niedziela, 4 października 2015

#diecinueve.


  Przymykasz na chwilę oczy. Nie dobiegając cię żadne dźwięki z twojego otoczenia. Słyszysz jedynie swój ciężki oddech i walące w szaleńczym tempie serce. Oddychaj. Oddychaj. Powtarzasz sobie jak mantrę. Uciekaj. Uciekaj. Starasz się jakkolwiek zmusić swoje sparaliżowane przez strach ciało. Z ogromnym trudem otwierasz zaciśnięte do granic możliwości powieki. Minęła niespełna minuta, a ty wciąż stałaś w półkroku ku wejściu do kuchni. A w twoim polu widzenia wciąż znajdował się twój dawny oprawca. Nie miałaś pojęcia co robić. Nie mogłaś dłużej stać w miejscu i czekać na najgorsze. Musiałaś działać. Jakkolwiek się stamtąd wydostać. Wezwać pomoc. Cokolwiek. Byle nie tkwić z tym potworem w jednym pomieszczeniu. Byłaś nawet bardziej niż pewna, że nie zadał sobie tyle trudu by po prostu porozmawiać. Widziałaś to w jego szyderczym wzroku i zaciśniętych w pieści dłoniach. Nie miałaś w zasadzie wątpliwości jeśli chodzi o cel jego wizyty. Wciąż miałaś jego słowa, wypowiedziane przed czternastoma laty z chwili, w której widziałaś go po raz ostatni. 
 -Nie masz mi nic do powiedzenia kochanie?-przerywa ciszę paskudnie się do ciebie uśmiechając
 -Co tutaj robisz?-pytasz z surową miną
 -Jak to co?-prycha z ironią- Przyszedłem by spełnić swoją obietnicę. Bo ja zawszę ich dotrzymuje.-szczerzy się spoglądając na ciebie
 -Wsadzą cię na kolejne długie lata, gnoju.-mówisz z trudem powstrzymując drżenie całego ciała
 -Gówno mnie to obchodzi.-wzrusza ramionami- Mogę gnić w pierdlu kolejnych kilkadziesiąt lat, ale muszę odebrać zapłatę za zniszczenie mi życia, pierdolona kurwo.
 -Sam je sobie zniszczyłeś i dobrze o tym wiesz.-odpowiadasz mu wykonując delikatny krok w tył
 -Gówno prawda.-podnosi głos- Najpierw mnie uwiodłaś, potem wykorzystałaś mała dziwko, a na koniec wsadziłaś do więzienia. 
 -O czym tu mówisz?-nie potrafisz ukryć szoku- Byłam dzieckiem idioto! Nie miałam nawet pojęcia o własnej seksualności, więc nie pieprz tu o uwodzeniu zwyrodnialcu.-krzywisz się
 -Nie jestem zwyrodnialcem.-grzmi- Fajnie się było czasem zabawić, co? Dzięki mnie mogłaś się poczuć jak prawdziwa kobieta.
 -Jesteś chory.-głos zaczynał ci drżeć- Powinieneś siedzieć w psychiatryku. 
 -A ty powinnaś siedzieć z językiem na kłódkę, inaczej nikomu nie stałaby się krzywda.-uśmiecha się absolutnie obleśnie
 -Co?
 -To ilu ich miałaś suko?-nie przerywa sobie- Któryś miał cię tyle razy co ja? Żaden pewnie nie potrafił cię dobrze wykorzystać, chociaż ten ostatni całkiem długo się koło ciebie kręcił. Wiedział, że lubisz się ostro zabawić?
 -Zamknij się!-niemal krzyczysz- Jakim cudem się tutaj znalazłeś?
 -To nie było wcale takie trudne kochanie.-odpowiada zadowolony- Policja myślała, że ich kontrole zrobią ze mnie dobrego obywatela, tak samo jak ich pierdolone więzienie.-prycha- Od pierwszego dnia, w którym się tam znalazłem obiecałem sobie jedną rzecz. To, że jak tylko wyjdę to cię znajdę, choćbym miał przetrząsnąć cały świat. I odbiorę to, co mi należne.
 -Ale jak..
 -Stare znajomości bardzo mi pomogły.-mówi rozbawiony- Naprawdę myślałaś, że się ukryjesz? Tyle lat minęło, a ty wciąż jesteś głupiutka Lili.-spogląda w twoim kierunku- Dałem ci taką przyjemność, a ty tak mi się odpłaciłaś suko?! Wsadziłaś mnie na lata do pierdla, w czasie gdy ty pieprzyłaś się na prawo i lewo zadowolona ze wszystkiego? O nie. Odbiorę to co moje, nawet gdybym miał zgnić w więzieniu.-wypowiada te słowa robiąc krok w twoim kierunku. Dopiero wtedy dostrzegasz nóż w jego ręku. To było jednoznaczne z czerwonym alarmem, zapalającym się w twojej głowie. Uciekaj. Uciekaj, już! Krzyczała twoja podświadomość. Nie miałaś czasu na myślenie, musiałaś się po prostu ratować. Dlatego pod impulsem po prostu ile sił w nogach obróciłaś się na pięcie i rzuciłaś się w kierunku drzwi. Wiedziałaś, że był tuż za tobą. Czułaś niemal jego oddech na sobie. Byłaś już tak blisko. Otworzyłaś drzwi i już miałaś przekroczyć próg, w chwili gdy poczułaś szarpnięcie za włosy. Wydałaś z siebie przeraźliwy wrzask niosący się niemal po całej klatce schodowej, jak nie osiedlu. Nie minęła sekunda jak drzwi trzasnęły zamykane z hukiem, a ty uderzyłaś w komodę pchnięta, niemal nadludzką siłą. Poczułaś piekielny ból rozchodzący się wzdłuż całego kręgosłupa, który ograniczał możliwość oddychania. Ledwie zdążyłaś się podnieść, a otrzymałaś kolejny cios, prosto w żebra. 
 -Jeśli mam siedzieć, to przynajmniej za rzecz tego wartą.-wyszeptał ci do ucha po czym przejechał boleśnie ostrzem noża po twoim policzku sprawiając, iż po ułamku sekundy czułaś lepką ciecz, spływającą po twojej twarzy. Z trudem przychodziło ci oddychanie, kręciło ci się w głowie, ale wiedziałaś, że musisz stawić mu opór. Wykorzystać miesiące nauk Claude'a. Więc w porywie desperacji wykonałaś dość bolesny i jakże zaskakujący cios dla twojego przeciwnika, który w jednej chwili powaliło go na ziemię. Nie byłaś w stanie normalnie oddychać, więc nie porywałaś się na postawienie do pionu, zebrałaś resztki siły, pomimo przeraźliwego bólu, poczołgałaś się w kierunku drzwi. Kiedy byłaś już tak blisko, powtórnie zostałaś obezwładniona. Uderzyłaś głową w drzwi, po raz kolejny czując krew spływającą strużkami z rany na głowie.
 -Tym razem mi się nie wywiniesz, kurwo.-warczał szarpiąc się z tobą. Z całą pewnością, nie spodziewał się, że napotka aż tak duży opór z twojej strony. W tej chwili dziękowałaś w duchu Joannie za wysłanie cię na kravmagę. Dzięki tym zajęciom mogłaś się jakkolwiek obronić, a przynajmniej odwlec najgorsze. Bo gdyby nie te lekcje, jesteś niemal pewna, że już dawno oddałabyś ostatni oddech. Nie miałabyś tak wielkiej woli przetrwania. Bo przecież miałaś osoby, które tak wiele dla ciebie znaczyły. Osoby o których sama myśl, dodawała ci niesamowitej siły. -Nie walcz ze mną, to zaznasz rozkoszy jeszcze za swojego pierdolonego żywota. Po raz ostatni.-warczał przez zęby wciąż starając się cię obezwładnić. A nie mogłaś mu na to pozwolić, na pewno nie mając czegoś w zanadrzu. Sama nie wiedziałaś jakim cudem dosięgnęłaś noża, leżącego jakiś metr dalej i dźgnęłaś nim napastnika. Zawył rozpaczliwie trzymając się za bok. To był moment na ucieczkę. A przynajmniej podjęcie takiej próby. 
 -Nawet. Nie. Próbuj.-usłyszałaś za sobą- Zabiję cię kurwo, a jak będziesz próbować mi uciec, tylko przysporzysz sobie większych nieudogodnień.-sapał
 -Przynajmniej wsadzę cię raz, ale na zawsze do więzienia pedofilu.-niemal wykrzyczałaś- Nie zniszczysz życia, nikomu więcej.-cedzisz niemal przez zęby po czym ile sił w płucach wołasz o pomoc, żałośnie starając się wydostać z mieszkania. Nie wytrzymujesz jednak zbyt długo walki z oprawcą, nie dość, że rani cię w ramię, to z bestialską wrogością uderza, raz po raz, po czym niemal tobą rzuca w kierunku mebli, które dotkliwie ranią twoje okaleczone już w dużym stopniu ciało. Kiedy upadasz i ból rozrywa niemal każdy fragment twojego ciała masz wrażenie, że to będzie twój koniec. Sama nie wiesz jakim cudem zmuszasz się do podniesienia. 
 -To teraz się zabawimy szmato. Będę twoim pierwszym i ostatnim fagasem, co ty na to?-sapie głośno z paskudnym pożądaniem wypisanym na twarzy. Po raz ostatni zbierasz się na odwagę i niemal wrzeszczysz, błagając wręcz o pomoc. Otrzymujesz w odpowiedzi potężny cios, który cię nokautuje. Krew spływa ci niemal po całej twoje twarzy. Oddech staje się płytki. W głowie szumi. Słyszysz jednak czyjeś energiczne pukanie do drzwi i pytanie sąsiada. Niemal wyczuwasz panikę swojego napastnika. Dlatego nie ułatwiasz mu sprawy i zachrypłym głosem błagasz o ratunek. Kiedy osoba za drzwiami zaczyna za nie szarpać, spanikowany zwyrodnialec z całych sił kopie cię w brzuch. Plujesz krwią, czując, że kolejnego takiego ciosu po prostu nie wytrzymasz. Widzisz jak szybko doczołguje się w twoim kierunku i stara się do ciebie dobrać. Nie potrafisz się nawet już bronić. Jesteś zbyt słaba.
 -Doigrałaś się szmato.-mówi zasapany- Teraz zaznasz ostatniej przyjemności w życiu.-mówi po czym wyciąga zza paska pistolet. Zaczynasz panikować. Nie mogłaś się dać pokonać, na pewno nie w ten sposób. Dlatego resztkami sił, niemal miażdżysz mu nos. Widząc zalewającą go krew, żałośnie czołgasz się w kierunku jakiegokolwiek przedmiotu, którym możesz się obronić. Kiedy łapiesz metalowy fragment z rozbitego mebla, dopada cię. Ciska tobą o ziemie, znajdując się nad tobą. 
 -Ty pierdolona dziwko.-warczy- To twój koniec!-wrzeszczy nie zauważając trzymanego przez ciebie przedmioty. Więc w chwili w której sięga po pistolet, zaciskasz dłoń na przedmiocie i resztą sił, uderzasz go w skroń. Opada nieopodal klnąc, z trudem nabierając przy tym powietrza. Nie jesteś w stanie nawet uciec. Ból cię sparaliżował. Czułaś się, jakbyś miała za chwilę odlecieć. Prócz bólu rozrywającego cię na kawałeczki, czułaś krew spływającą z rozległych ran na całym ciele. Wszelkie bodźce z zewnątrz powoli przestawały do ciebie docierać. Widziałaś jedynie kątem oka, że zaczął się podnosić, jednak w akompaniamencie jakiegoś przeraźliwego huku. Nagle zrobił się jakiś hałas. Słyszałaś odgłos wystrzałów. Niedługo potem zaczęło robić ci się dziwnie gorąco. A kiedy dotknęłaś z trudem lewego boku, odkryłaś przyczynę. Nie miałaś nawet siły panikować. Po prostu zaczęłaś po prostu zasypiać. Nie zważając na nadmierny ruch i czyjeś krzyki. To wszystko wydawało się być jakby obok. Jakby nie dotyczyło ciebie. 
   Było lato, byłaś tego niemal pewna. Promienie słoneczne smagały twoje policzki, a przyjemna morska bryza owiewała niemal całe twoje ciało. Ubrana byłaś w długą, białą sukienkę, we włosach miałaś świeżo zebrane kwiaty. Pod stopami czułaś chrzęszczący piasek, który od czasu do czasu zastępowany był ciepłą, morską wodą. Dookoła nie było zupełnie nikogo. Spacerowałaś więc samotnie wzdłuż linii brzegowej plaży. Do czasu aż znajomy głos zatrzymał wszelkie twoje ruchy. 
 -Babciu? Babciu, co ty tutaj robisz?
 -Przyszłam ci coś powiedzieć skarbeńku.-uśmiechnęła się kobieta
 -Co takiego?-marszczysz brwi
 -Chciałam ci opowiedzieć trochę o pewnym cudownym miejscu, w którym przebywam od chwili.
 -Wyjechałaś na wakacje?
 -Można tak powiedzieć skarbie.-odpowiedziała kobieta, ubrana podobnie do ciebie. Kiedy zbliżyłaś się do niej dostrzegłaś jej włosy, które wyglądały jakby ktoś przyprószył je wapnem kilkukrotnie, a na twarzy jeszcze bardziej widoczne były wszelakie bruzdy i zmarszczki. Kiedy ujęłaś jej dłoń, krajobraz drastycznie się zmienił. Nie przebywałyście już w otwartej przestrzeni. Był to z całą pewnością budynek, wydający się być całkiem znajomy. Hala? Energia, aczkolwiek było to pomieszczenie, którego nie znałaś. Przypominało szatnię. Nagle pojawiło się w niej kilku dość wysokich mężczyzn. Znałaś ich. Zwłaszcza jednego z nich. Choć fizycznie wyglądał wciąż tak samo, to widać było w nim zmianę. Jego oczy nie miały tego samego błysku, był dziwnie przygaszony, wycofany. Koledzy wyraźnie celebrowali jakąś ważną wygraną, a on siedział, będąc jak gdyby ponad to. Dopiero po dłuższej chwili zauważyłaś, że wpatrywał się w ekran telefonu z nadmierną gorliwością. Dlatego po prostu podeszłaś. Obuszkiem palca wodził po fotografii roześmianej brunetki. Po twojej fotografii. Im dłużej na niego patrzyłaś, tym bardziej byłaś pewna, że za chwilę zobaczysz w jego oczach łzy. Tak bardzo chciałaś coś robić, jednak nie mogłaś. Po chwili znajdowałaś się w innym miejscu. Park pełen zielonych drzew. Dzieci bawiące się w parku, młodzież tłocząca się przy fontannie, nieco starsi przechadzający się parkowymi alejkami z ożywieniem konwersujący o jakichś przyziemnych sprawach. I ona. Rudowłosa kobieta, siedząca samotnie na ławce z kolanami przyciągniętymi do brody. Miała łzy w oczach. Obok niej panował kompletny nieład. Z torebki wysypały się niemal wszystkie rzeczy, a mimo to, ona nie zwracała na to uwagi. Siedziała, martwo wpatrując się w bliżej nieokreślony cel. Wśród rozsypanych rzeczy dało się dostrzec fotografię. A na tej widać było wielki napis "Sylwester 2014" na dalszym planie, natomiast z przodu widać było dwie rozbawione kobiety przyodziane w piękne balowe sukienki i maski. Nie mogłaś jej przytulić, choć bardzo tego chciałaś. Po raz kolejny odpłynęłaś. Tym razem nie miałaś wątpliwości gdzie byłaś. Dobrze znany, drewniany domek w stylu góralskim. Twoje ukochane miejsce. Salon z kominkiem pośrodku którego stał mężczyzna, twój ojciec. Wpatrywał się w miejsce nad paleniskiem na którym znajdowały się wszelkie rodzinne fotografie. Po jego policzkach spływały łzy. Wyraźnie wpatrywał się w twoje zdjęcia z dzieciństwa. Już po chwili znajdowałaś się w zupełnie innym miejscu. Szpital? Możliwe. Przerażała cię ta sterylna czystość. Wtedy uderzyło cię, to co zobaczyłaś. A raczej kogo. Twoja matka siedziała na parapecie. Wyglądała jak cień człowieka. Jak mantrę powtarzała "to ja powinnam nie żyć. to ja sobie zasłużyłam na śmierć. nie ona". Zamarłaś. Po twoim policzku spłynęła pojedyncza łza. Czy to prawda?
 -A teraz powiedz mi wnusiu.-nagle pojawia się twoja babcia- Idziesz dalej ze mną czy może patrzysz w dalszym ciągu na cierpienie tych ludzi? Ludzi których kochasz?
