piątek, 30 października 2015

#Epílogo.


  Ludzie podejmują w swoim życiu wiele decyzji. Całą masę decyzji, które w mniejszym lub większym stopniu wpływają na ich życie. Jedne nieodwracalnie je odmieniają, inne w zasadzie nie wprowadzają niczego nowego w naszą egzystencję. Można, więc wywnioskować, iż ludzkie życie jest ciągiem nieustannych wyborów i decyzji. Niemal przez całe życie uczymy się jak podejmować te najtrafniejsze. Ty mając dwadzieścia siedem lat wciąż nie potrafiłaś tego uczynić. Miałaś wrażenie, że wciąż dokonywałaś tak samo beznadziejnych i nieprzemyślanych wyborów. Zamiast iść do przodu, momentami wydawać się mogło, że się cofasz. Stoisz bezczynnie w miejscu, gdy wszyscy bliscy ci ludzie już dawno ruszyli naprzód, choć początkowo starali się nie wyprzedzać cię za bardzo. Udawałaś, że to ci nie przeszkadza i że naprawdę cieszysz się ich szczęściem. Nie chodziło o to, że im zazdrościłaś, choć może faktycznie bywały takie właśnie chwile. Żałowałaś po prostu, że tak bardzo pozostałaś w tyle. Może i udało ci się spełnić swoje marzenia. Kilka z nich. Podróżowałaś niemal po całym świecie. W ciągu dwóch ostatnich lat odwiedziłaś każdy z pięciu kontynentów. Uczyłaś się od najlepszych kucharzy na świecie. Pracowałaś w wielu wyśmienitych miejscach. Poznałaś wiele odmiennych kultur, kuchni, tradycji. Na twojej drodze pojawiła się niezliczona liczba ludzi. A mimo to, wciąż nie czułaś się spełniona. Jak gdyby brakowało ci jakiegoś elementu tej układanki. Wiedziałaś doskonale, co nim było. Starałaś się odnaleźć fragment, który byłby w stanie to zastąpić. Bóg ci świadkiem, że próbowałaś, lecz za nic w świecie nie potrafiłaś. To była twoja pokuta za to, co zrobiłaś przed dwoma laty. Kompletnie stchórzyłaś i zniszczyłaś swoją jedyną szansę na prawdziwe szczęście w tym pieprzonym życiu, oto co zrobiłaś. Teraz to rozumiałaś doskonale. Szkoda, że tak późno nadeszło olśnienie.
 -Wiesz, co jest za dokładnie dziesięć dni?-pyta podekscytowana Joanna, która przez ostatnie dwa lata przeszła niesamowitą metamorfozę. A wszystko to za sprawą ponad dwumetrowego faceta, który oświadczył się jej w Rzymie na Hiszpańskich Schodach. Z jej płomiennych i wygolonych po bokach włosów pozostało jedynie wspomnienie. Teraz miała piękne, kasztanowe włosy sięgające jej za łopatki, a na jej nosie umiejscowiły się wdzięczne okulary, które dodawały jej powagi, której tak często jej brakowało. Nie pracowała już w prywatnej poradni. Jak to sama nazwała, zajęła się czymś o wiele bardziej szlachetnym. Pracowała z chorymi dziećmi, działając przy tym aktywnie z fundacji wspierającej najmłodszych w walce z ich demonami.
 -Cholera Lili, jesteś tam?-wyrywa cię z marazmu jej głos
 -Tak, jestem.-potwierdzasz
 -Zakładam, że mnie nie słuchałaś.-wzdycha- Jutro odbieram kieckę, w piątek muszę wpaść jeszcze do tej cholernej cukierni i odebrać buty. Pomożesz mi, prawda?
 -Oczywiście, że ci pomogę.-odpowiadasz jej
 -Czy mogłabyś choć trochę ekscytować się wraz ze mną? Pierwszej druhnie nie wypada być taką skwaszoną.-chichocze. Dokładnie pamiętałaś chwilę w której o to cię poprosiła. Odmówiłaś. Nie wyobrażałaś sobie by być blisko niej w czasie tych przygotowań skoro wciąż podróżowałaś po świecie. Sądziłaś, że to nie będzie względem niej zbyt w porządku. Jednak ta szalona kobieta nie chciała słyszeć sprzeciwu. Przy pomocy szantażu, jakoś udało jej się przekonać cię do bycia jej druhną. Znaczyło to dla ciebie naprawdę wiele. Dlatego pomimo ciągłego życia na walizkach, naprawdę zaangażowałaś się w pomoc. Czułaś, że jesteś jej po prostu to winna po tym wszystkim, co musiała przez ciebie przeżywać.
 -Jestem po prostu zmęczona.-kłamiesz- Cieszę się, że jutro wracam na stałe.
 -Och, ja też!-mówi uradowana- Wreszcie będziesz w jednym miejscu, nie będziesz takim obieżyświatem.
 -Co z tego, skoro ty niedługo wyjeżdżasz?-krzywisz się w duchu
 -Przestań, to jeszcze nic pewnego.-odpowiada ze spokojem- Andrzej to straszna pierdoła, więc nie zdziwię się jak w końcu zostaniemy w Bełchatowie na kolejne lata.
 -No wiesz, liga włoska to kuszący kąsek.
 -Błagam cię, nie mówmy o tym teraz.-zbywa cię- Na takie rozmowy jeszcze będzie czas, zwłaszcza, że to nic pewnego, Lil.
 -No cóż.-wzdychasz- Powiedz mi ilu w końcu będzie gości?-odwracasz jej uwagę wchodząc na gorący temat. Tak oto rozpoczął się kilkudziesięciu minutowy wywód o wspaniałości instytucji małżeństwa, ekscytujących przygotowaniach i tym podobnych.
  Szczerze mówiąc sama nie wiedziałaś kiedy ten czas tak zleciał. Dopiero wyjeżdżałaś z Polski z nadzieją na lepsze jutro dla siebie samej, a teraz wracasz o dwa lata starsza z niewiele lepszymi planami. Miałaś nieodparte wrażenie, że wszyscy, którzy niegdyś byli obok, gdzieś uciekli. Twoi rodzice cieszyli się odzyskanym szczęściem i planowali to, co zrobić powinni lata temu. Mikołaj odnowił z tobą kontakty, ale pomimo starań przez niego podejmowanych, nie było między wami jak dawniej. On także wyjechał. Mieszkał w Norwegii, zakochał się i od pół roku szczycił się tytułem narzeczonego. Joanna niebawem miała poślubić faceta swojego życia i wyjechać z nim do Włoch. Również z tego, co od niej słyszałaś, Conte także był bardzo bliski podobnych planów ze swoją byłą dziewczyną. Tylko ty tkwiłaś w martwym punkcie, samotna. Bo pomimo starań otwarcia się na nowy związek, nie potrafiłaś tego uczynić. Choć poznany na kursie Janek nieustannie był blisko ciebie, a w jego towarzystwie czułaś się dość swobodnie, to nie był to, czego potrzebowałaś. Nie w tym momencie. Dlatego z nutą nostalgii patrzyłaś na to, jak życie bliskich ci osób gnało do przodu i kręciło się wokół szczęśliwego zakończenia, jakiego tobie nigdy nie będzie dane przeżyć. Czułaś się tego pewna z każdym kolejnym miesiącem jaki upływał. A za ten stan rzeczy winiłaś tylko i wyłącznie siebie.
 -Lili, wyglądasz olśniewająco!-dobiega cię piskliwy głos twojej matki
 -Mamo, przestań.-kręcisz głową- Jestem tylko i aż druhną, pamiętaj o tym.
 -Wiesz, że przyjdzie taka chwila, że będziesz kimś więcej.-uśmiecha się ciepło
 -Taaaa.-odpowiadasz nieco sarkastycznie- Dobra, miejmy to za sobą.-pośpieszasz swoich rodziców i udajecie się na tak długo wyczekiwaną uroczystość.
  Wedle zapowiedzi Joanny, pojawiła się cała masa ludzi. Większości z nich w zasadzie nie znałaś, ale to akurat działało na twoją korzyść. Tak samo jak drużba Andrzeja, który ani przez sekundę nie potrafił być poważny i non stop rzucał jakimiś błyskotliwymi kawałami. W życiu tak bardzo nie bolał cię brzuch ze śmiechu, więc musiałaś przyznać, że był to kompan doskonały na najbliższe kilka, jak nie kilkanaście godzin.
Ceremonia kościelna była absolutnie wyjątkowo i piękna w swojej prostocie. Spowity w bieli i fiolecie kościół, zjawiskowo wyglądająca Joanna, Andrzej nie potrafiący oderwać od niej wzroku, płaczące matki, a także i ty podczas składania przysięgi. Potem tradycyjne obsypanie pary młodej ryżem i pieniędzmi, niekończące się życzenia w czasie których byłaś wraz z Karolem tragarzami przyjmującym upominki. Po ponad godzinie życzeń, mogliście wreszcie udać się do pięknego dworku, w którym miało odbywać się przyjęcie. Byłaś tak zaaferowana dotychczasowymi wydarzeniami, że nie miałaś nawet czasu by w tym dzikim tłumie ludzi, wyłapać jakichś znajomych twarzy. Potem w zasadzie nie było lepiej. Wypełniałaś obowiązki druhny, rozmawiałaś z gośćmi, których widziałaś po raz pierwszy w życiu, tańczyłaś chyba z połową facetów, w tym także z panem młodym i kilkukrotnie z jego szalonym drużbą, który nieustannie cię zabawiał.
 -Hej.-słyszysz znajomy męski głos kiedy kręcisz się koło stołu z przekąskami
 -Hej.-odpowiadasz nieco skrępowana. Przez sekundę spoglądasz na niego. Niewiele się w zasadzie zmienił. Wciąż był szalenie przystojny, a drobny zarost na jego twarzy dodawał mu wyrazu. A idealnie skrojony garnitur leżał na nim doskonale.
 -Wyglądasz... inaczej, aczkolwiek wciąż świetnie.-wypowiada z cieniem uśmiechu na twarzy
 -Dziękuję, w zasadzie mogę powiedzieć to samo o tobie.-uśmiechasz się nieznacznie w jego kierunku doskonale widząc, iż wciąż się do ciebie uśmiecha.- Chyba powinnam już pójść.-wyrzucasz z siebie
 -Okej.-wzrusza ramionami- Słyszałem, że wracasz do Polski.-rzuca nagle kiedy masz już odchodzić
 -Tak, to prawda.-kiwasz głową- Czas najwyższy.
 -Wszystko.. poukładane?
 -Och, to dłuższy temat do rozmów.-wzdychasz- Ale mam nadzieję, że u ciebie tak. Z tego, co słyszałam...
 -Tak, w porządku.-przerywa ci- Chyba nie powinniśmy dłużej ciągnąć tej rozmowy. Jest trochę..
 -Niezręcznie.-kończysz za niego- Masz rację.-przytakujesz- Naprawdę muszę iść, mam za chwilę wygłosić przemowę.
  Obejrzałaś się za siebie tylko raz. Bolesny raz. Twoje oczy ujrzały wysoką blondynkę uwieszoną na jego ramieniu. Była wpatrzona w niego niczym w bóstwo. A on? Wydawał się być całkiem zadowolony z tego obrotu spraw. Nie mogłaś dłużej patrzeć. Odwróciłaś wzrok i zaczęłaś przygotowywać się do mowy. Za kilka minut nadeszła właśnie ta chwila. Przed tobą wypowiadał się Karol. Cała sala zanosiła się salwami śmiechu, inaczej być nie mogło.
 -Nie martwcie się, nie będę tak zabawna jak mój przedmówca. Nie da się go przebić.-rzucasz na wstępie, co powoduje śmiech wśród zgromadzonych- Dzisiaj spotykamy się w absolutnie wyjątkowym dniu. W dniu w którym dwoje ludzi stwierdziło, że nie potrafi bez siebie żyć i chcą zestarzeć się z tym drugim u boku.-spoglądasz w kierunku rozpromienionej Joanny i Andrzeja- Miłość nigdy nie jest łatwa. Wymaga wielu wyrzeczeń, poświęceń. Są łzy i ból. Są chwile złe, wręcz beznadziejne. Jednak to miłość. Nieważne ile czasu zajmie, po tych gorszych chwilach zawsze przyjdą lepsze. Miesiąc, dwa, siedem, rok czy pięć. Prawdziwa miłość zawsze wróci. Nie da się jej zdusić w zarodku, choć często próbujemy. Nie da się od niej uciec. Zawsze nas znajdzie. W każdym momencie naszego życia. Jest nieodłącznym elementem w całej układance zwanej życiem. Czasem popełniamy błędy. Robimy rzeczy, których potem żałujemy przez długi okres życia. Pokutujemy za to, że chcieliśmy dać szczęście tej drugiej osobie, dając jej możliwość bycia szczęśliwym z kimś innym. Bo o to właśnie w tym wszystkim chodzi. Przedkładać czyjeś szczęście ponad własne. Kochać, jakby jutro miał się skończyć świat. A tak bezsprzecznie kocha się tych dwoje.-wskazujesz na swoich przyjaciół- Nie potrafię wyrazić tego, jak bardzo jestem z nich dumna i jak bardzo cieszy mnie ich szczęście. I jeśli mam być szczera, to trochę im zazdroszczę. Potrafili zauważyć miłość i ją wspólnie pielęgnować. Od teraz już jako mąż i żona. I naprawdę, chciałabym być jak oni. Potrafić docenić to piękne uczucie, a nie dać mu umknąć.-kończysz swoją przemowę, z którą na całej sali rozbrzmiewają głośne oklaski. Tuż po niej dopadając cię sami państwo młodzi, ściskając w podzięce. Po kolejnej masie podziękowań i pochwał wychodzisz na zewnątrz by przewietrzyć głowę.
 -Dlaczego mam nieodparte wrażenie, że ta przemowa była mi dość bliska?-zaskakuje cię jego głos
 -Wydaje ci się.-gryziesz się w język
 -Yhym.-kiwa głową- Chyba powinniśmy porozmawiać. Szczerze porozmawiać.
 -Facundo..
 -Nie sądzisz, że zasługuję na to, po tych dwóch latach?-unosi nieco głos
 -Nie w tej chwili. Nie dzisiaj. To nie jest dobry moment.-kręcisz głową- Dzisiaj jest ich dzień i nie psujmy im tego. Jeszcze dzisiaj to odłóżmy. Proszę.
 -W końcu będziemy musieli.-wzdycha zrezygnowany po czym odchodzi. Nie widzisz go więcej, co nie jest zbyt trudne w całym tłumie ludzi. Czujesz ulgę. Ulgę zmieszaną ze strachem. Strachem przed tym, co powinnaś mu powiedzieć oraz tym, czy będziesz w ogóle potrafiła to powiedzieć.
  Po szalonym weekendzie po którym Joanna i Andrzej wyjechali na krótką podróż poślubną, wróciłaś do codziennego życia. Pierwotnie planowałaś na powrót w rodzinne strony twoich rodziców. Po jakimś tygodniu zapragnęłaś przestrzeni. Miejskiego gwaru. Dlatego też po namowach znajomych z kursu, którzy planowali otwarcie małej restauracji w Bełchatowie, powtórnie się tam znalazłaś. W miejscu w którym wszystko się zaczęło. Na czele z jednym z piękniejszych rozdziałów w twoim życiu, który tak brutalnie został zakończony. Tym razem jednak zaczynałaś nowy rozdział, bogatsza o nowe doświadczenia. O uczucia, o których istnienia nie wiedziałaś, gdy po raz pierwszy się tutaj znalazłaś. Niemal każdy zakątek tego miasta ci o nim przypominał. Mimo to, nie chciałaś wyjeżdżać. Zobowiązałaś się. Miałaś spełnić kolejne ze swoich marzeń. Marzenie o posiadaniu swojej własnej restauracji. Dlatego bez wahania zainwestowałaś połowę kosztów w klimatyczny lokal nieopodal centrum. Wraz z Arleen i Jankiem, zabraliście się za żmudną pracę, doprowadzania tego miejsca do ładu. Wiązało się to z tym, iż wstawałaś skoro świt, wracając do mieszkania grubo po północy. Dzięki temu nie miałaś zbyt wiele czasu na rozmyślania.
 -Lili, ktoś do ciebie!-słyszysz głos Janka dochodzący gdzieś z głębi lokalu. Nie mając pojęcia kogo się spodziewać ruszyłaś w tamtym kierunku. O mało nie zbierałaś szczęki z podłogi, gdy dostrzegłaś Conte. Kilka dłuższych sekund zajęło ci wyjście z szoku.
 -Co tu robisz?-marszczysz brwi
 -Stoję?-odpowiada nieco sarkastycznie
 -To widzę.-odpowiadasz beznamiętnie
 -Czas pogadać. Za długo przed tym uciekamy.-mierzy cię spojrzeniem, a ty uświadamiasz sobie, że masz na sobie zwykły biały t-shirt, przylegające szorty i opaskę na głosie, natomiast cały twój wygląd dopełniają ślady farby znajdujące się niemal na całym twoim ciele.
 -Okej.-wypuszczasz głośno powietrze z ust- Żałuję tego, co zrobiłam. Żałuję, że byłam taka głupia. Przepraszam, że cię skrzywdziłam. Nie chciałam tego. Ja.. nie myślałam wtedy racjonalnie. O ile w ogóle wtedy to robiłam. Chcąc uchronić cię przed zranieniem, zadałam ci jeszcze gorszy cios. W zasadzie znokautowałam naszą dwójkę za jednym zamachem.-chmurzysz się- Wiem, że moje wyjaśnienia są żałosne, ale to prawda. Innych ci nie dam.
 -Czułaś choć przez chwilę, że ten wyjazd miał sens?-pyta chłodno
 -Był chwile, że owszem.-kiwasz głową- Odnalazłam równowagę między tym, co czuję, a myślę. Stanęłam na nogi, choć nie myśl, że nie nie mam wyrzutów sumienia, bo tak nie jest.-kręcisz głową- Do tej pory nie potrafię sobie darować, że zaprzepaściłam tak wielką szansę na to, by być wreszcie szczęśliwą. Wiem, teraz mogę sobie tylko gdybać, ale gdybym mogła cofnąć, to zrobiłabym to.-przełykasz głośno ślinę- Ale wiem, że nie mogę. Więc po prostu żyję, nie ruszając naprzód. Szukając ulotnego szczęścia. Trzymam się złudnej nadziei, że nawet takie okropne czyny jakich się dopuściłam, kiedyś zostaną wybaczone.-przygryzasz delikatnie wargę- Nie proszę cię o nic, bo masz prawo mnie nienawidzić. Nie winię cię też, że rozmawiamy ze sobą jak obcy ludzie, bo zasłużyłam sobie na to wszystko i to solidnie. Po prostu cieszę się, że choć tobie się udało poukładać życie. Zasługujesz na to Facu.
 -Wybaczyłem ci.-zaskakuje cię- Pomimo tego, że mnie zostawiłaś. Pomimo tego, że naprawdę cię kochałem i po raz pierwszy w życiu zacząłem wyobrażać sobie wspólną przyszłość, a ty po prostu odeszłaś. Pomimo, że zabiłaś mnie emocjonalnie i pierwsze miesiące po naszym rozstaniu były dla mnie naprawdę gówniane. Mimo tego całego cierpienia, naprawdę cię nie nienawidzę.-spogląda na ciebie- Zależało mi wtedy na tobie i to cholernie, dlatego nie potrafiłem i nie potrafię tego zrobić.
 -Nie zasługuję na to.-odpowiadasz cicho
 -Każdy człowiek zasługuje na wybaczenie.-odpowiada ci- Nawet jeśli nas doszczętnie zranił, to dał nam niesamowicie ważną, życiową lekcję. Żeby doceniać to, co się ma. Kochać z całych sił, bo i miłość się kiedyś ostatecznie kończy.-wzdycha cicho- Bo tak naprawdę dopiero w takich chwilach dostrzegamy pewne rzeczy. Jak te, że stara miłość, nigdy nie odchodzi w zapomnienie.-przeczesuje włosy ręką
 -Wiesz, że życzę ci jak najlepiej.-zmuszasz się do uśmiechu- Taki facet jak ty, zasługuje na kogoś fenomenalnego. I choć mnie to boli, to po prostu nie czekaj. Jeśli jesteś absolutnie pewien tego, co czujesz, to pokaż jej to. Nie wie nawet jak wielką szczęściarą jest.-spoglądasz w jego kierunku
 -Tak, jestem tego zupełnie pewien.-kiwa głową- Sądzisz, że powinienem chwytać chwilę?
 -Tak właśnie sądzę.-kiwasz głową- Jeśli ona kocha cię tak samo mocno, jak ty kochasz ją, to mógłbyś się jej oświadczyć równie dobrze w supermarkecie, a zgodziłaby się.
 -Łał, nie spodziewałem się, że usłyszę takie deklarację z twojej strony.
 -Dwa lata to całkiem długi okres na to, by przewartościować nieco swoje życie.-mówisz z nieznacznym uśmiechem- Więc nie marnuj czasu na swoją przeszłość, tylko skup się na przyszłości.
  Nie powtarzasz mu dwa razy. Widzisz w jego oczach ten znajomy błysk. Ten z którym kiedyś patrzył na ciebie. Ten, który pojawił się w jego oczach, gdy tylko o niej wspomniał. Bolało cię to. Tak cholernie cię bolało. Nie potrafiłaś sobie wybaczyć, że go straciłaś. Wciąż go kochałaś. Ba, przerażało cię wręcz ogrom tego uczucia. Nie było dnia, abyś o nim nie pomyślała. Abyś nie tęskniła za jego delikatnym dotykiem. Zapachem jego perfum. Smakiem jego ust na swoich. Ciepłem, które cię otaczało, gdy tyko był obok. Teraz pozostały ci jedynie wspomnienia. I ten cholerny ból, któremu musiałaś dać upust co jakiś czas. Dlatego też, po zmienieniu odzienia wierzchniego i umyciu większości śladów farby, siedziałaś przy jednym z zakrytych stolików, czując spływające po policzku gorzkie łzy i wspominałaś. Wracałaś pamięcią do chwil, które straciłaś przez swój egoizm i głupotę. Zniszczyłaś wszystko. Włącznie z miłością jedynego na tym świecie faceta, który był w stanie odkryć twoje prawdziwe ja. Sprawić byś w końcu poczuła, że żyjesz. Obudził w tobie głęboko skrywane uczucia. Zmusił ciebie i twoje serce do współpracy. A ty odwdzięczyłaś się mu, w najgorszy z możliwych sposobów.
 -Nieczynne.-warczysz, gdy słyszysz dźwięk otwieranych drzwi- Mówiłam, że...-urywasz widząc postać stojącą nieopodal
 -Płakałaś?-pyta nieco zdziwiony, dzierżąc w dłoni sporych rozmiarów bukiet
 -Nie.-kłamiesz- Co tu robisz? Potrzebujesz jeszcze jakiejś wybitnej porady?-mówisz nieco sarkastycznie- Nie wiem czy zauważyłeś, ale jestem w tym kompletnie beznadziejna.
 -Nie powiedziałbym.-przesuwa kciukiem po podbródku
 -Więc?-naciskasz- Naprawdę nie chciałabym być niemiła, ale sporo kosztowało mnie moje poprzednie wyznanie i nie mam żadnej ochoty na słuchanie jak bardzo ją kochasz i jak wiele dla ciebie znaczy. Najlepiej zachowaj to dla siebie albo dla ludzi, których to obchodzi. Bo mnie na pewno nie.
 -Dobra, a teraz skończy z byciem niemiłą i mnie posłuchaj.-grzmi, a ty marszczysz jedynie brwi- Pierwsze miesiące po twoim wyjeździe były naprawdę do dupy. Miałem ochotę strzelić sobie w łeb za to, że dałem tak bardzo zawładnąć swoje ciało przez tą cholerną miłość. O mało nie wywalili mnie z klubu, przysięgam, że gdybym nie dostał łomotu od jakiegoś kolesia na mieście, gdy błąkałem się bez celu po mieście, pewnie byłbym skończony jako sportowiec. Czułem się tragicznie, oczywiście w sferze psychicznej. Wszyscy mówili jak to nie będzie super jak mi przejdzie. Jak wspaniale będzie kiedy spotkam kogoś innego, zakocham się i zapomnę o tobie. Naprawdę się starałem zapomnieć, ale za cholerę mi to nie szło. Wkradałaś się do każdego fragmentu mojego ciała, doprowadzając mnie do szału. Przysięgam. Wtedy sądziłem, że cię nienawidzę. Powiedziałaś, że mnie kochasz, po tych pieprzonych tygodniach kiedy zastanawiałem się, czy jeszcze kiedykolwiek otworzysz oczy, a potem uciekłaś. Zastrzeliłaś mnie. Przez pierwszy rok czułem się jak totalny śmieć. Wtedy przypadkiem spotkałem Helenę. Byłem wtedy tak bardzo zgubiony i zraniony, że nawet nie potrafiłem być zły za to, jak poprzednim razem się rozstaliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać. Spędzać ze sobą czas. To wyszło zupełnie naturalnie. Oficjalnie nie mówiłem, że byliśmy razem, bo sam nie byłem nawet pewny co do niej czuję. Czy jest to coś innego.-bierze głęboki wdech- To co czuję do niej, a co łączyło nas oboje jest zupełnie, czym innym. Teraz potrafię dostrzec tą prawdziwą miłość. Nigdy w życiu nie czułem się tak, jak czułem się z nią. Kiedy byłem obok niej, czułem się najszczęśliwszym facetem na świecie. Kiedy patrzyłem na nią, miałem wrażenie, że śnię. Kiedy nie było jej obok, czułem się jak narkoman, bo chciałem być z nią w każdej sekundzie mojego życia. Kochałem ją tak naprawdę od naszego pierwszego spotkania, choć nie miałem o tym pojęcia. Sprawiła, że po raz pierwszy w życiu poczułem, że kiedyś, w niedalekiej przyszłości zostanę mężem czy ojcem. Oddałem jej całą swoją duszę, bo bez reszty pokochałem tą kobietę, każdym fragmentem swojego ciała.
 -Nie chcę tego słuchać.-mówisz cicho- Przestań.-dodajesz wzdychając ciężko
 -Odkąd pojawiła się w moim życiu, zawsze była tylko ona. I zawsze będzie.-kontynuuje niewzruszony- Nie ważne, że obydwoje przeszliśmy cholernie daleką drogę żeby być wreszcie razem, ale wiem, że każdy dzień bez niej był tego wart. Wart by móc zadać jej to cholerne pytanie, bez większych wątpliwości.
 -Nie mnie to powinieneś mówić.-kręcisz głową- To nie ja jestem tą, której powinieneś to w tym momencie mówić. To ją kochasz.-mówisz zagryzając niemal do krwi wargę- To z nią chcesz spędzić życie. Nie ze mną.-łkasz cicho
 -Wyjdź za mnie.
 -CO?!-niemal wykrzykujesz nie wierzysz w to, co właśnie powiedział.
 -To co powiedziałem.-powtarza ze spokojem- Dopiero spotkanie z Heleną uświadomiło mi to, jak bardzo cię kocham. Kochałem cię i zawsze cię będę kochał, Lili. Cierpiałem jak cholera, gdy mnie zostawiłaś, ale każdego kolejnego dnia moją motywacją, do przeżycia tej pieprzonej doby było to, że kiedyś wreszcie ponownie się spotkamy. A obiecałem sobie, że zrobię wtedy wszystko, co w mojej mocy by cię odzyskać. Kocham cię najbardziej na świecie i nie wyobrażam sobie kolejnych gównianych lat bez ciebie.
 -I mówisz mi to wszystko po tym, co ci zrobiłam? Po tym jak cię zraniłam?-mówisz łamiącym głosem- Mówisz, że mnie kochasz, choć kompletnie zrujnowałam to wszystko, co z takim trudem udało nam się zbudować?
 -Tak, bo miłość to też sztuka wybaczenia.-kiwa głową- Bo miłość nigdy nie jest łatwa. Wymaga wielu wyrzeczeń, poświęceń. Są łzy i ból. Są chwile złe, wręcz beznadziejne. Jednak to miłość. Nieważne ile czasu zajmie, po tych gorszych chwilach zawsze przyjdą lepsze. Miesiąc, dwa, siedem, rok czy pięć. Prawdziwa miłość zawsze wróci.-cytuje twoje słowa
 -Naprawdę wciąż mnie kochasz?-pytasz cicho wciąż nie potrafiąc uwierzyć w to, co się działo
 -Bardziej niż wszystko inne.
 -Nie wierzę. Naprawdę nie wierzę. Po tym wszystkim...-czujesz łzy spływające ciurkiem po twoich policzkach
 -Uwierz, skarbie.-mówi delikatnie ocierając wierzchem swojej dłoni
 -Nie zasługuję na to.-kręcisz głową
 -Zasługujesz bardziej niż ktokolwiek inny, by być w końcu szczęśliwą.
 -Nie ja, ty.-potrząsasz głową
 -Ja będę szczęśliwy tylko wtedy, kiedy ty będziesz.-mówi cicho wodząc swoją dłonią po twoim policzku- Proszę, pozwól sobie w to uwierzyć. Uwierz w to, że czekałem te cholerne dwa lata na tą chwilę. Czekałem na ciebie, obiecałem ci.
 -Nie zasługuję na ciebie.
 -Pozwól, że to ja będę decydować o tym na kogo zasługuję.-unosi twój podbródek ku górze- A zasługuję na to żeby kobieta, którą kocham bez pamięci wreszcie uwierzyła w to, że wybaczyłem jej to, że się zgubiła i potrzebowała oddechu, z dala ode mnie. By powiedziała, że mnie uszczęśliwi i zostanie moją żoną.-uśmiecha się
 -Nie wiesz na co się decydujesz.-marszczysz brwi
 -Biorę to na siebie z całym dobrodziejstwem inwentarza.
 -Dobrze.-odpowiadasz
 -Dobrze?
 -Co mogę ci powiedzieć?-wdychasz- Kocham cię Facundo i zawsze cię kochałam. To mnie przeraża jak bardzo, ale chcę z tobą być. Zawsze. Do ostatnich chwil mojego życia. Oczywiście, że chcę. Niczego bardziej nie pragnę.Więc tak, chcę być tylko i wyłącznie twoja, z resztą już mnie masz. Od pierwszej chwili w której cię zobaczyłam.-mówisz, a on po prostu cię całuje.- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam, że to musiało tyle trwać.
 -Teraz to już nie ma znaczenia.-potrząsa głową-Jesteś moim sensem życia Lili.-szepcze w przerwach między pocałunkami- I zawsze będziesz.
  W swoim życiu przeszłaś wiele. Być może momentami zbyt wiele. Byłaś na samym dnie. Nienawidziłaś siebie i wszystkiego dookoła. Nie wierzyłaś, że uda ci się wyjść z tego impasu. Odnaleźć siebie. Potrzebowałaś po prostu impulsu. Czegoś, co uwolni cię z władania demonicznej przeszłości. Kogoś, kto na nowo pokazał ci jak żyć. Sprawił, że egzystencja stanie się niebem za życia. I to był właśnie on. To on i jego miłość sprawiły, że pokochałaś. Nie tylko jego, ale i swoje własne życie. On był twoim powodem, aby oddychać każdego dnia. By walczyć z wszelkimi przeciwnościami losu. By walczyć o swoje szczęście. By odsunąć się z niebezpiecznej krawędzi między życiem, a niebytem. Potrzebowałaś tego by znaleźć się na skraju. Załamania. Bólu wewnętrznego. I na wielu innych krawędziach. Także na krawędzi rozkoszy, by te zaprowadziła cię ona na skraj ziemskiego nieba. Popchnęła cię na właściwą drogę w twoim życiu. Na drogę o której nigdy nie myślałaś, że wstąpisz. Drogę szczęścia, miłości i spełnienia. Bo oto właśnie podświadomie walczyłaś. By żyć. By naprawdę czuć, że twojej układance nie brakuje niczego. Absolutnie niczego.




KONIEC


~*~
Nie mogłam tego zrobić. Ani Wam, ani sobie, ani Lili i Facu. Nie mogłam ich trwale rozłączyć. Na pewno nie w swoich ostatnich chwilach na bloggerze.
Nadeszła ta chwila. Chwila, która jeszcze niedawno wydawała się być tak odległa, a wreszcie nadeszła. Nigdy nie byłam dobra w pisaniu pożegnań, nie mówię już o tych definitywnych. Po trzech pięknych latach, dwunastu napisanych historiach i masie wspaniałych wspomnień żegnam się ze światem blogspota. Piszę te słowa z naprawdę ciężkim sercem, ale musicie zrozumieć moją decyzję. Przede mną siedem miesięcy wytężonej pracy. Pracy, która musi zaowocować począwszy od 4 maja 2016 roku. Jestem człowiekiem ambitnym, więc prędzej wyzionę ducha, aniżeli się poddam. Dlatego też odchodzę. Muszę się skupić na rzeczach absolutnie priorytetowych dla mnie w tej chwili. Nie było łatwo podjąć tej decyzji, zwłaszcza, że bardzo zżyłam się z tą społecznością. Poznałam sporo fantastycznych ludzi, przeczytałam wiele naprawdę świetnych opowiadań. To jest przygoda, do której zawsze będę wracać z uśmiechem na twarzy. Droga, dzięki której bardzo wiele się nauczyłam. Stałam się lepszą bloggerką, ale i osobą. Dlatego pragnę Wam podziękować z całego serca, bez Was nie byłoby mnie tutaj. To Wy byłyście moją motywacją i inspiracją do pisania kolejnych historii. Wiem, że nie zawsze było ze mną łatwo, bo lubiłam Was przyprawiać o zawał. Jednak dziękuję za wytrwałość. Było mi niezmiernie miło, że mogłam tutaj być, tworzyć dla Was. Każde pozostawione słowo było dla mnie ważne. Dlatego po raz setny pięknie dziękuję za to, że byłyście częścią mojej wspaniałej drogi. Dzisiaj mówię do widzenia, jednak to jest zakończenie pewnego z etapów w moim życiu. Bez względu na wszystko, na to czy wrócę do Was jeszcze kiedykolwiek, czy nie. Będę do Waszej dyspozycji tutaj. Dzisiaj jednak czas się żegnać. Nie obiecuję Wam nic. Nie wiem czy jeszcze będę miała motywację by tu wrócić i pisać, po tak długiej przerwie. Być może są to ostatnie słowa w historii mojego autorstwa. Być może pozostanę już na zawsze tylko i aż czytelnikiem. W każdym razie, mam nadzieję, że choć w małym stopniu udało mi się spełnić swoją misję. Chciałabym, aby każda z moich historii niosła za sobą jakieś przesłanie. By nie była kolejną, bezwartościową love story o siatkarzu. Chciałam dać Wam coś więcej. Czy mi się udało? Nie wiem. Mam jednak nadzieję, że nie zapomnicie o mnie szybko, ale i nie będzie rozpaczać po moim odejściu. Tego kwiatu jest pół światu, jeszcze nie jedna osoba taka jak ja, czeka aż przeczytacie jej historie.
Nie przedłużając.
Dziękuję, za wszystko.
Żegnajcie po raz ostatni,
wingspiker.


 dziękuję zwłaszcza mojej cudownej Joan bez której
wiele rzeczy by się nie udało.
ta historia jest dla Ciebie.
dziękuję, że jesteś <3


„Odchodzimy wtedy, kiedy lepsi już nie możemy być”




17 komentarzy:

  1. Kochana moja, dziękuję Ci za te piękne słowa jakie dodałas w posłowiu. Dziękuję Ci także po raz tysiączny za miliony zawalow, łez, śmiechu i całej tej mieszanki uczuć jaka mogłam się delektować czytając historie Facu i Lil 💜 Epilog komentowalam już na GG, a właśnie, dziękuję za uczynienie mnie vipem i wszystkie przedpremierowe rozdzialiki! W tym Komentarzu chciałabym odnieść się do samej ciebie. Dobrze wiesz, że moje komentarze.to w ostatnich czasach sprawy maści widma, a więc przyszedł czas że.jak już coś komentuje, to zrobić to porządnie, jak na Stefe przystało!
    A więc, mogę.Ci powtórzyć.do znudzenia, że jesteś najlepsza blogerka jaka spotkałam w tym internetowym świecie wyobraźni i siatkówki. Nawet nie chce myśleć jak wyglądałoby moje życie gdyby nie doszło do wspominek weselnych na Twitterze! 😂 Dzięki temu zyskałam wspaniała przyjaciółkę, a podobno ludzie z internetu to zło! Zawsze mogę mieć.w tobie wsparcie i pomimo tych setek km między nami, czuje ze jesteś mi bliższa niż nie jedna osoba która jest przy mnie fizycznie. Twoja twórczość nie raz była.dla mnie inspiracją, obiektem podziwu. Ile to razy doprowadzalas mnie do szału, mieszając ile.wlezie! Niezliczoną ilość razy przeklinalam cie w duchu zastanawiając się, ile.dram musisz wcisnąć.w swoje opowiadania :D jednak zaraz potem z niecierpliwością czekałam na kolejne. I zdałam.sobie sprawę że to właśnie to było kluczem w twoich historiach. Nigdy nie zaznalam nudy czytając właśnie je. To że zawsze się coś działo jeszcze bardziej zbliżało emocjonalnie do bohaterów. Potrafiłas przekazać chwilę smutne, dramatyczne, jak i te miłosne, rodzinne, każde. Karolka, moja guru, wiem że zaraz obudzi się w tobie skromność i zaprzeczysz każdemu komplementowi, ale wierzę że chociaż trochę usmiechniesz się i otwarcie przyznasz że było warto! 😊 Jak to ja, w żadne twoje słowa w 100% nie wierzę. Tli się we mnie 1% nadziei że wrócisz. Kiedyś wrócisz choćby miało to być za x czasu. A ja zawsze będę.czekać, nieważne ile. Dla ciebie zawsze 😘💚💜💜💛❤💙💓💘 Kochana, dziękuję. Dziękuję i jeszcze raz dziękuję. Jesteś wspaniała, masz złota osobowość i diamentowa wrażliwość. Dbaj o nią, bo jesteś niesamowita osoba, która sprawiła że moje życie jest jeszcze lepsze 😘 Przepraszam że bez składu i ładu ale jestem wzruszona i naprawdę nie potrafię sklecic porządnych słów. Po prostu wiedz, że dla mnie już na zawsze będziesz miała osobne przytulne miejsce w moim Serduszku💗

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozwól, że zaklepię miejsce i wrócę tutaj jutro z jakimś mini wypracowaniem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, wreszcie znalazłam czas, by spełnić swoją obietnicę :)
      Przyznam, że układałam sobie w głowie zdania, które miałam później wystukać na klawiaturze, co by uniknąć chaosu i pozostawić po sobie jakiś w miarę estetyczny językowo ślad, ale kiedy wreszcie mogę to zrobić, w głowie mam jedną wielką pustkę :P Od czego by tu zacząć...
      Przede wszystkim byłam święcie przekonana o happy endzie. Nie dlatego, że to było do przewidzenia, tylko po prostu nie wierzyłam, że zakończysz swoją ostatnią (mam nadzieję, że ostatnią przed dłuższą przerwą! :)) historię jakimś dramatem, a poza tym miałam ogromną nadzieję, że pomimo tylu niedopowiedzeń, błędów i komplikacji Lil i Facundo uda się znaleźć drogę do własnych serc. Te dwa lata, które minęły od ich ostatniego spotkania były trudne, przepełnione tęsknotą i utwierdziły ich w przekonaniu, że nigdy nie powinni się rozstawać. Lil podróżowała po świecie, spełniała marzenia, odnosiła sukcesy, ale cóż z tego, skoro obok nie było Jego? Podobnie z Conte - próbował przekonywać sam siebie, że Helena może zastąpić u jego boku Lilianę, ale tak naprawdę to była tylko iluzja szczęścia.
      Bardzo podobała mi się przemowa Lil na ślubie Joanny i Andrzeja (swoją drogą, kto by pomyślał, że pani psychiatra zaciągnie tego nicponia do ołtarza? ;)). Widać, że płynęła prosto z serducha i zrobiła na Facundo ogromne wrażenie, a co za tym idzie, pozwoliła mu zrozumieć, jak wiele znaczy dla niego główna bohaterka, w końcu nie sposób nie zauważyć w jej słowach wielu aluzji do ich sytuacji. Oboje popełnili mnóstwo błędów, ale najważniejsze, że potrafili wyciągnąć z nich wnioski. Aż trudno uwierzyć, jak niewiele brakowało, by Liliana powieliła błąd matki i zrezygnowała z miłości swojego życia. Jej rodzicielka otrzymała od losu drugą szansę, ale czy podobnie byłoby z Lil? Wydaje mi się, że tutaj pomogła konsekwencja Facundo i to, że odważył się zrobić pierwszy krok. Podobno zgubione szczęście nie wraca, choć ja się z tym nie zgadzam. Ono może wrócić w każdej chwili, tylko nie zawsze mamy odwagę ponownie chwycić je w ramiona. Na szczęście nasi bohaterowie wyzbyli się wszelkich wątpliwości, i bardzo dobrze, bo zasłużyli na drugą szansę.
      Czasami w naszym życiu pojawia się ktoś, kto staje się impulsem do całkowitego przewartościowania swojego życia i tak też było w przypadku Lil i Facu. Wciąż powtarzam, że od początku opowiadania przeszli nieprawdopodobną wręcz metamorfozę. Oboje traktowali świat z dystansem i wystudiowaną obojętnością, a słowo miłość zdawało się w ogóle nie istnieć w ich prywatnym słowniku. Życie bywa przewrotne, bo w końcu i oni zrozumieli, że prawdziwe szczęście może dać tylko druga osoba i to mogłaby być swego rodzaju puenta tego opowiadania.
      Teraz przejdę do podziękowań. Dziękuję nie tylko za tę historię, ale także za cztery inne, które miałam okazję przeczytać. Gdybym miała wybrać swoją ulubioną, pewnie nie potrafiłabym tego zrobić, bo każda z nich była na swój sposób wyjątkowa. "Anielska predestynacja" ujmowała mnie swoją emocjonalnością, melancholijny Alek z "Niebiańskich" z miejsca zdobył moje serce, zadziorny i łobuzerski Zbyszek o chłopięcym uroku sprawiał, że nie dało się na niego zbyt długo gniewać, a opowiadanie o Jagodzie i Panu Idealnym miało niepowtarzalny, rodzinny klimat, choć życie tej dwójki nie było usłane różami. A Pura libidine? Miała w sobie pierwiastek każdej z wyżej wymienionych przeze mnie historii, a przynajmniej takie były moje odczucia. Naprawdę, trudno powiedzieć, która z nich wyszła Ci najlepiej :)
      Mam nadzieję, że w Twojej głowie zrodzi się jeszcze kiedyś taki pomysł, który sprawi, że nie będziesz potrafiła się powstrzymać przed jego spisaniem. A póki co powodzenia na maturze :) Osobiście mam ją już za sobą i uwierz, nie taki diabeł straszny jak go malują ;) Będzie dobrze!
      Nie mówię żegnaj, lecz do zobaczenia! :*
      PS. Przy okazji mam jeszcze pytanie - będziesz nadal zainteresowana informowaniem o nowych rozdziałach u mnie? :)

      Usuń
    2. PS2. Przepraszam, że musisz czytać takiego tasiemca, ale czasami nie panuję nad słowotokiem :P

      Usuń
  3. To tak DZIĘKUJĘ! Za te wszystkie świetne historie,uwierz,ze zzylam się z większością Twoich bohaterów i tak trudno było mi się z nimi rozstawać,tak samo trudno jest mi się rozstać z Tobą jako Autorka. Czekałam na Nowe rozdziały zawsze z niecierpliwoscia, wylewalam łzy i cieszyłam się jak głupia do drobnego maczku wyswietlajacego sie na ekranie mojego telefonu,chyba kazda z tych historii wniosła coś w moje życie... I co życzę powodzenia,a ta ciężka praca na pewno zaowocuje w maju,będę cholernie trzymać kciuki za Ciebie i mam cichą nadzieję,ze po tych wielkich stresach z chęcią wrócisz tutaj do nas Ściskam mocno i jeszcze raz dziękuję za każde zdanie napisane dla nas :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy weszłam dzisiaj na "Źródło" żeby dodać nowy rozdział i zobaczyłam, że dodałaś epilog, serce stanęło mi w miejscu. Czytałam cały tekst ze ściśniętym gardłem, smutną miną i łzami w oczach, bo byłam pewna, że ich rozdzielisz. Że Facu wyjdzie za tą Helenkę (też jej imię wymyśliłaś! xD), ale Ty jak zwykle postanowiłaś zagrać na naszych emocjach ;) Ogromnie się cieszę, że Joanna i Andrzej dali radę i postanowili spędzić ze sobą resztę życia, a jedynie żałuję, że Wrońskiego było w tym opowiadaniu tak mało. Może po maturze napiszesz kolejne opowiadanie o tej dwójce? Bo myślę, że ich związek byłby bardzo dobrym fundamentem pod ciekawe opowiadanie ;)
    Przemowa Lili była śliczna. Taka prosto z serca, ale czytając ją ja również, podobnie jak Conte miałam wrażenie, że jest ona skierowana do ich życia, nie do państwa młodych ;) Facundo zachowywał się dla mnie dość nieoczekiwanie z tym swoim chłodem i ironią, ale gdyby się tak głębiej zastanowić, to w sumie nic dziwnego... Lili go zraniła, wbiła mu nóż prosto w serce i jeszcze zakręciła nim młynka. Mimo to... On nadal ją kochał. I to jest piękne. Łzy szczęścia stanęły mi w oczach, gdy pojawił się w kawiarni z kwiatami. Takich oświadczyn naprawdę się nie spodziewałam. Były cudowne, szczere, piękne. Wierzę, że gdybyś pisała "Na krawędzi" dalej, doczekaliby się gromadki dzieci i wnuków, domku z kominkiem w Argentynie i bagażu wspaniałych doświadczeń ♥
    Tyle o rozdziale. Jeśli chodzi o samą Twoją bytność w blogosferze... Krwawi mi serce. Rozumiem Twoje przesłanki, jednak będzie mi bardzo trudno przywyknąć do myśli, że na długi czas nas zostawiasz. Na szczęście dla mnie, jeszcze nie wszystkie historie, które wyszły spod Twoich palców przeczytałam, więc mam co robić, gdyby anatomia do reszty mi zbrzydła :P Moim zdaniem udało Ci się pokazać w swoich historiach, że życie to nie tylko wielka miłość i różowe okulary. Przecież nie zawsze byłaś tak wspaniałomyślna i często opowiadania kończyły się źle. Podnosiłaś ciśnienie czytelnikom, ale to się chwali - sprawia, że chcemy więcej, a przecież o to chodzi ;) Mogę tylko wyrazić nadzieję, że jeszcze tu wrócisz. Pisanie jest bardzo.... uzależniającą sprawą ;) Ja może miałam bardziej błahy powód, by zerwać z blogosferą 3 lata temu - nie oderwały mnie od tego żadne obowiązki, egzaminy, a po prostu ból po pierwszym zawodzie miłosnym ;) Oderwałam się od pisania na 2 lata i... wróciłam :) Bo nagle muzyka, obrazy, różne wydarzenia zaczęły na nowo mnie inspirować, bo odnalazłam w tym na nowo radość. Bo pisanie o miłości nie było już takie ciężkie ;) Wierzę, że maturę zdasz koncertowo (a już na pewno nie masz co się martwić o polski. Polecam spróbować napisać rozszerzenie - ja bez żadnego większego przygotowania zdałam na 95% ;>), dostaniesz się na wymarzone studia i wrócisz z kolejną porcją pomysłów, emocji. Może to już nie będzie opowiadanie "uwięzione" w siatkówce, a może właśnie będzie, nie ważne :D Całym sercem marzę, żeby te słowa były tylko na "do widzenia", nie na "żegnajcie".
    Dziękuję Ci za każdą historię, którą już przeczytałam i te, które muszę jeszcze nadgonić. Za każdą łzę (a pisałam Ci już nie raz, że jesteś jedną z jedynie 2-3 osób, która swoim tekstem mnie do nich doprowadzała), za każdy uśmiech, za każde słowo. Dziękuję, że tu byłaś, pokazałaś nam siebie, pokazałaś nam swój talent i dałaś oderwać się od rzeczywistości. I cóż... DO ZOBACZENIA ♥



    Zapraszam do siebie: http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/10/rozdzia-32.html
    PS-powiedz mi tylko, czy nadal będziesz czytała i gdzie teraz Cię informować? Robić tutaj taki wielki spam czy załatwić to jakoś inaczej? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Misiaczku, mam nadzieję, że tu zajrzysz i odczytasz... ask mnie jakos nie lubi, stąd moje pytanie czy odpowiadałyby Ci przypomnienia na mailu? (Tylko musiałabyś mi go podać ;) ). Jeśli nie, no to będę walczyć z askiem... ;D
      A na razie jeszcze w sposób tradycyjny, zapraszam na kolejny rozdział: http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/11/rozdzia-33.html

      Usuń
  5. Weszłam dziś na Twojego bloga i już myślałam, że będę musiała Cię znowu ochrzaniać za to, że Facu i Lil nie są razem. Ale przez myśl mi nawet nie przeszło, że to będzie epilog. Czytałam calutki z łzami w oczach i bałam się, że ich rozdzielisz.
    Jejuś, ja nie wiem co pisać. Nie potrafię skleić jakiś normalnych zdań. Strasznie się cieszę, że ta historia się tak szczęśliwie skończyła. Najlepszy z możliwych happy end.
    W ogóle to chciałam Ci bardzo, bardzo, bardzo podziękować za tą, ale i też za Twoje wszystkie historie, które miałam przyjemność czytać. Byłam z Tobą prawie zawsze, ale nigdy jakoś nie udzielałam się w komentarzach, wolałam swoje przemyślenia zostawić dla siebie i w spokoju czekać na rozwój zdarzeń.
    Tak naprawdę to brakuje mi słów, żeby określić, jak wspaniałe są Twoje opowiadania. Uwielbiam je i nie mogę uwierzyć, że już nic nie napiszesz. Choć mam ogromną nadzieję, że jeszcze do nas wrócisz. Ja będę czekać, żeby przeczytać kolejne Twoje cudo. Jesteś wspaniała, do tego masz ogromny talent i jak dla mnie Twoje opowiadania są najlepsze z wszystkich jakie czytałam, bądź czytam. Dziękuję Ci, że podzieliłaś się z nami tymi historiami, że pokazałaś nam swój talent i w ogóle, że byłaś z nami. Dziękuję Ci za wszystko. <3 Nie zapomnę Cię i Twojego bloga, będę do niego wracać i polecać swoim znajomym. (co już robię)
    Jak już mam w zwyczaju, zawsze przy pożegnaniach muszę się rozpłynąć. Teraz nie było inaczej. Piszę te słowa, a łzy spływają mi po twarzy. Zawsze po tygodniu uwielbiałam wchodzić na twojego bloga i odstresować się. Nienawidzę się żegnać. Nie wiem, co jeszcze Ci mogę napisać. Ty wiesz, że jeżeli wrócisz (na co będę czekać) my wszystkie będziemy z Tobą, bo twoje opowiadania to tak jakby i cząstka nas, dlatego jeszcze ciężej jest się rozstać. Byłaś tak długo z nami, a razem tworzyłyśmy pewną swego rodzaju rodzinę. Proszę, wróć do nas. Poukładaj wszystkie sprawy, odetchnij trochę, ale wróć. :(
    Powodzenia we wszystkim i mam nadzieję, że DO ZOBACZENIA NIEDŁUGO.
    Kocham Cię, tak po prostu i jeszcze raz dziękuję. <3

    OdpowiedzUsuń
  6. *klaszcze* Nie umiem powiedzieć niczego innego

    OdpowiedzUsuń
  7. Tydzień. Ja potrzebowałam tygodnia, by tu wrócić i zostawić po sobie ślad, ale nawet dzisiaj nie wiem co napisać i to jest chyba najgorsze, bo byłam i czytałam.

    Zżyłam się z Lil i Facu i ich problemami, dlatego też nie wyobrażałam sobie, byś mogła ich rozdzielić za co ci dziękuję, bo oni razem to taka jedność i idealne uzupełnienie/ połączenie.

    Ta historia to dla mnie kolejna historia, którą zapełniałam swój wolny czas, dla Ciebie - ta, którą się z nami żegnasz. Kiedy jednak zobaczyłam, że wingspiker dodała coś nowego nie przyszło mi nawet do głowy, że będzie to epilog, chyba liczyłam na jeszcze więcej. Jest to Twoim plusem, zaskoczyłaś pewnie nie tylko mnie, ale i wiele osób, a umieć skończyć w momencie najmniej oczekiwanym momencie to nie lada sztuka. Nie chce tutaj wychwalać Twojego stylu pisania, bo zrobiło to kilka osób wyżej, więc powtarzanie się nie ma sensu, gdy mam takie samo zdanie, ale jedno dodam: wyżej napisałam, że twój blog to dla mnie wypełniacz czasu. Wypełniacz, który teraz zostawił po sobie pustkę, bo co tygodniowe wejście na bloga i przeczytany kolejny rozdział było miłe, a teraz...Teraz tego nie ma. Nie ma kolejnego postu, nie ma bloga, nie ma Ciebie i kolejnych Twoich pomysłów. Teraz muszę znaleźć coś nowego, co zapełni mi ten czas i mam nadzieję, że trafię na coś równie pięknego i wzruszającego, co nie będzie tylko wypełniaczem czasu po "rozkosznych", ale znacznie czymś więcej, bo byle co nie zastąpi tego bloga. Bloga, który mimo bycia wypełniaczem czasu był znacznie czymś więcej - takim prezentem wyczekiwanym od taty przez lata, albo własnie nawet takim tatą, który jest wtedy, gdy potrzeba.
    Życzę ci szczęścia i mam nadzieję, że kiedyś znajdziesz chwilę, by stworzyć dla nas jakiś jubileuszową niespodziankę. Pozdrawiam, całuję. DZIĘKUJĘ, że pisałaś coś, na co trafiłam przez przypadek, ale ten przypadek sprawił, że pokochałam Twoje historie i zostałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, kurcze jak człowiek coś napisze, a później to przeczyta to zaczyna wtedy myśleć. Wypełniacz czasu- jak to negatywnie brzmi... a nie miało, bo to nie tylko wypełniacz czasu, to wypełniacz w pozytywnym znaczeniu. To taki ostatni element układanki, który prawidłowo ułożony zadowala oko. Przepraszam raz jeszcze

      Usuń
  8. Wiedziałam, że będą razem! Oni są dla siebie stworzeni ;) choć czytając ten rozdział na początku zwątpiłam w swoją teorię, ale jednak się sprawdziła!

    Dziękuję Ci za te wszystkie wspaniałe opowiadania! I zarazem przepraszam, że na początku nie komentowałam, ale przeczytałam je wszystkie! Po raz pierwszy trafiłam na Twojego bloga przez przypadek i to było "Od pierwszego wejrzenia". Od razu wiedziałam, że polubię Twój styl pisania i tak zaczęłam czytać Twoje wytwory wyobraźni ;) Często wracam do "Nieulotnych". Kocham to opowiadanie :D Jest mi bardzo przykro, że już nie będziesz pisać, ale doskonale Cię rozumiem. W końcu też jestem maturzystką. Powodzenia na maturze, w czerwcu jak już otrzymasz wyniki napisz mi tu pod tym komentarzem czy się dostałaś tam gdzie sobie wymarzyłaś ;) Jeszcze raz DZIĘKUJĘ za te wszystkie emocje, które mną targały czytając twoje opowiadania, bardzo się ucieszę jeśli kiedyś tu wrócisz. Będę tesknić. Jeszcze raz powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu docieram. I nie, nie zapomniałam. Po prostu wiedziałam, że to koniec i odciągałam przyjście tutaj, bo wiem, że kolejnego epizodu nie będzie tutaj, a być może już nigdy nic spod Twojego pióra nie przeczytamy :( Jednak, ciągle mam nadzieję! :)
    Wiesz co, jak zaczęłam czytać, to nawet nie wiesz, jakie słowa na Ciebie wymyślałam, że zakończysz nie łącząc ich razem :D Summa summarum? Miłość wygrała. Jeśli jest prawdziwa, szczera, to żadna odległość jej nie pokona. nawet fikcyjnej miłości. Cieszę się ogromnie, że tak zakończyłaś, a i wzruszyłam się przy tym wyznaniu Facundo. I nie będę się rozwodzić - love is in the air! <3
    Caro, przez Ciebie nie potrafię już "normalnie" patrzeć na Conte xD hahaha
    Ech, nie lubię pożegnań. Nie lubię rozstawać się z ulubionymi historiami, bohaterami, a co najgorsze z Twoją twórczością. Możesz być pewna, że na pewno wrócę do Twoich blogów, szczególnie do dwóch, a nie, do trzech! :)
    Caro, będę tęskniła za Tobą. Ba, już tęsknię za nowościami, stąd też dopiero dotarłam :( Ale, rozumiem, że masz inne zajęcia, dużo ważniejsze niż pisanie, dlatego dziękuję Ci bardzo za wszystkie historie. Za każde przesłanie. Za to, że chciałaś swoimi pomysłami dzielić się z nami.
    Nie chcę pisać, do widzenia, oby do zobaczenia! :)
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. W końcu wszystko nadrobiłam i jest mi przykro, że to już koniec tej cudownej historii. Ciesze się, że miłość wygrała. Tak powinno być zawsze! :)
    Mam nadzieje, że coś jeszcze, kiedyś wyjdzie spod Twojej ręki. Zawsze chętnie coś przeczytam, nawet jeśli moja działalność w tej dziedzinie się zakończy.
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Żałuję jednego... Że nie potrafiłam zebrać się wcześniej w sobie, żeby wrócić do czytania, bo zbyt wiele mnie ominęło. Nie spodziewałam się, że gdy po swojej długiej przerwie będę zaglądać na blogi moich blogowych "koleżanek po fachu" połowa z nich nie będzie już obecna w tej pięknej społeczności Bloggera. Chyba powoli i na mnie pora, ale to nie miejsce i czas na takie rozmyślania...
    Cóż, dziś w zasadzie przyszło mi poznać całą tę historię. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że jednak mimo płynącego czasu, krzywdy, zranienia uda się im na sam koniec powiedzieć sobie "wybaczam", "kocham cie", "jestem twój/twoja". Jak widać jednak można czasami liczyć na cud, niekiedy nastąpi.
    Mimo szczęśliwego zakończenia tutaj jest mi smutno. Zarówno z powodu uświadomienia sobie, że ta przygoda kiedyś się musi kończyć, jak i że w prawdziwym życiu ciężko o takie happy endy. Ale cieszę się, że mogę chociaż takie piękne twory czytać!
    Ściskam Cię i życzę powodzenia we wszystkich życiowych planach! :*

    OdpowiedzUsuń