwilę zwątpienia, jeśli miałaś być szczera, to było ich całkiem sporo. Jednak znajdowałaś gdzieś w swoim środku siłę, aby to przemóc i po prostu parłaś do przodu.
 -Kiedy był.. pogrzeb?-po raz pierwszy poruszasz temat swojej babci
 -Nie mogliśmy czekać, choć bardzo chcieliśmy żebyś ją pożegnała.-mówi smutno twój ojciec- Mniej więcej pięć dni po.. tym zdarzeniu.-przełyka głośno ślinę, wciąż trzymając się na dystans
 -Żałuję, że nie zdążyłam się z nią pożegnać.-pociągasz smutno nosem- Powiedzieć jej jak wiele dla mnie znaczyła.
 -Doskonale to wiedziała, skarbie.-mówi mężczyzna smutno się uśmiechając- Dlatego też myślę, że bez powodu nie pojawiła się w twoim śnie. Chciała ci po prostu sama to przekazać.
 -Nawet sobie nie wyobrażam, co musiałeś wtedy przeżywać.-wzdychasz
 -To zdecydowanie nie były najszczęśliwsze dni mojego życia, ale dzięki Bogu, mam je za sobą. Teraz będzie tylko lepiej i lepiej. No przynajmniej odrobinkę.-unosi kąciki ust ku górze
 -Dość już posiwiałeś.-śmiejesz się cicho
 -Czas mija, a ja powoli przeistaczam się w dziadka, co poradzić.
 -Tato..
 -Przepraszam.-przywołuje się do porządku- Czasem z tej starości zdarza mi się zapomnieć, że muszę być trochę bardziej taktowny.
 -Nie, po prostu wciąż jakoś nie potrafię się przemóc.-przygryzasz wargę- Nie możecie wszyscy się dać zwariować przeze mnie.
 -Generalnie wszyscy bylibyśmy gotowi wskoczyć za tobą w ogień, jeśli zaszłaby taka potrzeba, więc nie martw się o nas skarbie.-uśmiecha się mężczyzna- Damy sobie radę.
 Niewiele po wizycie twojego ojca do sali wpadło kilku lekarzy w ramach codziennej, popołudniowej wizyty. Po ich oględzinach trwających nie bagatela, bo ponad pół godziny, przyszedł czas na dzienną dawkę rehabilitacji. Początkowo była dla ciebie katorgą, jednak z czasem, gdy twoje mięśnie powoli zaczynały z tobą współpracować, stała się całkiem miłą, rutyną.
 -No to co moja droga, dzisiaj próbujemy czegoś szalonego?-pyta na wstępie charakterystyczna pani rehabilitant
 -Stanie na głowie czy salto?-nieco drwisz
 -Takie ewenementy to dopiero w przyszłym miesiącu.-śmieje się- Dzisiaj sprawdzimy funkcjonalność nóg.
 -Na pewno mogę?-upewniasz się
 -Absolutnie, wręcz powinnaś.-kiwa głową, zachęcając cię do współpracy. Tak jak się spodziewałaś, nie było to zbyt łatwe ani przyjemne. Czułaś się jak małe dziecko, stawiające swoje pierwsze kroki. Gdyby ktoś spojrzał na ciebie z boku, to faktycznie tak to musiało wyglądać. Metodą prób i błędów, udało ci się przejść w miarę stabilnie i samodzielnie, jakieś trzy, może cztery kroki. Próba podjęcia kolejnych ukończyła się asekuracją pani rehabilitant. Jeśli miałaś być szczera, to próby te kompletnie cię wyczerpały i pozbawiły wszelkich chęci do życia, jednak musiałaś jeszcze przeżyć dalszą część zajęć, przewidzianą na dziś.
Wedle zaleceń ortopedów i fizjoterapeutów, miałaś zielone światło przyzwalające na drobne spacery, oczywiście w czyjejś asyście. Z pewnością ucieszyłabyś się, gdyby nie fakt, że przyzwolenie to, obejmowało aż jedną eskapadę dziennie jako którą zaliczano również podróż do toalety, znajdującej się trzy kroki od twojego łóżka.
 -Lili?-dobiegł cię dźwięk twojego imienia, wypowiadany przez dość dobrze znany ci głos. Oczywiście obrót wokół własnej osi zajął ci dłuższą chwilę, jednak i bez niego wiedziałaś, kto właśnie złożył ci wizytę.
 -Mówiłam, że postaram się nie być dłużej kaleką.-odpowiadasz mu
 -No to chyba obydwoje się wywiązaliśmy z obietnic.-unosi delikatnie kąciki ust ku górze. Spłoszona jego obecnością pielęgniarka, która miała przypilnować abyś przypadkiem nie straciła równowagi, wybąkała, iż musi coś niezwłocznie załatwić i zostawia cię pod jego opieką. Nie mogłaś ukryć, iż szczerze rozbawiło co jej zachowanie, jednak z drugiej strony chciałaś ją udusić za zostawienie na łasce Conte. Zwłaszcza, że obecność mężczyzny w twoim otoczeniu, wciąż cię spinała.
 -Nawet z nawiązką, mvp co?-mówisz
 -Tak wyszło.-kiwa głową- Ale to przy tobie nic. Kiedy się ostatnio widzieliśmy raczej nie spodziewałem się, że następnym razem faktycznie spotkam cię w czasie spaceru.
 -Nie było cię prawie miesiąc.-zauważasz- A ja nie miałam najmniejszej ochoty leżeć, zdana na łaskę innych.-kiwasz głową, ręką rozmasowując nieco okolice odcinka lędźwiowego kręgosłupa. Czułaś, że dzisiaj osiągnęłaś absolutne maksimum, jeśli chodziło o wycieczki.
 -Pora na powrót?-pyta, dostrzegając z całą pewnością lekki grymas na twojej twarzy
 -Chyba tak.-kiwasz głową, niepewnie stawiając krok. Tak jak się spodziewałaś, nie był on zbyt pewny. Mimo to w duchu dziękowałaś temu na górze, że jakimś cudem udało ci się nie wyrżnąć na środku korytarza.
 -Może ci pomóc?-pyta nieznacznie zbliżając się w twoim kierunku- Oczywiście jeśli...
 -Będę wdzięczna.-przerywasz mu- Po prostu nie przejmuj się pewnymi moimi... zachowaniami. Muszę się jakoś przyzwyczaić i zmusić wewnętrzne ja do zaprzestania postawy nieco feministycznej.
Pomimo gęsiej skórki i drobnych wewnętrznych obaw, Argentyńczyk okazał się być całkiem pomocny. Dzięki jego wsparciu udało ci się bezkolizyjnie dotrzeć do miejsca swojego urzędowania.
 -Wyglądasz już znacznie lepiej.-komentuje- A jak się czujesz?
 -W porównaniu z tym, co było, lepiej.-kiwasz zgodnie głową- Co prawda jestem jeszcze trochę obolała, ale zdecydowanie wszystko zmierza ku dobremu. No przynajmniej jeśli chodzi o samopoczucie fizyczne.-wzdychasz
 -Wiesz, jeśli moja obecność sprawia ci jakiś problem, to..
 -Nie, nie mogę uciekać.-protestujesz- Joanna twierdzi, że to z czasem zniknie. Muszę po prostu próbować.
A musiałaś przyznać, że zostałaś wystawiona na dość ciężką próbę. Dni mijały, a tobie wciąż ciążyła obecność mężczyzn w twoim otoczeniu. Choć naprawdę bardzo się starałaś, nijak nie potrafiłaś zwalczyć w sobie tego wewnętrznego lęku. Czułaś się z tym okropnie, bo to powodowało, że musiałaś odsunąć naprawdę bliskich sobie facetów, na pewien dystans. Po twoim ojcu nie było tego tak bardzo widać, jednak w oczach Conte zdecydowanie to widziałaś. Widziałaś, że walczył ze sobą żeby cię przypadkiem nie dotknąć, nie spłoszyć. Cierpiał, a ty za nic nie potrafiłaś tego znieść.
 -Wychodzisz?-dopytywała zaskoczona matka
 -Trochę na własne żądanie, bo chcieli żebym została tu jeszcze dwa tygodnie, aczkolwiek nie ma żadnych przeciwwskazań żebym tu się dalej kisiła.
 -Więc gdzie wracasz?-pyta spoglądając w twoim kierunku
 -Nie wiem, myślałam, że może tata, to znaczy wy mnie przygarniecie.-odpowiadasz- Potrzebuję zmienić otoczenie, bo powoli mam wrażenie, że wariuję.-dodajesz nieco ciszej
 -Wiesz, że ci pomożemy.-uśmiecha się krzepiąco kobieta- Tylko proszę cię, nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji. Wszyscy wiedzą, co przeszłaś i co przechodzisz. Nikt nie oczekuje od ciebie jasnych deklaracji.
 -Nawet jeśli sprawia mu to cierpienie?-pytasz odwracając wzrok
 -Nawet wtedy.-kiwa głową- On cię kocha i uwierz mi, sprawisz mu jeszcze większy ból jeśli robisz to, co przypuszczam.
 -A co przypuszczasz?
 -Po prostu nie łam serc, dobrze?-pyta doskonale zdając sobie sprawę z tego, jaka walka toczy się w twoim wnętrzu. Kiedyś może pokusiłabyś się na jakąś złośliwą uwagę w jej kierunku, jednak nie dzisiaj. Zwłaszcza, że byłaś kompletnie rozdarta wewnętrznie, a kto jak kto, twoja matka rozumiała to doskonale.
 -Jak się żyje na wolności?-słyszysz głos Joanny w słuchawce telefonu
 -Zdecydowanie lepiej aniżeli w tych samych, szpitalnych czterech ścianach.
 -Jeśli mam być szczera, to przez ostatnie półtorej miesiąca mi również obrzydło.-chichocze
 -Zdaję sobie sprawę.-odpowiadasz zgodnie z prawdą- Co u Andrzeja?
 -Powiedzmy, że go zaczynam tolerować.
 -Mówiłam ci, że się prędzej czy później ogarnie.
 -Nie w tym rzecz.-przeczy- Z resztą, wyczuwam, że masz jakiś problem i starasz się mnie od niego odwieść tym ciołkiem. Powiesz mi czy udamy, że wszystko jest wspaniale i chwalmy piękną pogodę?
 -Po prostu.. dalej nie umiem sobie poradzić.-wzdychasz ciężko- Czuję się jakbym wróciła do punktu wyjścia, rozumiesz?
 -Może powinnaś wyjechać?-rzuca po chwili ciszy- Choć na chwilę wywrócić swoje dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni? Złapać oddech?
 -Nie wiem już sama.-odpowiadasz z rozpaczą w głosie- Nie chcę was ranić.
 -Przestań.-gani cię- W tym wypadku bądź egoistką, ty jesteś w tym najważniejsza. Jeśli nie wytrzymasz, to my też nie. Jeśli zmiana cię uszczęśliwi, to nas też będzie musiała, nawet jeśli będzie oznaczała rozbrat.
 -Myślisz?
 -Po prostu głośno myślę kochana.-odpowiada- Musisz naprawdę dobrze przeanalizować wszelkie możliwości na czele ze swoim stanem psychicznym i fizycznym i podjąć decyzję. Jaka by nie była, pamiętaj, że jesteś dla mnie jak siostra i będę cię zawsze wspierać Lil.
  Ta rozmowa przysporzyła ci o wiele więcej tematów do rozmyślań. Większy ból głowy, który spędzał ci sen z powiek. Zabierał wszelką chęć do życia. Nie mogłaś tak dłużej funkcjonować. Musiałaś coś zrobić. Zrobić sobie przysługę i nie dać się zwariować, a do tego nie obarczać tym najbliższych. Dlatego zadziałał impuls. Ułamek sekundy w czasie, którego w końcu czegoś pewna.
 -Chciałaś porozmawiać.-mówi kiedy tylko pojawia się w twoim polu widzenia
 -Kiedy wyjeżdżasz?-pytasz go
 -Pojutrze.-kiwa głową- Czemu pytasz?
 -Bo... chyba się szybko nie zobaczymy.
 -Jak to?-nie kryje zdziwienia
 -W przyszłym miesiącu wyjeżdżam. Kurs Katherine Carneer, właścicielki dwudziestu restauracji na świecie i szefowej kuchni.-artykułujesz- Po prostu muszę to zrobić. Musisz mnie zrozumieć. Nie potrafię tak dłużej żyć. Czuję się jakbym się dusiła we własnym ciele, a do tego sprawiam ból osobom, które kocham.
 -Na ile?-pyta niepewnie
 -Pierwsza wersja do pięć miesięcy...-uciekasz wzrokiem- Muszę to zrobić, dla siebie czy.. dla was. Tak będzie lepiej.-mówisz czując napływające do oczu łzy
 -Dla kogo?-pyta cicho
 -Nie potrafię zwalczyć tego wewnętrznego strachu, nie umiem się przemóc by dotknąć cię bez obawy czy bojaźni. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się to pokonać.-czujesz spływającą po policzku pojedynczą strużkę słonych łez- Nie mogę patrzeć jak cierpisz.
 -Więc myślisz, że jeśli wyjedziesz, to zadasz mi mniej bólu?
 -Zasługujesz po prostu na normalne życie. Na kogoś o wiele lepszego.
 -Nie będzie nikogo lepszego. Nigdy.-podchodzi do ciebie- Kocham cię Lili, ale jeśli naprawdę to jest to, czego w tej chwili potrzebujesz... To nie mogę ci tego zabronić...-jego zbolały głos szarpie za twoje serce
 -Nie zrozum mnie źle.-mówisz walcząc z drżącym głosem- Nigdy w życiu nie spotkałam kogoś takiego jak ty. Przed naszym spotkaniem w życiu nie pomyślałabym, że będę zdolna do rzeczy, które według mnie istniały tylko w filmach. Nie sądziłam, że pojawi się w moim życiu ktoś, kto sprawi, że moje życie wreszcie nabierze sensu i zmusi mnie do uczuć. Nigdy nie sądziłam, że spotkam kogoś, kogo szczerze pokocham.-wzdychasz ciężko- Kocham cię. Naprawdę cię kocham, ale ja nie potrafię w tej chwili być z tobą. Nie mogę patrzeć na to, jak bardzo cię ranię. Przepraszam. Muszę na nowo się odnaleźć. Swoje własne ja. Zostając tutaj, nie będę potrafiła tego zrobić. Jeśli mam zniszczyć czyjeś życie, to tylko swoje, nie twoje.
 -Więc to koniec?-pyta cicho
 -Przepraszam.-łkasz cicho- Jesteś najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu. Facetem dzięki, któremu tak naprawdę dowiedziałam się co to znaczy żyć, być szczęśliwą, kochać.. Z kimś przy kim czułam się bezpiecznie i po raz pierwszy wyobraziłam sobie wspólną przyszłość. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że moja przeszłość po raz kolejny mnie zniszczyła i nie pozwoliła mi na realizację tych planów.
 -Nie musimy się przecież rozstawać.-mówi nieco desperacko
 -Nie, ale to będzie lepsze rozwiązanie.-odpowiadasz mu- Dla ciebie. Jesteś cudownym facetem, nie mogę zabierać ci prawa do bycia szczęśliwym. Jestem pewna, że spotkasz na swojej drodze kobietę, nie posiadającą tak wielkiego bagażu doświadczeń, która cię naprawdę uszczęśliwi i nic nie stanie na przeszkodzie waszego szczęścia.
 -Wiesz doskonale, że jej nie będzie.-mówi- Nigdy nie było i nigdy nie będzie kobiety bardziej odpowiedniej od ciebie.
 -Nie mów tak.-pociągasz nosem- Jestem najmniej odpowiednią partnerką dla ciebie, bo zasługujesz na o wiele więcej. Więc nie czekaj na mnie, po prostu bądź szczęśliwy. Bo wiem, że ktoś na ciebie czeka, ktoś kto ci będzie naprawdę przeznaczony.
 -Możesz próbować mi wmawiać, że zasługuję na kogoś innego, lepszego, ale doskonale wiesz, że to nieprawda.-kręci głową- Zawsze będziesz dla mnie najważniejsza, nie ważne ile lat upłynie. Więc przestań jeszcze bardziej łamać mi serce i próbować mnie pocieszać.
 -Wybacz mi.-stać cię jedynie na te dwa, jakże błahe słowa. Stoicie w nieprzyzwoitej ciszy, obydwoje ze zbolałymi minami i ciężkim sercem ze świadomością, że to koniec. Wbrew wam samym. Wbrew waszym umysłom, uczuciom i duszom. Choć rozrywa was ból, to wiecie, że to jedyne rozwiązanie. Stanąć na nogi, pomimo krwawiącego serca. Bo obydwoje wiecie, że czasem szczęście drugiego człowieka, musi równać się z własnym bólem. I tak właśnie było teraz. Obydwoje cierpieliście z miłości, wiedząc, że to jedyna szansa na normalne życie tego drugiego...

~*~
Rozdział iść dramatyczny. Tak wiem, jestem straaaaaaaaasznie okropna, a Lili głupia. Znalazła się po prostu w takiej sytuacji w której desperacko potrzebowało coś zmienić, nie chcąc przy tym komplikować bardziej życia swoich najbliższych. Czasem tak bywa,że ciężko ogarnąć kobiety :D
Przepraszam także za zwłokę, ale ostatnio w moim życiu sporo się dzieje i nie mam kompletnie na nic czasu!
Ściskam,
wingspiker.
 

13 komentarzy:

  1. Łooo powiało chłodem...
    Dobra, jestem w stanie zrozumieć zachowanie Lil. Po tak traumatycznych przeżyciach, może się wzdrygać przed bliskim kontaktem z mężczyzna. Bardziej podpadła mi Joaśka! Lil doradza wyjazd, a sama z Andrzejem się męczy? Sobie jakoś nie potrafi pomóc... Okej, jestem wredna.
    Znamy Ciebie Caro, i wiemy, że lubisz mącić, jednak wewnętrznie czuję, że oni wrócą do siebie. Ba! Że Lil jednak nie wytrzyma bez Facu, bo on to nie ma za wielkiego pola do popisu :( Ech, szkoda mi go się zrobiło.
    Czekam na kolejny!
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No nie :(
    Tak, jesteś straaaasznie okrutna i okropna, i bez serca, a Lili głupia. Jak mogła porzucić tak wspaniałego faceta. Zresztą Joanna też ma teraz u mnie takiego ogromnego minusa, bo doradziła jej ten wyjazd (a już ją tak lubiłam). Staram się zrozumieć, ale nie potrafię. Ja rozumiem, że po tym co się wydarzyło ciężko jej zaakceptować bliskość mężczyzny, no ale ludzie ja jestem pewna, że razem by pokonali ten lęk. W końcu kochają się i to jest bez sensu, że muszą się rozstać. Zachowała się jak egoistka, bo nikomu tym wyjazdem nie bd lepiej, jedynie jeszcze bardziej zrani Conte. :((

    Smutna, zła i obrażona.
    Bez pozdrowień. :(
    Ale i tak Cie kocham i czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej, namieszałaś strasznie, chyba jeszcze bardziej niż wcześniej :(
    Lil zdecydowała się na wyjazd vel ucieczkę, bo czuje się winna nie potrafiąc przełamać swej niechęci wobec mężczyzn, w szczególności wobec Conte, ale wydaje mi się, że to najgorsze rozwiązanie z możliwych, bo przecież bliskość Argentyńczyka, to powolne "docieranie się" mogłoby jej pomóc bardziej aniżeli całkowita izolacja. Można powiedzieć, że bohaterka wróciła do punktu wyjścia, że tą decyzją trochę zniweczyła pracę ostatnich miesięcy. Bo czy przebywanie z dala od Facu nie sprawi, że stanie się jeszcze bardziej wyalienowana? Mam nadzieję, że siatkarz tak łatwo nie odpuści i nie pozwoli Lil na krok, którego prędzej czy później i tak zacznie żałować, zresztą oboje zbyt wiele razem przeszli, by teraz palić za sobą mosty.
    Czekam niecierpliwie na następny.
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem kobiety tak mają, że podejmują mocno nieprzemyślane i impulsywne decyzje ;)

      Usuń
  4. Coś Ty narobiła...
    Miło że lubię opowiadania z nutką dramatu, to to co zrobiłaś w ogóle mi się nie podoba. Może to dla nich lepiej, może coś się zmieni...
    Ale emocje, które pojawiły się w chwili roztania nie przeminą...
    Czakam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie lubię Cię już. <- tak, to jest kropka nienawiści, moja droga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyjątkowo przed czasem, zapraszam na:
      http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/10/rozdzia-31.html
      proszę, przeczytaj informację przed i po notce :*

      Usuń
  6. Nie komentowałam tego rozdziału, bo nie wiedziałam co mam napisać ;( ciężko się go czytało. Z jednej strony rozumiem decyzję Lili ale z drugiej mogła dać sobie więcej czasu przy boku Conte. Przecież on ją tak kocha ;((( niech oni będą razem!

    Pozdrawiam z deszczowych Mazur ;*

    OdpowiedzUsuń