 -Ty.. nie żyjesz, prawda?-pytasz łamiącym się głosem. Nie odpowiada. Kiwa jedynie głową.- Kocham cię, ale nie chcę... Jeszcze nie teraz. Chcę wrócić. Chcę żyć. Nie chcę żeby przeze mnie cierpieli...
 -To już nie twoja decyzja skarbie. Na pewne rzeczy nie ma wpływu, na przykład na śmierć..-po tych słowach wszystko nagle robi się jasne, zbyt jasne...
 Nie byłaś w stanie otworzyć oczu. Światło wydawało się być zbyt jaskrawe, zbyt jasne. Czy to właśnie tak wygląda? Zadałaś sobie pytanie. Nie było żadnego tunelu, żadnego obrazu nieba czy też piekła. Nie było stwórcy, który czekał by wziąć cię za rękę i zaprowadzić do niebios. To nie mogło być już.. 
  Jednak powietrze było przenikliwie chłodne i rześkie. Do tego dało się usłyszeć ciche dźwięki, dające o sobie znać dość regularnie. To zdecydowanie nie mogło być już. Żyłaś. Naprawdę w to wierzyłaś, byłaś wręcz o tym przekonana. Przecież nie mogłaś umrzeć. To nie była śmierć, na jaką sobie zasłużyłaś. Zwłaszcza, że miałaś jeszcze tylko do zrobienia. Dopiero tak naprawdę zaczęłaś żyć. Niedawno odkryłaś sens pewnych wartości w życiu człowieka. Chociażby takich jak szczęście, miłość... Czy naprawdę to straciłaś? Już nigdy więcej nie upijesz się z Joanną? Nie wysłuchasz jej narzekań na beznadziejność jej partnera? Nie spotkacie się na zajęciach fitness? Nie powie ci jak bardzo jest z ciebie dumna bo poczyniłaś niewiarygodne postępy przez ostatnich kilka miesięcy? Nie wyrazi swojego zachwytu twoim związkiem z Conte? Czy już naprawdę nigdy go nie zobaczysz? Nie dotkniesz? Nie poczujesz przyjemnego dreszczu na całym ciele kiedy będzie blisko? Nie poczujesz smaku jego ust na swoich? Nie powiesz mu tego cholernego słowa na k? Nie będziesz się denerwować, kiedy twój ojciec nazwie go zięciem? Nie spędzicie ze sobą czasu jak za dawnych lat, kiedy byłaś jeszcze beztroskim dzieckiem? Nie będziesz mogła spróbować znaleźć nici porozumienia z matką? Czy to wszystko naprawdę będzie już tylko wspomnieniem?
  -Lili, proszę cię, wróć do mnie.-dociera do ciebie jakby zza mgły męski głos- Nie potrafię bez ciebie żyć. Im dłużej śpisz, tym bardziej nie potrafię sobie ze sobą poradzić.-słyszysz ciche westchnięcie- Kocham cię. Naprawdę cię kocham, nie zostawiaj mnie, słyszysz? Walcz mała, nie rób mi tego.-dopiero po chwili ciszy dodaje nieco rozpaczliwym tonem- Błagam cię, obudź się. Ja nie mogę cię stracić. Nigdy w życiu nikt nie był dla mnie tak ważny, jak ty. Dlatego proszę cię, nie poddawaj się. Walczysz już tak długo, więc nie możesz dać za wygraną. Wszyscy tu na ciebie czekamy. Proszę.
  Nie mogłaś się poddać. Za nic w świecie nie mogłaś stracić tego wszystkiego. Musiałaś się obudzić. Zmusić każdy fragment swojego ciała do mozolnego współpracy. Musiałaś wrócić do żywych. Miałaś dla kogo żyć. Za żadne skarby nie mogłaś dopuścić do tego, by wizja ze snu stała się rzeczywistością. Nie potrafiłabyś odejść z myślą, że zadałaś im tak wielki ból. Za bardzo ci zależało by tak po prostu powtórnie zasnąć. Tak jak powiedział ci to brunet, walcz. Choćby nie wiadomo co, musiałaś do nich wrócić. Za bardzo pokochałaś życie, jakie zyskałaś ostatnimi miesiącami, aby dać je sobie odebrać..

~*~
Z delikatną obsuwą, ale jestem! Tak jak się pewnie spodziewałyście, pojawił się i dramatyzm.
 Coś po prostu się musiało stać, byłoby zbyt cukierkowo i bajkowo. Oczywiście jak to ja, bez zawału się nie obyło :P  #typowaja
Miłego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.

15 komentarzy:

  1. Liczyłam na to, że ktoś ją uratuje albo, że sama się obroni i nie będzie takiej tragedii...Ale w starciu z takim wariatem nikt nie ma szans. Jak on może mówić, że Lil go uwiodła?! No i poza tym jak go pilnowali skoro się zjawił. No i skąd miał klucze Mikołaja i dostał się do środka? Jakie to on miał znajomości, że ją odnalazł... Niech się Lil wybudzi z tej śpiączki, wszyscy na nią czekają i cierpią. To co ona widziała przy babci to się wydarzyło chyba na prawdę, więc musi być długo nieprzytomna. Facu na nią czeka i ją kocha, i ojciec i nawet matka. Ma dla kogo żyć. Nie uśmiercaj jej proszę...
    Pozdrowienia z góry książek z rozrzerzonej biologii i chemii :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozpłakałam się jak małe dziecko! Co ty ze mną robisz dziewczyno :) mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze jako że uwielbiam i Lil i Facu, są tak perfekcyjni jak tylko się da :) do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nienienienie Lili musi walczyć. Dopiero zaznała prawdziwego życia. Nie odbieraj jej tego, bo jeśli tak to znajdę i zabiję!!! Miłość Lil i Facu jest wyjątkowa nie może się tak skończyć! Po prostu nie.

    OdpowiedzUsuń
  4. To chyba najbardziej emocjonujący rozdział od początku istnienia tego opowiadania, a co za tym idzie - również najbardziej zapadający w pamięć. Lil broniła się dzielnie przed atakami napastnika (kto by pomyślał, że lekcje kravmagi naprawdę jej się przydadzą, i to jeszcze w takich okolicznościach), ale niestety, na dłuższą metę była bez szans. To okrutne, że wszystko wydarzyło się akurat wtedy, gdy w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby zapobiec rozwojowi wypadków.
    Nie mam pojęcia, czy "podróż" Lil była podróżą w przyszłość czy może wszystko działo się tu i teraz, ale jedno jest pewne - na pewno sprawiła, że bohaterka zrozumiała, iż musi zawalczyć o siebie i swoje życie, a widok pogrążonych w rozpaczy bliskich był widokiem obok którego nie sposób przejść obojętnie. Zbyt wiele zyskała w ciągu ostatnich miesięcy, by móc pozwolić temu odejść.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jezu, popłakałam się.. Muzyka, opisywane przez Ciebie myśli, emocje, to, w jaki sposób utrzymałaś wartkość akcji, w jaki opisałaś bójkę i niebezpieczeństwo czające się na Lili w każdym ruchu tego... gnoja. To, w jaki sposób opisałaś działający pod wpływem adrenaliny organizm... spotkanie z babcią, słowa Conte. Nie, nie, ja po prostu nie mogę. Rozdział był przepiękny, ale za komentarz musisz mi wybaczyć, bo wiesz, ciężko się pisze i płacze jednocześnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyne, co mogę jeszcze dodać to fakt, że niewiele autorek potrafi doprowadzić mnie do łez. Tobie udało się to już po raz wtóry, więc... czapki z głów ♥

      Usuń
    2. Aż pierwszy raz nie wiem, co mam odpowiedzieć!

      Usuń
  6. Jeju jakie to było piękne! Nie wiem co napisać.... Naprawdę piękne a szczególnie ten sen, podoba mi się!! Gratuluje Ci talentu!

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak na początku czytałam z ogromnym strachem w oczach, tak przy końcu uśmiechnęłam się i cichutko zaśmiałam :D
    matko, tu taka podniosła chwila a ja śmieję? ;p Ale kurczę czytając wyznania Facu nie sposób utrzymać powagę :D
    Ok, doprowadzam siebie do porządku. Nie wiem jakiego słowa użyć, by nazwać tego Skur...! Nie wiem, jak można być taką bestią. To się w głowie nie mieści. I dobrze, że to fikcja, serio. Nie wyobrażam sobie co czuje matka Lil, bo jestem pewna, że będzie siebie obwiniać. Teraz czekam na wybudzenie Lil. Innej opcji nie widzę. I proszę nie komplikować bardziej! Wystarczająco już się bohaterowie nacierpieli.
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń