niedziela, 11 października 2015

#veinte.

#podkład.

  Przez długi czas nie było nic. Tylko głucha cisza, od czasu do czasu przerywana jakimś niewyraźnym dźwiękiem. Tkwiłaś w tej nicości, z całą pewnością balansując na granicy dwóch światów. Byłaś tego niemal pewna. Najgorsze było to, że nie mogłaś zrobić nic. Nic prócz czekania. Nawet na najgorsze. Bo szczerze mówiąc, twoja wiara z każdą kolejną chwilą tkwienia w tej nicości, zanikała. Byłaś już przygotowana na to, że niebawem zobaczysz światełko w tunelu, a tuż po nim osobę w białej szacie, która oznajmi ci, iż właśnie oddałaś ostatni oddech. Bałaś się tego, ale czy mogłaś temu zapobiec? W żaden sposób. Mogłaś tylko wyczekiwać. I w duchu modlić się o to, by zamiast tej przeraźliwej pustki, ujrzeć jakaś znajomą twarz. Kogokolwiek, kto mógłby ci oznajmić, iż wróciłaś do świata żywych. Pragnęłaś tego, choć byłaś także przygotowana na najgorsze. 
  Dopiero po dłuższej obecności w niebycie, coś jakby zaczęło się zmieniać. Przestrzeń dookoła ciebie zaczynała nabierać wyrazistości i kształtu. Powoli zaczynałaś odczuwać wszelkie obrażenia, dające o sobie znać. Już nie miałaś wątpliwości. Ktoś na górze cię wysłuchał i dawał ci właśnie drugą szansę.
 I właśnie wtedy zostały rozwiane twoje wątpliwości. Z ogromnym trudem podniosłaś powiekę, ważącą jak gdyby tonę. Wszystko dookoła spowijał mrok. Jedynie pojedyncze strumienie księżycowego światła wpadały przez okna, nieznacznie oświetlając wnętrze. Pośród głuchej ciszy dominowały dwa dźwięki. Pracujących maszyn, z całą pewnością monitorujących i podtrzymujących twoje funkcje życiowe jak i czyjegoś cichego posapywania. Dopiero, gdy z trudem nieznacznie przekręciłaś głowę, ujrzałaś źródło. Nawet pomimo faktu, iż było ciemno, rozpoznałaś jego sylwetkę. Siedział oparty na krześle, oddychając miarowo. Kiedy mu się dokładnie przyjrzałaś, dostrzegłaś zbyt długi kilku, jak nie kilkonastodniowy zarost i kręgi pod oczami. Dostrzeżenie tego było jednak szczytem twoim możliwości, bo czując wszechogarniające zmęczenie, po prostu zasnęłaś. 
 Gdy powtórnie odzyskałaś świadomość, mrok ustąpił światłości. Poza tym, jedyną zmianą w twoim otoczeniu była Joanna siedząca na krześle obok, pochłonięta rozmyślaniami, ze wzrokiem wbitym za okno. Dopiero w chwili, w której nieznacznie podkurczyłaś palce prawej dłoni, przeniosła swoją uwagę na ciebie. Mimo, że czułaś się jak potrącona przez tramwaj i przejechana przez walec, dostrzegłaś szok i niedowierzanie w jej oczach.
 -O mój Boże...-głos zaczął jej się łamać- Lili, wróciłaś... Naprawdę się obudziłaś...-mówiła ze łzami w oczach- Nie ruszaj się, zawołam lekarza.-dodała po czym pędem opuściła salę. Nie minęła minuta, jak powróciła do niej powtórnie, w asyście trzech lekarzy i pielęgniarek. Przez dłuższą chwilę patrzyli na ciebie niczym na eksponat w zoo. Dopiero po oględzinach podeszli bliżej i nawiązali z tobą kontakt.
 -Czy wie pani, gdzie się pani znajduje?-pyta jeden z nich
 -Szpital?-chrypisz
 -Wie pani jak się pani tu znalazła?-na to pytanie jednak nie odpowiadasz, bo głos grzęźnie ci w przełyku. Zdobywasz się jedynie na nieznaczne kiwnięcie głową.- Doznała pani bardzo poważnych obrażeń. Nie liczą krwotoku wewnętrznego, ranu postrzałowej i kilku ciętych, miała pani pęknięte żebra, uszkodzenia kręgosłupa i uszkodzoną śledzionę. Jednak najpoważniejszym z nich był obrzęk mózgu, przez który musieliśmy wprowadzić panią w stan śpiączki.-artykułuje mężczyzna- Znaczy to tyle, że ma pani naprawdę wielkie szczęście i łaskę bożej opatrzności, że się pani obudziła.
  Potem niewiele rozumiesz z ich lekarskiej paplaniny. Z resztą nie miałaś większej ochoty ich wysłuchiwać. Patrzyłaś na wpół przytomnym wzrokiem w kierunku Joanny, po której policzku spływały pojedyncze łzy szczęścia. Obserwując kumulację emocji na jej twarzy, nie zauważyłaś nawet kiedy delegacja lekarska opuściła salę. 
 -Nie płacz.-mówisz cicho kiedy dosiada się do ciebie i delikatnie ściska cię za rękę
 -Lili, ty nawet nie masz pojęcia, co przeszliśmy przez ostatnie tygodnie.-pociąga nosem
 -Tygodnie?-powtarzasz za nią niemrawo
 -Byłaś nieprzytomna przez ostatnie piętnaście dni.-odpowiada nie powstrzymując łez- Lili.. ja cię wtedy widziałam. Widziałam cię bo przyszłam do ciebie, bo zapomniałaś zabrać telefonu, a ja chciałam ci go oddać bo Facu się wyraźnie niepokoił, że nie odbierasz telefonu. Mój Boże.. Myślałam, że nie żyjesz.. Byłaś skatowana... Kiedy cię zobaczyłam o mało nie umarłam, a kiedy nie wyczułam pulsu... Myślałam, że cię straciłam..-zaczęła cicho szlochać- Do tego kiedy lekarze powiedzieli nam, że nie dają ci większych szans na przeżycie nocy... Nigdy w życiu się tak bardzo nie modliłam, jak przez ostatnie piętnaście dni. 
 -Już jestem.-starasz się nieco mocniej ścisnąć jej dłoń
 -Dzięki Bogu.-uśmiecha się przez łzy- Ja przepraszam, że ci to wszystko teraz mówię, ale te wszystkie emocje się tak skumulowały, że sama już nad nimi nie panuję.
 -Nie, mów. Chcę wiedzieć. Wszystko.-rzuciłaś półgłosem
 -W czwartej dobie po operacji miałaś zapaść. To był cud Lili. Istny cud, że zdołali cię odratować. Twoje serce przestało bić..-bierze głęboki wdech- Czułam się wtedy jakby ktoś rozszarpywał mi serce, dosłownie. Nie wspomnę nawet o twoich rodzicach czy Conte..
 -On tu był. Widziałam go.-przypominasz sobie widok bruneta chwilę po przebudzeniu
 -Był, siedział u ciebie non-stop przez kilka dni. W końcu dał się wygonić, wyglądał jak siedem argentyńskich nieszczęść.-kiwa głową- Ale myślę, że się tu niebawem zjawi. Dałam mu znać, że wróciłaś do nas.-dostrzegasz w jej oczach iskierkę radości- Z resztą wszyscy siedzieliśmy tutaj dniami. Nieustannie prosząc tego gościa na górze o to, by nam cię oddał. 
  Więcej z tej rozmowy nie pamiętałaś. Byłaś tak kompletnie zmęczona, że po prostu odpłynęłaś. Obudził cię odgłos czyjegoś krzątania wokół ciebie. Kątem oka dostrzegłaś pielęgniarza kręcącego się koło kroplówki. Kiedy się do ciebie uśmiechnął, poczułaś nieprzyjemne kłucie w boku, a w chwili, gdy dotknął twoje dłoni przy zmianie wenflonu, niemal cała zesztywniałaś. Dobrze wiedziałaś czym to było spowodowane. Dlatego tak bardzo obawiałaś się wizyty bruneta czy swojego ojca. Nie byłaś po prostu pewna, czy aby wytrzymasz psychicznie obecność mężczyzny. Bo choć wiedziałaś, że oni cię nie skrzywdzą, to czułaś tą psychiczną blokadę, narastającą z każdą chwilą, w której słyszałaś czyjeś kroki nieopodal wejścia do twojej sali. 
 -Liluś, gdybym tylko wiedział, przyjechałbym wtedy do ciebie, nie puściłbym cię samej..-mówi rozgoryczony twój ojciec
 -Czarek, przestań się obwiniać.-dodała twoja matka- Jedyną osobą, która powinna spłonąć z wyrzutów sumienia jestem ja.-odparła- To przez moją głupotę o mal nie straciliśmy swojego jedynego dziecka..-popatrzyła na ciebie z ogromnym bólem i smutkiem, wypisanymi na twarzy.
 -Och skarbie, nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo się postarzeliśmy, przez ostatnie kilkanaście dni.-mówi ciepło dotykając twojej dłoni. Z trudem jej nie cofnęłaś, co musiał widocznie wyczuć, bo wycofał się z zamiarem ściśnięcia twoich paliczków.
 -Już okej, tato.-niemal szepczesz widząc jego łzy
 -Prawie.-mówi równie cicho, a po chwili wstaje by ustąpić miejsca twojej matce. Pierwszy raz w życiu widziałaś ją w takim stanie. Bez pełnego i jakże perfekcyjnego makijażu, z widocznymi pojedynczymi zmarszczkami i brudami oraz podkrążonymi i opuchniętymi od płaczu oczami, w niczym nie przypominała kobiety sukcesu, jaką widywałaś przez niemal całe swoje życie.
 -Przepraszam cię kochanie, tak bardzo cię przepraszam.-pociąga żałośnie nosem- To przeze mnie doświadczyłaś w życiu tak wiele złego i masz prawo mnie nienawidzić. Żałuję, że nigdy nie byłam dla ciebie lepszą matką, a przede wszystkim matką. Zrozumiałam swoje błędy dopiero w chwili, w której o mało cię nie straciłam.-ociera pojedynczą łzę spływającą po policzku- Zrozumiałam jak bardzo zaślepiona byłam pogonią za nieuchwytnym królikiem w swoim życiu, mając pod nosem szaraka, czekającego na przygarnięcie. Tego, który okazał się być jedynym w swoim rodzaju okazem.-uśmiecha się smutno- Byłam okropnie głupia, zniszczyłam życie dwóm ważnym w moim życiu osobom.-kiwa głową- Ale przysięgam na wszystko, nie będę już taką idiotką. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby naprawić swoje błędy, choć po części. Nie liczę, że mi wybaczysz Lili, ale proszę cię, nie odtrącaj mnie. Kocham cię córeczko i oddałabym wszystko żebyś kiedyś mogła naprawdę powiedzieć o mnie "mama", bez odrazy w głosie..-dodała z przeszklonymi oczami
 -Nie można cofnąć czasu, mamo.-dodajesz nieco zachrypłym głosem- Ale trzeba znaleźć jak najlepszą drogę, aby przyszłość była o wiele lepsza.-mówisz wzdychając- Nie nienawidzę cię, kiedyś może i tak myślałam. Jednak każde dziecko, nawet mające te kilkadziesiąt lat, w jakiś sposób kocha swojego rodzica. Nawet jeśli był do dupy.
 -Widzę, że wracasz do formy.-uśmiecha się nieznacznie
 -Staram się.-odpowiadasz delikatnie unosząc kąciki ust ku górze
 -Nie będę cię dłużej męczyć, zwłaszcza, że miałaś dzisiaj paru gości i z całą pewnością, potrzebujesz odpoczynku.
 -Odpoczywałam przez ostatnie piętnaście dni.-wtrącasz
 -Wiem to, więc mam nadzieję, że wytrzymasz jeszcze jedną, maleńką wizytę?-pyta kobieta- Na zewnątrz czeka facet, który przez ostatnie kilkanaście dni martwił się o ciebie, chyba najbardziej z nas wszystkich.
Nie miałaś zbyt wiele czasu na przygotowanie się psychicznie na spotkanie z Facundo. Bo już po chwili od wyjścia twojej matki, ujrzałaś jego sylwetkę w drzwiach. Dość niepewnie wszedł do środka i zajął miejsce, w bezpiecznej odległości od ciebie. Na jego widok, jakaś część ciebie aż rwała się żeby go dotknąć, jednak ta druga skutecznie ją zagłuszała, powodując narastający strach z powodu obecności mężczyzny.
 -Hej.-mówi dopiero po chwili nieśmiało spoglądając w twoim kierunku
 -Cześć.-odpowiadasz mu- Chyba dawno się widzieliśmy?
 -Zdecydowanie.-kiwa głową, nieco rozbawiony twoimi słowami- Jak się czujesz?-pyta po sekundzie ciszy
 -Lekko rozwalcowana i cała obolała, ale żywa.-odpowiadasz zgodnie z prawdą
 -Nawet nie wiesz, jak cudownie jest usłyszeć takie słowa z twoich ust, nawet jeśli boli mnie patrzenie na twoje cierpienie.-uśmiecha się delikatnie- To były trudne dni, dla nas wszystkich.-kiwa głową
 -Słyszałam już, co nieco.-odpierasz- Wiesz, co z..
 -Nie żyje.-odpowiada niemal natychmiast- Nie dość, że policjant postrzelił go prosto w nerkę, to miał wylew krwi do mózgu, po pęknięciu krwiaka powstałego wskutek uderzenia.-dodaje- Zasłużył, gnój..-zaciska szczękę w przypływie złości
 -Proszę, nie chcę o nim mówić. Nigdy więcej.-przymykasz delikatnie powieki
 -Po prostu ma szczęście, że nie żyje, bo marny by był jego żywot. Za to co ci zrobił...-spuszcza wzrok- Nie potrafię sobie darować tego, że cię zostawiłem.. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby..
 -Ale nie musisz.-przerywasz mu- Jakoś mi się udało.
 -Nie zasłużyłaś na to, w żadnym wypadku.-kręci głową
 -Zasłużyłam czy nie, nie da się już tego cofnąć, stało się.-wzdychasz ciężko
 -Najważniejsze, że do nas wróciłaś.-mówi z cieniem uśmiechu na twarzy
 -I już nigdzie się nie wybieram.-odpowiadasz mu- Ale.. muszę wiedzieć tylko jedną rzecz.-dodajesz po chwili przygryzając delikatnie dolną wargę- Skąd.. jak się tam dostał?-wypuszczasz głośno powietrze z ust
 -To długa historia.-wzdycha ciężko- Jak się okazało Mikołaj zapomniał ci wspomnieć o dość istotnym fakcie, że kiedy wracał z zakupami wpadł w niego jakiś facet. Był tak tym zaaferowany, że nie zauważył, że koleś sprzątnął mu portfel ze wszystkimi dokumentami i klucze. No i jak się okazało to nie był przypadkowy złodziej...-spogląda nerwowo w twoim kierunku- Obserwował go od paru dni. Zauważył go jak wychodził i po prostu wykorzystał chwilę.-to były ostatnie słowa jakie do ciebie dotarły. Po prostu zasnęłaś.
  Wciąż byłaś tak bardzo słaba, że ucinałaś sobie drzemki w niemal każdej chwili. Jak powiedział twój lekarz prowadzący, twój organizm był bardzo wyeksploatowany i potrzebował jeszcze sporo czasu na regenerację. Dlatego też potrafiłaś przez pół godziny w miarę swoich obecnych możliwości funkcjonować, by po końskiej dawce wszelkich leków odpłynąć na niemal pół doby. Oczywiście nie zrażało to twoich najbliższych, którzy przesiadywali na zmiany tuż przy twoim łóżku, nie zważając na fakt, że nie byłaś zbyt rozmowna. Po prostu trwali przy tobie, często godzinami siedząc w ciszy i obserwując jak śpisz. Szczerze podziwiałaś ich za cierpliwość, bo ty w obecnej sytuacji przykuta do łóżka, nie mogłaś robić w zasadzie niczego poza oddychaniem i za nic nie mogłaś wytrzymać w jednej pozycji. A kiedy uparcie starałaś się ją zmienić, dawały o sobie znać liczne obrażenia, które poniosłaś. Dopiero po tygodniu mogłaś próbować zmieniać swoje położenie, co przychodziło ci z ogromnym trudem i wysiłkiem. Czułaś się przez to jak inwalida wojenny.
 -Nie masz teraz przypadkiem jakiejś reprezentacji?-pytasz Conte, który dość wytrwale przekazywał ci treść jakiegoś babskiego czasopisma
 -W zasadzie to mam.-kiwa głową
 -Ale jesteś tutaj?-ciągniesz dalej
 -Nie zostawiłbym cię tutaj, na pewno nie w takim stanie.-kręci głową
 -Już jest odrobinę lepiej, a ty na pewno masz jakieś obowiązki względem ojczyzny.
 -Wyganiasz mnie?-mierzy cię spojrzeniem
 -Niezupełnie.-wzdychasz- Bez sensu jest, abyś tutaj bezproduktywnie siedział, kiedy masz rok przedolimpijski.
 -Na razie mam jeszcze chwilę wolnego, potem będę musiał wrócić do obowiązków.-krzywi się
 -Igrzyska Panamerykańskie, finały ligi światowej?
 -Widzę jesteś całkiem nieźle zorientowana w moim grafiku.-śmieje się
 -Mój ojciec, nie ja.-odpowiadasz nieco rozbawiona- Więc ile trwa ta chwila?
 -W poniedziałek muszę być na zgrupowaniu w Rosario.
 -Dzisiaj mamy, sobotę?-dopytujesz, a on kiwa jedynie głową- Już dość się tutaj wysiedziałeś, przyda ci się chwila przyjemności.
 -To ty to powiedziałaś.-podkreśla- W każdym bądź razie, jutro mam samolot do Buenos.
 -W takim razie bez medalu się tutaj nie pokazuj, okej?-starasz się jakkolwiek rozluźnić napiętą atmosferę
 -Zrobię wszystko, co w mojej mocy.-uśmiecha się w charakterystyczny dla siebie sposób, a ciebie aż przechodzą dreszcze. Im więcej czasu spędzałaś w jego towarzystwie, tym większa frustracja narastała w twoim wnętrzu. Tak bardzo pragnęłaś poczuć jego dotyk, jednocześnie się go obawiając. A on, jak gdyby wyczuwając to, wciąż trzymał się na bezpieczną odległość. Widziałaś w jego oczach, że i on musiał ze sobą walczyć.
 -W takim razie, do zobaczenia za trzy tygodnie.-uśmiecha się smutno
 -Mam nadzieję, że wrócisz z medalami, a ja do tego czasu przestanę być inwalidą.-odpowiadasz mu siląc się na uśmiech
 -W takim razie mamy umowę.-unosi kąciki ust ku górze po czym robi krok w twoim kierunku. Widziałaś jak bardzo bił się z myślami, czy aby powinien wykonać kolejny krok. Dopiero po dłuższej chwili ciszy podszedł bliżej. Z zapartym tchem obserwowałaś jak nieśmiało zbliżaj swoją dłoń, do twojej. Wciągnęłaś głośno powietrze w której poczułaś jego delikatny dotyk. Kiedy poczuł, że się spinasz, chciał cofnąć dłoń, jednak nie pozwalasz mu na to.
 -To nic.-szepczesz- Muszę.-dodajesz po chwili, nieznacznie ściskając jego ciepłą dłoń. To był dla ciebie naprawdę ważny krok. Nawet pomimo faktu, iż miałaś mało przyjemne dreszcze na całym ciele, a twoje serce biło jak szalone. Wiedziałaś, że powoli, musisz przyzwyczajać się do czyjegoś dotyku. Nawet jeśli początkowo wiązało się to ze strachem i fizycznym bólem. Musiałaś się przemóc. Nie tylko dla siebie, ale i bliskich sobie osób. Nie mogłabyś ich krzywdzić. Nie w ten sposób..


~*~
Tak jak i się spodziewałyście, Lili się obudziła. To byłoby zbyt "oklepane" jeśli bym ją w tym momencie uśmierciła, a ja nie lubię zbyt prostych rozwiązań :D  Nie będę przedłużać, widzimy się za tydzień. A muszę Was uprzedzić, że tych spotkań nie będzie już tak dużo, bo zbliżamy się wielkimi krokami do końca... Ale to za chwilę, całkiem długą chwilę ;)
Miłego tygodnia!
Ściskam,
wingspiker.




11 komentarzy:

  1. Jak zawsze rozdział cudowny! Nie mogę wymyślić nic sensownego... A wiec do następnego kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nawet nie brałam pod uwagę, że mogłabyś uśmiercić Lil! ;) Zresztą to zbyt silna bohaterka, by tak po prostu dała się "pokonać".
    Chyba po raz pierwszy w opowiadaniu widzimy aż tak przejętą Joannę. Widać jak na przestrzeni całej historii zżyła się z Lilianą, zresztą vice versa. Psychoterapeutka chyba zajęła w jej życiu miejsce Mikołaja, który, notabene, tym razem również się nie popisał. Może gdyby nie zapomniał wspomnieć o kręcącym się w pobliżu podejrzanym typie, nie doszłoby do tej tragedii.
    Być może kuriozalne jest szukanie w tej sytuacji jakichś pozytywów, ale mimo wszystko one występują, choćby pod postacią skruszonej matki Lil, która zrozumiała swoje błędy i nie mam cienia wątpliwości, że od teraz będzie starała się jej wynagrodzić wszystkie lata w trakcie których nie była taką matką, na jaką zasługiwała jej córka. A postawa Conte chyba nawet nie wymaga żadnego komentarza, bo chłopak spisuje się na medal :)
    Pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się, że Lili przeżyła i powoli będzie wracała do siebie. Boje sie tylko, że Conte za bardzo będzie się obwiniał o ten wypadek... zacznie sobie wymyślać i powiększy przepaś międzi nim, a Lili. Swoją drogą, to trochę dziwne, że dziewczyna boi się po ataku tak ważnych dla siebie mężczyzn, nawet ojca. Przecież ten gówniarz ją pobił, nie zgwałcił po raz kolejny. Według mnie Liliana powina chieć kontaktu z tatą i własnym chłopakiem, pragnąć obrony z ich strony, nie się ich bać. No, ale to Twoja wizja bohaterki, więc się nie czepiam ;)
    Dużo weny i pisz jak najdłużej. Ja się nie mam ochoty żegnać :c

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam serdecznie :*
      http://zrodloradosci.blogspot.com/2015/10/rozdzia-30.html

      Usuń
    2. Nie chodzi o to,że boi się konkretnie ich, bardziej ogółem mężczyzn ;)

      Usuń
  4. Wiedziałam, że się obudzi! Chyba matka Lil zrozumiała teraz wiele rzeczy. Mam nadzieję, że się zmieni. Wszyscy czuwali nad Lili. Mikołaj tylko się wyłamał. Myślałam, że będzie inny. Tylko na początku był prawdziwym przyjacielem, bo z czasem bardzo się zmienił. Nawet zapomniał powiedzieć, że mu ktoś klucze zwinął.... Ech.. Współczuję Joannie tego, że widziała tak zmasakrowaną Lili, ale w sumie to może lepiej, że to właśnie ona ją widziała jako pierwsza. Najważniejsze, że Lili ma w niej wsparcie. Tatuś jak zawsze kochany i czuwał nad swoją księżniczką. Conte aż kadrę zaniedbał. Widać, że się zakochał po uszy. Niech zdobędzie złoto dla swojej wybranki! ;)
    Szkoda, że zbliżamy się do końca ;( będę tęsknić!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. A jednak nie jesteś ta okrutnie zła :P Możemy cieszyć się, że Lil wróciła do żywych. Jakoś tak bezpieczniej się poczułam, gdy przeczytałam, że On nie żyje. Ale wiesz co mi się podobało? To, że wszyscy bliscy byli wśród Lil, gdy ta była pogrążona we śnie. Chyba głupoty gadam? W każdym razie cieszy mnie, że ta znajomość z Facu okazała się strzałem w dziesiątkę i oboje znaleźli miłość. Chyba? :P Bo z Tobą może być różnie :P
    Mówisz, że koniec się zbliża? Nie myślę o tym...
    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń